Praca w komisji dotyczącej dominikanina Pawła M. zmieniła mnie nieodwracalnie.
Minął rok. 15 września 2021 r. opublikowany został raport w sprawie dominikanina Pawła M., który kończył prace komisji, której miałem zaszczyt i obowiązek być przewodniczącym. Jego efektem są odszkodowania wypłacone przez Zakon Kaznodziejski osobom skrzywdzonym, świadomość wielkiej krzywdy i… milczenie.
Paweł M. mógł działać, bo pewne rzeczy nikogo nie zaskakiwały, bo pewien model duchowości i religijności znormalizował i usakralnił patologię
Dokument ten nie rozpoczął szerszej debaty nad problemami związanymi z pewnymi elementami duchowości charyzmatycznej, nie skłonił do poważnej dyskusji o tendencjach do tworzenia sekt wewnątrz Kościoła, nie postawił skutecznie pytania o kontrolę władzy. Problem Pawła M. uznano jedynie za problem jednostki, jej problemów.
Tyle że tak przecież nie jest. Paweł M. mógł działać, bo pewne rzeczy nikogo nie zaskakiwały, bo pewien model duchowości i religijności znormalizował i usakralnił patologię, bo tolerowano i zachwycano się tworzeniem sekty, bo korporacyjnie rozumiane dobro było ważniejsze niż dobro wiernych.
Czym praca nad dokumentem była dla mnie? Istotnym doświadczeniem, którego nigdy nie zapomnę. Spotkałem w jej trakcie niezwykłych ludzi, którzy mi i komisji zaufali.
Miałem niesamowitą przyjemność współpracy z grupą niezwykłych ludzi. Byli to: dr Sabina Zalewska, Bogdan Stelmach, Wioletta Stelmach, prof. Michał Królikowski, dr Sebastian Duda, Jakub Kołacz SJ i ks. dr Michał Wieczorek. I wreszcie doświadczyłem Kościoła pełnego empatii.
Ale jest też faktem, że tamta praca zmieniła mnie nieodwracalnie. Nie da się zobaczyć piekła i zostać takim samym. I nie waham się użyć tu nazwy piekła. To, co działo się w klasztorze we Wrocławiu to było piekło. Piekło emocjonalne, ale też piekło duchowe.
Takie spotkanie zmienia na zawsze. Nie da się już patrzeć na Kościół tylko jak na instytucję bezpieczną, bo już się wie, że w tej (także ludzkiej) instytucji może spotkać nas straszliwe zło. Nie da się tak samo uczestniczyć w modlitwie charyzmatycznej, bo wciąż pojawiają się w człowieku pytania o źródła pewnych doświadczeń.
Czy rzeczywiście to Duch Święty? A może jednak czasem manipulacja? A może po prostu ludzkie emocje? Czy czasem zwyczajna przemoc psychiczna nie jest opakowana w rzekomo świętą moc? Czy ślepa wiara, pozbawiona rozeznania, nie prowadzi do sekciarskiego myślenia? I wreszcie: czy przypadkiem klerykalizm nie jest podglebiem możliwości tamtego wydarzenia? Tamten czas zmienił wiele, bardzo wiele w moim życiu.
Czy gdybym mógł cofnąć czas, zrezygnowałbym z tego zadania? Nie. Zdecydowanie nie. To doświadczenie było jednym z najistotniejszych formacyjnych wydarzeń w moim życiu, a do tego mam wrażenie, że dzięki tamtej pracy udało się realnie pomóc bardzo konkretnym osobom.
Przeczytaj także: Tomasz P. Terlikowski, Wydawało mi się, że duszpasterstwo musi dokonywać się przez ciskanie kamieniami zasad
Te datę również dobrze mam zapisaną w sercu. Rok temu skończyło się definitywnie moje zaufanie ludzkiej warstwie tej instytucji. Już wiem i widzę, że mimo prób podejmowania dyskusji o charyzmatycznych duchownych i ich wspólnotach – niewiele się zmieniło. Mamy dziś w kościele Galusow i Chmielewskich i innych i tak będzie. Bo tak jest łatwiej i szybciej. Nawracać. Lękiem. Wyrazistością. Pośpiechem z oddechem apokalipsy na plecach. I to tak od początku. Marana tha.
