Od dłuższego czasu obserwujemy proces „wyjmowania obrazu” Matki Bożej Częstochowskiej z ram jasnogórskiej kaplicy i jego przetwarzania na bieżące potrzeby dyskursu publicznego.
Po niedawnym zwycięskim meczu ze Szwecją w piłkę nożną w sieci pojawiła się grafika wykorzystująca obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Na obu policzkach Maryi wymalowano polskie barwy narodowe. Jezus natomiast dzierży małą polską flagę. Nawiązanie do potopu szwedzkiego i odpartego oblężenia Jasnej Góry jest oczywiste, ale czy właściwe? Szwedzi znów zostali pokonani, tym razem na boisku, a nie pod klasztorem, ale co ma do tego Matka Boża z Częstochowy?
Zasada „Sancta sancte tractanda sunt” nakazuje traktować rzeczy święte na sposób święty. Zasadniczo nikt nie kwestionuje tej zasady tak długo, jak długo święty wizerunek pozostaje w przestrzeni sakralnej (choć i tutaj spotykamy się z różnego rodzaju artystycznymi aktualizacjami, które wychodzą poza kanon). Od dłuższego już jednak czasu obserwujemy proces „wyjmowania obrazu” Matki Bożej z ram jasnogórskiej kaplicy i jego przetwarzania na bieżące potrzeby dyskursu publicznego.
Gdy obraz staje się doraźnym publicystycznym instrumentem komentowania rzeczywistości, trudno jeszcze mówić o świętym obrazie. Jego status zaczyna być trudny do oznaczenia. Czy święty jest tylko wizerunek w przestrzeni sakralnej, a ten multiplikowany w elektronicznych kopiach wyzwala się już spod teologicznych kryteriów? Poza świątynią można z nim już robić, co się żywnie podoba?
To zjawisko wykorzystywania świętych wizerunków się upowszechnia. Pozostaje pytanie, czy każda publicystyczna przeróbka, także ta w stronę humorystycznego memu, jest dozwolona? A która dozwolona nie jest? Co z memami o charakterze ewangelizacyjnym, które z daleko idącą dezynwolturą ingerują w święty wizerunek, choćby przez wkładanie słów w usta świętych postaci? Mam wrażenie, że panuje coraz większa zgoda na samo publicystyczne wykorzystywanie świętych wizerunków. Wszak robią to obie opcje: wierzący i niewierzący. Jedni w celach – tak przynajmniej sądzą – ewangelizacyjnych, drudzy – krytycznych. A są jeszcze zupełnie inne cele, choćby stricte publicystyczne, jak komentowanie rzeczywistości.
Problem zaczyna się wtedy, gdy komuś się któraś przeróbka nie spodoba. Tutaj już zgody nie ma, bo ta zależy od reprezentowanej opcji. Jeśli Matka Boża w rękawicach bokserskich, to dobrze, a jeśli w tęczy LGBT, to źle. Lub odwrotnie, zależy od perspektywy. Jeśli z polskimi barwami „dla ojczyzny ratowania”, to dobrze, ale jeśli w masce przeciwgazowej dla ochrony środowiska (dawna okładka „Wprost”), to źle. Znów zależy od opcji. Jeden domaluje karabin, drugi wąsy à la Wałęsa, trzeci – na przykład – hidżab. Jeden usunie postać Jezusa i zastąpi je dzieckiem spod polsko-białoruskiej granicy, drugi Matkę Bożą ubierze w niebiesko-żółty welon. Jeden zrobi to w zbożnych intencjach, drugi – dla, jak mu się zdaje, inteligentnego dowcipu, trzeci – dla kpiny, a czwarty – choć się będzie wypierał – ze źle ukrywanej nienawiści, piąty – w odruchu patriotycznego zrywu. Punkt widzenia twórcy wcale nie musi się zgadzać z punktem widzenia odbiorcy, zwłaszcza gdy będą z zupełnie odmiennych baniek.
Tak czy inaczej, ten Rubikon dawno już został przekroczony i tylko czekać na nowe wariacje na temat tego czy innego obrazu Madonny. Jedno jest pewne. W Polsce to wciąż silny wehikuł znaczeń. W „Arcydziełach malarstwa polskiego” Maria Poprzęcka tak pisała o ikonie jasnogórskiej: „ten wielowarstwowy, wschodni w treści, zachodni w malarskiej formie obraz, odbijający tym samym polską sytuację geograficzną i kulturową, naród obrał za swą największą świętość”. Trudno się więc dziwić, że wciąż kształtuje nie tylko nasze religijne imaginarium, lecz także polityczną, społeczną, a także – jak się ostatnio okazało – sportową wyobraźnię zbiorową.
To „drugie życie” obrazu to już chyba proces nieodwracalny, którego nie zatrzymają ani sądy, ani żadne prawne formy zastrzeżenia i ochrony wizerunku, a protesty zgorszonych zostaną raczej zagłuszone przez pełne poparcia okrzyki entuzjastów. Taki jest los sacrum w pozasakralnych kontekstach.
