rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Brutalna lekcja dla wierzących

Uczniowie szkoły rezydencjalnej w Blue Quills w Kanadzie ok. 1940 r. Fot. Provincial Archives of Alberta

Kanadyjska „ewangelizacja cywilizująca” była możliwa jedynie na bazie określonych założeń: wyższości cywilizacyjnej, teorii ras, koncepcji eugenicznych itd. Tym samym jednak euangelia stawała się dysangelią, dobra nowina – złą.

Ogrom okrutnego procederu szokuje. Pod koniec maja odkryto 215 bezimiennych grobów przy szkole rezydencjalnej (école résidentielle) dla ludności autochtonicznej w Kamloops. Miesiąc później, w okolicach Marieval odnaleziono 751 grobów, a w Cranbrook – 182 (wszystkie ośrodki na zachodzie Kanady).

Takich odkryć można spodziewać się więcej. Oblicza się, że od roku 1880 założono w Kanadzie 140 szkół z internatami dla ludności tubylczej, z których ostatnią zamknięto dopiero w roku 1996. Wszystkie one działały na polecenie państwa kanadyjskiego, część z nich – ok. 40 proc., jak podają niektóre źródła – prowadzona była przez Kościół katolicki, w tym przez ojców oblatów. Wszystkie szkoły miały ten sam cel: asymilację kulturową dzieci odbieranych siłą ludności autochtonicznej: Indianom, Metysom, Inuitom. 

Cywilizacja, która rości sobie miano do bycia chrześcijańską, może stać się antyewangeliczna. To także lekcja dla współczesnych wierzących, by innych nie czynić od razu gorszymi i nie ulepszać ich na siłę, wbrew nim samym

ks. Andrzej Draguła

Udostępnij tekst

Wybudzenie z amnezji

Raport opublikowany przez kanadyjską Komisję Prawdy i Pojednania w roku 2015 podaje, że takiemu procederowi poddano ok. 150 tys. dzieci przynależących do tzw. pierwszych narodów (premierès nations), a więc ludności zamieszkującej Kanadę przed przybyciem białego człowieka. Oblicza się, że ok. 4-6 tys. dzieci zmarło w tych ośrodkach z powodu chorób, niedożywienia, złego traktowania bądź przemocy seksualnej. Ostatnie odkrycia stawiają pytania nie tylko o negatywną rolę Kościołów w procesie „cywilizowania” rdzennych Kanadyjczyków, ale w ogóle o status pierwotnej ludności oraz o ujawnienie prawdziwej historii Kanady. 

Bobby Cameron, przewodniczący Federacji Rdzennych Narodów Kanady, określa istnienie tych szkół, będących faktycznie ośrodkami przymusowej asymilacji, mianem „obozów koncentracyjnych w Kanadzie”. Innym przykładem „kulturowego ludobójstwa” (génocide culturel) jest przymusowa sterylizacja kobiet rdzennego pochodzenia, co niestety zdarza się do dziś.

Choć o istnieniu ośrodków asymilacyjnych wiedziano, nigdy dotąd kwestia ta nie była przedmiotem debaty publicznej i szczegółowych badań. Odkrycie grobów było jedynie kwestią czasu. Jak mówi Marie-Pierre Bousquet, antropolog z Uniwersytetu Montrealskiego, kwestia ta przez wiele lat była tematem tabu. Identyfikacja szkolnych cmentarzy sprawiła, że doszło do wybudzenia się z długiej amnezji.

Rdzenna ludność stanowi zaledwie ok. 4 proc. wszystkich Kanadyjczyków. W większości zamieszkuje północne tereny kraju. Jej społeczna „niewidzialność”, o której mówi się coraz częściej, nie ma jedynie charakteru statystycznego. To przede wszystkim „niewidzialność” historyczna, prawna, ekonomiczna, edukacyjna itd. 

Statut prawny kanadyjskiej ludności rdzennej wciąż określa Indian Act, ustawa z roku 1876, a więc jeszcze z epoki głębokiego kolonializmu. To w niej zdefiniowano takie pojęcia jak plemię czy rezerwat. Większość Indian wciąż żyje w rezerwatach, które są pod kontrolą rządu federalnego, a które rządzą się odrębnymi prawami zwyczajowymi czy systemem szkolnictwa. Rezerwat nie daje jednak poczucia bycia gospodarzem u siebie, ale raczej poczucie pewnego stanu niewoli. Zresztą wybór życia poza rezerwatem nie jest decyzją łatwą. Asymilacja z dominująca kulturą ma zawsze posmak zdrady, ale pozostanie w rezerwacie staje się równoznaczne ze społeczną marginalizacją. 

Chrystianizacja, cywilizacja, handel

Postkolonialna sytuacja „pierwszych narodów” jest skutkiem procesu, w którym chrześcijaństwo niestety odegrało raczej negatywną rolę. Chodzi o ścisłe powiązanie ewangelizacji z kolonizacją, której istotnym elementem było tzw. cywilizowanie „dzikich”.

