Henryk Wujec był niepokorny w stosunku do zła, które dostrzegał wokół siebie. To jedyny rodzaj niepokory, jaki u tego życzliwego wszystkim człowieka można było dostrzec.
Homilia wygłoszona podczas pogrzebu Henryka Wujca 24 sierpnia w Warszawie. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji
Stajemy dzisiaj wokół trumny Henryka Wujca, dla wielu po prostu Henia – tak chciał, aby się do niego zwracać. Stajemy na Mszy świętej, na Eucharystii, która jest najpiękniejszą modlitwą za zmarłych.
To starożytna tradycja. Msza – modlitwa za zmarłych. W „Wyznaniach” świętego Augustyna – tej jednej z najważniejszych książek chrześcijaństwa, napisanej ponad 1600 lat temu – jest taki fragment, mówiący o odchodzeniu jego matki Moniki w Ostii nad morzem śródziemnym. Wokół jej łóżka zebrała się cała rodzina, Augustyn, jego brat. Monika jest w letargu. Czasami się budzi, widzi płaczących i smutnych najbliższych. Padają wówczas jej słowa: „Nieważne, gdzie mnie pochowacie, nieważne, gdzie będzie mój grób. Ważne, abyście o mnie pamiętali przy Mszy świętej”. I my, idąc za tą starożytną tradycją, dziś modlimy się za zmarłego Henia Wujca. Tak, jak każdy potrafi.
Jak mówi odczytana przed chwilą dzisiejsza Ewangelia, jak mówi sam Chrystus: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga i we mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele”. W domu Ojca w Kościele jest wiele mieszkań, jest wiele miejsca, bo Kościół jest jak otwarta brama, nie tylko ten, tam na górze, ale i tu, na ziemi. Dlatego przyszliśmy tutaj, aby pożegnać Henia modlitwą, obecnością, z bardzo różnych tradycji i bardzo różnych środowisk. Wierzący i niewierzący, chrześcijanie, Żydzi, Ukraińcy – ci wszyscy, dla których Henio Wujec był bliski.
Biłgorajska Księga
Przeszedł on przez swoje niekrótkie przecież życie, pięknie, odważnie, i pozostawił ślad. My idziemy teraz jeszcze dalej jakąś chwilę, dłuższą lub krótszą, i poniesiemy ideały Henryka, każdy na miarę wrażliwości czytania śladów, które inni – Henryk, ale i jego żona Ludka – pozostawili.
Biłgoraj – każda ziemia ma swoją opowieść. Roztocze. Tak mógłbym sparafrazować to, co Henryk Wujec mówi w tekstach, niewydanej jeszcze książki, które zestawił już w czasie swojej choroby. On powie dosłownie „Każda ziemia ma swoje księgi”. I dalej: „Czy nie chcielibyśmy wiedzieć, kto wcześniej zamieszkiwał nasze ziemie, kto kształtował ich rzeźbę, kto przez nie wędrował, jakie ślady zostawił? Chciałbym pokazać tu kilka fragmentów, kilka okruchów, nie siląc się na «księgę», na całościowy opis, może inni uzupełnią? Może rozpocznie się dialog odkrywców biłgorajskich tajemnic: Biłgorajskiej Księgi”.
W tym roku w Szczebrzeszynie, na Festiwalu Stolica Języka Polskiego, zabrakło Henia i Ludki. Pojawił się niepokój. Bo byli każdego roku. Henryk wracał, kiedy mógł, na Roztocze. Tu, pod Biłgorajem, urodził się, chodził do szkół, stąd wyruszył w wielki świat na studia. Ale często wracał.
Opowiadał mi kiedyś, dlaczego poszedł na fizykę, na studia. To wpływ jego nauczyciela z liceum profesora Rottenberga, który otworzył mu świat na fizykę. A jego samego potem po 68’ roku z Biłgoraja przepędzono.
