rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Co chciałbym przekazać młodym? – ankieta

ANTONI SŁONIMSKI:

Młody uczony winien być ośmielony do atakowania prawd uznamych. Tak określa wychowanie naukowców Julian Huxley. Pamiętam, jakie wrażenie wywarł na mie „Katechizm rewolucjonisty” G. B. Shawa, z jakim radosnym podnieceniem wychadziłem z jego obrazoburczych sztuk lub z jaką uwagą pochylałem głowę nad stronicami małych tomików „Thinker’s Library”, wczytując się w eseje Bertranda Russella.
Pierwsze przygody intelektualne, namietne spory i radosne odkrywanie wspólnych obszarów myśli, długie nocne spacery po mrocznych ulicach Warszawy, rozświetlonych obrazami młodzieńczej imaginacji, to nie było wszystko. Cechą młodych umysłów jest obrona prawd niepopularnych, ale ten okres racjonalizmu i buntowniczego sprzeciwu, niezgody na martwe formy tradycjonalizmu łączyłem z podziwem dla patriotycznej poezji romantycznej. Niezapomnianym przeżyciem była dla mnie „Dziadów” część trzecia, żywą radością były i są dla mnie ulubione kartki „Pana Tadeusza” i do dziś rodzinnie bliskie są mi stronice „Lalki” Prusa.
Nie zawsze te nurty łączyły się harmonijmie. Ale mimo błędów słabości, myśli leniwej czy małodusznej wspominam jako wartości, które minie nie zdradziły i które są mi dziś drogie; ciekawość i chłonność intelektualną oraz przywiązanie do wszystkiego, co piękne i szlachetne w naszej historii i literaturze. Myślę, że te powiązania zaginąć nie powinny i że one w dzisiejszym trudnym świecie pomóc mogą w formowaniu poglądu na życie i w przejęciu odpowiedzialności za tego życia znaczenie.

EUGENIUSZ KWIATKOWSKI:

Wydaje mi się, że każde pokolenie ma własny, odrębny styl życia, swoje własne ideały i dążenia, swoje upodobania i własny światopogląd na podstawowe zagadnienia moralne, narodowe, społeczne, kulturalne i polityczne. Gdy na początku bieżącego wieku pokolenie moje rozpoczynało swój start życiowy, pokolenie starsze, „decydujące”, wierzyło niezłomnie, że jego wyroki o najważniejszych sprawach i zagadnieniach jednostek i zbiorowości są absolutnie słuszne i właściwe. Założenia pozytywizmu były wówczas drogowskazem w zakresie twórczości kulturalnej i publicystycznej, w badaniach naukowych dominowaka metoda analityczna, prowadząca często – jak mawiano – do „zmielenia ziarna siewnego na niekiełkującą już mąkę”, w literaturze i sztuce obowiązywały zasady naturalizmu i realizmu, w gospodarstwie panował integralny liberalizm i inicjatywa prywatna, a w zakresie politycznym trwano z uporem przy konserwatywnej doktrynie zachowania istniejącego stanu i porządku rzeczy, stosując w miarę możliwości tajną dyplomację.
Wszystkie te wskazania wydawały się solidnie i na długo ustabilizozcwane. Ale już następne pokolenie – może pod wpływem ewolucji poglądów, totalnych wojen, wielkich wstrząsów rewolucyjnych oraz epokowych odkryć naukowych – porzuciło wiele z poprzednich zasad i ustawiło nowe, odmienne i życiowo aktualniejsze drogowskazy. Dziś, gdy nasze pokolenie dochodzi do kresu swojego żywota, można bez trudu dostrzec, że w tych dziedzinach formuje się nowy „uskok geologiczny”. Styl życia młodej generacji jest w wielu szczegółach odmienny, często krańcowo różny od naszego. Nie sądzę, aby można było zawyrokować obiektywnie, że jest on gorszy niż ten stary, który kończy się wraz z nami. Wierzę bowiem niezłomnie, że ogromna większość młodzieży polskiej wyposażona jest w dostatecznie mocne i trwałe siły, by przeciwstawić się skutecznie sporadycznym przejawom destrukcyjnym i demoralizacyjnym; że nienaruszalną wartość posiada dla niej więź z historyczną przeszłością narodu. Z niej zaś płynie nauka, że ludzie – jak napisał pięknie jeden z historyków francuskich – niezależnie od przemian ustrojowych i cywilizacyjnych „odczuwają, że stanowią jeden żywotny i zwarty naród, gdy reprezentują wspólność idei, wspólność interesów, uczuć, wspomnień przeszłości i nadziei na przyszłość, dla której pragną razem pracować i razem walczyć”. Gdy takie zasady przepełniają umysły i serca naszego młodego pokolenia, możemy być spokojni o przyszłość narodu.

