rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Wykład, który wstrząsnął światem. I papieska skrucha, jakiej nie znała historia

Benedykt XVI w Ratyzbonie 12 września 2006 roku. Fot. Mazur / catholicnews.org.uk

Ratyzboński wykład Benedykta XVI z 2006 roku roztrwonił wypracowany przez poprzednika kapitał w relacjach z islamem. Jednocześnie doprowadził do przełomu w tych relacjach.

W konsekwencji wykładu, jaki papież Benedykt XVI wygłosił 12 września 2006 roku na Uniwersytecie Ratyzbońskim, w relacjach z islamem w poważnej mierze został roztrwoniony pozytywny kapitał, wypracowany za pontyfikatu Jana Pawła II.

Leczenie poratyzbońskich ran w stosunkach chrześcijańsko-islamskich potrwa zapewne długo. Paradoksalnie papieski wykład ma jednak swój udział w historycznym nowym otwarciu w tych stosunkach. Miesiąc po nim 38 muzułmańskich duchownych, uczonych i teologów, przedstawicieli różnych nurtów islamu, napisało do Benedykta XVI bezprecedensowy list, przyjmując jego ubolewanie. Równo rok później wszyscy oni – razem ze stu innymi muzułmanami z całego świata – podpisali się pod listem do przywódców Kościołów chrześcijańskich z zaproszeniem do dialogu na podstawie wspólnej wiary obu religii w jedynego Boga i przykazań miłości Boga i bliźniego. List ten to niewątpliwie przełom w relacjach między islamem a chrześcijaństwem.

W wydarzeniach tych istotną rolę – nieświadomie i świadomie – odegrały media. Bez mało odpowiedzialnej medialnej wrzawy i awantury wokół ratyzbońskiego wykładu, ale także bez jak najbardziej odpowiedzialnych działań części ludzi mediów, trudno wyobrazić sobie i tragedię, jaką pociągnął za sobą wykład, i nadzieję, jaka ostatecznie związała się z nim dla relacji chrześcijańsko-islamskich. Problem w tym, że nadzieja ta – przynajmniej jak na razie – tylko w niewielkim stopniu obchodzi media.

Co naprawdę powiedział papież

Przypomnijmy: wykład Benedykta XVI pt. „Wiara, rozum i uniwersytet” liczy 10 stron maszynopisu. Temat islamu, a dokładniej analiza fragmentu rozmowy, do której miało dojść w 1391 roku między bizantyńskim cesarzem Manuelem II Paleologiem i pewnym uczonym Persem, muzułmaninem, zajmuje niewiele ponad jedną stronę. Rozważania papieża dotyczyły – jak sam zaznaczył w wykładzie – marginalnego punktu tej rozmowy: „cesarz porusza temat dżihadu – świętej wojny”, i to w kontekście sprawy nawracania na wiarę siłą lub za pomocą rozumu.

Światowe media epatowały jednostronnym przekazem o wykładzie, niewiele robiąc sobie z możliwych tragicznych – dla chrześcijan w krajach islamskich – konsekwencji. Problem w tym, że one właśnie takie są – czy nam się to podoba, czy nie

Józef Majewski

Udostępnij tekst

Światem islamskim wstrząsnęły głównie następujące słowa Paleologa przytoczone przez papieża: „Wskaż mi, co nowego wniósł Mahomet; wtedy znajdziesz tylko to, co złe i nieludzkie, jak choćby to, że nakazał szerzyć mieczem wiarę, którą głosił”. Dla muzułmanów nie do przyjęcia były także inne stwierdzenia (w wykładzie wciąż według Paleologa): że wiara chrześcijańska – w przeciwieństwie do islamskiej – związana jest „z rozumem, a tym samym z istotą Boga”; że islamskie nawracanie siłą, a nie rozumem, sprzeciwia się Bogu. Tymczasem – mówił dalej papież – dla uczonego Persa „Bóg jest absolutnie transcendentny. Jego wola nie jest związana z żadną z naszych kategorii, również nie z racjonalnością”. Benedykt odwołał się do autorytetu muzułmańskiego uczonego Ibn Hazma (zm. 1069 r.), dla którego „Bóg nie jest ograniczony nawet przez swoje Słowo i nic nie zmusi Go do objawienia nam prawdy. Jeśli taka będzie Jego wola, człowiek będzie musiał nawet czcić bożków”.