A jak jest naprawdę? Jaka jest droga Boga do człowieka?
Nie podejmuję się tu odpowiedzieć na to pytanie. Ważne w tym zostawienie wolności człowiekowi i przestrzeni na rozmowę z Bogiem. Przyprowadzenie do Niego z ufnością, że On już sobie poradzi. Nie trzeba Go tak bardzo zastępować i zasłaniać innym.
Dobre pytania! Czy ktoś w kościele sobie te pytania zadał po sprawie wrocławskiej? Zwłaszcza przy tej kondycji moralnej funkcjonariuszy/ funkcjonariuszek kościoła, którą oglądamy na codzień. Tak, zdarza się, że w praktykach charyzmatycznych osób, może mieć zastosowanie przemoc psychiczna, manipulacja, intrygi…. Jest to okrutne, ale zwykle takie środowiska funkcjonują, jak sekta, morale bez znaczenia, liczy się władza nad kimś, taka heca, zabawa życiem ludzkim, jak ” wywoływanie duchów”. Osoby wychowane w systemie zamkniętym, pozbawione samostanowienia, władzy nad sobą, gdy mają tylko wizję władzy nad czymkolwiek, tracą hamulce moralne. Mamy do czynienia z osobami wychowanymi w systemach zamkniętych, to zostawia ślad.
Stawia Pan pytanie, „czy czasem zwyczajna przemoc psychiczna nie jest opakowana w rzekomo świętą moc?”. Odpowiedź twierdząca, z tym zastrzeżeniem, że jest to nadzwyczajna przemoc, bo przemoc stosowana z wykorzystaniem wiary, za zasłoną habitu i sutanny, tych wszystkich kościelnych zaleceń, jak spowiedź, która wymaga zaufania, a które nas czyni wobec przestępców w sutannach/ habitach bezbronnymi. Czy kościół, w swoich praktykach, czyniąc nas tak bezbronnymi wobec osób duchownych, bierze odpowiedzialność za swoich funkcjonariuszy i funkcjonariuszki zakonne? Dalej pyta pan” Czy ślepa wiara, pozbawiona rozeznania, nie prowadzi do sekciarskiego myślenia?
Prowadzi, można się temu przyglądać.. a nawet doświadczyć.
Panie Tomaszu, dziękuję za piękne świadectwo życia !
Ostrzeżenie przed Terlikowskimi! Postawa Tomasza Terlikowskiego budzi mój lęk. Jego „cudowne” przeobrażenie, odkrycie prawdy u dominikanów, próba „nowego” spojrzenia na zjawisko Kościoła przeraziły mnie i wielu mi bliskich. Przecież my wierzący byliśmy tego wszystkiego świadkami. Taki „personel” jak mawia ks. Adam. Szkody wyrządzone przez p. Tomasza w umysłach jego czytelników i słuchaczy są już nie do naprawienia. Powinien Pan zamilknąć i prosić Ducha Świętego o pomoc w wyrażeniu żalu i szansie naprawy zła jakie wniósł Pan przez lata do życia. Problem Pawła M. nie był pańskim odkryciem! Kazimierz
@Kazimierz
” Szkody wyrządzone przez p. Tomasza w umysłach jego czytelników i słuchaczy są już nie do naprawienia. Powinien Pan zamilknąć i prosić Ducha Świętego o pomoc w wyrażeniu żalu i szansie naprawy zła jakie wniósł Pan przez lata do życia. ”
Mnie i wielu mi bliskich przeraża taka postawa „katolików” (tak, w cudzysłowie !) jak pańska.
Niech pan zamilknie i prosi Ducha Św. o pomoc w wyrażeniu żalu…
„Problem Pawła M. nie był pańskim odkryciem!”
Pańskim też nie był ani moim. Terlikowski tylko (i aż ! równocześnie) był w komisji która tę sprawę badała !
Ot i cała filozofia.
Nie odbieram go wcale jako tego który by się „przechwalał” cóż takiego nie odkrył.
