rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Bp Czaja przyznaje, że musi łączyć parafie. Będzie to w Polsce normą

Bp Andrzej Czaja 27 października 2021 r. w Rzymie. Fot. Tomasz Podlewski / EpiskopatNews

Jak nasz Kościół zareaguje na kryzys powołań kapłańskich? Zmiany tylko kosmetyczne niewiele pomogą. Konieczne są nowe i radykalne rozwiązania rozbijające system klerykalny.

W ostatnią niedzielę biskup opolski Andrzej Czaja poinformował wiernych swojej diecezji, że w najbliższą sobotę do święceń kapłańskich przystąpi 8 diakonów. W informacji tej wielu nie dostrzegłoby pewnie niczego nadzwyczajnego. Zastanawiać by mogła co najwyżej niezbyt duża liczba diakonów, którzy mają zostać wkrótce prezbiterami.

Od lat jednak biskupi polscy zapewniali, że taki liczbowy spadek za przyczynę ma przede wszystkim kryzys demograficzny. Skoro mamy w Polsce mniejszą populację młodych, to nic dziwnego, że i kleryków w seminariach duchownych jest mniej. Do jesieni 2020 r. – gdy na ulice wyszły tysiące młodych ludzi protestujących przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zaostrzenia przepisów aborcyjnych – sekularyzacja nie wydawała się raczej kościelnym decydentom głównym powodem spadku powołań kapłańskich w naszym kraju. Teraz zaczyna się to zmieniać. Ostatnia odezwa biskupa opolskiego jest tego wymownym dowodem.

Za kilka lat brak młodych księży będzie dla katolicyzmu polskiego tak samo charakterystyczny, jak ma to miejsce we Francji, Belgii, Holandii czy Niemczech

Sebastian Duda

Udostępnij tekst

Bp Czaja napisał bowiem, co następuje: „[…] zwiastując z radością tegoroczne święcenia prezbiteratu, z wielkim przejęciem chcę się też podzielić z Wami trudną wiadomością. W całym dzisiejszym dostatku życia na Śląsku Opolskim dopadła nas jedna straszna bieda – wielki niedostatek powołań kapłańskich i zakonnych! W murach naszego seminarium jest zaledwie 28 kleryków naszej diecezji, 14 z diecezji gliwickiej i 1 kleryk z Togo, w Afryce. Biorąc pod uwagę fakt, że do święceń dochodzi połowa kleryków, można przyjąć, że nasze prezbiterium do roku 2027 wzbogaci się o 14 kapłanów. Tymczasem ze względu na ukończenie 75 roku życia do 2030 roku odejdzie na emeryturę 72 kapłanów. Trzeba się ponadto liczyć z tym, że niektórzy kapłani mogą wcześniej umrzeć, bądź stan zdrowia nie pozwoli im na dalsze posługiwanie. Nie można też wykluczyć, że ktoś odejdzie z szeregów kapłańskich. I pytanie, co robić?”.

Seminaria pustoszeją, a będzie tylko gorzej

Zadane przez biskupa opolskiego pytanie „co robić?” ma wydźwięk dramatyczny. Nie tylko Kościół opolski dotknął bowiem tego typu problem. Są już w Polsce seminaria diecezjalne, gdzie w kilku kolejnych rocznikach jest ledwie kilku alumnów albo też nie ma ani jednego (nic dziwnego zatem, że w tym roku po raz pierwszy od ponad 70 lat w archidiecezji warmińskiej w Olsztynie nie będzie żadnego neoprezbitera).

Kryzys powołaniowy staje się coraz bardziej widoczny nie tylko w większości polskich diecezji, ale również w wielu męskich zgromadzeniach zakonnych. Jeśli ten trend się utrzyma (a wbrew nadziejom wyrażanym przez niektórych hierarchów polskiego Kościoła nic nie wskazuje na to, że sytuacja w najbliższych latach może ulec zmianie), około 2030 r. brak młodych księży będzie dla katolicyzmu polskiego tak samo charakterystyczny, jak ma to miejsce we Francji, Belgii, Holandii czy Niemczech. Co na to polski Kościół?