Kraków, 22 października 1967 r.

KS. JAN ZIEJA:

I. Co chciałbym przekazać młodym? Odpowiedź na to dałem, między innymi, w dwu swoich książkach: „Życie religijne” (Warmińskie Wydawnictwo Diecezjalne) i „Przyjdź, Panie – Ewangelia i Życie” (Księgarnia św. Wojciecha). Dziś, w uroczystość Chrystusa-Króla pragnę zwrócić uwagę młodych na dwie sprawy, nie umniejszając wagi i doniosłości innych.
1. Chciałbym przekazać młodym swoje najgłębsze przekonanie, że po – Chrystusowy sens V przykazania dekalogu: „Nie zabijaj” – jest i z woli Chrystusa ma być: „Nie zabijaj nigdy żadnego człowieka”. Łączy się to z najwyższą zasadą chrześcijańskiego działania: „Zło – zwyciężaj dobrem” – samym dobrem – tylko dobrem (Rzym 12, 21). A więc – zdecydowane, absolutne odrzucenie wojny, nie tylko chemicznej, nowoczesnej, totalnej, atomowej – ale wszelkiej, nawet przy użyciu kijów drewnianych, jeżeliby się nimi chciano zabijać. „Odrzućcie broń wojenną! Bo nie można mówić o miłości, gdy się ma broń w ręku” (Paweł VI w ONZ).
2. Chciałbym przekazać młodym wiedzę o tym i świadomość tego, że w pierwotnym chrześcijaństwie zgromadzanie się wiernych na sprawowanie Eucharystii łączyło się zawsze z troską o zaopatrzenie potrzeb ludzi najbiedniejszych: głodnych, niedoodzianych, chorych, więźniów, sierot, wdów, tułaczy, prześladowanych niesprawiedliwie itp. Uczestniczenie w sprawowaniu Eucharystii było jednocześnie aktem uwielbienia Boga przez ofiarę Jezusa Chrystusa, ascetycznym ćwiczeniem woli (zaprawianie się w zaparciu się siebie samego i w oddawaniu swego) i działaniem społecznym (przychodzenie z pomocą najbardziej potrzebującym). Przywrócenie uczestnictwu we Mszy Świętej tego wielokierunkowego dynamizmu będzie ukoronowaniem tzw. „reformy liturgicznej”. Liturgia niegdyś tętniła życiem. Była życiem po to, by całe życie ludzkie było liturgią.
II. Co przede wszystkim podjąć i kontynuować? Osobiście, naprawdę na nowo odczytać i rozważyć 4 Ewangelie i Dzieje Apostolskie i stale uprawiać omadlaną lekturę wszystkich ksiąg Nowego Testamentu.
Poznawać coraz lepiej siebie samego od wewnątrz, „od podszewki” i przezwyciężać swój egoizm w różnych jego postaciach.
Poznawać wnikliwie, ale z wielką życzliwością i miłością ludzi z najbliższego swego otoczenia z rodziny, miejsca zamieszkania i miejsca pracy oraz uczuciowe, duchowe i materialne potrzeby tych ludzi.
Zdecydować się raz na zawsze na postawę służby każdemu człowiekowi, by mu pomagać w jego rozwoju duchowym.
Współpracować ze swoim proboszczem i przedstawiać mu nieustępliwie konkretne projekty prac nad stwarzaniem z parafialnego okręgu duszpasterskiego – braterskiej społeczności, gorliwie przykładając rąk własnych do realizacji tych projektów, pamiętając, że parafia – to – na podstawie wiary religijnej ciągle nowe kształty przyjmująca miłość społeczna, wspierana nadzieją coraz doskonalszych osiągnięć na ziemi – i pełni Bożego Królestwa w wieczności”. Czy może być przed młodymi piękniejsze zadanie?

