Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Dziennikarz z podziemia

Krzysztof Leski. Fot. Encyklopedia Solidarności

Był konsekwentny. W lutym 1982 roku, podczas rozmowy z funkcjonariuszem, zapowiedział, że nie może dać żadnych gwarancji co do swego zachowania po wyjściu na wolność. Sylwetka zamordowanego przed kilkoma dniami Krzysztofa Leskiego.

Krzysztof Leski konspirację miał we krwi. Jego ojciec, Kazimierz, był legendą, słynnym oficerem wywiadu i kontrwywiadu Armii Krajowej, uczestnikiem powstania warszawskiego i więźniem politycznym w czasach stalinowskich. Relacje między nimi nie były łatwe i trudno powiedzieć, żeby opozycyjna aktywność syna to kontynuacja dzieła ojca. Ze wspomnień Krzysztofa Leskiego wynika, że jego ojciec na solidarnościową rewolucję patrzył, łagodnie mówiąc, z pobłażaniem.

Po latach gorzko wspominał: „On w konspiracji ryzykował życiem praktycznie bez przerwy, mnie w najgorszym razie groziło nie więcej niż 3 lata więzienia. Nie zamierzam bronić czy wychwalać komunistów, ale nie miałoby ono nic wspólnego z więzieniem stalinowskim, w którym siedział mój ojciec. Pamiętam, jaką miał minę, kiedy odwiedził mnie na Białołęce w czasie mojego internowania w stanie wojennym. Aż było mi głupio. Milczał, rozglądał się po sali widzeń i całym sobą dawał do zrozumienia, że moja martyrologia w porównaniu z jego martyrologią to gówno. Zgadzam się z nim, ale wtedy liczyłem na co innego”.

Leski nie odcinał kuponów od sławy ojca; działał na własny rachunek. Jego opozycyjna działalność polegała na współtworzeniu obiegu wolnego słowa, który w Polsce przybrał rozmiary nieporównywalne z analogicznymi zjawiskami w innych państwach bloku sowieckiego.

Urodzony w 1959 r. późniejszy sejmowy reporter w dorosłość wchodził w niezwykłym czasie. Był na początku studiów na Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa na Politechnice Warszawskiej, gdy w Polsce rozpoczęła się solidarnościowa rewolucja. Mocno zaangażował się w działalność Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Wtedy też stawiał pierwsze dziennikarskie kroki jako redaktor wydawanych poza cenzurą czasopism studenckich: „Informatora Niezależnego Zrzeszenia Studentów Politechniki Warszawskiej i Uniwersytetu Warszawskiego”, „Idzie Nowe”, „Prawo i Mel” oraz „Gazety Strajkowej” (wydawanej w listopadzie 1981 r., w czasie ogólnopolskiej akcji protestów studenckich).

Na początku 1981 r. trafił do redakcji jednej z najważniejszych inicjatyw tworzących obieg informacji między strukturami „Solidarności”, czyli Agencji Prasowej „Solidarności”, kierowanej przez Helenę Łuczywo, czołową redaktorkę prasy niezależnej w latach 70. Struktura ta nazywana, „AS-em”, wydawała „Biuletyn Pism Związkowych i Zakładowych”, który zapewniał komórkom związku w całym kraju dostęp do bieżących informacji, dokumentów struktur „Solidarności” i najważniejszych tekstów drukowanych w prasie związkowej. Leski zajmował się między innymi przygotowywaniem sprawozdań z posiedzeń władz „Solidarności”: Krajowej Komisji Porozumiewawczej oraz jej prezydium. W czasie I Krajowego Zjazdu Delegatów „Solidarności” wraz z Józefem Orłem i Jackiem Fedorowiczem współtworzył satyryczne pismo „Pełzający manipulo”, na łamach którego wyśmiewano antysolidarnościową propagandę władz PRL.

Po wprowadzeniu stanu wojennego, tak jak kilka tysięcy innych działaczy „Solidarności”, został internowany. Trafił do „ośrodka odosobnienia” zorganizowanego w więzieniu na warszawskiej Białołęce. Tak jak innych nakłaniano go do podpisania „lojalki”. Odmówił, ale… pisemnie. Oświadczył, że nie będzie prowadził działalności na szkodę PRL, jednocześnie wskazując, że nie może zadeklarować jej zaprzestania, ponieważ nigdy jej nie prowadził. Tym samym pokazywał absurdalność tego dokumentu, skoro składając pod nim swój podpis, przyznawałby zarazem, że jego działalność była szkodliwa dla PRL. Leski zgłosił też pisemny protest do ministra spraw wewnętrznych wobec bezprawnego zatrzymania, z żądaniem zwolnienia z ośrodka dla internowanych. W zdecydowanej postawie był konsekwentny. W lutym 1982 r., podczas rozmowy z funkcjonariuszem, zapowiedział, że nie może dać żadnych gwarancji co do swego zachowania po wyjściu na wolność.

Opozycyjny dziennikarz nie rzucał słów na wiatr, bo właściwie od razu po wyjściu na wolność w marcu 1982 r. rozpoczął podziemną działalność. Nawiązał kontakt z Heleną Łuczywo, która ukrywała się i wraz z szeregiem innych osób (głównie kobiet) współtworzyła redakcję najpopularniejszego pisma solidarnościowego podziemia, czyli „Tygodnik Mazowsze”. Leski początkowo zajmował się między innymi łącznością pomiędzy podziemiem warszawskim i wrocławskim oraz łódzkim. Z czasem coraz mocniej współpracował z redakcją wspomnianego pisma. Działalność w konspiracji miała charakter nieformalny, trudno zatem dokładnie stwierdzić, kiedy został pełnoprawnym członkiem zespołu – na pewno najpóźniej w połowie dekady, a według niektórych przekazów znacznie wcześniej.