„Należy przede wszystkim okazać miłość”
Zapytałem syna, Pawła, co o Heniu można powiedzieć jeszcze, z osobistej perspektywy. Paweł powiedział: – Znam ludzi wierzących mniej i bardziej, ale niewielu takich, dla których wiara i religia są naprawdę pasją. A Tata się nią naprawdę interesował. Obok fizyki to była jedna z jego prawdziwych pasji. Pytałem go niedawno – może miesiąc temu – dlaczego właśnie fizyka i wiara. Wyjaśnił, że jedno i drugie dąży do poznania odpowiedzi, jaki jest sens świata i wszechświata oraz jaki sens naszego życia, naszej obecności w świecie. Z więzienia Tata pisał do mnie listy. Ale o czym pisać do 10-letniego chłopca z miejsca, w którym się nic nie dzieje? Tata wymyślił, że będzie opowiadać Biblię. I taki mieliśmy rytm: ja mu opisywałem mecze piłkarskie, a on mi przypowieści ze Starego i Nowego Testamentu, z własnym komentarzem.
W jednym z listów z więzienia Henio, komentując Ewangelię o namaszczeniu w Betanii, napisał do syna: „Niekiedy człowiekowi, szczególnie w sytuacjach trudnych, należy przede wszystkim okazać miłość, niezależnie od wszelkich strat i zysków, których się wtedy nie kalkuluje”.
Paweł dodał jeszcze: – Zawsze nosił ze sobą Nowy Testament, takie niebieskie wydanie, wyświechtane, pozaznaczane karteczkami z ciekawymi fragmentami. Czasem, gdy był zmęczony rozmową, siadał w kątku, wyjmował je i czytał. Chcemy mu je zapakować na ostatnią podróż.
Duma z chłopskiego pochodzenia
Wracając do Biłgoraja. W tym mieście przez wiele lat Heniu był jurorem Debat Oksfordzkich dla młodzieży ze szkół średnich, mogłem się wtedy przyglądać, jak wiele serca wkładał w te spotkania z młodymi.
Heniu był dumny ze swojego chłopskiego pochodzenia. Często wydobywał z pamięci wspomnienia, ale i pokazywał kontekst lat dziecięcych i młodości. Świadomie używam słowa „kontekst”, myśląc o wsi i o PRL–u, Polsce Ludowej, w której przyszło wychowywać się Heniowi.
Wieś poddana wtedy, po II wojnie, ostrym przemianom, ale wciąż będąca jeszcze przez długie lata wsią. Niosącą wartości tradycyjne, jakbyśmy dziś powiedzieli, ale już zmieniająca się lub – jak ktoś woli – wyludniająca się. Ludzie, często najzdolniejsi, ale i najbiedniejsi, idą masowo do miasta. Jedni za pracą, drudzy po naukę. Wiele razy o tym opowiadał.
Nie dogmaty, a etyczny nakaz
Niedawno ojciec Aleksander Hauke-Ligowski – dominikanin, który brał, razem z Heniem i m.in. Joanną Szczęsną, Staszkiem Barańczakiem, Ozjaszem Szechterem, Bogdanem Cywińskim, Basią Toruńczyk, udział w słynnej już głodówce w kościele św. Marcina w 1977 roku, w obronie KOR-u, uwięzionych działaczy i prześladowanych robotników – powiedział o Heniu: był prostolinijnym, życzliwym ludziom człowiekiem.
A ja bym dodał, że był też niepokornym w stosunku do zła, które dostrzegał wokół siebie. To był jedyny rodzaj niepokory, który u Henia można było dostrzec.
Był Henio chrześcijaninem, który, jak zauważył także niedawno Janek Lityński, odczytywał Ewangelię nie w kategorii dogmatów, ale etycznego nakazu. A ja bym dodał – w duchu Kazania na Górze. Nie boję się powiedzieć, jak Mahatma Gandhi.