ROMUALD GUTT:

Zostałem uprzejmie zaproszony przez Redakcję „Więzi”, aby pokrótce przedstawić, co chciałbym przekazać młodym i co uważam za słuszne, aby przede wszystkim podjęli i kontynuowali.
Postanowiłem więc okazać się również uprzejmy, a zarazem skorzystać z interesującej propozycji sformułowania wniosków, jakie nasuwa długoletnia praca architekta i profesora. Począłem myśleć, jak należycie to zrobić i stwierdziłem, że sprawa bynajmniej nie jest ani prosta, ani łatwa. Dziedzina, w której mogę i chciałbym zabrać głos to oczywiście architektura. Zaś w architekturze przekazywanie i nauczanie nie odbywa się drogą wypowiedzi, lecz kierowaniem pracy uczącego się oraz przekazywaniem na własnych projektach, jak robi się to samemu własną pracą twórczą, która daje doświadczenia, pogłębia rozumienie istoty twórczości, a zarazem służy za przykład młodszym – i to jest chyba najważniejszy element działalności pedagogicznej.
Profesor architektury zazwyczaj nie prowadzi wykładu, lecz korekty prac studenckich, podczas których wskazuje, jak najlepiej ulepszyć projekt, a nie przedstawia zasad projektowania. Do ich sformułowania student musi dojść sam, znaleźć własną postawę wobec architektury i dalszego przyszłego kierunku swojej pracy.
Jeżeli więc istotną rzeczą do przekazania jest przykład dzałalności w dziedzinie architektury, to składają się nań obiekty zrealizowane i niezrealizowane (znane w ostatecznej postaci lub w rysunkach) oraz poglądy, styl pracy twórczej, sposób ujmowania zagadnienia, sposób wartościowania spraw związarnych czy tkwiących w architekturze. To wszystko łatwiej ująć i przedstawić komuś innemu niź samemu „służącemu za przykład”.
Projektant stara się zaprojektować obiekt możliwie najlepiej, zgodnie ze swoim zrozumieniem, co jest w danym wypadku dobre i słuszne. Dopiero po ukończeniu dzieła inni raczej niż on sam oceniają osiągnięcie i metodę pracy, a właściwie postawę, która przesądziła metodę. Dlatego też pozwolę sobie zacytować kilka fragmentów z wypowiedzi kolegów i współpracowników, które naświetlają na moim przykładzie sprawy istotne i warte przekazania. Cytowane wypowiedzi pochodzą z „Architektury”, nr 12/1966 r.
Architekt Halina Skibniewska:
„Projekt stanowi plastyczną syntezę znajomości techniczinych, postawy humanistycznej i społecznej oraz intuicji twórcy. Swoją pracą wyrażamy naszą postawę moralną, przyjmując pełną odpowiedzialność za wybór rozwiązań, ich poziom, użyteczność, a nawet za narzucony program i miejsce. Profesor koncepcje wyprowadza właśnie z programu funkcji, ze szczególnego szacunku dla terenu, ze znajomości tworzywa budowlanego i roślinnego. Szanuje materiał, z którego zrealizował, ale nie koncentruje swojej uwagi na rozwiązaniach fakturalnych czy na grze materiałów. Nie szuka oryginalności, parady, efekciarstwa i nadzwyczajności. Lubi środki proste, skromne, kameralne. To właśnie Profesor mówił, że piękno nie kosztuje drożej. Mówi się, że dzieła niepowtarzalne tworzą zamknięte epoki. Trzeba przyznać, że naśladowanie wielu wybitnych twórców nie jest szczęśliwe ani możliwe, o ile nie ograniczamy się do rozwijania tylko ich idei. Tymczasem szkołę jutra i jego metody pracy, doświadczenia warsztatu, rzemiosła architektoniczne, a nawet atmosferę jego dzieła – można kontynuować i rozwijać.”
