Zima 2024, nr 4

Zamów

Kret w ogrodzie ziemi

Tadeusz Różewicz. Fot. Paweł Kozioł / Agencja Gazeta

Tadeusz Różewicz nie lubił, kiedy nazywano go reprezentantem „pokolenia zarażonego śmiercią”. Uważał się za człowieka „zarażonego życiem”, choć splecione ono było ze śmiercią w niemożliwy do rozwiązania węzeł. Miał świadomość naturalnego sąsiedztwa, nierozerwalnej jedności „doli” i „dołu” – jeszcze tu, na ziemi.

Wiersz Do Tadeusza Różewicza, poety Czesława Miłosza jest jednym z piękniejszych poetyckich gestów w historii polskiej literatury. Oto twórca uznany, ale jeszcze młody, podziwiany, lecz sam oszczędny w zachwytach, raczej wciąż „kudłaty” niż już „przylizany” (wedle wymyślonego przezeń estetyczno-pokoleniowego podziału) odzywa się do literackiego debiutanta, witając w nim nadchodzącą przyszłość poezji. Nie tylko polskiej – poezji jako gatunku.

Kilkadziesiąt lat później adresat wiersza nazwie ten utwór „szlachetną (w dobrym tego słowa znaczeniu) odą”1. I tak też on się zaczyna – podniosłą abstrakcyjną metaforą i jednocześnie obrazem, w którym zawiera się jego treść i wizja świata. Obraz jest synestezyjny – symfoniczny, pełen zapachów i kolorów. „Zgodne w radości są wszystkie instrumenty / Kiedy poeta wkracza w ogród ziemi”2. Kształty mieszkańców ziemskiego ogrodu „uformowały się z myślą o nim”3. Pojawienie się poety (czy właściwiej mówiąc: Poety – Orfeusza) jest końcowym etapem ich rozwoju. Świat powstał bowiem po to, by osiągnąć doskonałość i zostać przez niego zauważony, obdarzony słowem. By w nazywającym istoty, rzeczy i pojęcia „Adamie”, „w mówiącym człowieku” znaleźć spełnienie4. Niczym literacki Jan Chrzciciel Miłosz obwieszcza, że w naznaczonym przez historię kraju, w obciążonym wojenną i powojenną traumą momencie jego dziejów narodziła się postać, z którą można wiązać nadzieje o absolutnym wymiarze.

Zejdźmy jednak na ziemię – tę ziemię. Autor Ocalenia, przebywający wówczas na placówce w Waszyngtonie, otrzymał książkę debiutanta opatrzoną dedykacją: „Czesławowi Miłoszowi z pozdrowieniem z Polski, Tadeusz Różewicz”. I to największy kłopot jego wiersza. „Poeta” jest w nim obdarzony konkretnym imieniem i nazwiskiem. Mieszka w Krakowie. Znajduje się – jakby powiedziano w Waszyngtonie – w Polsce, czyli nigdzie. Nazywa się Tadeusz Różewicz, czyli nikt. Ma dwadzieścia sześć lat. Przed rokiem ukazała się jego debiutancka książka, wydana przez efemeryczną oficynę wydawniczą o nazwie – nomen omen – „Przełom”, której logo profetycznie zdobi okładkę z tytułem Niepokój. Kilkaset egzemplarzy zbioru wystarczyło, by zrewolucjonizować język powojennej polskiej poezji, a kilka spośród pięćdziesięciu siedmiu umieszczonych w nim wierszy, aby uczynić z debiutanta klasyka. Formuła tytułowa tomu, powtarzana później kilkakrotnie w coraz obszerniejszych wyborach utworów Różewicza, okazała się uniwersalnym ujęciem istotnej treści jego poezji. Od chwili debiutu adresat wiersza pozostał tym samym poetą niepokoju.

