Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Starość wcale nie musi oznaczać licznych chorób

Fot. Josemdelaa / Pixabay

Młodemu człowiekowi ani w głowie myśleć o własnej starości, jednak prawda jest taka, że całym życiem pracujemy na to, czy starzeć się będziemy pomyślnie, czy niepomyślnie. Tu bardzo wiele zależy od nas samych, od starania o własne zdrowie – mówi Dorota Łukaszuk, lekarz rodzinny i geriatra.

Katarzyna Jabłońska: Kiedy zaczyna się starość?

Dorota Łukaszuk: Starość, podobnie jak dzieciństwo, dzieli się na pewne etapy – Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wyróżnia ich trzy. I tak okres między 60 a 75 rokiem określa jako wiek podeszły (wczesna starość), okres między 75 a 90 rokiem to wiek starczy (późna starość), a po przekroczeniu 90 roku życia – wiek sędziwy (długowieczność).

Wiek człowieka można opisać jeszcze dokładniej, nie tylko opierając się na liczbie przeżytych lat (wiek metrykalny), ale również oceniając zmiany biologiczne w organizmie (wiek biologiczny) oraz zmiany psychiczne (wiek psychologiczny). Nierzadko zdarza się, że na przykład wiek metrykalny nie pokrywa się z wiekiem biologicznym. I może to działać w obie strony – np. wiek biologiczny 40-letniego człowieka może być wyższy niż jego wiek metrykalny, a wiek biologiczny 70-latka niższy niż jego wiek metrykalny.

Zanim porozmawiamy o tym, co sprawia, że jedni ludzie starzeją się szybciej, a inni wolniej, chciałabym zapytać, co o starości mówi medycyna.

– Wejście w starość to ten moment, kiedy organizm zaprzestaje intensywnego odbudowywania komórek – następuje odwodnienie tkanek, co powoduje, że stają się one mniej elastyczne i ulegają atrofii, czyli uwiądowi. Zmniejsza się również aktywność układu nerwowego, a organizm starzejącego się człowieka staje się mniej odporny na choroby.

JAK Z GÓRKI

Zmniejszona regeneracja komórek, zużycie narządów, których nie da się odbudować… Brzmi dość pesymistycznie i sprawia, że chyba słusznie starość napawa nas niepokojem, a wielu wręcz lękiem. Ten okres życia kojarzy się głównie z utratą sprawności fizycznej – nierzadko również intelektualnej – oraz z licznymi chorobami i niesamodzielnością.

– Z wiekiem „schodzimy” ze swoich fizycznych i psychicznych możliwości, jakbyśmy schodzili z górki. Stary człowiek już nie podbiegnie do autobusu, nie przydźwiga pokaźnej torby z zakupami, nowych umiejętności nie uczy się zbyt szybko, a czasem w ogóle nie jest już w stanie niczego nowego się nauczyć.

Życie człowieka to cykl – od wieku dziecięcego do dorosłości nabieramy tężyzny fizycznej, nasz organizm gromadzi różne rezerwy (np. wapń w kościach, masę mięśniową). Potem osiągamy pewne plateau i przychodzi czas, kiedy nasz organizm wolno się regeneruje. Bazujemy więc jedynie na tym, co zgromadziliśmy w wieku młodym i średnim. Jeżeli dbamy o uzupełnianie wcześniej zgromadzonych zasobów, wówczas udaje się nam utrzymać je na dłużej, nawet do późnej starości. Pewne funkcje organizmu starzejącego się człowieka rzeczywiście słabną, ale starość wcale nie musi oznaczać licznych chorób czy niesamodzielności. Starzenie może przebiegać pomyślnie lub niepomyślnie.