To właśnie te papieskie wypowiedzi i cytaty, nade wszystko słowa o islamskim szerzeniu wiary mieczem, od razu znalazły się na czołówkach mediów całego świata, wywołując globalną burzę. Treść pozostałych dziewięciu stron wykładu praktycznie przeszła niezauważona. O ile media Zachodu na chłodno prześcigały się w wynajdywaniu zróżnicowanych przyczyn, dla których papież w kontekście współczesności posłużył się średniowiecznym dziełem, o tyle media świata islamskiego jak jeden mąż wyrażały gorący, radykalny sprzeciw wobec „błędnej” czy „kłamliwej” prezentacji zasad islamu i domagały się przeprosin ze strony Benedykta XVI.

W obliczu protestów muzułmanów Watykan tłumaczył, że wykład został przez nich źle zrozumiany. Część komentatorów, dużo częściej po stronie chrześcijańskiej niż islamskiej, winę za taki stan rzeczy zrzuciła na media. Kard. Tarcisio Bertone, watykański sekretarz stanu, mówił o poważnej manipulacji papieskim tekstem i wyraził ubolewanie, że media nie nagłośniły pozytywnych wypowiedzi o wykładzie (18 września). Kard. Jean-Marie Lustiger z Paryża w „New York Timesie” stwierdził: „Mamy do czynienia z wykreowanym przez media zjawiskiem graniczącym z absurdem” (18 września). Zdaniem prof. Andrei Riccardiego z rzymskiej Wspólnoty św. Idziego, zaangażowanej w dialog międzyreligijny, to środki przekazu sprawiły, że ważne było nie to, co naprawdę powiedział Benedykt, ale to, „co podały agencje” (19 września). O nieodpowiedzialnych mediach, które wzmagają napięcia między muzułmanami i katolikami, mówili także zwierzchnicy islamu na Filipinach (24 września).

Wina (tylko) mediów?

A media rzeczywiście prześcigały się w „nieodpowiedzialności”: nie dość, że skupiały się na słowach papieża wyrwanych z kontekstu zarówno samego wykładu, jak i wcześniejszych jego przemówień o islamie, to jeszcze stały się amboną dla przedstawicieli radykalnych środowisk muzułmańskich, religijnych i politycznych. W krajach islamskich polała się chrześcijańska krew, wybuchały bomby pod chrześcijańskimi świątyniami, niszczono dobytek chrześcijan, zastraszano i atakowano Bogu ducha winnych wyznawców Chrystusa, wzywano do krwawego rozprawienia się z Watykanem, palono kukły Benedykta XVI…

Tariq Ramadan, muzułmański profesor z uniwersytetu w Oksfordzie, znany reformator islamu na Zachodzie, trafnie opisał sytuację w „International Herald Tribune”: „Większość nie czytała papieskiego wykładu, inni oparli się na jego fragmentarycznym skrócie, według którego papież powiązał ze sobą islam i przemoc. […] Jednakże szacunek, jakim muzułmanie darzą Proroka Mahometa, pewne grupy czy władze wykorzystują do manipulowania kryzysem jako zaworem bezpieczeństwa zarówno dla ich krnąbrnej ludności, jak i dla własnych, politycznych programów. […] Masowe protesty, […] najpierw charakteryzujące się niekontrolowanym wylewem emocji, w końcu dostarczyły dowodu na to, że muzułmanie nie są w stanie włączyć się w rozumową debatę i że słowna agresja i fizyczna przemoc są bardziej zasadą niż wyjątkiem” (20 września).

Bez wątpienia światowe media często epatowały jednostronnym przekazem o ratyzbońskim wykładzie, niewiele robiąc sobie z możliwych tragicznych – dla chrześcijan w krajach islamskich – tego konsekwencji. Nie da się usprawiedliwić takiego postępowania mediów, problem jednak w tym, że one dzisiaj właśnie takie są – czy to się nam podoba, czy nie. Bliskie są im sensacje i skandale, ciągnie je do tego, co obrazoburcze, łatwiej im do jednostronności i uproszczeń, rządzą nimi żelazne zasady w rodzaju: good news no news („dobra wiadomość to żadna wiadomość”) czy bad news good news („zła wiadomość to dobra wiadomość”).

