Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Kiersnowski: Kościół instytucjonalny mógłby w sprawie kryzysu na granicy zrobić znacznie więcej

Jakub Kiersnowski, prezes Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie. Fot. KIK

Episkopat mógłby zażądać spotkania komisji wspólnej rządu i Kościoła, a na niej postawić sprawę dopuszczenia organizacji humanitarnych do samej granicy. Rząd może odmówić, ale biskupi nawet nie próbują sprawdzić siły takiego nacisku – mówi w „Plusie Minusie” Jakub Kiersnowski, prezes warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej.

O tym, jak przy granicy polsko-białoruskiej funkcjonuje założony przez warszawski Klub Inteligencji Katolickiej w październiku Punkt Interwencji Kryzysowej opowiada Michałowi Płocińskiemu w „Plusie Minusie” Jakub Kiersnowski.

Prezes warszawskiego KIK-u tłumaczy, że w mediach społecznościowych „uchodźcy mogą znaleźć informacje, jak połączyć się z organizacjami humanitarnymi działającymi w Polsce”. „Podają nam koordynaty i podstawowe dane o sobie: ile jest osób, ile kobiet, mężczyzn, dzieci. To oczywiście nie zawsze się potwierdza na miejscu, ale generalnie wiemy, do kogo idziemy i gdzie powinni na nas czekać, a raczej – skąd nas wzywają. Bo potem to nie jest tak, że wychodzą nam naprzeciw i radośnie machają. Wiedzą oczywiście, że przyjedzie do nich ktoś z organizacji humanitarnej, ale i tak siedzą w wielkim strachu, że zostaną ponownie wyrzuceni na białoruską stronę” – relacjonuje.

„Dajemy [im] ciepłe buty, kurtkę, śpiwory, przynosimy oczywiście ciepłą zupę, herbatę, jedzenie, dajemy batony proteinowe na zaś, jak trzeba, to oczywiście też lekarstwa. I przygotowujemy ich, by podczas tzw. wyjawienia, czyli przekazania Straży Granicznej, mieli jak największe szanse na to, by wszczęta została wobec nich procedura wydaleńcza, podczas której składa się wniosek o przyznanie ochrony międzynarodowej, czyli tzw. azylu” – dopowiada, zaznaczając, że „trudno się bierze ciepły prysznic w domu po takiej interwencji”.

Jakub Kiersnowski stwierdza, że może odpowiedzieć krytykującym punkt prawicowym dziennikarzom zaproszeniem ich do lasu. „Spotkałem tam żywych ludzi, dotykałem ich pokaleczonych stóp, opatrywałem je. Widziałem poruszający płacz dorosłych mężczyzn. Za dużo jest zdjęć, filmów, relacji, by dało się to dziś tak łatwo zakłamać. Choć tak szczerze, to czasem mam wrażenie, że jestem właśnie w jakimś wirtualnym świecie, bo to jest przecież niemożliwe, by w Polsce, państwie mieniącym się krajem katolickim, z tak pięknymi tradycjami, ktoś trzymał przerażonych ludzi w lesie, w takich warunkach. Będąc tam, na miejscu, czuję się, jakbym grał w jakimś filmie, że to jest tylko scenariusz, fabuła, że to zaraz się skończy…” – przyznaje.

„My nie wyręczamy państwa, po prostu ratujemy ludzkie życie – to nasz zwykły ludzki odruch, ale też nasza odpowiedź na wezwanie wynikające z Ewangelii. Człowiek to człowiek, trzeba go ratować i tyle” – podkreśla. 

Wesprzyj Więź

W ocenie prezesa warszawskiego KIK-u Kościół instytucjonalny w reakcji na kryzys migracyjny „mógłby zrobić znacznie więcej”. „Episkopat mógłby zażądać spotkania komisji wspólnej rządu i Kościoła, a na niej postawić sprawę dopuszczenia organizacji humanitarnych do samej granicy. Uważam, że wykorzystanie tego narzędzia jest podstawowym obowiązkiem Kościoła. Oczywiście, rząd może odmówić, ale episkopat nawet nie próbuje sprawdzić siły takiego nacisku” – mówi.

Przeczytaj też: „Solidarność” staje się martwym słowem, jeśli odwracamy się od potrzebujących

DJ

Podziel się

2
1
Wiadomość

No i kto miałby tam iść w ten ciemny las i na takie zimno. Jeszcze by sie jeden z drugim biskup przeziębił: litości, to są starsi Panowie przywykli do ciepełka i obsługi, a nie do ratowania jakiś „niewiernych”. Mogliby zamącić obraz wroga, samą swoja obecnością w naszym kraju. jeszcze by sie okazało,że nie taki diabeł straszny i cała akcja straszenia hordami muzułmanów (z sojuszniczego Kurdystanu…) wzięłaby w łeb.