W jego świecie próżno szukać jedwabnika, łubinu i sosny, choć niedawno ukończył trzyletni staż konspiracji i partyzantki, więc miał z sosnami bliski kontakt. W świecie Niepokoju są ofiary i kaci. Jest kobieta i jest on. „Ocalony”, „okaleczony”, „ranny”, „oszukany”, „ścigany”, „połykacz płomieni z pożogi”, „ślepe szczenię”. Próbujący pisać poezję bez metafor, „pozbawioną piękności”. Wiersze te – w których brakuje formuły „my”, bo panuje w nich ogarniające wszystko „ja” – nieoczekiwanie okazywały się opisywać świat wewnętrzny wielu ludzi. Poecie się wierzyło, każdy znał kogoś takiego, a wielu przedstawicieli jego generacji uważało, że pisze on ich własne wiersze.

W świecie „Niepokoju” najlepiej schronić się pod ziemię, w miejscu, gdzie płynie źródło czyste, w którym jeszcze „nie umył rąk morderca”

Radosław Romaniuk

Udostępnij tekst

Nie lubił, kiedy nazywano go reprezentantem „pokolenia zarażonego śmiercią”. Uważał się za człowieka „zarażonego życiem”, choć splecione ono było ze śmiercią w niemożliwy do rozwiązania węzeł. Pierwsze powojenne lata były dlań miodowymi latami miłości. Wiesława Kozłowska, przyszła żona, służyła jako łączniczka w tym samym oddziale partyzanckim i była narzeczoną jego starszego brata, Janusza, zamordowanego przez Gestapo porucznika wywiadu AK, utalentowanego poety5. Przepisała na maszynie tom wojennych tekstów Tadeusza, który ukazał się w konspiracji pod inspirowanym twórczością Żeromskiego tytułem Echa leśne. Autor podpisał go partyzanckim pseudonimem „Satyr”. W liście do Ryszarda Przybylskiego napisze o tym okresie później: „byłem Satyrem – w polskich lasach”6.

Z oddziałem, w którym służył od połowy sierpnia 1943 r., dowodzonym przez Warszyca, przyszłego „żołnierza wyklętego”, rozstał się w aurze utarczek polsko-polskich. Ostrzeżony przez komendanta, że przełożeni uważają go za kryptokomunistę, kapral Satyr opuścił oddział. W szeregi Armii Ludowej nie wstąpił, gdyż nie chciał złożyć wymaganej krytyki niedawnych towarzyszy broni. Wydarzenia te rozgrywały się jesienią 1944 r. i rozwiązaniu sytuacji pomogło nadejście frontu.

Wspominał: „Wyszedłem z głową i na tyle normalny, żeby zaraz, bo w 1945 r., robić maturę, a potem «wstąpić» na uniwersytet. […] Przede wszystkim trzeba się było przyzwyczaić do życia, do normalnych stosunków z ludźmi. Znów uwierzyć w to, że człowiek jest jednak ciągle człowiekiem. A po nocach krzyki i łzy: śnili się pomordowani, których było więcej dookoła mnie niż żywych. Prawie wszyscy przyjaciele z młodości – okresu konspiracji – umarli, zostali pomordowani, zaginęli bez wieści…”7.

Za dnia odbywał podróże do Gliwic, gdzie w trzypokojowym mieszkaniu uzyskanym od Czerwonego Krzyża mieszkała Wiesława, jej matka i dwoje rodzeństwa. Pokonywał tę trasę do 1949 r., kiedy po ślubie wprowadził się tam jako piąty lokator. Wizytę w Urzędzie Stanu Cywilnego nowożeńcy uczcili „podróżą poślubną” do Sławięcic koło Kędzierzyna-Koźla. Ukryte w sosnowym lesie znajdowały się tam pozostałości jednej z filii obozu w Oświęcimiu. W filmie dokumentalnym Gliwickie lata Tadeusza Różewicza (2009, reż. Krzysztof Korwin Piotrowski) małżonkowie wspominają tę podróż. „Oglądaliśmy takie resztki po obozie koncentracyjnym” – mówi pani Wiesława. „Błądziliśmy po tym lesie, chodziliśmy…” – dodaje poeta. Kiedy mówią o tym, dokąd się w „podróż poślubną” udali, Różewicz wtrąca: „ale tylko na kilka godzin”.

