Zima 2024, nr 4

Zamów

Bp Zadarko: Nieszczęście, do którego dochodzi na granicy, nie powinno być wykorzystane do siania nienawiści

Bp Krzysztof Zadarko. Fot. episkopat.pl

Jeśli na granicy staje człowiek i prosi o azyl, mamy obowiązek go przyjąć – mówi Katolickiej Agencji Informacyjnej bp. Krzysztof Zadarko, przewodniczący Rady KEP ds. Migrantów, Turystyki i Pielgrzymek.

Dorota Giebułtowicz (KAI): Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej staje się coraz bardziej dramatyczna i mimo śmierci kolejnych uchodźców organizacje humanitarne nie są dopuszczane, aby udzielić pomocy koczującym. Co Kościół może zrobić w tej sprawie?

Bp Krzysztof Zadarko: Temat uchodźców stał się nie tylko sprawą humanitarną, ale ideologiczną i polityczną. Jako Kościół apelujemy o szybkie rozwiązanie sytuacji w Usnarzu, ale też wypracowanie przez rząd konkretnej polityki migracyjnej, bo podobnych sytuacji będzie coraz więcej.

Zderzają się tu dwie rzeczy: bezpieczeństwo państwa, szczelność granic Polski i Unii Europejskiej z postawą wobec migrantów i uchodźców, którzy chcą przejść naszą granicę niekoniecznie legalnie. Trzeba wprowadzić jasne reguły, kogo wpuszczamy, a kogo nie możemy wpuścić do Polski, bo w grę wchodzą ludzie, którzy stali się już żywymi tarczami nie tylko dla Łukaszenki, w to jest zaangażowany gigantyczny handel ludźmi, sieć przemytników.

Wzbudzanie niechęci wobec uchodźców jest niechrześcijańskie

bp Krzysztof Zadarko

Udostępnij tekst

Pamiętajmy, że nielegalna emigracja istniała zawsze. Nas obowiązuje Konwencja Genewska, która mówi wyraźnie, że jeśli na granicy stanie człowiek i poprosi o azyl, to mamy obowiązek go przyjąć. Tak powstały obozy dla uchodźców na Zachodzie, we Włoszech, czy na greckiej wyspie Lesbos, gdzie migranci czekają nawet kilka lat na legalizację pobytu.

Jak Ksiądz Biskup ocenia pomysł budowy murów na granicy? Litwa na budowę ogrodzenia na granicy przeznaczyła 152 mln euro. Czy nie byłoby lepiej zużytkować te pieniądze na ośrodki dla migrantów, szkolenia, konkretną pomoc?

– Mury są na całym świecie. Takich porządnych murów, silnie zbudowanych, mamy, o ile wiem, siedemnaście. To są mury, jak np. w enklawie hiszpańskiej w Ceucie w Maroku, na granicy turecko-greckiej, węgiersko-serbskiej czy mur między Meksykiem a USA.

Zgodzę się, że już dawno trzeba było myśleć o budowaniu ośrodków dla cudzoziemców, co dość szybko zrobili Litwini, ale równocześnie uszczelniać granice. Ale jeśli mur ma stać tylko po to, żeby uniemożliwić ludziom staranie się o azyl, to wtedy jest to nieludzkie.

Wszystkie środki, nie tylko finansowe, powinny być przede wszystkim zaangażowane na rzecz usunięcia przyczyn migracji: zakończenia wojen, opanowania skutków zmian klimatycznych, pomocy w odbudowie gospodarek i społeczeństw w krajach pochodzenia migrantów i uchodźców, wspieranie edukacji. Wreszcie w eliminacji wszelkich ideologii, jak mówi papież Franciszek: ideologii wyzysku, chęci dominacji i podboju, eksploatacji dóbr. To rażąco niesprawiedliwe, gdy wielki kapitał wkłada się w powiększanie ekonomicznego zysku, kosztem ludzi uciekających potem za lepszą płacą. Pozostaje wtedy ocieranie ran i łez uchodźców. To szantaż moralny na ogromną skalę. A źródło krzywdy nie wysycha. Mówmy i czyńmy więcej na temat usunięcia przyczyn przymusowych migracji. To też może być zadanie Kościoła.