Nie trzeba być wielkim znawcą funkcjonowania współczesnych mediów, aby zdawać sobie z tego sprawę. Wiadomo o tym było zarówno po wykładzie w Ratyzbonie, jak i przed nim. A jeśli taka jednostronna czy obrazoburcza jest „natura” mediów, to oznacza, że nie da się dzisiaj odpowiedzialnie występować publicznie, w świetle medialnych reflektorów i fleszy, bez brania tego pod uwagę. W szczególny sposób odnosi się to do publicznego podejmowania tak delikatnych i złożonych kwestii, jak relacje chrześcijańsko-islamskie. Tak więc współcześnie wina za niewłaściwy medialny przekaz przesłania wiary nie musi leżeć jedynie i tylko po stronie samych mediów.

W tym kontekście na myśl przychodzi swoista reprymenda Jana Pawła II pod adresem Kongregacji Nauki Wiary z czasów, gdy jej prefektem był kard. Joseph Ratzinger, za kłopoty związane z recepcją jej doktrynalnych dokumentów. Jakie mogą być przyczyny tych kłopotów? – pytał papież 18 stycznia 2002 roku, podczas spotkania z członkami Kongregacji.

I nie miał gotowej odpowiedzi, ale sformułował kolejne pytania, wśród których jedno dotyczyło mediów: Jak bardzo można winić za trudności z recepcją dynamikę mass mediów? Bliska jest mi opinia niektórych komentatorów, według której Jan Paweł II delikatnie zasugerował, iż integralne głoszenie przesłania wiary dzisiaj – forma i sposób przekazu wiary – nie może nie liczyć się z tym, co mogą z nim zrobić media. One mogą dobrze służyć przesłaniu wiary, ale mogą też służyć źle: wypaczyć je, zepsuć, wynaturzyć czy wykrzywić. Rolą tych, którzy je głoszą, jest to, by mediom nie ułatwiać tego zadania. Przypominają się słowa św. Pawła: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść” (1 Kor 6, 12).

Jan Paweł II – co ważne, z pomocą sztabu swoich doradców i ekspertów – wyjątkowo dobrze stosował się do „zasady mediów” w stosunkach z islamem. Nie da się jednak tego samego powiedzieć o „czynnikach watykańskich” w przypadku wykładu w Ratyzbonie. Eksperci i doradcy Benedykta XVI, ale też sam papież, jakby zapomnieli o tych zasadniczych i delikatnych współcześnie kwestiach związanych z funkcjonowaniem mediów. Abp John P. Foley, przez wiele lat przewodniczący Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu, powiedział w październiku 2006 roku na łamach „National Catholic Reporter”, że burza wywołana ratyzbońskim wykładem ilustruje potrzebę „przewidywania możliwych reakcji” na papieskie wypowiedzi, a tym samym unikania języka, który może wywoływać niepożądane skutki.

Trzeba zgodzić się z Luigim Accattolim, watykanistą włoskiego dziennika „Corriere della Sera”, który tak pisał o ratyzbońskim kryzysie: „Nie ma wątpliwości, że media, ze swoją skłonnością do uproszczeń i wyolbrzymiania, znacznie się przyczyniły do powstania chaosu, jednak nie one go wymyśliły. Chyba nie muszę przekonywać, że była to eksplozja ciasnej i instrumentalnej logiki protestu, typowej dla znacznej części oficjalnego, państwowego i religijnego islamu. Można jednak było przewidzieć i wziąć pod uwagę zarówno zachowanie mediów, jak reakcje muzułmanów”.

