Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Pominięte fakty. Prowincjał dominikanów odpowiada na tekst Pauliny Guzik

Paweł Kozacki OP. Fot. Maskacjusz TV / YouTube

Nie będę się bronił. Postaram się poprzestać na podaniu faktów, które pomija artykuł.

Po przeczytaniu tekstu Pauliny Guzik zadałem sobie pytanie: dlaczego jego Autorka nie zadzwoniła do mnie, nie postawiła wprost zarzutów, które się w nim pojawiają. I drugie: dlaczego redaktor naczelny „Więzi” Zbigniew Nosowski znany mi dotychczas z dziennikarskiej rzetelności, z tego, że każdą informację weryfikuje w różnych źródłach, tym razem w tekście „Nadzieja na dnie grzechu” wydał już wyrok, nie dając wcześniej szans na obronę. To przykre.

Dziękuję jednak, że zaprosił mnie do głosu po opublikowaniu tekstu Pauliny Guzik. Nie będę się bronił. Postaram się poprzestać na podaniu faktów, które pomija artykuł. Będę je podawał, odnosząc się do stwierdzeń tekstu, w takiej kolejności, w jakiej się w nim pojawiają, korzystając przy tym ze zmienionych przez Autorkę imion pokrzywdzonych.

Prowincjał polskich dominikanów, o. Paweł Kozacki, osobiście rozmawiał ze skrzywdzonymi (…) W osobistych rozmowach, na które przyjechał do każdej z opisanych tu kobiet z DA „Dominik” (ale nie do siostry Małgorzaty) …

• Nie rozmawiałem się z s. Małgorzatą, ale odwiedziłem 12 maja jej klasztor i rozmawiałem z jej przełożoną. Usłyszałem od niej, że jest za wcześnie na kontakt z s. Małgorzatą. Zadeklarowałem, że jeśli potrzebna będzie jakakolwiek pomoc, proszę o wiadomość. Przełożona powiedziała, że na razie nie ma takiej potrzeby, a jak trzeba będzie, to siostry się skontaktują.

Stałyśmy się tylko przeciwnikiem finansowym. (…) Od ponad trzech miesięcy nie mamy informacji od władz dominikańskich, od czerwca rozmowa odbywa się wyłącznie na poziomie prawników – mówią skrzywdzone. 

Przedstawię chronologię faktów:

• Jako pierwsza kwestię zadośćuczynienia zasygnalizowała Weronika w rozmowie, która odbyła się 12 kwietnia. Poinformowała mnie, że w tej sprawie zgłosi się do mnie jej pełnomocnik mec. Krzysztof Wąsowski. Odpowiedziałem, że rozumiem, ale do rozmów z nim wyznaczę swojego pełnomocnika, tak aby prawnik rozmawiał z prawnikiem. Weronika stwierdziła, że to w pełni rozumie.

Mecenas Wąsowski rzeczywiście skontaktował się telefonicznie, powiedział, że reprezentuje cztery osoby pokrzywdzone i chce porozmawiać o zadośćuczynieniach. Umówiliśmy się, że spotkamy się w następnym tygodniu, po czym zamilkł. 

28 kwietnia spotkałem się z mec. Arturem Nowakiem, któremu wcześniej – jako dziennikarzowi – udzieliłem wywiadu dla „Gazety Wyborczej”. Przedstawił pełnomocnictwa od czterech osób oraz przekazał oczekiwania dotyczące wysokości zadośćuczynienia, które były jednakowe dla wszystkich pokrzywdzonych – niezależnie, jaką kto krzywdę poniósł. Jemu również powiedziałem, że do dalszych rozmów wyznaczę pełnomocnika.

Zwróciłem się wtedy do mec. Macieja Mataczyńskiego z prośbą o reprezentowanie Prowincji w negocjacjach z prawnikami poszkodowanych i 20 maja wystawiłem pierwsze pełnomocnictwa do reprezentowania Prowincji. Inicjatywa tych rozmów wyszła zatem od pokrzywdzonych, a nie od dominikanów. Moim zamiarem było podjęcie kwestii zadośćuczynienia po ogłoszeniu raportu opublikowanego przez powołaną przeze mnie Komisję. Fakt, że sprawa ta zaczęła się wcześniej, wynika z działań mec. Nowaka.

