Wielu młodych nie widzi w Kościele znaku nadziei czy fundamentu swojego życia. To wyzwanie, z którym trzeba będzie się zmierzyć – mówi o. Tomasz Dostatni w TVN24.
Dominikanin o. Tomasz Dostatni w rozmowie Macieja Kluczki, która ukazała się wczoraj na stronie TVN24, zatrzymuje się na wyzwaniach, przed którymi stoi Kościół w Polsce.
Zdaniem teologa pandemia i protesty po październikowym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego wpłyną na religijność Polaków. Przytacza statystyki. „W parafiach warszawskich liczba osób, które nie chcą chodzić na naukę religii to od 200, 300 do 500 młodych osób w parafii. To o wiele więcej niż w latach poprzednich. Podobnie w kwestiach apostazji: w Warszawie – to dane archidiecezji – jest wzrost w stosunku do analogicznego okresu z poprzedniego roku. Kiedyś takich zgłoszeń było 200 miesięcznie, dziś to 400-500. Jeśli więc pan mnie pyta, co z tej pandemii i z tego czasu wyniknie dla naszej przyszłości, to wiem już jedną rzecz: w dużej części młodego pokolenia nie będzie w Kościele. To jest coś dramatycznego” – mówi.
„Wielu młodych nie widzi w Kościele znaku nadziei czy fundamentu swojego życia. I w tym widzę wyzwanie, z którym trzeba będzie się zmierzyć. Nie wiem, czy będziemy potrafili, nie wiem, czy jesteśmy w stanie ten proces laicyzacyjny zatrzymać, spowolnić. Jestem w tej kwestii pesymistą” – wyznaje o. Dostatni.
„Jak się w tej sytuacji odnaleźć? Jeśli człowiek jest człowiekiem religijnym, to powinien sobie postawić pytanie: «co przez takie wydarzenia, jak pandemia, laicyzacja, grzechy we wspólnocie Kościoła, chce mi powiedzieć Pan Bóg?». Trzeba zrobić sobie rachunek sumienia, nie obrzucać innych pretensjami, żalami, krytyką, tylko zwrócić się do swojego wnętrza, do swojego rozumu” – dopowiada.
Zdaniem duchownego na laicyzację wpływa także „wciąganie Kościoła w bezpośrednią politykę” i fakt, że autonomia między państwem a Kościołem w Polsce się kruszy. W tej sytuacji, zauważa duchowny, „wielu, szczególnie młodych ludzi widzi, że jest to związane z przywilejami prawnymi, finansowym. I od tego Kościoła się ludzie odwracają”.
Pytany o przyszłość teolog odpowiada: „Nie mamy wpływu na pandemię, ale mamy wpływ na jej ograniczenie. Bardzo ważne jest podejmowanie wszystkich możliwych środków, ażeby ludzie nie umierali, żeby żyli bezpiecznie. Świat nie wróci do życia, jakie było wcześniej. Pandemia potrwa jeszcze może pół roku, a może więcej, ale będziemy musieli nauczyć się bardziej cenić relacje, obecność z najbliższymi. Będziemy szukali nowych sposobów relacji”.
„Jaką mamy gwarancję, że w jakimś regionie świata nie wybuchnie kolejna wojna, że te różne miejsca napięcia nie staną się punktem zapalnym? Dlatego jestem zwolennikiem prymatu jakiegokolwiek dialogu, międzyreligijnego, kulturowego, także w Kościele. A konsekwencje pandemii – społeczne, ekonomiczne – to cały obszar, który będzie szukał naszej odpowiedzi. I my chrześcijanie, będziemy musieli się w to odpowiedzialnie włączyć. To jest nasze zadanie na najbliższy rok. Być z tymi, którzy nas potrzebują, na co dzień” – zaznacza dominikanin.
Przeczytaj też: Stary model Kościoła umiera w pandemii. Jaki Kościół po niej zmartwychwstanie?
DJ
Co wyniknie – bieda kościelna, nie będzie samochodów od bezdomnego, mohery już nie będą wysyłać wam swoich rencinek/emerytur
Rzeczywiście, młode pokolenie znika z kościoła i lekcji religii. Co więcej, także średnie i starsze pokolenia. Znam ludzi po 70.-ce, którzy właśnie przestali chodzić do kościoła i nie z powodu pandemii, ale z powodu nieprawości, gnicia instytucji. Jakie musi być zgorszenie, że człowiek całe życie wierzący i praktykujący na koniec nie chce słyszeć o kościele. Najgorsze, że księża gremialnie nie rozumieją swojej winy, płaczą za pieniędzmi i oczekują, że wierni – wbrew logice – wrócą. Otóż nie ma do czego wracać. KK w Polsce trzeba przeczołgać, zrównać z ziemią i dopiero budować od nowa.