rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Na kontroli granicznej udział państwa się kończył

Ukraińcy na dworcu w Przemyślu, luty-marzec 2022. Fot. Piotr Wójcik / Picture Doc

Opieranie tak poważnej akcji jak masowe przyjmowanie wojennych uciekinierów na ruchu wolontariackim niesie pewne niebezpieczeństwa.

Spędziłem prawie tydzień na przejściu granicznym w Medyce i na Dworcu Głównym w Przemyślu. Przed powrotem do domu żegnałem się z młodym małżeństwem, które od trzech dni czekało w dworcowej poczekalni. Wypatrywali swojego dziecka, które razem z babcią nie zdążyło wsiąść do pociągu we Lwowie. Na ich twarzach z każdym dniem malował się coraz większy smutek. Byli też okropnie zmęczeni. Nie udało im się znaleźć miejsca, gdzie mogliby przenocować. Gdyby przyjechali samochodem, byłaby opcja, by wynająć pokój w hotelu, gdzieś daleko, bo pobliskie są zapełnione. Noclegu nikt im nie zorganizował, bo na co dzień mieszkają w Polsce, nie są uchodźcami. Żyją w potwornym strachu, czy ich najbliższym uda się wydostać z Ukrainy. 

Chłonąłem wszystkie te emocje. Przerażenia, smutku, ale też ogromnego wzruszenia. Na przykład wtedy, gdy setki kobiet i dzieci machały z okien pociągu. Szczęśliwe, że tu są. A jednocześnie postawione przed wielkim znakiem zapytania: co dalej? 

Na dworcu w Przemyślu 

Na początku przestrzeń dworca kolejowego wypełniali ci, którzy mieli w Polsce rodzinę lub znajomych. Wiedzieli, gdzie dalej pojadą, mieli przygotowane wsparcie ze strony bliskich. Z upływem czasu spotykałem coraz więcej osób bez pomysłu, co ze sobą zrobić. Kobiety z dziećmi, które uciekły z Charkowa czy Kijowa, wycieńczone po trzech dniach oczekiwania na transport. Głodne, spragnione. Zmęczone i fizycznie, i psychicznie.

Ukraińcy na granicy z Polską
Ukraińcy na granicy z Polską, luty-marzec 2022. Fot. Piotr Wójcik / Picture Doc

Opóźnienia pociągów są gigantyczne. – Pokonanie zaledwie stukilometrowego odcinka Lwów- Przemyśl potrafiło zająć nawet dwadzieścia godzin. A wagony przypominały warszawskie tramwaje w godzinach szczytu. Ludzie stali stłoczeni w przejściach, bez szans na wejście do toalety. Mnóstwo dzieci oraz zwierząt. Psów, kotów, chomików. Dopiero po czasie zorientowano się, że zanim ci ludzie staną w kolejce do odprawy, należy zapewnić im możliwość skorzystania z ubikacji. Przenośne toalety postawiono na dworcu. A wolontariusze zaczęli wrzucać przez okna pociągu worki z jedzeniem i piciem. 

Na jednym z peronów, gdzie przyjeżdżają pociągi z Ukrainy, odbywa się kontrola graniczna i celna. I na tym kończył się udział organów państwowych w pomocy przybywającym. Resztą zajmowały się organizacje pozarządowe (w porozumieniu z włodarzami miast) i wolontariusze. Oddawali całe swoje serce, żeby uchodźcy czuli się bezpiecznie. 

Mnóstwo zmieniało się z dnia na dzień. To praca na żywym organizmie i w miarę kolejnych obserwacji wolontariuszom udawało się opanować rozgardiasz. Ich działania profesjonalizowały się coraz bardziej. Na przykład na dworcu były wydzielane kolejne przestrzenie do odpoczynku dla matek z dziećmi. 

Przejście graniczne w Medyce

Już na samym początku padł system elektroniczny i procedury przepuszczania ludzi przebiegały bardzo wolno, co wygenerowało ogromne kolejki do przejść pieszych. Ludzie tkwili w nich po trzy doby. A w nocy temperatura spadała do minus pięciu stopni. Ale trzeba było stać, żeby nie wypaść z kolejki. Nie było gdzie usiąść, więc jedni opierali się od drugich. Po osobach, które przechodziły na polską stronę, widać było wycieńczenie. Potem kolejka piesza znacznie się zmniejszyła, ale w tej samochodowej czekało się nawet pięć dni. Ludzie mówili o problemie z łapówkarstwem w Ukrainie. Było je widać gołym okiem. Stojąc na przejściu w Medyce, nie sposób nie zauważyć luksusowych aut, które przejeżdżają granicę bez kolejki. 