11 czerwca spotkałem się z mec. Magdaleną Anną Lebek, która przedstawiła pełnomocnictwa od kolejnych dwóch osób, w sprawie zadośćuczynienia. Ją również skierowałem do mec. Mataczyńskiego dla kontynuowania negocjacji.

• Kancelaria SMM Legal obsługuje Prowincję od wielu lat. Czasem robi to pro bono, czasem na zasadzie umowy. Nie szukaliśmy specjalnej kancelarii do negocjacji z prawnikami poszkodowanych, ale zwróciliśmy się do prawników, którzy reprezentowali nas już w wielu wcześniejszych sprawach. 

Nie kontaktujemy się zatem z pokrzywdzonymi przez prawników. Przez prawników kontaktujemy się z pełnomocnikami pokrzywdzonych, którzy zgłosili się do mnie z pozwami o zadośćuczynienie.

O. Kozacki (…). dodaje: deklaruję, że jeśli w jakikolwiek sposób możemy Siostrze pomóc, to jesteśmy gotowi bezwarunkowo udzielić każdej pomocy, która byłaby przydatna (…) Prowincjał deklaruje także, że każdy, kto będzie chciał pomocy psychologicznej innej niż w ośrodku działającym w dominikańskim budynku we Wrocławiu, ma się do niego osobiście zgłosić. (…) Jednak na deklaracjach się skończyło.

• Te deklaracje pozostają do dziś ważne. Jednak wkrótce po jej złożeniu wobec pokrzywdzonych dowiedziałem się od ks. Piotra Studnickiego z Fundacji św. Józefa, że zgłosiły się do nich osoby pokrzywdzone przez Pawła M. prosząc o finansowanie terapii, bowiem nie chcą korzystać z pomocy dominikanów. W tym kontekście nie rozumiem zarzutu, że na deklaracjach się skończyło. Trudno pomóc komuś, kto takiej pomocy nie chce przyjąć. Pomimo tego deklaracja pozostaje nadal ważna. Ostatnio Fundacja poinformowała nas, że jedna z osób jest gotowa korzystać z finansowania terapii przez dominikanów. Sprawa została już załatwiona i finansujemy terapię od początku czerwca.

Weronika przypomina historię swojej rozmowy telefonicznej z prowincjałem Kozackim, który zadzwonił z pytaniem, „czy na pewno zostałam zgwałcona w kaplicy, bo chcielibyśmy ją na nowo poświęcić”.

• Na pewno nie zadzwoniłem z takim pytaniem. Padło ono w czasie jednej z kilku moich rozmów z Weroniką. Nie pamiętam w której. Zadałem je dlatego, bowiem w spisanych przez nią relacjach ten wątek się nie pojawia. Dowiedziałem się o nim z mediów, dlatego chciałem potwierdzić. Kwestia rekonsekracji kaplicy pojawiła się przy okazji. O tym, że nie była ona istotą, niech świadczy fakt, że do tej pory do niej nie doszło.

Zakon dominikanów nie wyznaczył swojego pełnomocnika do rozmowy ze skrzywdzonymi. Niektóre kobiety otrzymały jedynie, ogólnie dostępny na stronie internetowej, numer telefonu do dominikańskiego duszpasterza osób wykorzystanych seksualnie. Czyli znów to one miałyby wychodzić z inicjatywą kontaktu. Dla nich było to potraktowanie ich jak każdej innej osoby „z ulicy”.

• Zgadza się. Nie wyznaczyliśmy pełnomocnika do rozmów z pokrzywdzonymi. Zgadza się, że moja deklaracja zakładała, iż jeśli ktoś z nich będzie czegoś potrzebował, może się sam zgłosić do mnie. Dlatego najpierw spotkałem się i porozmawiałem z wszystkimi pokrzywdzonymi wrocławiankami (o siostrze Małgorzacie pisałem wyżej), a mój numer i mail był dla nich dostępny. Zapewniam, że numer prowincjała nie jest powszechnie dostępny.

Na stronie internetowej prowincji polskiej nie sposób znaleźć wzmianki o postępach w działaniu komisji.

• Szanując niezależność powołanej przez nas Komisji, nie pytamy jej o postępy prac, w żaden sposób nie ingerujemy w jej działanie. Komisja nie przedstawia mi żadnych cząstkowych raportów. Cierpliwie czekamy na cały raport. W związku z tym nie wiemy na ten temat więcej niż osoby pokrzywdzone.