Panie Kazimierzu! Jestem pełen oburzenia na Pana słowa! Pan Terlikowski wlasnie staje u boku, ramię w ramię ze wszystkimi osobami wykorzystanymi w srodowisku Koscioła! I czyni to jako świecki! I staje tez u mego boku! Mamy wzajemny kontakt! Czy Pan jako swiecki i Pana wymieniony ksiądz choc raz zabraliscie głos w sprawie osób wykorzystanych w Pana diecezji? Czy interweniował Pan u swego biskupa? Wątpię!
red. Terlikowski dostaje cięgi z kilku stron. Wypomina mu się niegdysiejszą ostrość wypowiedzi, a z drugiej strony obecne jakoby odejście od dawnych ideałów. Tymczasem ja to widzę tak, że treść wypowiedzi Redaktora nie zmieniła się zasadniczo, natomiast złagodzeniu uległa ich forma (która teraz bardziej niż kiedyś trafia do ludzi niezwiązanych bliżej z Kościołem). To zjawisko poniekąd typowe m.in. dla procesu posuwania się w latach. Bez wątpienia, Redaktor to pozytywna postać polskich mediów.
Kilka dni temu próbowałam dać do zrozumienia księdzu z mojej parafii, że jego kazania szkodzą. Nie dotarłam nawet do tego tematu, zaczęłam od pytania czy potrzebna jest nauka podczas spowiedzi, bo doświadczyłam wielu „nauk ” gdzie księża mówili głupoty a ten ksiądz bez zastanowienia przywalił: „a ja podczas słuchania grzechów” – pomyslałam sobie, nie ma głupich pytań są tylko głupie odpowiedzi. Zaczął od stwierdzenia, że wysłuchanie nauki to piękny przykład pokory., ale tez, że jak ksiądz czuje że nie potrzeba nauki to nie mówi. A skąd to czuje? Oceniając brak sensu tych nauk, (nie piszę, ze wszystkich), to jest to raczej indoktrynacja ze strony księży oraz bezmyślne i uległe upokarzanie się a nie pokora słuchającego. Gdyby coś było od Boga to zrozumiałabym, a jeśli od konfesjonału odchodzę z poczuciem, że jego nauka nie miała sensu to świadczy o pysze, że taki ks. ma przeświadczenie iż jest nieomylny i Bog przez niego mówił, kiedy nie mówił. Miałam bardzo mądre spowiedzi i wielu kapłanów mi pomogło ale też kilku dziwnych i bezsensownych, którzy mi zaszkodzili.
Jego odpowiedz to był znakomity przykład na brak postawy słuchania, to po co synod był?
Zgadzam się że spostrzeżeniami. Dodam od siebie też (co też widzę w Pani/Pana wypowiedzi), że nie chodzi o pobłażliwość czy poklepywanie po plecach podczas spowiedzi. Bo gdy ja wyrażam swoje oburzenie na upokarzanie w konfesjonale to często zarzuca mi się, że niby chciałabym słodkich słówek i ciepłego przyjęcia. Zupełnie nie o to chodzi. Nie raz i nie dwa byłam obrażana, upokażana, a raz nawet nadużyta w konfesjonale. I na szczęście miałam siłę przerwać spowiedź w trakcie i nie godzić się na takie zachowanie. Na szczęście również trafiałam na mądrych kapłanów, wymagających, dociekliwych i rzeczywiście stymulujących rozwój duchowy.
Myślę, że rozczarowanie się ludźmi Kościoła, to dla wielu z nas ważny element drogi do Boga. To potrzebne, bo my często w Kościele nie szukamy Boga a … towarzystwa ludzi, którzy myślą podobnie do nas. I tak to różne wspólnoty zamieniają się w towarzystwa wzajemnej adoracji. Potrzebujemy zawieść się na ludziach ale i na sobie, żeby zwrócić się prawdziwie w stronę Boga. Niestety po rozczarowaniu ludźmi możemy wpaść w pychę (ja jestem lepszy) a po rozczarowaniu sobą w zniechęcenie za czym też stoi pycha (nie jestem godny).
Z drugiej strony wspólnoty charyzmatyczne mogą być miejscem, gdzie wielu katolików doświadczy Boga a nawet jakiejś formy uzdrowienia zwłaszcza wewnętrznego.