Bp Czaja w odezwie do diecezjan proponuje następujące remedium. Cytuję dłuższy fragment: „Już w tym roku nie zdołam obsadzić personalnie wszystkich parafii i dlatego 6 zostanie połączonych z innymi. W takiej sytuacji wierni dwóch parafii będą musieli się dzielić jednym proboszczem. Przyniesie to pewien uszczerbek dla życia i funkcjonowania parafii, m.in. zmniejszenie liczby Mszy św., aby proboszcz mógł podołać obowiązkowi sprawowania liturgii w drugiej parafii. Pojawia się też konieczność większego zaangażowania wiernych świeckich w życie parafialne. Chodzi o wsparcie proboszcza w jego funkcjonowaniu w dwóch parafiach, które pozwoli zminimalizować powstałe niedogodności i następstwa. I tu bardzo liczę na Waszą dojrzałość, że razem, kapłani i wierni, podejmiemy trud zaradzania naszej biedzie. Kapłanów proszę, aby się więcej otwarli na swoich wiernych, bardziej weszli w dialog i w bezpośrednich relacjach formowali i przygotowywali wielu do podejmowania różnych posług we wspólnocie parafialnej. Wiernych proszę zaś o jak najwięcej zaangażowania w budzenie świadomości, że razem jesteśmy Kościołem i że naszą wspólną odpowiedzialnością jest dobre funkcjonowanie i rozwój wspólnoty parafialnej, włączanie w nią dzieci i młodzieży”.

Opolski hierarcha nie jest w swojej propozycji odosobniony. Łączenie parafii stało się ostatnio faktem także w archidiecezji częstochowskiej, archidiecezji łódzkiej oraz w diecezji łowickiej. Z doświadczeń wspólnot katolickich w innych krajach wiadomo, jakie są skutki takiego rozwiązania. Jako że księży jest mniej, są oni zazwyczaj bardziej doceniani i mniej instrumentalnie traktowani przez swoich zwierzchników. Wpływa to na poluzowanie eklezjalnej struktury feudalnej oraz – przynajmniej do pewnego stopnia – na aktywizację świeckich wiernych. Osoby z laikatu (bardzo często kobiety) nie tylko angażują się mocniej w organizację życia parafialnego, ale zatrudniane są także w instytucjach kościelnych na stanowiskach, które dotąd zarezerwowane były dla duchownych.

Remedium musi być silniejsze

Mimo to w swym podstawowym zrębie system klerykalny pozostaje nietknięty. Niemniej doświadczenia krajów Europie zachodniej dowodzą, że nie jest wystarczającą odpowiedzią na brak powołań ściąganie księży z innych części świata (np. z Afryki czy Ameryki łacińskiej; do niedawna był to także przypadek Polski), które nie zostały dotąd dotknięte powołaniowym kryzysem. Różnice mentalnościowe i kulturowe okazują się często nazbyt dużym wyzwaniem i dla prezbiterów „imigrantów”, i dla wiernych świeckich.

Widać dobrze, że na dłuższą metę ani łączenie parafii, ani ściąganie księży z granicy nie może być zatem skutecznym remedium na zaistniałą sytuację. Problem nabrzmiewa z każdym rokiem. Polska także nie jest już bastionem systemu klerykalnego. Coraz powszechniejsza na świecie staje się świadomość zapaści owego systemowego klerykalizmu. Konieczne są nowe i radykalne rozwiązania, w których teologiczna prawda o powszechności kapłaństwa wszystkich wiernych znalazła swe umocowanie w rozumieniu i organizacji kapłaństwa hierarchicznego. Jakiekolwiek kosmetyczne zmiany wewnątrzstrukturalne (od reorganizacji kurii po łączenie parafii) niewiele tu pomogą.

Wesprzyj Więź

Potrzeba teologicznej rewizji teologii kapłaństwa urzędowego jest coraz bardziej paląca, bo trójstopniowy model święceń (diakonat, prezbiterat, episkopat) wydaje się dalece niewystarczający. Otwarcie na możliwość uznania nowych posług (choćby diakonatu kobiet) staje się coraz bardziej konieczne. Polska, gdzie na wierze katolickiej zależy wciąż wielu wiernym, może w tej nieuniknionej zmianie odegrać ważną i twórczą rolę. Czy jednak żyjący klerykalnymi złudzeniami polscy biskupi nie okażą się hamulcowymi koniecznej reformy?

Cóż, na pewno trudno zrazu będzie się im pożegnać z wieloma klerykalnymi przyzwyczajeniami, ale nieubłagana statystyka prędzej czy później wymusi pożegnanie takich przyzwyczajeń.