W informacji o powołaniu można znaleźć stwierdzenie, że „Komisja będzie dążyć do tego, by jej prace zakończyły się do 30 czerwca 2021 roku, jednak ostateczny termin wyznaczy jej Przewodniczący, wziąwszy pod uwagę tryb i zaawansowanie prowadzonych działań”. O tym, że ostateczny termin zakończenia prac Komisji został przesunięty, dowiedziałem się przez pośredników. Do dziś nie znam tego terminu. 

Cała rozmowa powinna zacząć się od pytania, co możemy dla was zrobić, aby zadośćuczynić. To byłaby prawdziwa troska umożliwiająca wyjście z zadośćuczynieniem. Ale nikt nas nie pyta: „Co by wam teraz pomogło w życiu?”.

• Takie pytanie padło w deklaracji, że jesteśmy gotowi do pomocy.

Negocjacje w sprawie zadośćuczynienia finansowego odbywają się więc pomiędzy prawnikami reprezentującymi ofiary wykorzystania a kancelarią prawną wynajętą przez zakon.

• Negocjacje pomiędzy prawnikami są po to, by jasno sprecyzować oczekiwania pokrzywdzonych, określić warunki, na jakie Zakon jest gotowy się zgodzić i ustalić możliwe dla obu stron porozumienie.

Weronika w rozmowie ze mną stwierdziła kiedyś: „żałuję teraz, że nie oddałam sprawy do sądu, gdy jeszcze była nieprzedawniona”. Ja również żałuję. Wolałbym, by o wysokości zadośćuczynienia zdecydował sąd. Aktualnie jesteśmy w sytuacji, gdy każda propozycja obniżenia sumy oczekiwanego zadośćuczynienia, z którym przyszedł do nas mec. Artur Nowak, jest traktowana przez pokrzywdzone i opinię publiczną jako brak empatii i ucieczka od odpowiedzialności.

Z żalem mówi o tym, że ma wrażenie, iż jej los jest obojętny prowincjałowi. – Jestem przecież ważna jako słabszy kawałek Kościoła, który trzeba objąć troską. Dwa zdania informacji od nich, proste pytanie „co u ciebie”, „czy wszystko dobrze”, pewnie odwróciłyby nasz żal. Jesteśmy wszyscy dorośli, a tu nie ma żadnej relacji – dodaje Agata.

• Zgadza się. Powinienem z takim pytaniem się zwracać do pokrzywdzonych. Wycofałem się po informacji od ks. Piotra Studnickiego, że poszkodowane nie chcą korzystać z pomocy dominikanów. To był mój błąd.

Zupełnie inaczej niż własne działania władz prowincji oceniają skrzywdzone powołaną przez zakon komisję pod przewodnictwem Tomasza Terlikowskiego. (…) Największym zadośćuczynieniem dla mnie będzie raport – podkreśla Agata. – To jest sens mojej historii, że to wszystko nie pójdzie na marne, że to się przyda w Kościele.

• Pozwolę sobie tylko przypomnieć, że powołanie Komisji, umożliwienie dostępu do dokumentów i świadków w Zakonie oraz finasowanie jej działań jest działaniem dominikanów. Stwarzanie wrażenia, że zły Zakon to jedno, a dobra Komisja to coś zupełnie innego jest nieprawdziwe. 

Wesprzyj Więź

Zapewne niektórzy z czytelników uznają, że moje wyjaśnienia są suche i pozbawione empatii. Niestety, nie znajduję innej formy na emocjonalne oskarżenia zawarte w tekście pani Guzik i nie chcę wchodzić w polemikę.

Co dalej? Tak jak pisałem wyżej, czekamy na raport Komisji, który zobiektywizuje naszą wiedzę i pozwoli kontynuować trudny proces przywracania sprawiedliwości i leczenia ran. Zanim raport się pojawi, ze swojej strony deklaruję, że przeczytam jutro spokojnie tekst jeszcze raz, wsłucham się w to, co w nim mówią pokrzywdzone i spróbuję podjąć działania, których dotąd zabrakło. 

Przeczytaj także: Duchowa i psychiczna transgresja Pawła M.

