Zima 2024, nr 4

Zamów

Ks. Alfred obojętnie nie przechodzi. 65 urodziny i 40-lecie kapłaństwa ks. Alfreda Wierzbickiego

Ks. Alfred Wierzbicki na pogrzebie Adama Zagajewskiego w krakowskim Panteonie Narodowym 10 października 2021 r. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Chyba bez własnej woli, ale zgodnie ze swą chrześcijańską, a także do głębi kapłańską wrażliwością wpisał się ksiądz Alfred w logikę ewangelicznego ognia i rozłamu.

Homilia wygłoszona w lubelskim kościele powizytkowskim 14 sierpnia 2022 r.

„Przyszedłem ogień rzucić na ziemię. (…) Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam”. Trudno o bardziej kłopotliwy tekst Ewangelii na Jubileusz 40-lecia kapłaństwa. Nie lepiej było przywołać słowa Chrystusa z Wieczernika: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam”?

Kapłan przecież to ten, kto ma głosić Ewangelię, radosną nowinę o zbawieniu, kto ma w imię Chrystusa jednać ludzi z Bogiem i między sobą, kto ma właśnie wprowadzać pokój! Ale pamiętajmy, że zaraz potem Pan Jezus dodaje: „Nie tak jak daje świat, Ja wam daję”. I pamiętajmy, że cała ta mowa Zbawiciela miała miejsce w przeddzień Jego męki, okrutnej i haniebnej w oczach ludzi śmierci krzyżowej. Więc nie o jakikolwiek pokój Chrystusowi chodzi, ale o taki, który wyrasta ze sprzeciwu wobec zła: wobec grzechu, nieprawości, obłudy, zapomnienia o Bogu. A zarzewie tego grzechu każdy z nas w sobie nosi.

Dla księdza, który zajmuje się profesjonalnie etyką, krzywda jakiej doznają słabi ze strony mocnych, obojętność otoczenia na dziejącą się niesprawiedliwość, obłuda ogarniająca życie społeczne, wykorzystywanie autorytetu Boga i Kościoła dla doraźnych celów politycznych, rozmijanie się liderów Kościoła z ich apostolską funkcją – to nie tematy, które od czasu do czasu nabierają aktualności i angażują nas, głównie emocjonalnie. To temat główny, stale obecny

Ks. Andrzej Szostek

Udostępnij tekst

Owszem, Chrystus chce nam dać pokój – i to taki pokój, który usuwa wszelki niepokój. „Niech się nie trwoży serce wasze, ani się nie lęka”. Ale droga do budowania i osiągnięcia tego pokoju wiedzie przez sprzeciw i walkę. „Troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu, ojciec przeciw synowi a syn przeciw ojcu”. Bo Boże słowo niekoniecznie odpowiada ludzkim oczekiwaniom, raczej same te oczekiwania w zaskakujący i często bolesny sposób koryguje.

Znakomity przykład tego rozdwojenia pomiędzy oczekiwaniem ludzkim a Bożą mądrością i Jego suwerenną wolą daje dziś przykład Jeremiasza proroka. Uprzytomnijmy sobie dramatyzm tamtej sytuacji. Judą rządził Sedecjasz, ale na tronie osadził go potężny król babiloński Nabuchodonozor. Kiedy jednak Chaldejczycy musieli odstąpić od Jerozolimy do walki z Egiptem, pojawiła się szansa wyzwolenia Judy spod ich panowania. Trzeba było zagrzać lud do walki z najeźdźcą. Szczególnie ważną rolę pełnił tu prorok, który ma obwieszczać przychylność Boga dla tego patriotycznego zrywu, która da Judejczykom silną nadzieję na zwycięstwo.