Spacer z nowo poślubioną żoną, która wyszła z nim z „polskich lasów”, ku pozostałościom hitlerowskiego obozu w rachitycznym lasku, mówi wiele o świecie „Ocalonego”, jak Różewicz nazwał podmiot jednego z monologów Niepokoju. Panowała w nim cisza. Nie było „instrumentów zamkniętych w pudłach i dzbanach zieleni” z Miłoszowskiego wiersza Do Tadeusza Różewicza, poety8. Nie było jedwabnika, zaś „pysk motyla” i „korsarskie skrzydło muchy”9 przywołane w tym utworze nabierały niepokojących znaczeń, związanych z tajemniczym życiem owadów i ich udziałem w rozkładzie ciała.

„Leżał nagi partyzant / śpiewały ptaki / i mrówki wędrowały / po woskowych dłoniach”10 – rozpoczyna się w Niepokoju wiersz Dola, poświęcony „pamięci kaprala «Smukłego»”11. Wiersz-pomnik na bezimiennym grobie żołnierza, którego pochówku okolicznej ludności zakazano, narażając na hańbiące już w czasach Antygony wystawienie na publiczny widok martwego ciała wroga. „Dół” stanowi więc pożądane schronienie przed złem świata. Połączony tu dźwiękowo z wyrazem „dola” z partyzanckiej piosenki („Poszedł żołnierz na wojenkę / Poprzez lasy, góry, pola, / Z śmiercią nieraz szedł pod rękę, / Taka to żołnierska dola”) – jest kresem marszu pod rękę ze śmiercią12. Schronieniem w miejscu, gdzie płynie źródło czyste, w którym jeszcze nie „umył rąk morderca”13. W świecie Niepokoju najlepiej bowiem schronić się pod ziemię. Tam znajdowała się sfera etyczna, w której Różewicz dostrzegł czyste źródło poezji.

Czego państwo Różewiczowie szukali w lasku w Święcicach? Postępowali wzorem wielu powojennych par, które symbolicznie schodziły pod ziemię, zanosząc na groby ofiar wojny wiązanki ślubnych kwiatów. Była w tym potrzeba rozgrzeszenia życia na powierzchni. Akt przebłagania tych, którzy tam zostali – jak były narzeczony Wiesławy i brat Tadeusza, jak dwudziestoletni kapral Smukły – Mieczysław Doktorowicz, poległy 17 kwietnia 1944 r. podczas ataku na Antoniów. Wola uśmierzenia niepokoju, który w Różewiczowskim wierszu Do umarłego przybiera konkretne wymiary: „mój niepokój / pamięć o Tobie”14. Ale też prowadziła ich tam świadomość naturalnego sąsiedztwa, nierozerwalnej jedności „doli” i „dołu” – jeszcze tu, na ziemi. Jedności przypominanej w akcie poszukiwania ciał, w ich odkrywaniu, przenoszeniu, składaniu i rekonstruowaniu. Ryszard Przybylski niemal pół wieku później przenikliwie zauważał, że dolą Różewicza miało być „rozkopywanie dołów w małych miasteczkach”15. Zaświadczanie o jedności żywych i umarłych – tych zwłaszcza, którzy nie wiadomo, gdzie są, nie tylko w znaczeniu metafizycznym, ale najściślej realnym, bo nie mieli grobów. Czy raczej – ich grobem było wnętrze ziemi. „Po cóż jeszcze chodzimy na cmentarze: cała ziemia jest cmentarzem” – mówi bohater jednego z opowiadań Jarosława Iwaszkiewicza16.