Zranieni w Kościele

Podziel się

17
13
Wiadomość

„Zgadza się. Nie wyznaczyliśmy pełnomocnika z rozmów z pokrzywdzonymi. Zgadza się, że moja deklaracja zakładała, iż jeśli ktoś z nich będzie czegoś potrzebował, może się sam zgłosić do mnie. Dlatego najpierw spotkałem się i porozmawiałem z wszystkimi pokrzywdzonymi wrocławiankami (o siostrze Małgorzacie pisałem wyżej), a mój numer i mail był dla nich dostępny. Zapewniam, że numer prowincjała nie jest powszechnie dostępny.”

Człowieku! Empatia polega na tym, że to TY dzwonisz żeby zapytać „Jak się czujesz? Czy mogę coś dla Ciebie zrobić? Czy czegoś potrzebujesz? Czy terapia pomaga?” itd. itd.
Empatia i troska nie polegają na „to jest mój numer telefonu dzwoń jak będziesz potrzebować”. To nie jest sytuacja kiedy ciocia ma katar!

Jakim człowiekiem trzeba być by tego nie widzieć i nie rozumieć? Bo tego absolutnie nie widzisz i nie rozumiesz skoro postanowiłeś się tak bardzo skompromitować publicznie tą polemiką.

To że autorka i naczelny do Ciebie nie zadzwonili, było aktem miłosierdzia wobec Ciebie z ich strony. Lepiej było siedzieć i w ciszy znosić tą „niesprawiedliwość”.

Wygląda na to, że wbrew słowom i deklaracjom, całemu temu PR, nie poczuwasz się, by nosić teraz na sobie grzechy innych dominikanów, jak i całej instytucji, jaką reprezentujesz. Ot znalazłeś się w przykrej sytuacji, która jest o tyle przykrzejsza, że przecież to nie Twoja wina. Może nawet myślisz o sobie, że sam jesteś ofiarą, razem z resztą zakonu i dlatego, to do Ciebie powinno się dzwonić. Powiedz to sobie wprost. „To nie jest mój problem!”. Stań w prawdzie, zamiast pogrążać się takimi żenującymi tłumaczeniami.

Mowię Ci: nawróć się, zanim będzie za późno!

To tak, jakby rodzice gwałciciela wydzwaniali do zgwałconej „co u niej słychać” ” „jak się Pani czuje”, uprzednio słysząc, że skrzywdzona nie chce mieć z nimi nic wspólnego… Proszę chwilę pomyśleć, zrozumieć, że Zakon jest również pokrzywdzonym (choć w nieporównywalnym rozmiarze), zamiast osądzać pełnymi jadu słowami.

Miejmy nadzieję, że po tym tekście dziennikarstwo pani Pauliny zacznie dojrzewać i wzrastać. Może podziękować o. Kozackiemu, że jej to umożliwił, choć ona o to nie prosiła, a nawet wręcz przeciwnie.

Zabrakło mi odniesienia do informacji o cenniku krzywd – serio za przemoc emocjonalną, która rozwala życie – „przepraszam”? Sprawa dominikanów to wierzchołek góry lodowej – i mam nadzieję, że będzie ona przyczynkiem do rozszerzenia rozmowy o przemocy w Kościele o inne formy – nie tylko przemoc seksualną. Oby było co zbierać, gdy i inne historie zostaną nagłośnione.

Jak widać z odpowiedzi o. Kozackiego, redakcja Więzi publikując ostatni artykuł p. Guzik, wypuściła dziennikarskiego bubla. P. Nosowski i p. Guzik poprzez przemilczenie istotnych faktów pokazują, że chodzi im o tzw. „popularkę” i grzanie tematu w nieskończoność. Szkoda, bo swoją publikacją tylko powiększacie zamęt w tej sprawie i niepotrzebnie nakręcacie społeczne emocje. W ten sposób nie pomożecie ofiarom Pawła M.

Nie wypusciła zadnego bubla! To te Panie, Kobiety poprosiły Panią Paulinę aby o nich napisała i jako dziennikarz wysokiej próby to uczyniła, dając głos osobom wykorzystanym. Za co dziękuję.