Współcześnie wina za niewłaściwy medialny przekaz przesłania wiary nie musi leżeć jedynie i tylko po stronie samych mediów. Doradcy Benedykta XVI, ale też sam papież, zapomnieli o zasadniczych kwestiach związanych z funkcjonowaniem mediów

Józef Majewski

Udostępnij tekst

Konstatacja Accattolego była przerażająco jasna i oczywista dla tych watykanistów i dziennikarzy, którzy słuchali papieskiego wykładu w Ratyzbonie. Pisała o tym Franca Giansoldati, szefowa biura watykańskiej obsługi włoskiej agencji ANSA, na łamach „Tygodnika Powszechnego”: „Przez dobre pół godziny papież-teolog wyjaśnia zgromadzonym swoje tezy. Tymczasem dziennikarzom, śledzącym transmisję ze spotkania na ekranach telewizorów w specjalnie na tę okazję przygotowanej sali prasowej, włosy podnoszą się na głowie. Bo Benedykt XVI w uczonym wykładzie, który, owszem, jest zachętą do dialogu z islamem, dotyka miejsc niezwykle czułych, jakby żywych nerwów. Cytuje wypowiedzi bizantyjskiego cesarza, […] który dyskutując z uczonym Persem, mówi o dżihadzie, przytacza słowa Koranu o świętej wojnie, wspomina Mahometa, wzywającego do nawracania przy pomocy siły. Dla dziennikarzy natychmiast staje się jasne, że te cytaty to benzyna wlana do ognia, materiał wybuchowy, trotyl. Zdajemy sobie sprawę, że to niebezpieczny krok w kierunku wojny cywilizacji. […] Dla zgromadzonych w sala stampa jest rzeczą oczywistą, że wystarczy tyle co nic, by rozpętać piekielny zgiełk”.

Włoska dziennikarka podkreśla, że grupa watykanistów i dziennikarzy z różnych krajów, świadomych nadchodzącego wybuchu, nie czekając końca papieskiego wykładu „zbiera się spontanicznie, by ocenić sytuację i postanowić, co dalej. Decydują się skupić uwagę z jednej strony na dialogu z islamem, z drugiej: na potępieniu przemocy islamskich radykałów. Jednak na powstrzymanie zbierającej na horyzoncie burzy jest już za późno. Zdań, które zawiera uczony wykład papieża Benedykta, świat muzułmański nie zaakceptuje nawet jako zwykłych cytatów w znacznie obszerniejszym akademickim tekście” (1 października 2006 r.).

Wypowiedź Giansoldati przytaczam tu nie tylko po to, by jeszcze raz potwierdzić tezę, że reakcję świata islamskiego na papieski wykład można było przewidzieć, ale także po to, by pokazać, że nie można wszystkich mediów, bez odpowiednich dystynkcji, podciągać pod mianownik „nieodpowiedzialne”.

Felix culpa

16 września Watykan opublikował oświadczenie, że stanowisko Benedykta XVI w sprawie islamu zawsze było zgodne z nauczaniem II Soboru Watykańskiego, które – dodajmy – także muzułmanie uznają za ważny krok do przodu. Że papież opowiada się za dialogiem z islamem. I że jest „głęboko zasmucony” faktem, iż fragmenty jego wykładu „mogły zabrzmieć obraźliwie dla wrażliwości wiernych muzułmańskich”. Sam Benedykt XVI w podobny sposób wypowiedział się dzień później: „Bardzo ubolewam z powodu reakcji wywołanych krótkim fragmentem mego przemówienia na uniwersytecie w Ratyzbonie”. Podkreślił, że słowa Paleologa nie wyrażają jego osobistych przekonań. Takiej publicznej papieskiej skruchy nie znała dotąd historia.

Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach

22 września w Castel Gandolfo doszło, w efekcie watykańskiej ofensywy dyplomatycznej, do pojednawczego spotkania Benedykta XVI z ambasadorami krajów muzułmańskich akredytowanych w Watykanie. Co znaczące, spotkanie było zamknięte dla mediów. 9 października opublikowano oficjalny tekst papieskiego wykładu, w którym bulwersujące islam słowa Paleologa o złu przyniesionym przez Mahometa i o islamskim szerzeniu wiary mieczem zostały opatrzone przypisem: „Cytat ten w świecie muzułmańskim przyjęty został niestety jako wyraz mojego osobistego stanowiska, budząc tym samym zrozumiałe oburzenie. Spodziewam się, że czytelnik mego tekstu zdoła natychmiast zrozumieć, że zdanie to nie wyraża mojej osobistej oceny Koranu, który darzę szacunkiem, należnym świętej księdze wielkiej religii. Cytując tekst cesarza Manuela II chciałem jedynie uwypuklić istotną relację między wiarą a rozumem. W tym punkcie zgadzam się z Manuelem II, nie podzielając jednak jego krytyki”.