Problem ten pokazuje powieść „Marzenie Celta” peruwiańskiego pisarza Mario Vargasa Llosy. Roger Casement, bohater powieści, a zarazem postać historyczna, przybywa do belgijskiego Konga, które było wówczas prywatną własnością króla Leopolda II. Casement wierzył w kolonizacyjną trójcę trzech „C”: christianity, civilization, commerce (chrystianizacja, cywilizacja, handel). Na miejscu jednak widzi, jak wygląda kolonizacyjna prawda i doznaje głębokiego rozczarowania.

Działalność kolonizacyjna łączyła się bowiem z okrucieństwem wobec ludności tubylczej, która niejednokrotnie okupywała śmiercią ten nowy porządek. Jeden z europejskich handlarzy, zajmujący się eksportem kauczuku, wyjaśniał to bohaterowi powieści słowami: „[…] my decydujemy za nich; wybieramy to, co jest dla nich dobre”.

Oczywiście postawa ta łączyła się z poczuciem wyższości i pogardą wobec ludów tubylczych. Kolonizator przynosił nie tylko lekarstwa, wiedzę i umiejętności techniczne, ale także „cywilizowane języki”, które miały zastąpić ich „małpie narzecza”, oraz „zachowania właściwe istotom nowoczesnym i wykształconym”, które ostatecznie – jak mniemano – wyprą ich „barbarzyńskie zwyczaje”. Takie były niestety założenia. Zupełnie podobnie było w odniesieniu do innych narodów Ameryki Północnej czy Południowej.

Informacje o obyczajach mieszkańców dopiero co odkrytej Ameryki, które w XVI wieku docierały do Europy, budziły bardzo negatywne reakcje ówczesnego społeczeństwa. Zwyczaje, o których opowiadano, uznawane były za barbarzyńskie i niemożliwe do zaakceptowania. Chrystianizacja traktowana więc była jako część procesu ich eliminowania. 

Nie ulepszać na siłę

W Kanadzie toczy się dyskusja, na ile można i trzeba mówić o współodpowiedzialności poszczególnych Kościołów, a na ile o odpowiedzialności kolejnych rządów federalnych oraz milczącego społeczeństwa. Odpowiedź na to pytanie domaga się szczegółowych studiów. Jak mówią komentatorzy, Kanada jest dopiero na etapie poszukiwania prawdy, ponieważ zbyt pochopne słowa pojednania mogą być niewiarygodne.

W tym kontekście najistotniejsze z punktu widzenia strategii ewangelizacyjnych jest jednak pytanie, w jaki sposób można było przez wieki godzić Ewangelię z przymusowym i często bardzo brutalnym „cywilizowaniem” ludzi. Tak rozumiany proces „ewangelizacji cywilizującej” był możliwy jedynie na bazie określonych założeń: wyższości cywilizacyjnej, teorii ras, koncepcji eugenicznych itd.

Wesprzyj Więź

Nie zawsze musiało to być wyrazem pogardy niegodnej człowieka, ale jakiejś źle rozumianej litości dla innych, a więc z definicji gorszych, których „podnosiło” się do rangi pełni człowieczeństwa chrześcijańskim miłosierdziem, które miało na celu zbawienie za wszelką cenę. Tym samym jednak euangelia stawała się dysangelią, dobra nowina – złą.

Zdarzyć więc może, że cywilizacja, która rości sobie miano do bycia chrześcijańską, staje się antyewangeliczna. To także brutalna lekcja dla współczesnych wierzących, by innych nie czynić od razu gorszymi i nie ulepszać ich na siłę, wbrew nim samym. 

Przeczytaj także: Ewangelizacja to podążanie nieprzewidywalnymi drogami

Podziel się

63
12
Wiadomość

Kanadyjska lekcja ewangelizacji jest wypadkową historii Kościoła, bo historia Kościoła, z pewnymi wyjątkami, to jest historia nie mająca nic wspólnego z Ewangelią. Wystarczy spojrzeć w przeszłość. Od kiedy nastąpił sojusz Kościoła z tronem, zaczęły się masakry, zbrodnie, wypaczanie ewangelii i legalizowanie wojny jako narzędzia do szerzenia prawdziwej wiary. A dlaczego tak się stało? Stało się tak dlatego, że człowiek przestał wierzyć w Boga, odrzucił Ewangelię i stworzył sobie boga na swój obraz i na swoje podobieństwo. W oparciu o tego swojego boga mamy do czynienia właśnie z taką, a nie inną historią Kościoła.

Proszę nie używać słowa Indianie. To świadczy o silnym europocentryzmie a nawet rasizmie. Tak ludność rdzenną nazwali biali przybysze z Europy. Z rzeczywistością określenie to nie miało nic wspólnego.