A co mówi Jeremiasz? „To mówi Jahwe: Kto pozostanie w tym mieście, umrze od miecza, głodu i zarazy; kto zaś przejdzie do Chaldejczyków, pozostanie przy życiu”. No to przecież czystej wody defetyzm, a nawet zdrada! „Przywódcy więc powiedzieli do króla: »Niech umrze ten człowiek, bo naprawdę obezwładnia on ręce żołnierzy (…) i ręce całego ludu, gdy mówi do nich podobne słowa. Człowiek ten nie szuka przecież pomyślności dla tego ludu, lecz nieszczęścia!«”.

Sęk w tym, że Jeremiasz przekazywał ludowi to, co mówi Jahwe, a nie to, czego oczekują judejscy patrioci. Więc wpakowali go do cysterny. Potem go jeszcze z niej wydobyli, jeszcze będzie Jeremiasz na wygnaniu pocieszał Judę i całego Izraela, przepowiadając kres ich niewoli babilońskiej – ale dla chrześcijan Jeremiasz jest figurą i zapowiedzią Jezusa Chrystusa, którego już z tej cysterny śmierci ludzie nie wyciągnęli. Wyciągnął Go Bóg w dniu zmartwychwstania, ku zdumieniu uczniów, a niedowierzaniu lub wręcz przerażeniu przeciwników Jezusa.

Czy te właśnie teksty nie rozświetlają nam tajemnicy kapłaństwa naszego drogiego 65-latka? Kapłani są różni, bo w różnych miejscach i czasach ich Chrystus postawił. Niektórzy są misjonarzami, inni proboszczami, jeszcze inni łączą kapłaństwo z pracą naukową lub administracyjną. Różnie więc wygląda owo otwieranie na chrystusowy pokój, połączone z ewangelicznym ogniem, jaki ma wypalić w nas pokój pozorny, podszyty ułomnością i grzechem, który czyni nas obcymi Bogu i sobie nawzajem.

Kapłan to ponti-fex, przerzucający mosty pomiędzy Bogiem i człowiekiem oraz pomiędzy ludźmi. Ale kapłan to także sacer-dos, święty dar ofiarny; dar, którym ma się stać całe jego kapłańskie życie, który także bywa ceną za sprzeciw wobec oczekiwań ludzkich rozmijających się z Bożą mądrością i Bożą wolą. Księdzu Alfredowi chyba w znacznej mierze ta właśnie rola przypadła w udziale. Nie szukał sporów i waśni. Jest z natury człowiekiem otwartym i pogodnym, łatwo nawiązuje kontakt z innymi, jest wrażliwy na piękno tego świata (inaczej jakże by mógł być poetą!), obdarzony znakomitym poczuciem humoru.

Ale jest też etykiem. Każdy z nas w elementarnym sensie jest etykiem, bo każdy musi podejmować moralne wyzwania, przed jakimi życie go stawia – ale etyk wręcz notorycznie z tymi wyzwaniami ma do czynienia. Dla etyka, a zwłaszcza dla księdza, który zajmuje się profesjonalnie etyką, krzywda jakiej doznają słabi ze strony mocnych, obojętność otoczenia na dziejącą się niesprawiedliwość, obłuda ogarniająca życie społeczne, wykorzystywanie autorytetu Boga i Kościoła dla doraźnych celów politycznych, rozmijanie się liderów Kościoła z ich apostolską funkcją – to nie tematy, które od czasu do czasu nabierają aktualności i angażują nas, głównie emocjonalnie. To temat główny, stale obecny w życiu księdza-etyka; temat, obok którego nie może przejść obojętnie.

I ksiądz Alfred wobec tych problemów obojętnie nie przechodzi. Staje w obronie tych, których wypowiedzi publicznych i działań bynajmniej nie aprobuje, ale którzy zasługują na uszanowanie ich praw obywatelskich. Wytyka błędy niektórych duchownych, w tym także hierarchów, gdy rozmijają się z prawdą, a zwłaszcza gdy Ewangelię podporządkowują politycznym kalkulacjom. Nie uchyla się od dostrzeżenia grzechów i błędów ludzi Kościoła, nazywa te grzechy i błędy po imieniu i poddaje je ocenie w świetle Ewangelii Chrystusowej. Dopomina się o wrażliwość na krzywdę, jaka spotyka wielu społecznie wykluczonych, w tym także imigrantów, którym odmawia się pełni ludzkiej godności lub się ich wypycha siłą z granic rzekomo bardzo katolickiego państwa.