Czy Rada ds. Migrantów przy Episkopacie, której Ksiądz Biskup jest przewodniczącym, prowadzi rozmowy z rządem na temat obecnego kryzysu migracyjnego?

– Ostatnio dowiedziałem się, że rząd polski opracowuje dokument nt. polityki migracyjnej państwa, i o ile ten dokument jest w fazie konsultacji społecznych, to Episkopat Polski do tej pory nie otrzymał go do konsultacji.

Taki dokument, który nakreśli ramy naszej obecnej polityki migracyjnej, jest bardzo potrzebny i nad nim powinniśmy się wszyscy wspólnie zastanawiać, bo w grę wchodzi nie tylko dobro wspólne, jakim jest bezpieczeństwo państwa, ale też wizja społeczności, w której będą obecni ludzie obcy etnicznie, kulturowo, religijnie.

Musimy wypracować model, w jakim kierunku będziemy budować swoje społeczeństwo. Czy i w jaki sposób będzie ono otwarte na obcych, czy zamknięte. A taki model zamkniętego społeczeństwa nam grozi, jeżeli nie będziemy mówić o wartościach związanych z wielokulturowością, która bardzo często jest spłycona przez określenie „multi-kulti”. Ja się wcale nie dziwię, że w ludziach istnieje strach, strach wynikający z niewiedzy, i strach wynikający z tego, że pojęcie otwartości zostało zideologizowane i upolitycznione. Wielokulturowość to dialog a nie tolerowanie siebie, bycie obok, niektórzy mówią – paralelnie.

Czy Kościół w Polsce nawiązał współpracę z katolikami w innych państwach UE, aby skorzystać z ich doświadczeń, jak należy się zająć uchodźcami?

– Tak, nawiązaliśmy współpracę na płaszczyźnie Caritasów innych krajów, mamy wspólne programy pomocowe. Ostatnio widziałem, jak prowadzony jest obóz uchodźców na Lesbos. Oczywiście, nie dysponujemy takimi funduszami jak np. Niemcy i Włosi, którzy w Caritasie mają wydzielone całe struktury, które zajmują się tylko pomocą migrantom i uchodźcom.

Ale trzeba zaznaczyć, że nie jest to tylko kwestia finansów i pomocy charytatywnej, ale budowania modelu integracyjnego we współpracy z samorządami. U nas dotychczas tego nie ma, ponieważ nie wiemy, jaka jest polityka migracyjna i integracyjna wobec obcokrajowców. Możemy więc tylko podglądać, jak robią to Niemcy, Włosi, jak robi to wspólnota Sant’Egidio, która stworzyła moim zdaniem najbardziej pożądany model tzw. korytarzy humanitarnych.

Na takie korytarze nie chce się zgodzić rząd polski, a jest to forma pomocy bezpieczna, legalna, pewna i humanitarna. Korytarze nie są masowe, ale ograniczone do osób, które są w najtrudniejszym położeniu. Widziałem, jak to funkcjonuje we Włoszech. Uchodźcy są przyjmowani przez włoskie rodziny, które im towarzyszą przez 2-3 lata, pomagają w znalezieniu pracy, załatwieniu spraw w urzędach, poznaniu kultury danego kraju, nauce języka. Te rodziny spełniają rolę takich kulturowych mediatorów. Sant’Egidio robi to doskonale, współpracuje z ministerstwami spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych, także ze służbami. Nie może być naiwnego przyjmowania ludzi w imię tylko humanitarnej wrażliwości, bez programu integracyjnego.

Prawdopodobnie czeka nas w najbliższej przyszłości wiele kryzysów migracyjnych z powodu wybuchających ciągle nowych konfliktów i wojen. Jak powinniśmy się przygotować jako Kościół na przyjmowanie migrantów?

– Przede wszystkim z naszej strony powinny być apele, by to nieszczęście, do którego dochodzi na granicy, nie było wykorzystane do siania nienawiści i niechęci do uchodźców. Mamy w Polsce ok. 2 mln obcokrajowców i obawiam się, że podsycanie nastrojów niechęci do tych, którzy czekają na granicy białoruskiej, a tam są ludzie z różnych krajów, może się odbić na patrzeniu na cudzoziemców, którzy już u nas są. Dlatego chciałbym zaapelować do wszystkich w Kościele o powściągliwość i niepowtarzanie opinii, które nasycone są niechęcią i nienawiścią wobec uchodźców. To jest niechrześcijańskie i niekościelne.