Należał do tych, którzy się najbardziej wykłócali. Nie chodziło o politykę – głównie o sprawy dziennikarskie

Wesprzyj Więź

W „Tygodniku Mazowsze” Leski należał do grupy osób przygotowujących krótkie notki informacyjne dotyczące strajków i represji. Dłuższe teksty podpisywał pseudonimami między innymi „K. Pajka”. Choć był najmłodszy w redakcji, odgrywał w niej istotną role. Wspominał, co potwierdziło kilka innych osób z redakcji, że należał do tych, którzy się najbardziej wykłócali. Nie chodziło o politykę – głównie o sprawy dziennikarskie. Był zwolennikiem pisania o sprawach międzynarodowych szerzej, nie tylko koncentrując się na sytuacji w ZSRR czy polityce USA. „Ja uważałem, że trzeba pokazać Polakom też – to nasz obowiązek, walczymy o wolność – pokazać wszystkich, którzy to robią. Dlatego w ten czy inny sposób ja chciałem, żebyśmy pisali więcej o RPA, o Filipinach, o Kaszmirze, o Tybecie i tak dalej”. Według jego relacji na skutek tych starań powstała prowadzona przez niego rubryka o sprawach zagranicznych „Tydzień w tydzień”. Niemniej również w tej rubryce dominowały wiadomości dotyczące wydarzeń w bloku sowieckim. Na przykład w maju 1987 r. Leski informował czytelników o rozmowach przewodniczącego Międzynarodowej Organizacji Pracy z Lechem Wałęsą i Alfredem Miodowiczem, spotkaniu premiera Norwegii z prymasem Glempem, kłopotach szwedzkiego kierowcy, który przewoził do Polski powielacze, próbie porwania autobusu na Okęciu, sytuacji w Zatoce Perskiej i spotkaniu marszałka Wiktora Kulikowa z Wojciechem Jaruzelskim.

W 1989 r. współzakładał i redagował „Kurier Okrągłego Stołu”. Po powstaniu „Gazety Wyborczej” – tak jak większość zespołu „Tygodnika Mazowsze” – wszedł w skład jej redakcji. Pracował tam przez dwa lata. W tym czasie rozpoczął trwającą wiele lat współpracę z radiem i telewizją w roli reportera sejmowego i komentatora politycznego. W III Rzeczypospolitej pracował dla różnych mediów, również zagranicznych, takich jak „The Daily Telegraph” i BBC. Do jego dorobku należy też książka historyczna „Solidarność w podziemiu” opublikowana przez niego wraz ze znanym historykiem Jerzym Holzerem w 1990 r. Nie był to przypadek – Leski po zakończeniu studiów na Politechnice w połowie lat 80. rozpoczął studia historyczne, które skończył mniej więcej w momencie upadku komunizmu.

Jako komentator życia publicznego w Polsce po 1989 r. często zajmował stanowisko osobne; nie dawał łatwo przypisać się do któregoś z obozów politycznych czy ideologicznych. Nie znaczy to, że unikał jasnego deklarowania swoich poglądów. Świadczą o tym choćby publikowane przez niego w ostatnich latach w mediach społecznościowych komentarze demaskujące propagandowe manipulacje publicznej telewizji.

Podziel się

Wiadomość

A czy można się dowiedzieć, dlaczego nagle w 1991 r. została przerwana współpraca pomiędzy nim a Gazetą Wyborczą? I to tak trwale, że nigdy już tam nie publikował, nawet gościnnie?

Dwa dopowiedzenia. Po pierwsze, Krzysiek odegrał istotną rolę w powstaniu samorządu studenckiego – na PW oraz w budowaniu kontaktów międzyuczelnianych, zwalczanych przez władze tyleż zajadle, co nieskutecznie. Samorząd ten był jedną z nielicznych instytucji działających wtedy legalnie i wykorzystujących te możliwości do działań jednoznacznie opozycyjnych. Krzysiek po pewnym czasie zaczął się stopniowo wycofywać z tej działalności. Na moje pytanie, dlaczego tak robi, odpowiedział konfidencjonalnie: „Schodzę do podziemia”…
Po drugie – 31.08.1983 został złapany przez ZOMO na dużej demonstracji solidarnościowej w Warszawie. Dopadli go na schodach do kościoła św. Krzyża. Oskarżono go o to, że „nie rozszedł się na wezwanie uprawnionego organu”, jakkolwiek absurdalnie to brzmiało. Dzięki działającej (oficjalnie!) na UW Komisji Rektorskiej ds. Osób Pozbawionych Wolności, przed Kolegium ds. Wykroczeń przy Naczelniku Dzielnicy Warszawa-Mokotów bronił go sam mec. Edward Wende. Było to naprawdę komiczne, kiedy przed tymi zapewne byłymi ubekami stanął elegancki i złotousty adwokat. Kolegium było pod dużym wrażeniem. O ile dobrze pamiętam, Krzysiek został uniewinniony.
A co do nieprzypisania do obozów – no cóż, polemizowałbym, przynajmniej co do ostatnich lat. Wystarczy poczytać jego blog. A poza tym – order od prezydenta Komorowskiego przyjął, a od prezydenta Dudy nie. Oczywiście, miał święte prawo do takich poglądów, jakie miał, ale nie mitologizujmy. Krzysiek miał naprawdę wielkie zasługi, nie wymyślajmy mu dodatkowych. A z tej koszmarnej historii jego zamordowania nie mogę się otrząsnąć.