Przeczytaj też: Świecki czy po prostu chrześcijanin? Kłopoty z teologią laikatu

Podziel się

2
Wiadomość

Zlikwidować kilkadziesiąt seminariów dla anachoretów i Ojców Pustyni w kilka silnych ośrodków kształcenia, a uwolnionych w ten sposób od pracy seminaryjnej księży wysłać na parafie? 🙂
Ale czy będą się oni chcieli rozstać z tak mile brzmiącymi tytułami i spokojną pracą? Może łatwiej łączyć parafie?

O seminariach diecezjalnych gdzie na roku jest po kilku studentów. To nie ma sensu, nie wychowa się tam księży zdolnych do współpracy z ludźmi do przewodzenia społecznościom. Do tego to wielkie marnotrawstwo pieniędzy i ludzi tam pracujących.
Kilka seminariów w dużych ośrodkach akademickich zapewniło by wyższy poziom, możliwość obcowania z kulturą, z szerokim życiem społecznym.

Proszę wybaczyć żartobliwe wyrażenie.
Ale kim jak nie anachoretą jest jedyny kleryk na roku studiów?
Jak nauczy się budować relacje?
Dlatego też uważam, że seminaria trzeba łączyć.

Ale to chyba dobrze. Papież Franciszek zachęca do walki z klerykalizmem. Im mniej kleru, tym bliżej do zwycięstwa. A parafie mogą bez większego problemu przejąć świeccy wolontariusze. I wreszcie nie będzie problemu z „sakramentalnym” „co łaska”.

Tak, tak. Teraz wojna klasowa przeniosła się do katolicyzmu. Pańskie ujęcie i nomenklatura problemu żywcem wzięte ze słusznie minionej epoki walki z kułactwem i fabrykantami. Oczywiście w imię naprawy życia i słusznych spraw. Już „robotnicy” w Niemczech szykują się do zarządzania „fabrykami.”. I będą tego te same owoce, co dawniej, ale w wymiarze religijnym. Niemieccy katolicy już dali zapowiedź nowej, masowej produkcji duchowego kiczu, poręcznego społecznie i psychologicznie. U nas na razie kręci się Kongres….

Niedawno przeczytalem, ze w jednej z meksykanskich diecezji kobieta objela funkcje kanclerza kurii. Jakie to jest piekne! I jak bardzo jestesmy mentalnie zapoznieni w porownaniu do Meksyku!

Daleko do tego. Polska mentalność jest bardzo patriarchalna. Nawet nie krytykuję, zauważam. Nie wiem z czego to wynika, skąd ta przepaść. Widać po roli zakonnic w różnych krajach. Szybciej zniesienie celibatu by zaakceptowano.

A może punktem wyjścia jest pytanie, jaka jest przyczyna mniej licznych powołań? Przecież nie system klerykalny, który oczywiście jest i ma swoje ograniczenia. Ale ponieważ nie on jest przyczyną spadku powołań, oczekiwanie że zmiany w tym obszarze usuną problem jest płonne. Korzystając z cudzej analogii napiszę, że Autor proponuje zaradzić zagrożeniu wyciekiem amoniaku z pękniętej rury założeniem masek gazowych, a nie zatkaniem dziury. Zgadzam się z Autorem, że należy pogłębiać teologię kapłaństwa – sam tu kiedyś pisałem, że skoro teologia nie dodefiniowała kapłaństwa powszechnego (ledwie kilka wzmianek w katechizmie), to odrębne kapłaństwo urzędowe też jest nie dodefiniowane i wisi na włosku, chociaż w katechizmie jest o nim 7 stron bitego wykładu i kilkadziesiąt wzmianek. Niczego to nie zmienia w codzienności parafii. Może trzeba przeprosić się z Katolickim Kościołem Mariawitów (felicjanowskich) i przyjrzeć się ich kapłaństwu ludowemu? Może powołani są wszyscy na mocy kapłaństwa powszechnego, ale wybranie do posługi we własnej wspólnocie parafialnej lub innej jest czasowe, bo Duch Święty wieje gdzie chce, przychodzi i odchodzi (i znów przychodzi)? Mógłbym tak dołączyć do poszukiwań Autora, ale nie mam pewności, czy idziemy w tę samą stronę. Przepraszam za podejrzliwość, ale odnoszę wrażenie jakby Autor wykorzystywał trudną sytuację by iść w krucjacie antyklerykalnej. Ja nie chcę. Systemowe zmiany mojego poparcia nie pozyskają jeśli nie zostaną poparte przez hierarchię, owszem bardzo niedoskonałą. Bo lud też mamy niedoskonały, czego najlepszym przykładem są niemieckie rady parafialne o których coś niecoś wiem, gdzie zamożni emeryci marginalizują księży i bardziej dbają o piękne klomby wokół kościoła niż o Kościół. A wspomniałem przykład niemiecki, bo Franciszek serwuje nam niemiecki model dla wszystkich. Ja nie chcę. No, ale to nie znaczy, że deprecjonuję ten głos. Jest cenny bo zmusza do odniesienia się, a Kościołowi najbardziej brakuje dziś refleksji nad sobą. Może niezgodnie z intencją autora książki, określę powyższy artykuł za Markiem Jurkiem „reakcja jest objawem życia”.