Architekt Stefan Putowski (który przez 12 lat przed wojną był moim
współpracownikiem):
,,Rysunki »naszej« pracowni nie były to dzieła ważne same przez się. Profesor nie znosił łatwych efektów graficznych i nie dawał się na nie nabrać. Nie ufał również prawdzie malowanych perspektyw, toteż nie widziało się ich w pracowni. Rzecz trzeba było sobie jasno i bez niedomówień wyobrazić plastycznie, widząc ją jednocześnie wewnątrz i zewnątrz, i z której strony, a potem dla wykonania wytłumaczyć oschłym językiem rzutów i przekrojów. W pasji poszukiwania fommy plastycznej pomocą dla wyobraźni bywały natomiast makiety robocze. Podstawą autorytetu R. Gutta było jego mistrzostwo w sztuce i absolutne bezinteresowne dla niej oddanie.”
Docent Tadeusz Zieliński:
„Konieczność rezygnacji ze wszystkiego, co zbędne lub niepotrzebnie efektowne lub zacierające czytelność układów kompozycyjnych. Odkrywałem związek architektury z istotą ludzką, zacząłem zauważać problematykę właściwie kształtowanej przestrzeni jako warunku dążenia do zaspokojenia potrzeb człowieka, rozwijałem w sobie wrażliwość na bogatą paletę subtelnych różnic światła oraz świadomaści o konieczności wprzęgnięcia go do kompozycji. Uczyłem się doceniania szerokości wachlarza różnorodnych form i barw przyrody roślinnej i pejzażu, jako tworzywa dobrej architektury.”
Docent Oskar Hansen:
„Zwracał uwagę na szczegółną wagę sytuacji w kształtowaniu formy istniejącej tylko w relacji z otoczeniem.
Szkoła prof. Gutta nie posiada, jak to się dzieje zwykle, hermetycznego stylu, ma cechy pozastylowe.
Kształci te głębsze warstwy twórcze – nie uczy form architektonicznych. Pozwala adeptom zachować indywidualność – stwarza tym samym warunki dla rozwoju myśli architektonicznej, daje nadzieję na perspektywę i ciągłość postępu.”
Cytawane wypowiedzi (o ile użycie ich było właściwe) dają wyidealizowany obraz mojej osoby. Mówią wyłącznie o pozytywach, co zresztą jest zrozumiale, bo to tylko kolegów interesowało. Wydają mi się wypowiedzi jednak cenne, ponieważ bardzo trafnie wskazują na sprawy, które moim zdaniem są ważne i to bardzo ważne. Własnymi słowami pragnę dodać jeszcze, że dla pracy twórcy pożądana jest znajomość innych dyscyplin sztuki, przede wszystkim plastyki i muzyki, gdyż pozwala lepiej zrozumieć i stosować podstawowe a powszechne zasady kompozycji. Dla mnie osobiście muzyka była tym drugim językiem. Chcę też zwrócić uwagę na konieczność stałej, krytycznej kantroli własnych opracowań powtarzanej choćby wielokrotnie, aż do osiąignięcia zadowalającego efektu.
Słowa: „Póki dąży – błądzi człowiek” (Goethe) uważam za bezwzględną prawdę, która zmusza do stałego wyszukiwania i korygowania błędów.
Te właśnie zasady poszukiwań, aż do osiągnięcia zamierzonego celu – bezinteresowne oddanie dla tej sztuki – pragnąłbym przekazać młodszym kolegom.