Jeśli ktoś ze współczesnych Różewiczowi poetów mógł zrozumieć ambiwalentną fascynację wnętrzem ziemi, etyczny stosunek doń – był to właśnie Miłosz. Jednym z pamiętnych obrazów wiersza Biedny chrześcijanin patrzy na getto jest wizja „strażnika-kreta”, który „z małą czerwoną latarką przypiętą na czole. / Dotyka ciał pogrzebanych, liczy, przedziera się dalej”17. Kret zbliża się. Wiemy, że osoba mówiąca w wierszu odczuwa siebie jako jedno z leżących w getcie ciał. Ale całe podziemie jest gettem i wiersz ten opowiada o Zagładzie pisanej wielką literą – Holokauście żydowskiego narodu – ale również o zagładzie, którą możemy rozumieć jako wygraną zniszczenia nad istnieniem. Nie przypadkiem Miłosz wylicza w nim fenomeny, które podlegają destrukcji innej niż ludzkie ciało – o którym można powiedzieć, że natura odbiera właśnie to, co było w nim z jej tworzywa, i formuje z organicznej materii nowe kształty. Tymczasem szkło, filiżanka, blaszana trąbka i kryształowy kieliszek faktycznie pogrążają się w nieistnieniu lub lepiej mówiąc – w podziemnym czyśćcu trwającym nie wiadomo jak długo, bo w perspektywie czasowej, którą dysponuje nasz gatunek, okres ich biodegradacji zazwyczaj potrafimy wyznaczyć tylko szacunkowo.

Jeżeli rzeczywistość bywa piekłem – mówił w swoim wierszu Miłosz – pod ziemią skrywa się jeszcze większa groza. Trwa tam w stanie upadku wszystko, co świat ozdabiało, co pomagało żyć, cieszyło oczy. Wszystko, co musi być afirmowane, póki trwa w świetle – na „Bożym świecie”, jak się dawniej mówiło. Tylko w ten sposób można szukać ocalenia i Miłosz – autor legendarnego poetyckiego tomu pod takim tytułem – dokonał tej operacji w cyklu Świat (poema naiwne), tworzonym w czasie, gdy kapral Satyr wchodził do „polskiego lasu”. „Świat to jest wiersz o tym, jaki świat powinien być” – mówił w rozmowie z Renatą Gorczyńską: „Utwór był napisany w okropnych okolicznościach. Warszawa 1943 r. to było dno. Ale wystarczyło aktu magicznego, ażeby opisywać właśnie na przekór. Ponieważ świat jest taki, że właściwie powiedzieć o nim cokolwiek, to trzeba byłoby krzyczeć, a nie mówić. Więc właśnie na przekór postanowiłem napisać o świecie, jaki powinien być. Jest to operacja raczej ironiczna”18.

Ocalenia – tłumaczył Miłosz – należy szukać w próbach „powrotu do raju” i „odzyskania niewinności”. W pięciu zmysłach, które – jeśli potrafią być niewinne – wchłaniają świat w jego prawdziwym pięknie. Zafascynowany myślą angielskiego metafizycznego poety Thomasa Traherne’a, usiłował uwierzyć w możliwość „niewinności powtórzonej” – pokonania w sobie zła i na ten moment dostrzeżenia rajskiego pierwiastka rzeczywistości. Próbą taką miały być naiwne wiersze.

Świat Miłosza bronił świata i taką samą funkcję ma pokrewny mu stylistycznie wiersz Do Tadeusza Różewicza, poety. Tylko w drugim przypadku wyglądało to jak obrona świata przed poetą. Próba wyjaśnienia spoczywającego nań obowiązku afirmacji rzeczywistości, zadania wyjęcia z oka szkła, które sprawia, że widzi ją skażoną, pozbawioną niewinności. Poeta – mówił Miłosz – powinien zwrócić się ku światu, istnieniu, nie ku sprawiedliwości i umarłym. Winien być Orfeuszem – jednakowym w piekle i w ogrodzie świata, w pięknie i w piekle – nie zaś wymierzającym sprawiedliwość kretem „z małą czerwoną lampką przypiętą na czole”19. Nie takiego poety-kreta zdaniem autora Ocalenia potrzebuje świat.