„Episkopat mógłby zażądać spotkania komisji wspólnej rządu i Kościoła, a na niej postawić sprawę dopuszczenia organizacji humanitarnych do samej granicy. ”

Spotkania, apele, konferencje nie mają już żadnego znaczenia.
Jedyne co może zmienić los Kościoła w Polsce to włożenie przez biskupa/biskupów gumiaków , zdjęcie koronek i fikuśnych czapeczek, założenie ciepłych kurtek i udanie się osobiście tam, gdzie potrzebni są ludzie gorących serc. Gdzie można zostać pobitym, zamkniętym, gdzie superpatrioci mogą zniszczyć samochód.
Biskup, którego spotkałby taki los w czasie udzielania pomocy uchodźcom stałby się moralnym przywódcą Episkopatu.
Tylko że reszta biskupów oraz miliony wiernych nigdy by mu tego nie darowały. Już nigdy by nie wrócił do ciepłego, wygodnego niemówienia.

~Marek2: w pełni zgadzam się z Panem, że teraz czas na działanie, nie puste gadanie. Jest jednak we mnie wątpliwość: żeby jechać na granicę, trzeba mieć „gorące serce”, jak Pan to określił. Chyba jednak doświadczenia ostatnich lat wskazują, że biskupi bardziej cenią komfort i mamonę, aniżeli Ewangelię. Ostatnie, czego bym się spodziewała po biskupie, to gorące serce, czego dowodzą wszystkie ich zaniechania: w sprawie molestowania, upolitycznienia
czy nadużyć finansowych w KK.

Pani Monikaa, Pan Marek2 Kościół instytucjonalny mógłby zrobić w ogóle dużo więcej, tylko, tylko mu się nie chce. Śmiechu warte, ale to jest jeszcze mniejsze nieszczęście, olbrzymie nieszczęście jest takie, że on z tego lenistwa, z tej nędzy lenistwa czyni ewangeliczną cnotę, a ile mądrych paragrafów potrafi na uzasadnienie przytoczyć – patrz wywiad ekscelencji biskupa Rysia. Ot i żałość.

To nie tylko lenistwo. To strach przed Swoimi. Biskupi, nawet ci najbardziej oświeceni i wrażliwi (miejmy nadzieję, że nie jest to zbiór pusty) wiedzą jaką nienawiść by na siebie ściągnęli wychodząc przed szereg. Kościół bardziej otwarty to w Polsce margines. Środowiska Więzi czy Tygodnika Powszechnego to małe wysepki w oceanie katolicyzmu Naszościowego.

Tak jak PiS ze strachu przed wyborcami pozwala na omijanie szczepień tak biskupi nie powiedzą głośno i nie zrobią niczego co mogło by urazić tych wiernych dla których lęk jest najcenniejszym uczuciem chrześcijańskim.
Proszę sobie wyobrazić: prymas jedzie na granicę, koczuje razem z uchodźcami po krzakach, karmi ich, odziewa, buduje dla nich schronienia, zasłania swoim ciałem przed żołnierzami. Dla małej grupki stałby się wzorem chrześcijanina realizującego eidos chrześcijaństwa bez żadnych wicie-rozumicie. A dla milionów rodaków i współwyznawców byłby kim?

Wyobraźmy sobie ryk liberalnych mediów w odpowiedzi na zwołanie komisji wspólnej za czasów rządu PO ws. ratyfikacji konwencji stambulskiej. Może nawet warszawski KIK wydałby oświadczenie o nieuprawnionym nadużyciu komisji powołanej do innych spraw celem mieszania się w sprawy państwa. Ale w sprawie nam bliskiej to wolno nadużywać prawa, stosować je niezgodnie z jego przeznaczeniem – prawda?

Pozornie szlachetny tekst, jednak pełen przekłamań, ostrych kłamstw o sytuacji na granicy. Mieszkam tu i nadziwić się nie mogę temu co umieszcza w sieci KIK Warszawa. Bzdura goni bzdurę. O co tu chodzi? Raz już zwróciłem na FB uwagę na fantazje w tekstach KIK Warszawa – zalano mnie wtedy falą hejtu. Z perspektywy Warszawy i tak zaraz ktoś zacznie mnie pouczać, co mam tu, w swojej najbliższej okolicy.