JÓZEF KOSTRZEWSKI:

Pod koniec długiego życia skierowuję do Was, droga młodzieży, następujący apel:
Miejcie odwagę cywilną, odwagę nie wypierania się i otwartego głoszenia swych przekonań.
Postępujcie zawsze zgodnie z etyką i ze swymi przekonaniami. Bądźcie dumni z Polski, liczącej ponad tysiąc lat historii. Kochajcie Polskę czynnie, pracując dla jej przyszłości. Nie popełniajcie nigdy nic takiego, za co Ojczyzna musiałaby się za Was wstydzić.
Wyrabiajcie w sobie już w młodości siłę woli i zdolność panowania nad sobą, aby wytworzyć sobie silny charakter.
Bądźcie trzeźwi, unikajcie jak zarazy alkoholu, na który Polska wydaje rocznie ponad 30 miliardów, tzn. przeszło połowę sumy, którą w przeciągu 22 lat zdążyliśmy zaoszczędzić w PKO.
Szanujcie w kobiecie godność przyszłej żony i matki.

MARIA KUNCEWICZOWA:

Często się słyszy, że klasyczny konflikt pokoleń wygląda ostrzej w ostatnich dziesięcioleciach, bo ludzie, którzy dojrzeli przed drugą wojną światową, urodzili się na zgoła innym świecie. Przerażenie aktami masowego okrucieństwa skojarzyło się po ostaniej wielkiej wojnie z myślą, że pod koniec dwudziestu wieków chrześcijaństwa, czasie kiedy cywilizacja daje ludzkości szansę powszechnego dobrobytu i pokojowego współżycia, powstały teorie usprawiedliwiające ludobójstwo, które to teorie zostały zastosowane w praktyce przy obojętności wielu rzekomo chrześcijańskich i cywilizowanych społeczeństw.
Młodzi odgradzają się teraz od przedwojennych „romantyków” uwagą, że tamci operują pojęciami sprzed epoki pieców”. Poza tym dawniej nie było bomby atomowej i nie było astronautyki, więc starcy zdążyli pożyć w erze względnego bezpieczeństwa cywilów i błogiej izolacji naszej planety w Kosmosie, podczas gdy młodziankowie nie noszą już w sobie takich rezerw optymizmu i zaciszności.
Argumenty są słuszne. Tylko że przy bliższym rozpatrzeniu ukazuje się ich retoryczny charakter. Nikt nie żyje na co dzień w komunii z ludzkością i wszechświatem ani nawet z Narodem i Nauką przez duże N. Ludzie przede wszystkim żyją ze sobą na zasadzie stosunków rodzinnych, sąsiedzkich, erotycznych, służbowych, koleżeńskich. Jeśli te stosunki są dobre, ludzkość, wszechświat, Naród i Nauka w każdej epoce niechybnie na tym zyskują. Z drugiej strony: logicznym wnioskiem z frustracji jest samobójstwo. Z chwilą uznania obecnego świata za nowy tylko dlatego, że wygląda na świadomie okrutny, totalnie niebezpieczny i kosmicznie zdegradowany, człowiek właściwie traci rację bytu.
Sprawa sprowadza się więc do dwóch zagadnień: 1) co zrobić, żeby stosunki między ludźmi były dobre i 2) czy nowy świat, nawet jeśli uznamy go za wspaniały, wyklucza dobroć, a z nią spokój i radość. Ponieważ nie chce poruszać aspektów doktrynalnych, ograniczę się da uwag praktycznych.