Dużo później Miłosz przetłumaczył midrasz autorstwa rabbiego Leviego poświęcony podobnej kwestii. Brzmi on: „Jeżeli świat jest tym, czego szukasz, nie może być sprawiedliwości. Jeżeli sprawiedliwość jest tym, czego szukasz, nie może być świata. Czemu chwytasz sznur za dwa końce, szukając i świata, i sprawiedliwości? Puść jeden koniec, bo twoja zawziętość doprowadzi świat do zguby”.

To samo w 1948 r. autor Ocalenia chciał powiedzieć Różewiczowi. Poetę z darem nowego słowa świat wita jak wybawcę. Otwiera przed nim „ogród ziemi” i możliwość opiewania go głosem, który nigdy nie umilknie. Poeta niemądry – gubi świat. Gubi samego siebie. „Jest łopatą i zranionym przez łopatę kretem” – jak wiele lat później Miłosz napisał o Różewiczu20. Poetę mądrego pokochają ludzie. Pokocha go świat. Dzięki niemu świat przetrwa i utrwali dzieło poety. „Zegar nie mierzy jego pieśni. Echo / Jak w środku muszli starożytność morza / Nigdy nie milknie. On trwa. I potężny / Jest jego szept wspierający ludzi” – pisał do Tadeusza Różewicza, poety21. W kraju, z którego przychodzi Niepokój, może też mieszkać szczęśliwy naród. Należy o nim myśleć jak o narodzie szczęśliwym. I w ten sposób pisać. Miłosz w swej odzie na przywitanie Różewicza pisze więc: „Szczęśliwy naród który ma poetę / I w trudach swoich nie kroczy w milczeniu”22.

Taki poeta ma jednak wrogów. Określa się ich w tym wierszu mianem „retorów”. To moraliści, szukający sprawiedliwości, odsuwający się od świata, by spojrzeć nań z beznamiętnego dystansu, lub odwrotnie – przysuwający się doń, aby go zobaczyć w oświetleniu „małej czerwonej lampki”. „Siedząc na szklanych krzesłach rozwijają / Długie rulony, metry szlachetności”23. W rulonach tych – co jest zapisane? Zapisane są pewnie „czyny i rozmowy” (to już cytat z innego wiersza24). Imiona umarłych i imiona żywych, którzy muszą być razem. Róża jest tam imieniem umarłej dziewczyny. Księżyc – niemym świadkiem zabójstwa człowieka, który uciekał w jego blasku. Kropla – nie życiodajnym deszczem, doskonałą strukturą życia i światła, lecz ulatującą drobiną życia i krwi.

„Długie rulony, metry szlachetności” nigdy się nie kończą. Ich rozwijanie przypomina trud Syzyfa, bo nie sposób dotrzeć do końca zapisanego zwoju. Być może lamentacje „Ocalonego” („Mam dwadzieścia cztery lata / ocalałem / prowadzony na rzeź…”25), „Ściganego” („Noc / wciąga mnie / w głąb…”26), „Rannego” („Gniłem jak owoc zepsuty…”27), lamentacje autora wiersza Lament Miłosz wziął za niepozbawioną histerii retorykę. Akt pretensji do świata, który jest wszak ogrodem. „Gniewni są. Wiedzą, że ich krzesła pękną / A w miejscu gdzie siedzieli nie wyrośnie / Ani źdźbło trawy. Krąg spalonej siarki, / Rudy, jałowy pył mrówka ominie” – kończy swój waszyngtoński wiersz28.