W komunikacie Rada KEP ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek, który ukazał się 22 sierpnia, przypomniał Ksiądz Biskup, że „zadaniem chrześcijanina jest rozpoznać i przyjąć Chrystusa w przybyszu.” Jak Kościół w Polsce zamierza pracować nad zmianą mentalności wiernych, którzy najczęściej obawiają się przyjmowania uchodźców? Czy nie jest potrzebny jakiś program duszpasterski?

– Nie widzę potrzeby formułowania specjalnego programu dla kształtowania postawy otwartości i gościnności. Wystarczy, by każdy chrześcijanin zrobił sobie rachunek sumienia ze słów Chrystusa: „Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie”.

W Polsce często traktujemy obcych jak niewolników

bp Krzysztof Zadarko

Udostępnij tekst

Jeśli już miałby być sformułowany jakiś program, to powinien on dotyczyć budowania relacji z imigrantami. Obecnie bazujemy na takim powszechnym przekonaniu, że my jako Polacy jesteśmy bardzo gościnni i integracja z obcokrajowcami przebiega poprawnie, gdy są z naszego kręgu kulturowego.

Tymczasem mamy już wyspy grup etnicznych. To są ludzie innych narodowości, którzy u nas pracują, ale spędzają czas w swoim gronie, nie tylko z braku wystarczającej znajomości języka, ale również dlatego, że my nie nawiązaliśmy z nimi relacji. Często traktujemy obcych jak niewolników, którzy tu przyjeżdżają do roboty i więcej nas nie interesują. Jeżeli więc nie znajdziemy pomysłu, jak z imigrantami budować wspólną przyszłość, to powielimy błędy Zachodu.

Myślę, że większość ludzi w Polsce boi się zagrożeń związanych z islamem. Przecież ci uchodźcy na granicy białoruskiej pochodzą głównie z krajów muzułmańskich.

– Tak, funkcjonuje w naszym społeczeństwie stereotyp zagrożenia islamem, który jest bardzo krzywdzący dla wielu muzułmanów. Strach, że oni tu przyjdą i zniszczą naszą katolicką tożsamość. Po wojnie w Czeczenii w 2009 r. przeszła przez Polskę fala uchodźców, od 80 do 100 tys. osób. Większość wyemigrowała na Zachód, ale 20 tys. Czeczenów zostało. Czy ktoś widzi, że zagrażają naszemu bezpieczeństwu? Ale kilkanaście lat temu inaczej się myślało o uchodźcach, a teraz ktoś zauważył, że na temacie migrantów można zbić kapitał polityczny i tworzy się politykę strachu, wykorzystując powszechną niechęć do budowania wielokulturowego i wieloreligijnego społeczeństwa.

Fundamentalną sprawą jest tworzenie nowych programów duszpasterskich z bardzo poważnym elementem dialogu międzyreligijnego i międzykulturowego. Jeden Dzień Islamu czy Judaizmu nie załatwia sprawy. Wydaje mi się, że wciąż jesteśmy w fazie przejściowej od społeczeństwa zdominowanego przez kulturę katolicką do społeczeństwa wielokulturowego, w którym budujemy wspólnotę razem z wyznawcami innych religii. To powinno być traktowane jako jedno z poważnych wyzwań duszpasterskich.

Czyli naszą przyszłością jest społeczeństwo wielokulturowe?

– Moim zdaniem w Polsce w wielu narracjach pojawia się model budowania społeczeństwa monoreligijnego i monoetnicznego, czyli w tle jest takie hasło: obrona tożsamości chrześcijańskiej czy wręcz katolickiej. Brakuje tylko namaszczenia na współczesnego Sobieskiego. U podstaw leży wizja Kościoła i cywilizacji chrześcijańskiej, w której wszystko co jest inne, jest obce, a więc niedobre, tego się nie da nawrócić, więc lepiej sobie nie zawracać głowy.

Wesprzyj Więź

Wydaje się nam, że jesteśmy przeznaczeni do obrony tożsamości chrześcijańskiej, a nie ewangelizacji, zarażania naszą wiarą, misji – do czego nawołuje papież. Mam wrażenie, że wciąż jeszcze nie zeszliśmy z tej wygodnej kanapy.