Prawdą jest jednak i to, że wspólnoty charyzmatyczne mają skłonność do różnego rodzaju wynaturzeń. Jednym z nich jest brak jakiejkolwiek refleksji na tym, czym wspólnota się zajmuje i brak poszukiwań Woli Bożej. Oby tylko coś się działo i oby były cuda. Przez kilka lat próbowałem bezskutecznie zainteresować wspólnotę, z którą byłem związany, tym, że coś z tą naszą modlitwą uwielbienia jest nie tak, bo modlitwa uwielbienia musi być bezinteresowna. A w naszej modlitwie nasze interesy były na pierwszym planie. Daj nam, napełnij nas i ciągłe my, my, my. Czytałem, analizowałem i próbowałem wspólnotę tym zainteresować. Nikt łącznie z kapłanem nie był tym zainteresowany. Teraz już wiem, czego w tej modlitwie brakowało. A chociażby takiego prostego „Panie, jaka jest Twoja wola?”. Nie ma piękniejszego uwielbienia Boga, jak bezwarunkowo odpowiedzieć tak na Jego wezwanie. Bez tego te wszystkie śpiewy są puste.
Myślę że dojrzewanie w wierze pozwala zauważyć, że jest bardzo cienka granica między spokojnąrozmową z duchownym a rodzajem wchodzenia z butami w czyjeś życie z pozycji ja wiem lepiej. Jest cienka granica pomiędzy wywoływaniem emocji u ludzi manipulując nimi, a zostawianiem dla dzialania przestrzeni Duchowi Świętemu. Lepiej czasem powiedzieć i zrobić mniej. Niż przedobrzyć. A dominikanom dziękuję, że próbują działać jak najlepiej. Ich sprawa jest znana każdemu i każdy może ich teraz oceniać. Ale nie oni jedni…
Nie tylko wspólnoty charyzmatyczne mogą być ślepą uliczką.
Pod artykułem
https://wiez.pl/2022/08/17/ksiadz-chmielewski-i-ewangelia-leku/#comment-76870
przywołałam przykład głoszenia i promowania wizji przemocowego Boga,
przez księdza wychowanego w rodzinie z ojcem alkoholikiem.
Potem w ramach nauki na kazaniu można usłyszeć słowa uznania
„chociaż sprał i zrobił burde po pijaku, to zawsze pacierz zmówił”.
W odpowiedzi ktoś dopisał “Zobacz, przyloże jej teraz pasem a potem i tak przyjdzie się przytulić. ” cytując wpis dotyczący sprawy PM.
Ten sam mechanizm: upokorzyć, wzbudzić lęk przed spodziewaną karą
i dalej już prosta droga do manipulacji. Potem tacy co na taką
drogę wiary wkroczyli zarzucają innym księżom głoszenie „rubta co chceta”,
pobłażanie i tylko piękne słówka, pozbawione krytycznego spojrzenia.
Zatem niebezpieczeństwo nie jest tylko w charyzmatycznych wspólnotach,
ale w braku samodzielności w myśleniu, braku poczucia odpowiedzialności
za własne czyny i takie latanie do księdza jak nieporadne dziecko, żeby
o wszystkim decydował. Ksiądz powinien być równorzędnym partnerem w rozmowie, a nie wyrocznią. Ksiądz też może poniekąd głosić siebie, tak jak ten
syn alkoholika z nieprzepracowaną swoją krzywdą promował wypaczony obraz Boga.
Duchowni nie znają, nie rozpoznają i nie ponoszą odpowiedzialności… Wszystko co się dzieje przez nich i tym samym oni czynią, to albo Bóg, albo nie… Zatem, jakby co, nie jego wina. Praca i tak będzie, wikt i opierunek także. Człowiek jest przecież omylny. Nie ma odpowiedzialności za siebie, nie ma także za drugą osobę. Relacja z Bogiem – może będzie, a może nie będzie. Kto to sprawdzi? Jednym słowem zakonnica, czy ksiądz to idealny kandydat, żeby powierzyć mu swoje życie i jego sekrety. Na pewno doceni, zwłaszcza gdy spowiadająca ma 20 lat. System kościelny produkuje systemowo niedojrzałość i infantylność duchownych, zakonnic… z aspiracjami do bycia przewodniczkami/ przewodnikami ludziom, w trudach życia, stawiają im przed oczami silne „egzystencjalne pytania”: np. „czy jestem piękna”? W kościele, to się dzieje naprawdę… I na poważnie.