~ Piotr Ciompa: Jako, ze od 26 lat zyje w Niemczech, to czuje sie Pana postem wywolany do tablicy. Kosciol niemiecki tez nie ma recepty na cudowne uzdrowienie. Z kazdym dniem wychodza na jaw przestepstwa popelniane w nim w imie Jezusa. Ale chce powiedziec, ze Kosciol tutejszy stara sie uczciwie spojrzec prawdzie w oczy. I nie oszczedza sie przy tym ani bylego papieza Benedykta, ani obecnych hierarchow. Ta “oslawiona” w Polsce Droga Synodalna jest bardzo odwazna proba rozmowy na wysokosci oczu wszystkich katolikow – tak kleru jak i wiernych. Jak dotad, to zaden kosciol lokalny na Ziemi nie odwazyl sie na taki krok. Wspolnie szuka sie drog uczciwego przepowiadania ewangelii w obecnym swiecie. Popelnia sie przy tym szereg bledow, ale nikt przynajmniej nikogo nie mami bredniami w sensie: “Oj tam, oj tam, ludzie sie stesknia za proboszczem i wroca do Kosciola z powrotem!” Ale najchetniej porozmawialbym z Panem prywatnie na mailu. Wysle Panu moje namiary.

Młodzież niestety widzi klamstwa biskupów ! Jak traktują sprawy zwiazane z wykrzystywaniem seksualnym i przez lata episkopat nic nie zrobił aby się oczyszcić…
Jak tak patrzę na moją parafię i sąsiedzką… ani jednego dziecka na Mszy Sw., ani jednej osoby w wieku nastoletnim… ani jednego ministranta , dziecka czy nastolatka.. . Wiele razy słyszałem rozmowy rodziców ze juz nie pozwolą aby ich syn poszedł do zakrystii lub na zbiorki ministranckie… to wszystko wychodzi! Ten brak przez lata do dzis rozliczeń i ukarania sprawców ale o tym bp. Czaja ani słowem się nie zajaknął…. no cóż…. takie jest myslenie całego episkopatu, ale aby uderzyć sie w swe piersi i powiedziec, ZAWINILISMY , ROZLICZYMY PRZESTEPCÓW, jakos tego nie widać… no i teraz zbieramy efekty tej polityki klerykalizmu, pychy, arogancji. Jest mi tylko przykro ze tych słów o prawdzie odnosnie braku powołań nie
usłyszałem z ust biskupa, którego szanuję, który w swej diecezji rozliczał i to surowo ksiezy pedofili.
W mej diecezji szczecinskokamienskiej tylko dwóch diakonów przyjmie swięcenia kapłańskie …..

Wizja księdza jako drugiego Chrystusa, która to wizja miała ratować wizerunek księdza po Trydencie – po prostu nie do końca się sprawdziła.
Powstały seminaria jako remedium na brak wykształcenia. Dobrze.
A teraz stanowią dziwne miejsce odrealnienia.
Co więcej – ta wizja moralnego kapłana – ostatnio mocno zazgrzytała w zderzeniu z rzeczywistością. I nikomu nie służy – a buduje niepotrzebny mur między księdzem, a wiernym.

Ksiądz udaje nieskalanego, bo takie są oczekiwania – ukrywając swoje błędy, bo wiernych zgorszy. A wierni patrzą w księdza jak w obrazek, bo się na pewno lepiej modli i jest specjalistą od Pana Boga. Co z tego obecnie mamy – sami wiemy.