Rozmowa ukazała się w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej pt. „Musimy wypracować nowy model społeczeństwa wielokulturowego”

Przeczytaj też: Abp Polak o uchodźcach: Nie wolno przyzwyczaić się do tej sytuacji, mówić, że nas to nie dotyczy

Podziel się

5
4
Wiadomość

Bardzo ładna wypowiedź. Wzruszyłam się. Zdjęcie też ładne. Cieszę się czystą radością, że ten temat polski KRK ma już z głowy. Pochówki zmarłych na granicy polskiej z powodu chłodu , głodu i chorób wezmą na siebie polscy Tatarzy -muzułmanie, więc jest ogólnie super, nie ? Panie Biskupie ?

Kościół nie ma zajmować się bezpieczeństwem granic państwowych. I nie mówić na dwoje. Tak-tak, nie-nie. Jezus nie mówił „zależy kogo”. Jak o liczebność i pieniądze chodzi, umie się z państwem dogadać i postawić na swoim. A takie bla, bla kogoś od migracji, to kpina z najważniejszego przykazania. Tam ludzie umierają, a siedzącym na urzędach na myśl nie przychodzi, że i role mogą się szybko zamienić.

„Ewangelia to nie wszystko”. Jest jeszcze bezpieczeństwo granic. Każdy człowiek te sprawy (życia ludzi , którzy utknęli na polsko-białoruskiej granicy pomiędzy pogranicznikami z bronią i psami) powinien rozważyć w swoim sercu. Księże Biskupie, dziękuję za ten wywiad w TVN. Nie ma to jak po raz kolejny stanąć w Prawdzie. Dodam od siebie, że wczoraj podczas nabożeństwa w Świętej Trójcy usłyszałam coś innego, co bardziej do mnie przemawia: Ewangelia, Pismo Święte jest wszystkim. I nie ma prawdziwej wiary bez czytania Pisma Świętego. A potem trzeba iść w świat, i dawać świadectwo Prawdzie. Niekoniecznie mówić o Bogu, ale samemu być świadectwem (to tak w uproszczeniu to, co sobie teraz przypominam na gorąco). Jak zwykle mądre, poruszające kazanie, tym razem Pani Diakon …

„Co Kościół może zrobić w tej sprawie?” Odpowiedź powinna brzmieć – ten Kościół, z tymi biskupami nie może zrobić nic! Partia rządząca wycisnęła Kościół jak cytrynę, będzie jeszcze potrzebny przed wyborami i chętni do współpracy i to w znaczącej liczbie znajdą się wśród tzw. episkopatu. W ogólnym budżecie państwa dotacje do „dzieł duszpasterskich”, to jest śmieszna kwota, choć na statystycznym cywilu robi wrażenie. Przed wyborami odejmie się komuś mniej ważnemu i będzie kolejna dotacja do ciepłej wody, albo merca pana dyrektora z Torunia, na episkopacie to robi wrażenie, ale przede wszystkim na kołach przyjaciół wiadomego radia, które są w większości polskich parafii. Oczekiwanie na państwowe (krótko mówiąc nasze) pieniądze na pewno spotka się z życzliwym zrozumieniem, ale co do reszty, nieśmiałych zresztą, postulatów ewangelicznych, to niech „czarni”, a właściwie „purpurowi” nie zawracają głowy chrześcijańskiemu rządowi. Poniekąd to oni mają rację, skoro ja przez siedem lat nie słyszałem w moim i nie tylko moim kościele parafialnym, życzliwego słowa o uchodźcach, to faktycznie niech się odczepią od rządu. I bardzo moim zdaniem ważna uwaga, którą kieruję do ks. biskupa Zadarko. Ks. biskup słusznie mówi, że: […] a teraz ktoś zauważył, że na temacie migrantów można zbić kapitał polityczny…”. Szanowny księże biskupie, ekscelencjo droga, ten „ktoś” o kim ks. biskup mówi, ma imię i nazwisko, jego słowa na temat migrantów są powszechnie znane, towarzysze partyjni, którzy niesłychanie twórczo je rozwijają – również, a partia do której należą ma, jak się łatwo domyśleć, konkretną nazwę. Rozumiem delikatność (ufam, że to tylko delikatność) ks. biskupa, ale są sytuacje, kiedy trzeba walić pięścią w pulpit i krzyczeć. Tak zrobił św. Jan Paweł II na wieść o kolejnej rzezi w obleganym Sarajewie. Zdaję sobie sprawę, że to co napiszę teraz jest dyskusyjne, może nawet bardzo .Mojej znajomej psycholog, żaliła się jej przyjaciółka, która wykorzystała wszelkie, nieskutecznie wszakże, metody pedagogiczne, by jej osiemnastoletni syn cofnął się z, delikatnie mówiąc, złej drogi. Jej rada brzmiała: możesz jeszcze dać mu w twarz, jak ci nie odda, to jest szansa. Oczywiście w relacjach Kościół – państwo chodzi wyłącznie i tylko wyłącznie o symboliczny, niematerialny policzek. Jak nie oddadzą w realu, to jest szansa.