Opieranie tak poważnej akcji jak masowe przyjmowanie wojennych uciekinierów na ruchu wolontariackim niesie pewne niebezpieczeństwa, które obserwowaliśmy na granicy. Organizacje pozarządowe donosiły o kolejnych porwaniach kobiet z granicy, dochodziło do nich zarówno po polskiej, jak i po ukraińskiej stronie. Zdarzały się też przypadki, że kobiety były zabierane z granicy, a potem porzucone kilkanaście kilometrów dalej, bo nie miały pieniędzy, żeby zapłacić. Obecnie każdy, kto zabiera uchodźcę z granicy, musi podać swoje dane w punkcie recepcyjnym. 

Lepsi i gorsi

Oprócz tych wszystkich pięknych wartości, którymi kierują się wolontariusze, można było zauważyć, różnice w traktowaniu wojennych uciekinierów. 

Kiedy na przejściu w Medyce zabrakło Ukraińców, zniknął też punkt medyczny i cała infrastruktura, która została stworzona na rzecz uchodźców. A przecież trawioną wojną Ukrainę opuszczają nie tylko Ukraińcy, ale także ludzie innych narodowości, którzy znajdowali się na jej terenie w momencie rosyjskiej agresji. Pośród nich były i są m.in. osoby czarnoskóre, głównie z Bliskiego Wschodu i Afryki. One, niestety, zostały pozostawione same sobie. Tkwiły całymi dniami na placu niedaleko przejścia granicznego nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie było tam nikogo, kto potrafiłby mówić po angielsku czy francusku. 

Ukraińcy na dworcu w Przemyślu
Ukraińcy na dworcu w Przemyślu, luty-marzec 2022. Fot. Piotr Wójcik / Picture Doc

Ten rodzaj wykluczenia zaobserwowałem także na dworcu w Przemyślu, gdzie nie było tłumaczy innych niż ukraińsko- czy rosyjskojęzycznych. Dopiero próba pobicia czarnoskórych przez grupy narodowców unaoczniła perspektywę uchodźców innych niż ukraińscy. I zaszły pozytywne zmiany. Prawdopodobnie ze strachu, że za chwilę na świecie będzie głośno o tym jak Polska przyjmuje uchodźców, dając im po mordzie. 

Niepewność 

Podczas pobytu w Przemyślu i Medyce mieszkałem w gospodarstwie agroturystycznym. Spotkałem tam dwie Ukrainki, które przyjechały do Polski w dniu rosyjskiej inwazji na ich kraj. Dwie siostry, każda z nich miała dwie córki. Były całkowicie zagubione. Nie wiedziały, co im się należy, czy mogą tu podjąć pracę, jakich dokumentów do tego potrzebują, czy ich dzieci pójdą do szkół. Nie miały pojęcia, gdzie szukać tych informacji. Wszystkie te niejasności wynikają z braku wcześniejszego przygotowania się naszego państwa na przyjęcie tak ogromnej fali uchodźców. 

Wesprzyj Więź

Pospolite ruszenie zwykłych Polaków, ngosów oraz lokalnych władz, by pomóc uciekinierom z Ukrainy budzą podziw, ale potrzebne są rozwiązania systemowe. A te musi opracować polski rząd.

Notowała Dominika Tworek

Przeczytaj także: Jak dobrze pomagać przybyszom. Niezbędnik

Podziel się

7
Wiadomość

Przykro się czyta takie teksty. Jakość manipulacji jest rzeczywiście artystyczna, jak na wykładowcę sztuki przystało. Najpierw opisy dramatycznej sytuacji, w której znaleźli się Ukraińcy, po czym opis niedostatków pomocy ze strony rządu. Jedno nie ma z drugim nic wspólnego, to zabieg dla prostolinijnych, kierujących się bardziej uczuciami niż rozumem czytelników.

Jeżeli redakcja koniecznie pragnie uszczypnąć rząd, zamówcie materiał porównujący działania państwa polskiego z działaniem rządów Słowacji czy Rumunii w obecnym kryzysie lub z lat 1015-2016 z działaniami rządów Hiszpanii, Grecji, Włoch, chociaż nigdzie problem nie nastąpił w takiej skali w tak krótkim czasie jak w Polsce. Wielkie miasta rządzone przez opozycję też działają na rzecz uchodźców Ukraińskich niewystarczająco. Dowód? Dobrostan uchodźców jest niezadowalający. To jest właśnie jakość, którą redakcja zaproponowała piórem Autora.