Całym życiem pracujemy na to, czy starzeć się będziemy pomyślnie, czy niepomyślnie

O starości pomyślnej mówimy wówczas, kiedy senior nie jest obciążony chorobami. Jego organizm jest oczywiście nadwyrężony życiem, ale nadal działa sprawnie, tyle że nieco wolniej, jest też delikatniejszy, bardziej podatny na choroby, wymaga więc dodatkowego wsparcia i profilaktyki – odpowiedniej diety, rehabilitacji, wydłużonego czasu odpoczynku, pomocy w pewnych czynnościach. A także stymulacji w wymiarze intelektualnym, trenowania pamięci; bodźców, które pozwalają ją ćwiczyć.

Znam 96-letnią panią, której pasją są szachy – jest w nich prawdziwą mistrzynią, trudno z nią wygrać. Pisze również wiersze, wiele z nich – także tych powstałych wiele lat temu – potrafi cytować z pamięci, regularnie czyta prasę oraz książki. Jest bardzo samodzielna. Poza tym, że niedosłyszy, właściwie nie skarży się na żadne dolegliwości.

– Mamy tu bez wątpienia przykład starzenia pomyślnego. Wszystko wskazuje też na to, że wiek biologiczny tej pani jest sporo niższy niż jej wiek metrykalny. Jeśli ktoś wiódł zdrowy styl życia, a także miał to szczęście, że nie zapadł na żadną poważną chorobę, wówczas swojej starości, nawet tej sędziwej dożywa w zdrowiu. Dotyczy to niestety mniejszej części polskich seniorów. Większość z nich starzeje się niepomyślnie, czyli bardzo często cierpi na kilka chorób. One, a także to, że organizm seniora jest dużo słabszy niż człowieka młodego i nie ma takich mocy regeneracyjnych, może znacznie ograniczyć sprawność, a co za tym idzie również samodzielność seniora. To wszystko z kolei może znacząco obniżać jakość życia tej osoby. Zdaję sobie sprawę, że młodemu człowiekowi ani w głowie myśleć o własnej starości, jednak prawda jest taka, że całym życiem pracujemy na to, czy starzeć się będziemy pomyślnie, czy niepomyślnie. Tu bardzo wiele zależy od nas samych, od starania o własne zdrowie.

Potwierdzają to badania, według których to, jak się starzejemy, jedynie w ok 20–30 proc. zależy od genów. Reszta to środowisko i styl życia.

– Rzeczywiście wpływ genetyki to tylko 20–30 proc. I dodać tu trzeba, że choroby genetyczne to jedynie pewna predyspozycja. One mogą się ujawnić, ale nie muszą. Pojawiają się, kiedy występują dodatkowe czynniki. Weźmy dość częstą wśród polskich seniorów miażdżycę. Można oczywiście mieć do jej wystąpienia predyspozycje rodzinne, ale przede wszystkim jest to konsekwencja złej diety, braku ruchu i palenia papierosów. Wystąpienie większości chorób cywilizacyjnych – miażdżycy, nadciśnienia tętniczego, choroby wieńcowej itp. – zależy od nas, są one konsekwencją określonego stylu życia.

Zasadniczy wpływ na to, jak się starzejemy, ma środowisko, w którym żyjemy, oraz to, jak żyjemy. Pani i mój wpływ na zanieczyszczenie środowiska i smog jest generalnie znikomy. A to coraz większa przyczyna chorób, również tych śmiertelnych. Mamy jednak wpływ na wiele innych czynników: właściwe odżywianie, proporcję między pracą a odpoczynkiem, regularny wysiłek fizyczny. A także działania profilaktyczne, których celem jest ochrona przed chorobami. Niby to wiemy, często jednak bagatelizujemy. A przecież łatwiej jest zapobiegać chorobom, niż je leczyć. Dlaczego więc nie rozważyć profilaktycznych szczepień przeciw chorobom zakaźnym? Z pewnością nie należy też odkładać okresowych badań lekarskich. Przydałyby się kampanie społeczne uświadamiające, że na jakość swojej starości pracujemy już od dzieciństwa.