Islamskie reakcje na wygłoszone w Castel Gandolfo papieskie przemówienie były zasadniczo pozytywne (ale nie zabrakło też krytyki). Jordańska gazeta „Al Ghad” swoją relację zatytułowała: „Papież potwierdza szacunek do islamu”. Kuwejcka agencja KUNA podzieliła pogląd swojego ambasadora Ibrahima Abdulkreema al-Ibrahima: Spotkanie odzwierciedliło dobre intencje papieża wobec naszej religii. „Gulf News” ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich napisał krótko: „kontrowersja dobiegła końca”. Z drugiej strony dziennik „Arab News” (Arabia Saudyjska) zacytował krytyczną wypowiedź Riyada Nadwiego, dyrektora Oxford Cross Cultural Research Institute: „Sądzę, że winniśmy przyjąć ubolewanie papieża […], ale nie jego wyjaśnienia, że nie zrozumieliśmy jego komentarza”. Mohammad Habib w imieniu Braci Muzułmańskich, egipskiej radykalnej organizacji muzułmańskiej, na łamach „Daily Star Egypt” powiedział, że papieskie przemówienie było „kolejną próbą uniknięcia przeprosin”. „Yemen Times”, najpopularniejszy dziennik w Jemenie, zatytułował swój editorial „Głupota papieża Benedykta XVI” i w całości poświęcił go wyliczaniu przemocy, jaką Kościół – z błogosławieństwem papieży – stosował wobec innowierców w swojej historii.

Symboliczne zakończenie kontrowersji nastąpiło 13 października, miesiąc po ratyzbońskim wykładzie Benedykta XVI. Tego dnia na łamach międzynarodowego islamskiego kwartalnika „Islamica Magazine” z siedzibą w USA i – podkreślmy – staraniem dziennikarzy tego medium, ukazał się „List otwarty do papieża Benedykta XVI”, pióra 38 religijnych autorytetów i uczonych z całego świata, reprezentujących większość tradycji i szkół teologicznych islamu. Autorzy, po spokojniej analizie treści papieskiego wykładu, wykazując jego błędy i uproszczenia w prezentacji islamu oraz przekonując, że islam nie jest religią miecza, z uznaniem przyjęli ubolewanie i zapewnienie papieża, że kontrowersyjny cytat nie odzwierciedla jego własnego stanowiska. Niestety, jak można było przewidzieć, list nie spotkał się z większym zainteresowaniem światowych mediów, wszak good news no news. Fakt ten jednak pośrednio dowodzi, że autorzy listu dobrze obeznani byli z „naturą” funkcjonowania wielu mediów, uniemożliwiając im złe wykorzystanie swojego przesłania.

Dokładnie rok po „Liście otwartym do papieża Benedykta XVI” – 13 października 2007 r. – ukazał się list 138 autorytetów i uczonych muzułmańskich, przedstawicieli praktycznie wszystkich tradycji islamu, do całego świata chrześcijańskiego: „Jednakowe słowo dla nas i dla was”. Na oficjalnej stronie internetowej autorów tego listu – „A Common Word Between Us and You” – gromadzącym różnojęzyczne światowe materiały związane z tą inicjatywą, dowiadujemy się, że list ten jest przedłużeniem i rozszerzeniem „Listu otwartego”.

Wesprzyj Więź

Na portalu tym wyróżniono jeden jedyny medialny link – do kwartalnika „Islamica Magazine”. Można w tym widzieć, jak sądzę, niejaki hołd złożony redaktorom tego kwartalnika za rolę, jaką odegrali w tych historycznych wydarzeniach. W każdym razie pismu temu przypadła rola medialnego patrona historycznych inicjatyw w stosunkach chrześcijańsko-islamskich.

Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 1/2008 pt. „Burza nie tylko medialna. Ratyzboński wykład Benedykta XVI w środkach przekazu”

Przeczytaj też: Jak odkrywałem ludzką twarz Ratzingera

Podziel się

1
Wiadomość