Wesprzyj Więź

W opublikowanym na łamach „Tygodnika Powszechnego” artykule Różewicz w roku 1996 wspominał, że pod określeniem „retorzy” ukrył ówczesnych marksistowskich naprawiaczy świata, głośnych i obcych młodemu poecie, który swą mowę ściszał do szeptu29. Czy jednak autor Niepokoju był Orfeuszem z Miłoszowskiego wiersza, czy też więcej miał w sobie ze sportretowanego w jego zakończeniu „retora”? Odpowiedzmy, że ujmował oba końce sznurka. Ale mocniej ściskał jeden z nich i tylko jeden trzymał w spoconej dłoni. Przecież wyszedł z lasu, który był „polskim lasem”. Którego „echa” znalazły się w tytule partyzanckiego tomu. Do tego lasu zabrał poślubioną dziewczynę. Oczywiście – były lasy inne. Byli poeci zdolni do śmiechu, o których pisał Miłosz: „A naokoło huczy śmiech poety / I jego życie nie mające kresu”30. Ale to nie był las Różewicza. Tadeusz Różewicz nie był tym poetą.

1 R. Przybylski, T. Różewicz, Listy i rozmowy 1965–2014, oprac. i wstęp K. Czerni, Warszawa 2019, s. 175.
2 C. Miłosz, Do Tadeusza Różewicza, poety, w: tegoż, Poezje, Warszawa 1981, s. 153.
3 Tamże, s. 154.
4 Tegoż, Różewicz w roku 1996, w: tegoż, Życie na wyspach, Kraków 1997, s. 290.
5 Zob. przypis w: R. Przybylski, T. Różewicz, Listy i rozmowy 1965–2014, dz. cyt., s. 275.
6 Tamże, s. 385.
7 T. Różewicz, Kartki wydarte z „dziennika gliwickiego”, w: tegoż, Proza, t. 3, Wrocław 2004, s. 321.
8 C. Miłosz, Do Tadeusza Różewicza, poety, dz. cyt., s. 154.
9 Tamże.
10 T. Różewicz, Dola, w: tegoż, Poezje, t. 1, Kraków 1988, s. 14.
11 Zob. M. Solecki, Tadeusz Różewicz wzywa „Smukłego” do apelu, „Twórczość” 2021, nr 2, s. 152.
12 Cyt. za: tamże, s. 154.
13 T. Różewicz, Do źródeł, w: tegoż, Proza, t. 3, dz. cyt., s. 144.
14 Tegoż, Do umarłego, w: tegoż, Poezja, t. 1, dz. cyt., s. 19.
15 Zob. R. Przybylski, T. Różewicz, Listy i rozmowy 1965–2014, dz. cyt., s. 206.
16 J. Iwaszkiewicz, Voci di Roma, w: tegoż, Opowiadania, t. 2, Warszawa 1979, s. 235.
17 C. Miłosz, Biedny chrześcijanin patrzy na getto, w: tegoż, Poezje, dz. cyt., s. 94.
18 Tegoż, Podróżny świata. Rozmowy z Renatą Gorczyńską, Kraków 2002, s. 64.
19 Tegoż, Biedny chrześcijanin patrzy na getto, dz. cyt., s. 94.
20 Tegoż, Różewicz, w: tegoż, To, Kraków 2002, s. 78.
21 Tegoż, Do Tadeusza Różewicza, poety, dz. cyt., s. 154.
22 Tamże.
23 Tamże.
24 Tegoż, Który skrzywdziłeś, w: tegoż, Poezje, dz. cyt., s. 194.
25 T. Różewicz, Ocalony, w: tegoż, Poezja, t. 1, dz. cyt., s. 21.
26 Tegoż, Ścigany, w: tamże, s. 26.
27 Tegoż, Ranny, w: tamże, s. 11.
28 C. Miłosz, Do Tadeusza Różewicza, poety, dz. cyt., s. 155.
29 Tegoż, Różewicz w roku 1996, dz. cyt., s. 291.
30 Tegoż, Do Tadeusza Różewicza, poety, dz. cyt., s. 154.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” jesień 2021.

Podziel się

Wiadomość