@ Judyta: Zgadzam sie z Pania co do zdania: „System kościelny produkuje systemowo niedojrzałość i infantylność duchownych, zakonnic”. Ciekawostka np. jest fakt, ze to jest typowe dla obecnych czasow, ze mlodych ksiezy zaraz po swieceniach wysyla sie do konfesjonalow. Jeszcze w latach 80-ych bp Stroba nie pozwalal neoprezbiterom sluchac spowiedzi w Poznaniu. Musieli troche dorosnac i dopiero wtedy wolno im bylo siasc w konfesjonale. Pan Terlikowski wspomnial w jednym ze swoich programow, ze jeszcze w poczatkach XX wieku spowiedz byla zarezerwowana raczej dla klasztorow. „Normalni” wikarzy byli swieceni (kolokwialnie) tylko do odprawienia Mszy sw. W dwudziestoleciu miedzywojennym religii nauczali tzw. ksieza katecheci, czyli kaplani ksztalceni specjalnie w dydaktyce nauczania. Nie kazdy bowiem ma predyspozycje do pracy w szkole. Jednym moglibysmy sie uczyc od naszych przodkow w wierze, jak w bardziej profesjonalny sposob przekazywac powierzony nam depozyt. Ale komu by sie chcialo zaprzatac glowy historia 🙂
Panie Konradzie, przed wojną, zanim przyjęto kandydata do seminarium, badano jego pochodzenie, morale rodziny. Przyjmowano wybranych. Po wojnie, dla wielu wiejskich chłopców, czy z małych miasteczek, zostanie księdzem, pozwalało zmienić stan społeczny i materialny. Kto ma księdza w rodzie…. Szły tłumy. Nie przyglądano się rodzinie, więc księża żyli ze wszystkimi deficytami, które wynieśli z domu, nawet nie rozpoznawano ich. Następnie swoje miejsce w seminariach znaleźli mężczyźni homoseksualni. Niskie morale i słaba wiara, żądza pieniądza, dołączyły jeszcze dewiacje. No i mamy, co mamy. W tej chwili nie wiadomo, czy większej pomocy oczekuje kadra, czy kandydaci na studia. „Wiódł ślepy kulawego…” Na szczęście strat dużych nie będzie, bo kandydatów na stanowisko księdza brak, ponieważ prestiżu z tego nie ma, autorytetu także, pieniądze średnie, a w głowie pranie bez końca.., jak i ten wstyd niemiłosierny…
@Judyta „System kościelny produkuje systemowo niedojrzałość i infantylność duchownych, zakonnic..” Jak nie, jak tak.
W latach prosperity Kościół brał wszystkich jak leci, w myśl zasady: im więcej, tym lepiej. Troszczył się o ilość, a nie o jakość. Nikt nie zadawał sobie pytania ilu spośród obecnych w seminariach i nowicjatach to przyszli pedofile, gwałciciele, alkoholicy czy zak. znęcające się nad dziećmi i słabszymi. Obecne skandale z udziałem księży, zakonników i zakonnic są m.in. owocem tamtych naborów.
Dzisiaj, po pewnej refleksji, niektórzy hierarchowie nieśmiało wnoszą, że w seminariach potrzeba formacji o zmienionym profilu, bardziej nastawionej na pojedynczego człowieka (z rozpoznaniem jego potrzeb), a nie formacji masowej, która skutkowała ową „produkcją”. W sumie to Ameryki nie odkryli, bo skoro ludzi dużo mniej, to siłą rzeczy trzeba będzie się skupić na tych nielicznych którzy zostaną.