Wypowiedź Prowincjała zupełnie pogrąża postawę wspólnoty i jego jej przewodnictwo. Sprawiedliwość za którą się meandrycznie opowiada, to w sprawie płonny zaledwie aspekt. Nie wiem, czy całą prowincję Dominikanów – gdyby Skrzywdzonym dał w zadość – by mogła wyrazem być winnej w miłości rekompensaty-ekspiacji.

A więc sprawa wygląda trochę inaczej niż z relacji p.Pauliny Guzik. Szkoda, że redakcja nie zamieściła artykułu i powyższych wyjaśnień w tym samym czasie. Gazeta Wyborcza już zamieściła informację o tej publikacji, a nie sądzę znając rzetelność tego medium, że poświęci osobny materiał relacjonujący punkt widzenia dominikanów. Wybranie przez ofiary jako pełnomocnika prawnego p.Artura Nowaka wysoce niefortunne. Raczej nie jest to „rzemieślnik”, którego jedynym celem jest dbałość o swoich klientów, tylko osoba, której celem sądząc po licznych wypowiedziach jest w mojej ocenie również krytyka tradycyjnego Kościoła nastawiona bardziej na zniszczenie go niż pomoc w wywikłaniu się z tego bagna. Ze strony Autorki nie było rzetelne pominięcie tego faktu. Oprócz ofiar, autorzy mają obowiązek mieć na uwadze dobro swoich czytelników i dostarczać im wszystkie ważne informacje, by mogli samodzielnie wyrobić sobie pogląd. Pisanie tylko o uzbrojeniu prawniczym jednej strony, a przedstawianie drugiej strony jako prawniczo bezbronnej jest manipulacją.

Emocje, emocjami, ale czasami odnoszę wrażenie, że one przysłaniają ludziom rozsądek. Dla mnie – i mam świadomość, że tutaj będę w mniejszości – głos o. Kozackiego rozsądny i empatyczny.

W obliczu informacji o. Kozackiego nt. charakteru kontaktów pełnomocników ofiar i pełnomocników zakonu, tekst pani Guzik bardzo rozczarowuje warsztatowo. Zabrakło autorce, a potem red. Nosowskiemu zebrania informacji, czy stanowiska zakonu. To mnie bardzo, jako czytelniczek rozczarowało. Ja doceniam pracę red. Więzi na rzecz oczyszczenia Kościoła z pedofilii i tym bardziej szkoda, że powstał artykuł, który nie daje głosu wszystkim zainteresowanym i nie pokazuje całościowo tej sytuacji.

nie przeciwstawiajmy artykułu p. Guzik i wyjaśnień prowincjała. Pierwszy prezentuje typowe argumenty prawdy serca, emocji, które są naturalne, zwłaszcza u osób osobiście dotkniętych krzywdą. Z kolei, prowincjał prezentuje argumenty rozumu, bez specjalnych emocji, co może spotkać się z zarzutem braku empatii. Ale po latach życia zakonnego, gdy walczy się z emocjonalnością, jest to naturalne, i trudno oczekiwać czegoś innego. Chodzi o to, żeby te dwie prawdy gdzieś się spotkały i zjednoczyły.

Tak, dobrze by było, gdyby te prawdy się spotkały. Jednak to pani Guzik i redakcja Więzi już na samym starcie takie spotkanie wykluczyły. Szkoda, bo do tej pory ceniłem Więź za jej publikacje.

czyli to Więź jest winowajcą tego, że ze sprawą nic nie robiono przez lata, a zajęto się nią dopiero gdy jedna z pokrzywdzonych zgłosiła się do prokuratury. Przez te wszystkie lata rozżalenie osób pokrzywdzonych miało prawo narastać. Teraz trzeba to przyjąć na klatę, włącznie z emocjonalnymi odsetkami.

Niech Pan czyta ze zrozumieniem, a potem komentuje. Nie spycham na redakcję Więzi odpowiedzialności za 20 lat zaniedbań dominikanów. Chodzi mi tylko brak dziennikarskiego obiektywizmu w opisywaniu tego, co się wydarzyło po ujawnieniu sprawy Pawła M. w marcu b.r. To są dwie różne rzeczy. Proszę łaskawie to zauważyć.

OK, zastosowałem parabolę retoryczną. 🙂 p. Guzik przyjęła taką a nie inną konwencję swojego artykułu-reportażu – możemy ją przyjąć lub nie. Mnie ona nie razi, również ze względu na okoliczności per saldo tej całej historii i sytuacji, ale rozumiem zdanie przeciwne.