Jak wiadomo, kultura masowa, o ile rozszerza zasięg informacji, o tyle mały nacisk kładzie na kształcenie uczuć i myśli, czyli charakteru, bez którego jednostki nigdy nie stworzą kulturalnego społeczeństwa. Na to, żeby dziecko wyrosło na korzystnego w sensie społecznym obywatela, dydaktyka filmu, radia, telewizji, wiecu i książek nic wystarczy. Tzw. media masowe otwierają horyzonty, ale postawy czynnej nie kształcą. Otóż w społeczeństwie socjalistycznym, gdzie pomyślność ogólna ma polegać na współdziałaniu grup w każdej dziedzinie pracy, życie bez cnót indywidualnych, takich jak tolerancja, uczciwość może się stać nieznośne. Jak stworzyć ten łagodny klimat, ktory w irytujących warunkach cywilizacji przemysłowej wyhoduje zrównoważonych rodziców, uprzejmych biurokratów, wiernych mężów, rozsądne żony, odpowiedzialnych pracowników, inteligentnych polityków?
Sądzę, że na czoło cnót indywidualnych należałoby wysunąć: umiejętność sprawiedliwej oceny i szlachetnego wyboru, a także odwagę przekonań. Tutaj pozwolę sobie zauważyć, źe ciągle jeszcze jest bardzo wiele światów ziemskich, wcale nie jeden tylko, rzekomo „nowy” świat. Jest świat wschodni i zachodni, południowy i północny, triopiikalny i arktyczny, cyniczny i entuzjastyczny, polityczny i filozoficzny, prozaiczny i poetyczny, deistycziny i ateistyczny, biały, żółty, czarny i czekoladowy. Wszystkie te światy są zarazem stare i nawe, zle i dobre. Jakkolwiek by ludzkość nie dążyła, przy pomocy techniki i doktryny, do jakiegoś wspólnego mianownika, długo jeszcze, a może i nigdy, palmy nie będą rosły na Alasce, a białe niedźwiedzie kąpały się w Bałtyku. Ten ogrom, to ciągle aktualne bogactwo naszego zdegradowanego globu, ta ożywcza nowość Ziemi trwa, i stoi otworem dla naszych mózgów i serc. Dzięki masowym środkom informacji mamy dziś okazję więcej o tym wiedzieć, niż romantycy wiedzieli przed światowymi wojnami. Sęk w tym, że te obfite informacje leżą paza sferą osobistego wyboru. Służą nie tyle ludzkiemu porozumieniu, co ludzkiemu strachowi i ludzkiej zawiści.
Już w „Romansie Teresy Hennert” oraz w ,Niedobrej miłości” Z. Nałkowska zwracała uwagę na katastrofę moralną, jakiej ulegają ludzie, kiedyś zbuntowani przeciwko przemocy, kiedy sami zaczynają reprezentować przemoc w stosunku do sił, które im są, albo wydają się, obce.
Sądzę, że młodzież wszystkich lądów uzyskałaby lepsze kwalifikacje na budowniczych ulepszonego świata, gdyby przejęła od romantyków ich potrzebę odpowiedzialności moralnej za dobro publiczne; żeby starała się myśleć samodzielnie; żeby kształciła w sobie tolerancję i łagodność razem z odwagą cywilną; żeby się poczuwała do powszechnego ludzkiego braterstwa.
Przecież i po „epoce pieców”, na Ziemi i w Kosmosie, ludzkie wartości pozytywne nie mogą się rozwijać w atmosferze negacji Człowieka jako ich twórcy ani w martwej aurze obojętności.