Ale jest też inny problem. W wielu wypadkach obecni hierarchowie, bpi, generałowie (czy też matki przełożone), którzy podejmują decyzje o kształcie wychowania w seminariach i nowicjatach, sami są niedojrzali emocjonalnie, przemocowi i skłonni do manipulowania innymi (w moim otoczeniu takich nie brakuje). I tutaj koło się zamyka. Czy aby nie tak właśnie tworzy się ten „system kościelny”, który produkuje systemowo niedojrzałość…
@Kanon
Niedojrzałość nie jest problem, bo taką osobą łatwo zarządzać… Poza tym, kto w tym środowisku jest dojrzały? Dojrzewa się w miłości. I prawdzie. A mamy do czynienia z wielkim zakłamaniem. Jeden przykład, który mówi wiele. W mediach społecznościowych, przetoczyła się pewnego razu dyskusja, na temat wątpliwości przyznania profitów niektórym środowiskom, częściowo związanym z teologią, pewna zakonnica z tej wątpliwości, zrobiła wielki sukces i ogłosiła go publicznie. Gdy zwrócono jej uwagę, że budzi on wątpliwości etyczne, włączyła „rechotanie”…, wyśmiała wszystkich.
Wydawałoby się mała rzecz, ale czy nie jest perspektywą wielkiej całości? A z drugiej strony, pomyślałam, jeżeli tak reaguje zakonnica na wątpliwości etyczne, nad którymi należałoby się przynajmniej zastanowić, to rodzi się pytanie, jak wygląda reszta….? Co to za moralność i etyka? Jak wygląda jej komunikacja z innymi siostrami?Z kim naprawdę mamy do czynienia? Czy, na nasze pretensje dopominania się od instytucji kościelnych zachowania prawego, nie słyszymy podobnego gorszącego rechotu….? Kościół nie ma wysokiej wrażliwości etycznej, chociaż podobno na straży naszej moralności stoi, bo mu na to pozwoliliśmy.
Dominikanin PM, robił, to co robił, bo mu na to także pozwolono… Czy my nie dajemy do siebie zbyt łatwego dostępu na zasadzie, bo zakonnica, bo ksiądz… ? Czy my przypadkiem, wspierając takie „rechoczące…” w mediach, nie pomagamy im tego podwójnego wizerunku budować? Jeżeli się na to zgodzimy, to w następnej kolejności pozostaje nam tylko rola ofiary…
Nie wiążę chrześcijaństwa z charyzmatyczną egzaltacją, ale uczynkami, co do duszy i do ciała. Nie jest nim życie konsekrowane, jeżeli nie jest takim zachowaniem wypełnione.
Dlatego tak bardzo cenię „Kontakt”. Z.
Dziękuję za te słowa. Nie mowie, że każdy z nas, ale wielu przez taką czołobitność pozwala na wiele duchownym w kwestii rozeznawania duchowego itp. i ciekawe czy się tu jakieś głosy uciszające tak wyraźne pisanie pojawią?
Autorowi poleciłbym słowa chińskiego mędrka na pytanie o skutki Rewolucji Francuskiej: „za wcześnie oceniać”.
A ja Panu poleciłabym słowa: ostatecznie zapamiętamy nie słowa wroga, lecz milczenie przyjaciół. Martin Luther King
Do pana Tomasza pełnego oburzenia! Pan Terlikowski wyrządził szkody przed odkryciem prawdy o naszym Kościele. Proszę sięgnąć do tekstów sprzed odmiany. O mojej publicznej działalności nie będę w tym miejscu pisał. Ksiądz Adam „od personelu” zamknął już swoją działalność publiczną ze względu ma wiek i stan zdrowia. Pozdrawiam i życzę mocy w działaniu p. Tomaszu. Kazimierz
Panie Kazimierzu, wazne co obecnie robi i za kim stoi Pan Terlikowski, przeszłość nie jest wazna gdy terazniejszość jest lepsza i wartościowa. Broni nas całym sobą, stoi za nami murem! Gdy biskupi… nas mają gdzieś… i tak własnie katolik powinien sie zachowywać, ewangelicznie. I tak właśnie czyni Pan Terlikowski.
Pan Tomasz ze swoim ” któż nie wykorzystał pijanej kobiety…” W sposób jasny i oczywisty zdeklarował własne ego. Czy możliwa jest przemiana? Nie sądzę, jesteśmy tym czym jesteśmy i nic tego nie zmieni chyba, że chodzi o opakowanie. Źle się dzieje, że tacy ludzie angażowani są w przedsięwzięcia mające przywracać wiarygodność Kościoła. Nie powinni robić tego byli księża i etatowi pracownicy tej instytucji. Tak jednak się nie dzieje i to źle wróży na przyszłość.