@Wojtek napisał: „p. Guzik przyjęła taką a nie inną konwencję swojego artykułu-reportażu – możemy ją przyjąć lub nie.”

No nie, w przypadku formułowania zarzutów personalnych, wybór konwencji nie jest dowolny.

nie mam czasu teraz za bardzo tego sprawdzać, ale Redaktor nie formułowała zarzutów osobiście, tylko relacjonowała rozmowy z kobietami. Akurat w tym przypadku i kontekście mnie to nie razi. Być może mam zaniżone standardy. (emotikon 'smile’)

to emocje. Trudno mi to oceniać. Osoby z traumą przekazały swoje przeżycia, które nie muszą być faktograficzne. Tak rozumiem artykuł p. Guzik. I rozumiem rozżalenie osób, które widziały jak ich prześladowca biega sobie z uśmiechem maratony w dobrej komitywie z klasztorną władzą. Podaje to oczywiście jako przykład ogólnego podejścia do sprawy.

Na czym polegają kłamstwa emocji? Bo chyba emocje trudno poddać klasyfikacji prawda/fałsz. Udawanie emocji to chyba fałsz rozumu? Prawda emocji to raczej po prostu ich wyrażenie takimi jakie są.

moim zdaniem od strony dziennikarskiej zostało to zrobione w porządku – został zamieszczony tekst pani Guzik przedstawiający sytuację oczami skrzywdzonych i taki był jego cel, przecież pani Guzik nie miała obowiązku pisać tekstu konfrontującego dwie strony, mogła jako autor podjąć decyzję że przedstawia jedną stronę
a p. Nosowski zachował się rzetelnie zamieszczając tekst o. Kozackiego, pokazujący jak to z jego strony wygląda
czytelnik może dokonać własnej oceny

Za jedną rzecz Prowincjałowi należy się szacunek w tej sprawie: może trochę późno, niedelikatnie lub może niezbyt empatycznie, ale mimo wszystko próbuje stanąć w prawdzie i do tego czyni to publicznie. To wielka sztuka wziąć na swoje barki odpowiedzialność nie tylko za własne decyzje (lepsze lub gorsze, ale podjęte), dźwigać ich ciężar, nie wikłać w nie współbraci i przyjmować słowa krytyki pod własnym adresem, a jednocześnie dążyć do wypracowania jakiegoś porozumienia i wypracowania nowych standardów postępowania. Każdy z nas jest tylko człowiekiem, każdy wcześniej czy później popełnia błędy i ponosi ich konsekwencje. Sprawa jest bardzo delikatna, trudna i wymaga czasu.

Myślę, że w takim kontekście przyjęcie tego za fakt, że w OP niezauważono nic podejrzanego u Pawła M., następnie to opieszale i lekceważącym tempem prowadzono jest ważniejsze niż sama chronologia zdarzeń. Od tych osób nie należy oczekiwać super pamięć. Krzywda zrobiła swoje i blizny będą nosić do końca swoich dni. A co do Was, może o to chodzi, że jak napisał w książce „Rozmowy ze świętym Augustynem” Jacek Salij
Kiedy tylko jakiś biskup, kapłan, zakonnik lub zakonnica dopuści się czegoś złego, natychmiast pojawiają się sądy, zarzuty, spory, że oni wszyscy tacy są, a tylko w przypadku niektórych wychodzi szydło z worka. A przecież ci sami ludzie, kiedy dowiadują się o cudzołóstwie jakiejś mężatki, nie zarzucają tego grzechu swym żonom ani nie oskarżają swych matek (List 78, 6).

Tylko problem polega na tym, ze te mezatki cudzoloznice nie wychodza co niedziele na ambone i nie mowia ludziom jak maja zyc. Jak sie zarabia na zycie pietnujac grzechy innych to wypada samemu prowadzic sie bez zarzutu (przepraszam za brak polskich znakow).

Nie chodzi o to, że w tej czy innej instytucji zdarzają się przestępcy. Chodzi o to, że w przypadku ujawnienia przestępstwa cała machina instytucji jest zaprzężona do krycia przestępcy. Adekwatnym porównaniem byłoby, gdyby studentki oskarżyły wykładowcę o przemoc seksualną i fizyczną, a rektor zareagował na to odsunięciem wykładowcy od zajęć (którego zakazu i tak potem by nie egzekwowano), przenoszeniem go do innej filii uczelni, itp. itd.