EDWARD LIPIŃSKI:

Co bym chciał przekazać młodym? Pytanie nie łatwe. Przed pewnym czasem jedno z wydawnictw zwróciło się do mnie z propozycją napisania wspomnień. Pamiętnika nie napiszę, ale wymyśliłem jego ewentualny tytuł: „Jedno nieudane życie”. Czy dlatego nieudane, że w swoim czasie nikt nie przekazał mi recepty na życie udane? Oczywiście, nie. Czy wiem, dlaczego mi się życie nie udało? Wiem i zawsze wiedziałem. Mimo to niczego w nim zmienić nie mogłem albo raczej – stosunkowo niewiele. Jedno wiem, dobrze. Byłem „szczęśliwy” w tych okresach mego życia, kiedy wstając rano (nie tak znów rano!) miałem uczucie radości, że znów czeka na mnie cały dzień, dzień zbyt krótki, bo nasycony treścią. (Nawet zabawa może być treścią.) Życie – to czas. Ale czas nasycony treścią, nie czas, który trzeba zabijać. Dlatego wszelka choroba jest tak strasznym przeżyciem: czas wówczas jest jałowy, bezpłodny, jest „mijaniem”, bywa „zabijany”.
Aby czas był trwaniem, aby był nasycony treścią, trzeba mieć zadania do wykonania. Trzeba coś rozwiązywać, kształtować, być związanym z rzeczywistością żyjącą w nas lub poza nami. Rzeczywistością, na którą chcemy wywierać wpływ i dlatego musimy dokonać wysiłku.
Życie w wysiłku jest „zaangażowaniem” w jakąś rzeczywistość, działanie, wysiłek, tworzenie.
Trudno dać odpowiedź na pytanie o sensie życia. Ale doświadczenie historyczne uczy, że sens ten maże polegać jedynie na wysiłku, pracy, kreacji samego siebie i otoczenia. Brak wysiłku, nieczynność, indolencja grozi paraliżem i śmiercią, zaprzecza życiu.
Zaangażowanie nie polega tylko na współdziałaniu, również na – przeciwdziałaniu. Przeciwdziałanie jest również twórcze i jest również koniecznością, jak – współdziałanie. W życiu stare broni się przed nowym, złe – przed dobrym. Dlatego praca jest równie pozytywna jak walka. Swobodna walka stanowi założenie wszelklego postępu.
Kiedy jeszcze byłem wykładowcą, mówiłem w wykładzie wstępnym: warunkiem rozwoju nauki jest wątpienie we wszystkie najbardziej uznane prawdy. Prawo do wątpienia, obowiązek wątpienia, rodzi nowe prawdy, które, być może, staną się niebawem nieprawdami, hamującymi życie.
Co chciałbym przekazać młodym? Szukajcie pola dla swego zaangażowania, dla swojej pracy, dla swojej walki. Życie godne tego miana jest trwaniem nasyconym treścią. Nie może być przemijającym czasem, który usiłujemy zabić.

NOTY BIOGRAFICZNE

ROMUALD GUTT, ur. 1888, architekt, Profesor Politechniki Warszawskiej i Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Debiut: I nagroda na Wystawie w Rzymie za projekt dworku polskiego (1910). Najważniejsze projekty i realizacje: Regulacja terenów podzamcza w Warszawie (1916), Przebudowa pałacu w Nieborowie (1919-1926), Domy mieszkalne na Żoliborzu (1922-1925), Gmach Szkoły Nauk Politechnicznych w W-wie (1926-1933), Domy mieszkalne w Gdyni (1929), Pływalnia i Dom Zdrojowy w Ciechacinku (1931-1932), Poczta w Kazimierzu nad Wisłą (1935-1938), Zakład przyrodoleczniczy w Krynicy (1937-1939), Cmentarz poległych w Powstaniu Warszawskim na Woli (1946), Cmentarze Ofiar hitleryzmu w Majdanku, Palmirach i Oświęcimiu (1946-1948), Instytut Biologii w Warszawie (1951-1952), Gmach i ogród Ambasady Chińskiej w Warszawie (1955), Upamiętnienie m.in. „Pawiaka” w Warszawie (1963). Liczne kościoły, domy, szkoły, stadiony.

JÓZEF KOSTRZEWSKI, ur. 1885 r., archeolog, jeden z założycieli Uniwersytetu Poznańskiego, którego jest profesorem od roku 1919. Członek PAN od roku 1951. Twórca szkoły neoautochtonicznej, która głosi tubylczość przodków Słowian w dorzeczu Odry i Wisły. Prowadził badania archeologiczne w Wielkopolsce (m.in. Biskupin, Poznań, Gniezno) na Pomorzu i w Małopolsce Wschodniej. Autor przeszło siedmiuset prac naukowych w tym: Wielkopolska w czasach przedhistorycznych (1914), The Prehistory of Polish Pomerania (1936), Kultura prapolska (1947), Kultura łużycka na Pomorzu (1958), Zagadnienie ciągłości zaludnienia ziem polskich w pradziejach (1961).

MARIA KUNCEWICZOWA, pisarka, debiutowała w 1918 r. w piśmie Pro Arte et Studio w Warszawie. Nagroda literacka m. Warszawy (1937). Od roku 1939 we Francji, Anglii i USA, gdzie wykładała język i literaturę polską. Ogłosiła m.in.: powieści Twarz mężczyzny (1928), Cudzoziemka (1936), Zmowa nieobecnych (1946), Leśnik (1957), przerwaną polską opowieść radiową Dni powszednie Państwa Kowalskich (1938), szkice: Dyliżans warszawski (1935), Odkrycie Patusanu (1955), refleksyjny dziennik Klucze (1943), liczne przekłady z literatury angielskiej, francuskiej, norweskiej oraz antologię współczesnej literatury polskiej Modern Polish Mind (1962).