Spotyka go za to krytyka jego kościelnych i uczelnianych przełożonych. Zarzuca mu się, że ma niewyparzony język. Ale jak mówić grzecznie i spokojnie o sprawach, które budzą słuszny i wielki gniew? Chyba bez własnej woli, ale zgodnie ze swą chrześcijańską, a także do głębi kapłańską wrażliwością wpisał się ksiądz Alfred w tę przywołaną w dzisiejszej Ewangelię logikę ewangelicznego ognia i rozłamu.

Ksiądz Alfred jest poetą. Byłoby niestosowne, gdyby o tym dziś nie wspomnieć. Jego utwory z reguły są krótkie, niekiedy jednozdaniowe. Dwa z nich tu przypomnę. Jeden to – wybrane z wielu – poetyckie świadectwo jego moralnej wrażliwości:

– TEN CZŁOWIEK
– ta nastolatka
– tęczowa zaraza
tak łatwo odebrać twarz
kto mówi z pozycji wyższości
już stracił rację

Komentarz zbędny. A drugi – to wprost nawiązanie do dzisiejszej uroczystości:

CZTERDZIEŚCI DNI w fiolecie.
Liturgia wciąga mnie coraz bardziej,
jestem księdzem już czwartą dekadę.
Szaty przylegają jak na miarę,
ale nie czuję się w nich wygodnie.
Na rany boskie, czego ja szukam

Drogi Księże Alfredzie, życzę serdecznie, chyba nie tylko ja, by się Ksiądz nigdy we fiolecie za wygodnie nie czuł. I by Ksiądz wciąż pytał „na rany boskie, czego ja szukam”. Bo kapłaństwo to nie jest funkcja, którą się po prostu ma i sprawuje. Kapłaństwo to dar szczególny, dar Jezusa Chrystusa, jedynego i Najwyższego Arcykapłana.

Proszę pozwolić, że przypomnę słowa jeszcze jednego kapłana-poety (i to jakiego poety!) księdza Jana Twardowskiego, który o kapłaństwie i do kapłanów często i wiele mówił. Oto jego słowa, adresowane zwłaszcza do kapłanów wieloletnich, takich jak Alfred i ja.

Ks. Twardowski pyta: „Czy może ksiądz, mający już wiele lat kapłaństwa, nagle poczuć się przy ołtarzu tak jak prymicjant, który odprawia pierwszą Mszę Świętą i rozdaje obrazki prymicyjne? Ten, kto żyje miłością i szuka miłości w Komunii Świętej, spowiedzi, Ewangelii, zaczyna rodzić się na nowo. Ksiądz, odprawiający Mszę Świętą po raz nie wiadomo który, może nagle odkryć, że to jest jego pierwsza Msza – ta, na którą tak długo czekał, i nagle stała się ona jego największym szczęściem”.

Alfredzie Drogi, dziękujemy dziś Panu Bogu za Ciebie: za to, że powołał Cię do życia i do kapłaństwa. Za to, że tak trudną, ale tak zarazem ważną drogę kapłaństwa Ci wyznaczył. Dziękujemy Tobie za to, żeś ten Boży głos usłyszał i usiłujesz stale iść za nim. I życzymy wiary i wytrwałości w Twej kapłańskiej służbie, którą pełnisz z taką determinacją, w tak szerokim zakresie. Ale wśród tych życzeń niech nie zabraknie tego, o czym pisał ks. Twardowski: by Msza Święta, po raz któryś odprawiana, stawała się wciąż nagle Twym największym szczęściem.