Dokładnie: czas na zwykłe kapłaństwo służebne. Czyli ksiądz razem z wiernymi w drodze do Boga.
Ale tak naprawdę. I to będzie metoda prób i błędów, bo to będzie zupełnie nowe doświadczenie.

Jako stopień posługi jest stary, jak chrześcijaństwo.
Problem leży gdzie indziej, mianowicie w orzeczeniu nieomylnym papieża, że święceń kobiet nie było. Co tworzy pułapkę, bo choć okazuje się, że Kościół udzielał kobietom także święceń biskupich, to wbrew faktom musimy temu zaprzeczać, bo papież tak orzekł nieomylnie. A dogmatu podważyć nie można, choćby był sprzeczny z prawdą.

@Wojtek
“Co tworzy pułapkę, bo choć okazuje się, że Kościół udzielał kobietom także święceń biskupich, to wbrew faktom musimy temu zaprzeczać, bo papież tak orzekł nieomylnie. A dogmatu podważyć nie można, choćby był sprzeczny z prawdą.”

A jaki to dogmat ? I kto go stworzył ? Jezus ? Nie.
To można podważyć wszystko lub opuścić KK.

Koncepcja kapłana jako moralnego duszpasterza – to odpowiedź na zamieszanie po Reformacji.
Trydent wymyślił seminaria, i zabrał się ostro za kler i jego niedouczenie. Dobrze.

Tylko to, co było w założeniu dobrym pomysłem, przerodziło się z czasem formowanie odrealnionego człowieka – a w konsekwencji – w kult księdza. Utworzył się niepotrzebny mur między księdzem a wiernym. Do dziś w Polsce widać to wyraźnie.

Stąd ksiądz, by zachować ów idealny wizerunek ukrywał swoje wady, słabości i przestępstwa, by nie gorszyć wiernych. Bo jak to jest bliżej Boga i ma np. depresję? Tak. Ma.
Zaś wierni otoczyli kapłanów swoistego rodzaju czcią. Jako pośredników do Boga.
Owoce tego zbieramy do dziś.
Polecam książki księdza Grzegorza Strzelczyka. Kapłaństwo służebne to zupełnie inna sprawa.

Małe uzupełnienie: seminaria od 16 wieku tak, kształcenie i formacja duchownych to co najmniej o 1000 lat starsza praktyka, podejmowana w klasztorach, szkołach teologicznych, uniwersytetach.

To niesamowite, że klerykalna prokuratura, tak bardzo prokościelne ministerstwa kultury i edukacji oraz telewizja publiczna na czele z Jackiem Kurskim nie są w stanie nie tylko doprowadzić do wzrostu powołań, ale nawet zatrzymać spadku ich liczby. JAK DO TEGO DOSZŁO NIE WIEM.

Wierzę w Kościół Jezusa Chrystusa, a nie w księży czy biskupów rzymskokatolickich, więc nie mam problemu ze zmniejszającą się liczbą powołań. Wydaje się, że zmniejszająca się z każdym rokiem liczba nowych prezbiterów może nawet wyjść Kościołowi na lepsze.

Idąc dalej tropem Pana myśli nie wiem czy w episkopacie jest chociaż jeden bp, który szczerze (a nie z obowiązku czy przymusu) stoi po stronie osób pokrzywdzonych przez kler? Słysząc ich wypowiedzi – śmiem wątpić. A więc jak można się domagać by ludzie wracali do Kościoła, zachęcać dzieci i młodzież do większej z nim zażyłości, chcieć licznych powołań, skoro hierarchia w objawiających się co rusz skandalach nie widzi problemu i nie wyciąga z nich żadnych wniosków?! A wręcz domaga się od Franciszka, żeby kary dla nich nie były tak “surowe”! Biskupi, takie wasze podejście jest zdradą Jezusa i Ewangelii, a w oczach świeckich jesteście skompromitowani!

Potrzebna jest zmiana pokoleniowa w episkopacie. Nowi biskupi, ale tacy, ktorzy teraz nie są biskupami i mlodzi !aby rozbic to klerykalne myslenie obecnego episkopatu, aby juz nie było układów , układzików i wzajemnego poklepywania sie po ramieniu. Dzis episkopat był w Warszawie i był tez abp. Dzięga i kard Dziwisz!i nikt nie wstał aby zaprotestować, nikt!