Przeczytaj także: Pamiątka czy imago? Na marginesie afery z tęczą
Na okoliczność proponuję potraktować i zarejestrować ten wizerunek jako znak towarowy, zastrzegając sobie wyłączność w używaniu. Nie da się? Rzeczywiście byłby z tym kłopot, bo kto jak kto ale nadużywanie wizerunku Matki Bożej i klepania zdrowasiek na każdą okoliczność, spopularyzowały kościoły chrześcijańskie za sprawą swych kapłanów. Ot choćby ostatnie zawierzenie przez papieża Ukrainy i Rosji. Nie chce wspominać o tych naszych zawierzeniach inspirowanych przez obecną władzę w doniosłej asyście hierarchów, bo to zwyczajnie żałosne. Powie ktoś, ależ to są poważne sprawy. Ja na to, jak kogoś boli ząb to też dla niego jest poważna sprawa. Przepraszam, chodziło o “święty” obrazek. Ot cała nasza wiara i zatroskani o nią pasterze.
Bardzo ciekawy temat dotykający problemu funkcjonowania i znaczenia obrazu w ogóle. Czy każdy wizerunek świętego jest przedmiotem kultu? Oczywiście nie, więc z odpowiednim szacunkiem tam gdzie obrazek ma służyć ewangelizacji po te inne należy sięgać, ilustracje. Co sprawia, że dany obraz staje się przedmiotem kultu? Napewno nie sama „moc” czy jakość obrazu. Istnieją jednak obrazy, które w szczególny sposób „przywołują” czy też odwołują się do osoby przedstawionej. Nie w sensie magicznym, to byłaby herezja, ale podobnie jak zdjęcia gdzie spośród wielu znajdujemy takie, które uchwiciło jakąś specyfikę osoby. „To cała ona” powiemy. Obrazy świętych są oczywiście o tyle inne, że zwykle patrzą na nie osoby, które nie znały świętej osoby. Przekonanie o ich szczególniści opiera się więc na czymś nie do końca uchwytnym, co jednak zauważa się patrząc właśnie na ten wizerunek. W kontakcie z nim. Do tego dochodzi historia i zgodność z kanonem, w dalszej kolejności, mniej ważne ale zgodność z kanonem w kościele jest istotna, by nie dochodziło do wypaczeń. Istnieje też inne przekonanie, że osoba święta upodobała sobie dany wizerunek co pokazuje poprzez cuda. Czy rzeczywiście to kwestia wiary. W sztuce mówi się, że obraz wtedy jest wyjątkowy, kiedy patrząc na niego nie widzi się np. obrazu kwiatów, a kwiaty. Nie ciekawe zestawienia barw, a piękno, które w nich zaistniało. Wizerunek MB Częstochowskiej z pewnością taki jest. Z tego jednak względu sprawa wszystkich jego błahych profanacji nie ma żadnego znaczenia. Co z tego, że dorysują tęcze, flagi. Co z tego, że obwieszą złotem i koronkami. Możnaby nawet wyjąć ten obraz z ram, postawić w zwykłym pokoju, a jego odbiór pozostałby niezmienny. Uobecnienie jak mówi się w przypadku ikon. Kontekst nie jest w stanie go zmienić. Owszem może zaboleć i dlatego słusznie mówi się o „obrazie uczuć patrzącego”, a nie o „obrazie osoby świętej”. Bo te obrazy poprzez obrazę obrazów są czymś raczej co stanowi ludzką, tutejszą przemoc, głupotę jednych ludzi wobec drugich. Sacrum jest zbyt daleko, powyżej, konteksty go nie dotykają. Co nie znaczy, że tak na pasaże jak i na płytki kult obrazów-cudotwórców powinniśmy się zgadzać.
Kilkanaście lat temu głośno było o słowach jakiegoś księdza, który publicznie porównał ikonę Włodzimierską do Jasnogórskiej. Włodzimierską skrytykował bo jakaś rozlazła czy mało aktywna. A ta nasza? Ta nasza wygląda heroicznie, na kolanach trzyma flintę ( w myśl wyobraźni owego księdza) i co jakiś Tatar się pojawi, to ona w niego “trach” i dobrze jest. Że głupie, a może i bluźniercze? Pewnie tak, czy głupsze od Matki Bożej pokonującej Szwedów na boisku? Tego chyba nie da się rozstrzygnąć. Nie wiem czy to “wyjmowanie” obrazu z przestrzeni sakralnej nie ma w jakimś stopniu związku z ludową religijnością. Skoro Matkę Bożą “zaprzęgnięto” do siania zboża, do jego zbioru, do obrony przed wilkami (Matka Boża Gromniczna – pamiętam takie obrazy z dzieciństwa), do błogosławienia ziół i kwiatów, to dlaczego dla kibiców nie może patronować nad zwycięstwem nad Szwedami. W ludowej religijności niewątpliwie te różne “Matki Boże” były czczone z w dobrej wierze, no ale tak jakoś poszło. Powagi świętości nie dodają też zwyczaje związane z relikwiami świętych.
Wszelkie stosowania obrazu MBC dokonane przez Naszych są dobre, a przez nieNaszych złe. Plemienność określą wszystko. Chrzest Mieszka I niekoniecznie się przyjął. Może by go powtórzyć?
Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!
Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań.
No to sztukę Europejską można w dużej części zaorać….
Ale podczas sporu ikonoklastow I ikonodułów chyba jednak pewne kwestie sobie wyjaśniono.
Matkę Bożą Częstochowską można modyfikować, o ile nie będzie tęczy w wizerunku. Gdzie są teraz ci co krzyczeli o “profanacji”?