Na koniec słowo do wszystkich zebranych, do chrześcijan, którzy nie uczestniczą w darze sakramentalnego kapłaństwa. Otóż to sakramentalne kapłaństwo wyrasta z kapłaństwa powszechnego, które zakorzenione jest w sakramencie chrztu. Wszyscy jesteśmy wezwani do przezwyciężenia  w sobie – mocą Chrystusa – ciemności grzechu i do naśladowania naszego Mistrza.

Wesprzyj Więź

Przywołajmy jeszcze raz słowa z Listu do Hebrajczyków, adresowanego przecież nie do księży tylko: „Bracia: Mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, zrzuciwszy wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi, biegnijmy wytrwale w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy na tronie Boga”.

Tak oto jeszcze raz powraca prawda o pokoju chrystusowym: pokoju, który ma być naszym udziałem, bo jest zamysłem samego Boga, ale do którego droga wiedzie przez zmaganie z grzechem i złem, w sobie i wokół siebie. Amen.

Przeczytaj także: Ks. Alfred Wierzbicki – Ewangelizacja za pomocą państwowego przywileju jest karykaturą

Podziel się

6
1
Wiadomość

„TEN CZŁOWIEK
– ta nastolatka
– tęczowa zaraza
tak łatwo odebrać twarz
kto mówi z pozycji wyższości
już stracił rację”

Niesamowite słowa! Słowa Ewangeliczne! Wbrew słowom abp…… Jędraszewskiego!
Wszyscy jestesmy DZIEĆMI BOGA ! WSZYSCY!

„Przyszedłem ogień rzucić na ziemię. (…) Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam”
Tekst ważny, ale zupełnie niewydobyty i niezrozumiały w kościele, czego dowodem były próby mocowania się z nim księży w ostatnią niedzielę, większość zrobiła z tego emocjonalną miazgę, poszła w narrację prześladowania i swoją osobistą historię spowodowaną kryzysem kościoła. Wykorzystali szansę i zajęli wygodne miejsce ofiar i skrzywdzonych, porównując się do męczenników kościoła, wypadło niegodziwie, budziło niesmak i zażenowanie ( patrz. Lublin). Jednym słowem ze swoich oczekiwań, a może i grzeszności, zrobili wolę Boga, zaprawili charyzmatycznym ogniem i, jak zawsze, popłynęło w stronę megalomanii i fałszu. Tekst przepadł razem z nimi w mętnych wodach i nie była to Sadzawka Siloe.
Podczas gdy zrozumienie „logiki ewangelicznego ognia i rozłamu” jest kluczowe w osiąganiu chrześcijańskiej dojrzałości. Rozłam nie oznacza prześladowania, prędzej oddzielenie się dla poszukiwania własnej tożsamości osobistej, albo relacyjnej, prowadzącej do miłości, prawdziwie wiernej miłości.
Charyzmatyczne wezwania do pokoju i pojednania, polegające na tworzeniu grup i wspólnot skupisk wzajemnej adoracji, przy bezrefleksyjnym spojrzeniu na te relacje, poparte kłamstwem, mogą być doskonałym budulcem sekt i nieprawości. Zgadzam się z myśleniem, że droga do budowania i osiągnięcia pokoju „wiedzie przez sprzeciw i walkę”. Miłość nie polega na namiętnym i ślepym podążaniu za drugą osobą, czy grupą, gdyby tak było, stanie się zniewoleniem i poddaństwem, w kolejnym kroku śmiesznością i tragizmem osób w nią zaangażowanych – emocjonalną farsą. Miłość, wbrew przysłowiu, nie jest ślepa.
Nie bez powodu, ów tekst rzadko się cytuje, bo jest trudny do wykorzystania w charyzmatycznych uniesieniach, organizowaniu sekt i grup, dlatego jest tak bardzo Boży i zarazem tak bardzo skuteczny. Tekst oczyszczający, uwalniający od hierarchii ( występujesz przeciwko „ojcu”), wyzwalający nas również z kościelnego poddaństwa, może dlatego tak mało w nim wydobyty i obecny. Zdecydowanie w politycznym/ kościelnym zysku łatwiej posłużyć się narzędziami osiągania kolektywnego poparcia, za pomocą wezwania do pokoju i pojednania niesionego falą emocji, nie zaś wezwaniem „przez sprzeciw i walkę” ( oddzielenia i oczyszczenia ku miłości).
Ksiądz Wierzbicki w ostatnim czasie dał świadectwo kapłańskiej odwagi, prawdziwej miłości kościoła.
Czegóż więcej można sobie życzyć kapłan w swoje urodziny? Tylko takiego tekstu.