Przykład Salija jest tutaj tyle nieadekwatny co symptomatyczny: cudzołóstwo w naszym kręgu cywilizacyjnym współcześnie nie jest przestępstwem objętym kodeksem karnym. To, ze użył akurat takiego przykładu pokazuje manowce katolickiej etyki seksualnej, z której punktu widzenia każdy kontakt seksualny poza stosunkiem p/v pomiędzy parą po ślubie kościelnym jest grzechem ciężkim – a więc fakt, że dorosła pani sypia z dorosłym panem, który nie jest jej mężem jest grzechem tego samego kalibru, jak czyny Pawła M. Dla jasności, zdrad małżeńskich nie pochwalam, niemniej jednak są to sprawy, które zainteresowani załatwiają pomiędzy sobą.

Zgadzam się, teskt może oschly, ale moim zdaniem jego empatyczność przejawia się w tym, że ojciec nie wchodzi w polemikę z emocjami skrzywdzonych kobiety, dla mnie to przejaw szacunku do ich gniewu, złości i prawa do wszystkich uczuć, których doświadczają.

Prowincjał nie odniósł się tutaj do kwestii „cennika krzywd”, jaki wyznaczyli prawnicy z poznańskiej, od lat związanej z dominikanami drogiej kancelarii prawniczej. Naprawdę jest mu to obojętne? I to tłumaczenie „Niech rozmawia prawnik z prawnikiem” Dla mnie jest to chowanie się za plecami tych prawników. I naprawdę, tak po prostu prowincjał zgodzi się na to, że za krzywdy psychiczne jest tutaj cena „przepraszam”? Za tę absolutną DESTRUKCJĘ psychiczną, bo tego, co opisano w tych artykułach inaczej nazwać nie można. Smutne to, zwłaszcza w kontekście wspominanych przez pokrzywdzone słów księdza Zięby , który miał im powiedzieć:”-Z moimi prawnikami nie wygracie”…

Bede wdzieczny, gdy Pan (pisownia celowa) Kozacki wyzbędzie sie ze swego pióra i ust manipulujących zwrotów pokroju „ znany mi dotychczas z dziennikarskiej rzetelności”. To jest gorsze, niż powiedzieć o kimś, że jest nierzetelny. Poza tym kto go miał tej empatii nauczyć skoro głos kobiet w Kościele był od zarania marginalizowany i tak jest do dziś. Wychowani w patriarchalnym systemie bracia, księża i biskupi („Kto wam to zrobił?”) żyjący w męskiej bańce nie rozumieją w ogóle istoty problemu, bo sami nie wykształcili tej zdolności. Jeżeli Pan Kozacki tego nie rozumie powinien oddelegować osobę wychowaną w innych czasach i realiach. No i na koniec chciałem zapytać Pana Kozackiego, od kiedy to dominika ie kierują się prawem talionu „oko za oko, ząb za ząb”? Nie przypominam sobie, aby Jezus kiedykolwiek wystawiał najlepszą kancelarię prawniczą. Moim zdaniem jedyne czego się obawiał zakon (nie cały) to lęk przed odszkodowaniami stąd gra na czas i każdy kolejny artykuł utwierdza mnie w tym przekonaniu. Żadne pieniądze (nawet wielomilionowe odszkodowania) tego nie są w stanie naprawić a losy ofiar są już na zawsze związane z braci dominikanów. Macie moralny i wspólnotowy obowiązek nieść ten ciężar duchowy, emocjonalny a także finansowy. Nazywanie w takiej sytuacji seksualnego perwersyjnego predatora współbratem jest kompletnym nieporozumieniem (przy całej miłości do bliźniego swego nikogo w tej sytuacji nie obchodzą jego rany życiowe). Zarówno wspólnota jak i instytucja powinny kategorycznie odciąć się od tak toksycznych jednostek ze zdolnościami manipulacji. Zło czasem trzeba nazwać po imieniu. Na koniec jeszcze raz podkresle: meski patriarchalny Kosciol musi zaczac traktowac kobiety na rowni, aby nauczyc sie czym sa wrazliwosc i empatia.