Pierwszy raz w mojej historii komentatora jeszcze uzupełnienie – o wyrozumiałość usilnie proszę. Komentarz do jednego jeszcze stwierdzenia ks. biskupa :” nie powinno”. Tak nie powinno być siania nienawiści, nie powinno być pedofilii, biskupi nie powinni jej lekceważyć, nie powinno być w naszym Kościele rażącej pychy i sobiepaństwa, nie powinno być pogardy dla wszystkich „innych”, nie powinno być biskupa sołtysa, nie powinno być biskupa od „tęczowej zarazy” i nie powinno być… Jeszcze raz, z całym szacunkiem księże biskupie, tośmy sobie pogadali.

Panie Rafale, ma Pan całkowitą rację. I nie tylko Pan tak sądzi, szkoda, że w Więzi nie można „polubić” komentarza, mógłby się Pan o tym przekonać. Też oglądałam wywiad z biskupem i też uderzyło mnie lawirowanie, niejasne stwierdzenia, uciekanie od wzięcia odpowiedzialności za słowa. Wydaje mi się, że MUSIMY się wypowiadać bo nasi oponenci krzyczą. Milczenie nie polepszy sytuacji, daje tylko złudne wrażenie, że zgadzamy się z tymi, którzy mówią. Milczeliśmy do tej pory bo „nie wypada”, bo „może mi się wydaje”, „sami w końcu zrozumieją”, itd. itp. Nie tędy droga – trzeba mówić głośno i wyraźnie, nie dać się zakrzyczeć, tylko to pomoże zmienić sytuację i w Kościele, i w kraju.

No cóż … mamy 06 grudnia. Za niecałe trzy tygodnie Święta. Sytuacja na granicy tragiczna. Ludzie umierają z wychłodzenia, głodu, wycieńczenia. Z kościołem nie po drodze mi od wielu lat ale w pamięci i sercu mam „głodnych nakarmić, spragnionych napoić, a bliźniemu okazać miłosierdzie”. W tak katolickim kraju to są tylko puste słowa. Kim jest ten bliźni? Chyba nie jest to ktoś uciekający przed wojna czy bieda. Chyba nie jest to homoseksualista, lesbijka ani osoba transseksualna. Szkoda, że kościół nie zajął zdecydowanego stanowiska kiedy rozkręcał się ten festiwal nienawiści w stosunku do słabych i bezbronnych. Ziarno nienawiści padło w Polsce na bardzo podatny grunt. Niedługo święta ale ja w tym roku nie będę obchodził świąt. Mam siedzieć przy zastawionym stole, patrzeć na puste nakrycie które będzie wyrzutem sumienia? Zastanawiam się co się stało z Polakami? Dlaczego dali się porwać psychopatycznej narracji rządzących? Skąd w tym narodzie tyle nienawiści do „innych”. Dobrą stroną całej tej sytuacji (o ile można tak powiedzieć w obliczu tragedii ludzi z granicy) jest to, że ludzie z którymi mam styczność pokazali swoje prawdziwe oblicze. Okazało się, że ze sporego grona zostały mi 4 przyzwoite osoby.

Ciekaw jestem jak te wszystkie osoby głuche na cierpienie, na śmierć i popierające przemoc oraz tortury będą mogły usiąść przy stole i łamać się opłatkiem? Przykro mi, że biskupi i księża stanowczo nie potępili działań rządzących. Nie wezwali do solidarności i okazania miłosierdzia. Teraz już jest za późno. Obudzono dawne demony.