Prof. Barbara Engelking i prof. Jan Grabowski mają przeprosić Filomenę Leszczyńską za nieścisłe informacje o jej stryju, nie muszą jednak płacić zadośćuczynienia. Wyrok nie jest prawomocny.
Sąd okręgowy w Warszawie wydał dziś wyrok w sprawie, jaką z powództwa cywilnego wytoczyła przeciw autorom książki „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski” – prof. Barbarze Engelking i prof. Janowi Grabowskiemu – krewna jednego z opisanych w publikacji mężczyzn, 80-letnia Filomena Leszczyńska. Kobieta jest wspierana przez Redutę Dobrego Imienia.
Proces dotyczył jednego akapitu z pracy: „[Żydówka] Estera Drogicka (z domu Siemiatycka) po stracie rodziny, zaopatrzona w dokumenty kupione od Białorusinki, postanowiła wyjechać do Prus na roboty, w czym pomógł jej sołtys Malinowa Edward Malinowski (przy okazji ją ograbił) – i w grudniu 1942 r. trafiła do Rastenburga (Kętrzyna) jako pomoc domowa w niemieckiej rodzinie Fittkau. Nie tylko poznała tam swojego drugiego męża (Polaka, który także był na robotach), lecz rozwinęła działalność handlową, przesyłając Malinowskiemu paczki z rzeczami na sprzedaż. Odwiedziła go, gdy jechała na urlop «do domu». Zdawała sobie sprawę, że jest on współwinny śmierci kilkudziesięciu Żydów, którzy ukrywali się w lesie i zostali wydani Niemcom, mimo to na jego procesie po wojnie złożyła fałszywe zeznania w jego obronie”.
Leszczyńska uważa, że nieprawdą jest, by Drogicka przesyłała jej stryjowi rzeczy na sprzedaż, a także to, że sołtys Malinowski wydał Niemcom kilkudziesięciu Żydów.
Prof. Engelking przyznała się do pomyłki w pierwszej kwestii. Co do drugiej wyjaśniła, że opierała się na relacji złożonej przez Esterę w Shoah Foundation w 1996 roku.
Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, sędzia Ewa Jończyk orzekła dziś, że badacze mają na stronie Centrum Badań nad Zagładą Żydów PAN umieścić oświadczenie, w którym napiszą, że przepraszają Filomenę Leszczyńską, bratanicę opisanego w „Dalej jest noc” Edwarda Malinowskiego, za „naruszenie jego czci” poprzez „podanie nieścisłych informacji” o tym, że w czasie wojny ograbił Żydówkę i przyczynił się do śmierci Żydów, którzy ukrywali się w lesie. Takie oświadczenie mają też wysłać w liście do Leszczyńskiej. Ponadto w następnych wydaniach książki fragment o Malinowskim ma być zmieniony.
Leszczyńska chciała, by historycy przyznali, że w książce specjalnie podali nieprawdę i pragnęli zarzucić Polakom udział w zagładzie Żydów oraz zapłacili 100 tys. zł. odszkodowania. Sąd odrzucił te żądania. – Orzeczenie sądu nie może powodować efektu schładzającego dla badań naukowych – powiedziała sędzia Jończyk.
Po ogłoszeniu wyroku oskarżeni zapowiedzieli zgłoszenie apelacji. – Szanuję wyroki sądu, ale z tym orzeczeniem trudno mi się zgodzić. Mam nadzieję, że w apelacji nasze racje zostaną uznane – mówi „Wyborczej” Jan Grabowski.
Sprawa poruszyła środowisko naukowe, historyków i ludzi zajmujących się kwestiami żydowskimi. Prof. Engelking otrzymała wsparcie m.in. Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. „Wyrażamy nasz sprzeciw wobec rozstrzygania na sali sądowej sporów interpretacyjnych czy odnoszących się do warsztatu pracy nauk o historii” – napisali w liście Stanisław Krajewski i Zbigniew Nosowski, współprzewodniczący Rady.
Przeczytaj też: Nauka przed sądem
DJ
W tej sprawie mieliśmy do czynienia z nachalną próbą wpłynięcia na wyrok sądowy. Każdy krytyczny komentarz na temat wyroku po jego ogłoszeniu jest dopuszczalny, ale to, co się działo w liberalnych mediach w zeszłym tygodniu przed ogłoszeniem wyroku, gdy próbowano zastraszyć sędzinę i wymusić na niej umorzenie sprawy – bo tak odbieram insynuacje, że samo postępowanie nie mieści się w ramach cywilizowanych standardów, jest pokazaniem prawdziwego stosunku do państwa prawa elit państwa prawa. Wyrok jest mądry – kobiecie należała się satysfakcja moralna, ale nie pieniądze. Od czego więc będą się odwoływać “historycy”? Przecież wyrok nie ogranicza badań naukowych, a wręcz odwrotnie, jest precedensowy dla poprawy rzetelności naukowców, którzy będą świadomi, że jest jakaś instancja badająca ich rzetelność, gdy inni naukowcy po koleżeńsku pominą milczeniem wpadki. Notabene, co do B.Engelking oraz J.Grabowskiego są poważne wątpliwości, czy nie uprawiają polityki historycznej takiej samej jak niektórzy historycy IPN, tyle że ze znakiem przeciwnym. Przykładem uchylanie się przed rzetelnym wyjaśnieniem, skąd wzięła się liczba 500 tys. Żydów wydanych przez Polaków. Nie mam z tym problemu, że zarzuca się moim bliskim udział w zbrodniach. Ale skąd wzięło się 500 tys.? Bo nie z badań naukowych, do których ocalałe źródła są zbyt skąpe, by bez zastrzeżeń podawać takie szacunki. Mógł tak zrobić jedynie ktoś, kto podchodzi do zagadnienia z góry założona tezą.
Niestety, gdyby w cytowanym fragmencie znalazł się przypis, skąd wiadomo, że Estera Drogicka zdawała sobie sprawę oraz skąd wiedza o tym, że przed polskim sądem złożyła zeznania w pewnej części fałszywe, to nie byłoby o czym mówic. Ale niestety, takiego przypisu nie ma – stąd zarzut nieścisłości jest zasadny. Trudno, taka jest rola badaczy (oraz recenzentów), aby sprawdzać, sprawdzać i jeszcze raz sprawdzać.