@Marysia – Dziękuję za odważny i rzeczowy komentarz.

„Większość (…) poszła w narrację prześladowania i swoją osobistą historię spowodowaną kryzysem kościoła” – dokładnie. Niestety, mentalność ofiary i wizja kościoła jako oblężonej twierdzy w kościelnym nauczaniu dominuje. Czy w obliczu zmieniającej się rzeczywistości duchowni wyciągają jakieś wnioski? Pojawiają się nieliczne światełka w tunelu, jak choćby tutaj – wyrazista i bezkompromisowa postawa ks. Szostka czy ks. Wierzbickiego.

„Tekst (…) wyzwalający nas również z kościelnego poddaństwa” – tak, wierzę że owo wyzwolenie nadchodzi wielkimi krokami, nawet jeżeli miałby budzić opór i sprzeciw hierarchii.

Jak to ja – dziękuję : a już za słowa„większość zrobiła z tego emocjonalną miazgę, poszła w narrację prześladowania i swoją osobistą historię spowodowaną kryzysem kościoła.” Bo to wygodne. I jak nośne. Dziękuję. Bardzo.
A wiara to m.in. noc ognia, ogień próby, garncarz – pozwól, że ja ciebie ukształtuję…
„«Czy nie mogę postąpić z wami, domu Izraela, jak ten garncarz? – wyrocznia Pana. Oto bowiem jak glina w ręku garncarza, tak jesteście wy, domu Izraela, w moim ręku.”
Nie wiedzą, co głoszą? Ogień. A Nim można się poparzyć. Pycha ludzka nie zna granic.

Łatwiej się tak po ziemsku zabezpieczyć głosząc „bezpieczne” kazania.
Donikąd nie prowadzą. Ot, takie sympatyczne – o prześladowaniu,
gdy samemu ma się świadomość ukrywania wielu brudów dla „dobra” instytucji. He he.
Zero wzięcia odpowiedzialności za zgorszenie. Ah joj.
Cóż, przecież najlepiej tę odpowiedzialność zrzuca się na innych.

Cytat z @karol: „To takie bingo: ideologia grender, neomarksis, Jan Paweł II, wojna, walka, płeć, diesel. Można losowo generować wypowiedzi.”
Ta akurat mój abp. Obecnie jak Wyszyński. Według niektórych …

„ Jestem kim jestem i co mi zrobisz” [ proszę wstawić odpowiednie słowo pod „jestem”] stało się dewizą aktywności wielu zakonnic, zakonników, księży. Ostatnio na łamach „Więzi” pojawił się tekst O. Żmudzińskiego, pt. Czy można ożywić życie zakonne?

https://wiez.pl/2022/07/30/jak-ozywic-zycie-zakonne-czy-ma-ono-jeszcze-w-ogole-przyszlosc/

Odpowiedź przyszła szybko i znajduje się w tym właśnie czytaniu:” „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię. (…) Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam”. Niestety, infantylność i gry wizerunkowe niektórych środowisk zakonnych, z udziałem osób „trzecich i piątych” do pomocy, wzięły górę nad Słowem. Do tego drugiego trzeba dojrzeć i stanąć w prawdzie, w pierwszym wystarczyć uknuć intrygę i wykorzystać media, które są zresztą pod ręką. Dlatego homilię ks. Szostka tym bardziej należy docenić ( ale tu akurat nie jestem zdziwiony). Ks. Wierzbickiemu zawsze będę wdzięczny za świadectwo, przywrócił mi Ksiądź wiarę w „życie” i „Lublin”.