@willac
”Któż nie wykorzystał pijanej kobiety…” – to Rafał Ziemkiewicz, a nie Tomasz Terlikowski. Bardzo poważne ostrzeżenie od moderacji! Takie bezpodstawne stwierdzenia grożą tu poważnymi konsekwencjami.
https://twitter.com/r_a_ziemkiewicz/status/514124604332195840
Bardzo przepraszam za pomyłkę, nie sprawdziłem. Na obu panów mam alergię, no i się pomieszało. Wsadziłem ich kiedyś do jednego wora i siedzą tam do dziś. Na okoliczność upomnienia, za które dziękuję, znowu przejrzałem nagłówki dokonań obu panów i chyba ich w tym worze zostawię.
@willac, pozwolisz na spóźniony, a bardzo osobisty wpis.
Chyba rozumiem Twój problem, a czy dobrze rozumiem sobie
sam ocenisz i albo przyjmiesz, albo odrzucisz.
Powiem Ci z mojej perspektywy, bo raport TT mnie nie dotyczy,
nie jestem w zakonie dominikańskim, jestem zwykłą świecką osobą.
Ale też bywa, że słucham różnych opinii na mój temat,
przecież w wielu sytuacjach nawet formalnie jestśmy oceniani.
Do opinii pozytywnych czy negatywnych nie należy się zbytnio
przywiązywać. To tylko opinie, na ile trafne my sami tylko wiemy
i Pan Bóg jeszcze.
Druga sprawa, to bardzo boli kiedy nas zaszufladkują,
np w taki sposób: wszyscy księża są źli i zdeprawowani,
a samemu jest się księdzem i wcale złym i zdeprawowanym
się nie jest. I to czy się jest, czy nie jest, albo co więcej jaka jest
cena tego żeby być przyzwoitym to nikt z zewnątrz
nie będzie w stanie ocenić lub docenić.
To wcale nie musi być doświadczenie tylko i wyłącznie
księży, świeckie kobiety też można posądzać niesprawiedliwie
o niemoralne prowadzenie się, tylko dlatego że ktoś ma
wbitą do głowy opnię, że większość kobiet to ladacznice.
Dokładnie tak samo boli. To ważne dwa przykłady do porównania.
Natomiast zobacz, czy Twoje uprzedzenie i wrzucanie do jednego
worka kogoś, dlatego że Ciebie osobiście niesprawiedliwie
ocenił nie jest dokładnie tym samym?
Większy dystans do tego co inni o nas mówią lub myślą,
ale też większa otwartość na to, że z jakiegoś powodu
(może nie my personalnie) ale z jakiegoś powodu tak myślą.
Czyli ktoś ku temu powody musiał dać, a ja jestem identyfikowana/ny
z tym samym środowiskiem. Więc wyjście z tego impasu to nie jest
mówienie temu co stawia zarzuty, że zarzuty są wyssane z palca,
chybione, tylko asertywność: nie ja personalnie byłem świnią,
ale ktoś z mojego środowiska był. Zatem co ja mogę zrobić
żeby sytuacja się nie powtórzyła? Odpowiedzialność generalnie,
a nie zamknięcie się w swoim komforcie i lamentacja, że mi ten
komfort ktoś zburzył.
A tak nawiasem mówiąc, to ja znajduję perwersyjną przyjemność
w tym jak mnie ktoś chce obdarzyć nietrafnym, a krzywdzącym
zaszufladkowaniem. Po prostu nieźle się tym bawię. Wiesz jak ktoś
mi wmawia, że jestem słoniem, a generalnie nie koniecznie słoniem jestem,
i ja to wiem, tylko jestem np. żyrafą to mnie to bawi żeby mu przyznać
rację, „Ach faktycznie jestem słoniem, dzieki za zwrócenie uwagi.”
Swoją drogą żyrafy oprócz najdłużeszej szyji mają też największe serce
wśród zwierząt.
Teraz czas żeby mnie zaszufladkowano, że straciłam wiarę, bo
ilość obowiązków mnie goni, a ilość czasu spędzonego na tym
portalu nieprzyzwoita. Pozdrawiam i do „zobaczenia” tu wirtualnie
kiedyś 🙂