Zima 2024, nr 4

Zamów

Jakże wiele ma nam dziś do powiedzenia Jan Karski w czasie obecnej smuty kościelnej i narodowej

Ks. Alfred Wierzbicki podczas pogrzebu Stanisława Michny 10 grudnia 2021 r. w Krakowie. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Karski to otwarte, głębokie chrześcijaństwo i patriotyzm bez wrogów. To poszukiwane lekarstwo na choroby, które trapią nasz Kościół i nasze państwo.

Tekst został wygłoszony przez autora po odebraniu Medalu 75-lecia Misji Jana Karskiego 17 lutego w Lublinie

Z prawdziwym onieśmieleniem przyjmuję Medal 75-lecia Misji Jana Karskiego. Traktuję go jako zachętę, a nawet jeszcze więcej jako zobowiązanie do dawania świadectwa prawdzie, jak czynił to Jan Karski swymi czynami, słowami i milczeniem. 

Wyrażam wdzięczność Towarzystwu Jana Karskiego za stworzenie mi wyjątkowej okazji do przemyślenia, czym była i czym nadal jest misja Jana Karskiego. Moją wdzięczność kieruję imiennie do Przewodniczącego i Wiceprzewodniczącej Towarzystwa: Pana Redaktora Waldemara Piaseckiego i   Pani Doktor Wiesławy Kozielewskiej-Trzaski, bratanicy legendarnego emisariusza Państwa Podziemnego. Dziękuję Ks. Prof. Andrzejowi Szostkowi za opinię, o którą Kapituła Medalu zwróciła się do niego oraz za słowa laudacji, które dzisiaj tu wybrzmiały.

Jak większość ludzi mojego pokolenia o misji Jana Karskiego dowiedziałem się dopiero pod koniec XX wieku. Czytając rozdział Tajnego państwa opisujący zbrodnie w obozie w Izbicy, do którego Karski przedostał się w mundurze łotewskiego żołnierza sądząc, że dotarł do Bełżca, nie opuszczała mnie myśl, że Bełżec i Izbica są tak blisko Majdanka i Lublina. To wszystko działo się tu! Jeśli nawet upłynęło kilka dekad, nie zmienia to potworności faktu, że na naszej ziemi dokonywała się Zagłada Żydów. Nie radziłem sobie – i wciąż nie radzę – ze zrozumieniem, co to znaczy wymordować tysiące, setki tysięcy, miliony ludzi, którzy tu mieszkali. 

Myśląc o Izbicy, którą w 1942 roku zobaczył Jan Karski, przywołuję późny wiersz Czesława Miłosza „Oprawa”.

Tragedii, Patrice, przystoi oprawa
Skał potrzaskanych, piorunowych przepaści.
A ja opisywałem piaszczystą równinę,
Gęsi na miedzy, szarość i nijakość
Kraju, o którym niewiele wiadomo,
Bo jego smutek, nie ma rąk ni twarzy.

Ginącym polskim Żydom Jan Karski udzielił własnych rąk i ust. Pisał i mówił o nich do swych współczesnych, do ludzi decydujących o biegu wojny, o dalszych losach świata.  Prawdziwości swego raportu nie mógł poprzeć żadną materialną dokumentacją, nie miał żadnej fotografii. Pozostała mu tylko pamięć naocznego świadka. Wierzono mu, ale ani w Londynie ani w Waszyngtonie w 1942 roku nie traktowano sprawy ginącego narodu żydowskiego jako sprawy priorytetowej w strategii pokonania Hitlera. Świadek nie mógł nie czuć się przegranym. Po latach Elie Wiesel doda, że czymś bardziej przerażającym niż to, że posłaniec nie może przekazać świadectwa, jest sytuacja, gdy je przekazał, a to nikim nie wstrząsnęło.