Gdy inni uprawiali politykę, rozumiejąc ją jako sposób sprawowania władzy, on politykę rozumiał jako budowanie dobra wspólnego i pomoc potrzebującym
Ze świata buddyjskiego przyszedł teraz list od Dalajlamy, posłany do Ludki Wujec. Dalajlama napisał: „Jako parlamentarzysta zawsze niezłomnie wspierał Tybetańczyków w ich walce o wolność i godność. Stał po stronie naszego narodu i robił, co mógł, by nagłaśniać i wspierać naszą sprawę (…). Sensem swego życia uczynił służenie dobru zwykłych ludzi w Polsce i gdzie indziej”.
Usłyszmy to słowo „gdzie indziej” – bo Heniu byłby dziś wśród młodych Białorusinów którzy zbierają się pod swoją ambasadą w Warszawie.
Henryk sam mówił jak wiele w jego własnej formacji dał mu warszawski Klub Inteligencji Katolickiej, gdzie pojawił się już w 1962 roku. Spotkania, rozmowy, wykłady, spory. Znane jest to powiedzenie księdza Jana Ziei do młodego Wujca: jeśli różnią nas tylko poglądy, to, tak jakby nic nas nie różniło.
Wielkie sprawy, konkretny człowiek
Komitet Obrony Robotników, wolne związki zawodowe, „Solidarność”, ta pierwsza. W duchu, który tak trafnie wyraził Jan Paweł II w czasie swojej pielgrzymki, w Gdańsku na Zaspie, gdy mówił do ludzi „Solidarności”, parafrazując św. Pawła: „Jedni drugich brzemiona noście. Nigdy jedni przeciwko drugim. Zawsze jedni z drugimi”. I te słowa mogą charakteryzować Henia Wujca. Stan wojenny, internowanie, słynne zdjęcie na spacerniaku, które stało się też inspiracją do obrazu Józefa Czapskiego.
Wolna Polska po obradach Okrągłego Stołu. Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie, Sejm. Wiceminister, doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ale też, a może przede wszystkim – społecznik. Dziś jakże niemodne słowo. Stający po stronie ludzi potrzebujących pomocy. Zawsze i wszędzie. Mający wiele stron papierów w swoich legendarnych torbach, które zawsze miał przy sobie. Człowiek konkretnej pracy. Gdy inni uprawiali politykę, rozumiejąc ją jako sposób sprawowania władzy, on politykę rozumiał jako budowanie dobra wspólnego i pomoc potrzebującym. Najsłabszym, wykluczonym. Budowanie społeczeństwa obywatelskiego, oddolnego, organizacji pozarządowych i samorządowych.
Dostrzegał zwykłego człowieka. Można powiedzieć też – małego. Niedawno Joanna Ganowicz z Poznania wspominała, jak przyjechała do Warszawy, aby odebrać od Henia jakąś bibułę, samizdat. Przyszła do domu, a on powiedział, że najpierw musi nakarmić synka, Pawełka, a potem dopiero poszedł z nią do skrytki i wydał druki. Wielkie sprawy i konkretny człowiek.
„Witaj, przyjacielu”
Dziś w pierwszym czytaniu prorok Izajasz, ten wielki mędrzec Starego Testamentu i poeta, mówi: „Bóg raz na zawsze zniszczy śmierć. Wtedy Pan Bóg otrze łzy z każdego oblicza, obejmie hańbę swego ludu po całej ziemi, bo Pan przyrzekł. I powiedzą w owym dniu: Oto nasz Bóg, ten, któremuśmy zaufali, że nas wybawi; oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność: cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia!”.
Heniu staje teraz przed niebieską bramą, gdzie święty Piotr, witając go, mówi: „Szalom haver – witaj, przyjacielu”. Nasi bracia Ukraińcy śpiewają jeszcze tu, na ziemi: „Wiecznaja pamiet”. A my możemy tylko powtórzyć: wieczny odpoczynek racz mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci. Niech odpoczywa w pokoju.