Własnymi oczyma czytałem w styczniu posty ks. Isakowicza-Zaleskiego, że zaraz w Ukrainie będzie wojna, że trzeba się przygotować. I co? Przygotowanie ram prawnych na przyjęcie milionów uchodźców to nie jest koszt nawet w przybliżeniu porównywalny z 70 mln zł na wybory kopertowe. Z COVIDem było to samo: od grudnia 2019 było wiadomo, że jest nowy, groźny wirus, a w marcu 2020 każdy szpital w Polsce sam ustalał procedury i zbierał sprzęt.

do Piotr+Ciompa
Jeżeli w powyższym artykule cokolwiek jest nieprawdą/ przekłamaniem/ manipulacją, wtedy – w moim odczuciu – należy to nazwać, a nie z góry zakładać / zarzucać artystycznej manipulacji autorowi.
Nadto nie rozumiem zarzutu, że – cytuję –
”Najpierw opisy dramatycznej sytuacji, w której znaleźli się Ukraińcy, po czym opis niedostatków pomocy ze strony rządu”
Nie zgadam się, ponieważ działania rządu winny wynikać z tych dramatycznych sytuacji właśnie – powiem więcej – winny być wyprzedzające, tymczasem słuchamy relacji wolontariuszy z Warszawy, którzy wyręczają wojewodę w przynależnych mu czynnościach, jak np. zabezpieczenie wyżywienia dla uciekienierów z Ukrainy

@garcio, @Jan
Oczywiście, że polski rząd jest zły i śmierdzi mu z gęby. Ale ja ponawiam sugestię, by porównać jego działania do rządów Słowacji i Rumunii oraz wcześniej Grecji, Włoch i Hiszpanii. Proszę mi odpowiedzieć, dlaczego to jest zły sposób oceny, a nie przemilczać niewygodny argument. Wtedy będzie można coś miarodajnego ustalić, a krytyka będzie wiarygodna. Perspektywa wolontariuszy powinna być w tym uwzględniona, ale nie jedyna/dominująca. Chyba, że M.Morawiecki ma osobiście wydawać uchodźcom zupę niczym Jacek Kuroń bezrobotnym, co było mega manipulancką operacją – w słusznym celu – łagodzenia szoku transformacji. Kiedy tylko miałby czas rządzić państwem?

PS. Pierwszy fakt, który zadaje kłam tytułowi – czyje pociągi za darmo rozwożą uchodźców po Polsce i zagranicę? To jest ogromna operacja logistyczna, której z poziomu wolontariuszy się nie zorganizuje. Mając dostęp do mediów znam kilkanaście kolejnych przykładów zaangażowania państwa, ale nie wyliczam ich wszystkich z powodu braku czasu. Trzeba mieć złą wolę lub być fanatykiem, by tego nie widzieć.

PPS. Aby rozliczać państwo z efektywności pomocy dla uchodźców, należy podać postulowany ideał. Bez tego zawsze będzie można malkontencić, że to nie wyszło, tamto się nie udało. To jest niekonstruktywna strata czasu. Czy można by sobie wyobrazić inny rząd, który by ten ideał osiągnął? Przecież czy to obecny, czy inny rząd mają do dyspozycji te same struktury organizacyjne i nawet jeżeli mniejsza część urzędników rotuje, także nowi dziedziczą starą kulturę organizacyjną, która ma największy wpływ na rezultat. Nie byłoby większej różnicy, bo do misji jest zgoda ponad podziałami. Amerykański guru od zarządzania Peter Drucker pisze, iż wybitny menedżer ma 70% skuteczności, a można go dyskredytować za 30% niepowodzeń gdy się tylko je bierze pod uwagę. Nie wiem, czy rząd polski osiąga 70% skuteczności, ale wydaje mi się, że działa co najmniej poprawnie. Niedociągnięcia są, ale to czyni różnicę, czy krytyka nakierowana jest na pomoc w ich usunięciu, czy na niszczenie drugiej strony. Agresywny i nieprawdziwy tytuł, który wpływa na odbiór artykułu świadczy raczej o instrumentalnym traktowaniu sprawy pomocy uchodźcom do polskich rozliczeń wewnętrznych, które rzeczywiście nie są rozliczone.

nie pisałem nic o śmierdzeniu z gęby… Ale nie podoba mi się to, że PMM wydaje 70 mln zł bez podstawy prawnej, bo “musi dalej rządzić”. Pełno ważnych i nieważnych ustaw na zasadzie szybko, szybko, rano 1 czytanie, w południe 2 czytanie, a w nocy 3. A tu jest wiedza od 2 miesięcy, że zaraz MOŻE BYĆ WOJNA i czekamy na pierwszą ustawę 2 tygodnie.

Panie Piotrze, czas wyłączyć TVPiS i włączyć myślenie.
Naprawdę uważa Pan, że podstawienie pociągów wystarczy? To proszę jeszcze podać inne przykłady działań rządu, rozwiązań na skalę państwową, bo według mnie wszystko zostało, jak zwykle, scedowane na samorządy w nadziei, że wydatki na kolejny kryzys w końcu je zatopią. A PMM obiecuje gruszki na wierzbie wiedząc, że nikt nie wierzy w jego kłamstwa. Gdzie jest wicepremier do spraw bezpieczeństwa? Rakiety spadają 30 km od naszych granic a on siedzi w schronie…
Jeszcze raz proszę – jeżeli Pan zna działania rządu w sprawie uchodźców, poza legislacją, to proszę się nie krępować, chętnie poczytamy.