Jan Kozielewski był już przygotowany przez swą wcześniejszą biografię, aby wypełnić misję Jana Karskiego. Pochodzący z Łodzi prawnik odznaczał się integralnym charakterem, w którym chrześcijaństwo i patriotyzm współgrały ze sobą. Misja ratowania ginących polskich Żydów wniosła w jego chrześcijańską i patriotyczną postawę głębię i otwartość, odsłoniła i wzmocniła moralny, na wskroś uniwersalny rdzeń zarówno chrześcijaństwa, jak i patriotyzmu. Ukazała, że sprawdzianem autentyczności obydwu ideałów jest miłość bliźniego szanująca jego religijną i narodową odrębność.

Nie można zapomnieć, że Jan Karski budował swą własną tożsamość na uczestnictwie w losie innych. Nie przestając być chrześcijaninem pragnął być również Żydem i stał się nim z własnego wyboru w odpowiedzi na Zagładę Żydów, wśród których byli najbliżsi krewni jego żony. Występując na konferencji poświęconej ocaleniu wyznawał: 

„Jestem chrześcijańskim Żydem. Jestem praktykującym katolikiem. Nie jestem heretykiem, lecz na podstawie mojej wiary wiem, że ludzkość po raz drugi popełniła grzech pierworodny poprzez zaangażowanie lub zaniedbanie, udawaną niewiedzę, niewrażliwość, egoizm,  zakłamanie czy bezduszną racjonalizację. Ten grzech będzie prześladował ludzkość do końca świata. Prześladuje mnie. I chcę, aby tak było”.

Miłość do Polski nie zaślepiała go wobec niewygodnej prawdy o Polakach. Urzędnicy rządu w Londynie próbowali nawet retuszować w jego raporcie relacje o antysemityzmie w polskim podziemiu. Już w latach powojennych krytycznie odnosił się do polskiej manii wielkości, widział w niej mentalną przeszkodę  dla współpracy z innymi narodami i krajami.

Wesprzyj Więź

Miał dystans do romantycznej polskiej martyrologii, zmysł moralny nie pozwalał mu akceptować niepotrzebnych ofiar, surowo oceniał werbowanie dzieci do „Szarych Szeregów” bez wiedzy rodziców i ze świadomością nieuchronnego losu w walce. W nowszych czasach cieszył się zwycięstwem Solidarności, ale potrafił również docenić propaństwową działalność prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, widząc w jego polityce znacznie więcej niż tylko formację postkomunistyczną. Potrafił być równie dumny ze swego obywatelstwa polskiego, które odziedziczył, z obywatelstwa amerykańskiego, na które zapracował i z obywatelstwa izraelskiego, którym go uhonorowano. Był Polakiem bez granic.

Jakże wiele ma nam dziś do powiedzenia Jan Karski w czasie obecnej smuty kościelnej i narodowej. Jakże fascynującym jest człowiekiem, gdy tak wielu z nas zawodzi. Otwarte, głębokie chrześcijaństwo i patriotyzm bez wrogów są poszukiwanym lekarstwem na choroby, które w tym momencie dziejowym trapią nasz Kościół i nasze państwo.

Przeczytaj także: Ks. Alfred Marek Wierzbicki – Komentarz w (nie tylko) mojej sprawie

Podziel się

4
Wiadomość

Być obywatelem państwa bez granic … – mnie się wydaje, że to takie Chrystusowe.
Z fragmentem o rządzie w Londynie i stosunkami żydowskimi nie zgodziłabym się…
Myślę, że jest to spore uproszczenie, jeszcze niewiele o tym wiemy, zwłaszcza gdy pomijamy w tym kontekście stanowisko środowisk żydowskich w sprawie planów budowania państwowości polskiej po wojnie…, negatywne relacje to nie antysemityzm.
Gratuluję ks. Profesorowi nagrody. Pańska uczelnia chyba w słup soli się zamieniła i milczy na temat każdego pańskiego wyróżnienia, jak ta biedna „żona Lota”…. Przerażenie ks. sukcesem musiało być spore.