EUGENIUSZ KWIATKOWSKI, ur. 1888, inżynier chemik, polityk, działacz gospodarczy. Podczas I wojny światowej w Legionach Polskich. Dyrektor Państwowej Fabryki Związków Azotowych w Chorzowie (1923-1926) i Mościcach (1931-1932), minister przemysłu i handlu (1926-1930), wicepremier i minister skarbu (1935-1939), Realizator budowy portu w Gdyni i floty handlowej, współtwórca koncepcji budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego COP. W latach 1945-1947 pełnomocnik Rządu do spraw odbudowy Wybrzeża. Ogłosił liczne prace z zakresu chemii, polityki, historii gospodarczej, spraw morskich, m.in. Dysproporcje. Rzecz o Polsce przeszłej i obecnej (1932), Zarys dziejów gospodarczych świata (1947), Polska i jej morze (1947), Dzieje chemii i przemysłu chemicznego (1962).

Wesprzyj Więź

EDWARD LIPIŃSKI, ur. 1888 r., ekonomista i działacz społeczny, od 1929 r. profesor Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, współzałożyciel Ligi Obrony Praw Człowieka. Dyrektor Instytutu Badania Kaniunktur Gospodarczych i Cen (1928-1939). W czasie okupacji kierował tajnym wyższym nauczaniern ekonomicznym. Od roku 1949 profesor Szkoły Głównej Planowania i Statystyki, od r. 1950 profesor Uniwersytetu Warszawskiego, od 1952 – członek PAN, od r. 1946 prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, od roku 1929 redaktor naczelny kwartalnika Ekonomista. Główne prace: Teorie ekonomiczne Erazma Majewskiego (1920), Z problemów gospodarczego wzrostu (1930), Szkice teorii inwestycji (1936), Studia nad historią polskiej myśli ekonomicznej (1956), Rewizje (1958), Teoria ekonomii i aktualne zagadnienia gospodarcze (1961).

ANTONI SŁONIMSKI, ur. 1895 r., poeta, dramaturg, krytyk teatralny, jeden z założycieli grupy Skamander. W czasie II wojny światowej redaktor miesięcznika Nowa Polska i dyrektor Instytutu Kultury Polskiej w Londynie, przedstawiciel Polski w UNESCO, prezes Związku Literatów Polskich (1956-1957). Opublikował m.in. tomy wierszy: Czarna Wiosna, Godzina Poezji, Droga na Wschód, Okno bez krat, Alarm, Popiół i wiatr, Wiek klęski, sztuki teatralne: Murzyn Warszawski, Wieża Babel, Rodzina, Wybór felietonów Kroniki Tygodniowe.

KS. JAN ZIEJA, ur. 1897 r., duszpasterz, wychowawca, pisarz. Do wybuchu wojny pracuje w duszpasterstwie na Polesiu. W roku 1939 zmobilizowany, towarzyszy oddziałom frontowym jako kapelan. Odznaczony Orderem Virtuti Militari. W czasie okupacji kapelan Szarych Szeregów. Bierze udział w Powstaniu Warszawskim na Mokotowie jako kapelan „Baszty”. Po powrocie z robót w Niemczech pracuje jako duszpasterz w Słupsku i okolicy, gdzie zakłada Dom Matki i Dziecka, uniwersytet ludowy, bibliotekę. W raku 1949 obejmuje w Warszawie pracę parafialną na Woli i na Jelonkach. Potem rektor kościoła Wizytek, wykładowca seminarium duchownego w Drohiczynie. Obecnie duszpasterz na Pomorzu zachodnim. Opublikował m.in. Katechizm życia chrześcijańskiego, Przyjdź Panie – Ewangelia i życie.

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.