WIELOWYMIAROWY I W SPOSÓB ZINTEGROWANY

Dzieci i młodzież oczywiście koniecznie należy w tej kwestii edukować. A jak można pomóc seniorowi, który starzeje się niepomyślnie, czyli ma wiele schorzeń? Co zrobić, żeby czas, który mu pozostał, nie był udręką i mógł być przeżyty z godnością?

– Seniora, który cierpi na wiele chorób, a te dodatkowo często nakładają się na siebie, powinno się poddać tzw. Całościowej Ocenie Geriatrycznej. Pozwala ona ocenić, czy starsza osoba jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Daje też lekarzowi możliwość wielowymiarowego zdiagnozowania pacjenta. Celem tego wielokierunkowego, zintegrowanego procesu diagnostycznego jest ustalenie zakresu zaburzeń dobrostanu seniora oraz wyznaczenie priorytetów leczniczo-rehabilitacyjnych, potrzeb i możliwości zapewnienia dalszego leczenia, wreszcie rehabilitacji i opieki.

To właśnie w tym wielostronnym procesie diagnostycznym pomocne są skale geriatryczne, których – jak wyczytałam – jest dość sporo?

– Skale geriatryczne służą właśnie do tego, żeby nie skupić się tylko na jednej chorobie czy na jednym parametrze – np. na pomiarze cukru czy ciśnienia. Pozwalają one ocenić diagnozowanego człowieka w wielu wymiarach. Mamy więc skalę podstawowych czynności życiowych (ADL), złożonych czynnościach życiowych (IADL). Mamy skalę sprawdzającą równowagę i chód, różnego rodzaju skale oceniające dietę i stan odżywienia, pamięć oraz wiele innych parametrów i kompetencji. Dzięki tym wszystkim skalom możemy lepiej ocenić seniora pod względem jego sprawności oraz wyznaczyć obszary, na których powinniśmy się przede wszystkim skoncentrować, by dać seniorowi większe wsparcie.

Pani Doktor często korzysta ze skal geriatrycznych?

– Lekarz nie zawsze musi przeprowadzać konkretne testy, żeby ocenić pewne parametry, np. sprawność ruchową pacjenta. Wystarczy, że obserwuję pacjenta, kiedy wchodzi do mojego gabinetu – jak się porusza, siada na krześle, następnie wstaje. To mi pozwala ocenić jego sprawność funkcjonalną, nie muszę pacjenta dodatkowo stresować dokonywaniem „pomiarów”.

Skale geriatryczne używane są najczęściej na oddziałach geriatrycznych, a testy wykonują zazwyczaj pielęgniarki. Testy te mają również tę zaletę, że pozwalają nie tylko dość dokładnie ocenić stan pacjenta w danym momencie, ale powtórzone po pewnym czasie dają możliwość sprawdzenia, czy na przykład po zaleconej rehabilitacji nastąpiła oczekiwana poprawa. Testy takie pozwalają na bardziej wymierną ocenę.

Geriatra musi zobaczyć swojego pacjenta wielowymiarowo, ale wizyta u geriatry nie jest w Polsce dobrem ogólnodostępnym.

– Polska przyjęła taki model, w którym to lekarz rodzinny na co dzień ma zajmować się zdrowiem konkretnego pacjenta i jego rodziny. Dopiero kiedy lekarz rodzinny ma wątpliwości, kieruje swojego pacjenta do specjalistów. Geriatra – podobnie jak kardiolog, neurolog, nefrolog czy psychiatra – jest właśnie jednym z takich specjalistów.

Nic tak nie szkodzi osobie starszej jak pobyt w zamkniętej instytucji. Stan fizyczny i psychiczny seniora po 80 roku życia umieszczonego w szpitalu najprawdopodobniej się pogorszy

Instytucja lekarza rodzinnego zakłada, że opiekuje się on danym pacjentem i jego rodziną w dłuższym przedziale czasowym, dzięki temu zna swoich pacjentów, ma pewien wgląd w ich życie. To sprawia, że może koordynować ich leczenie oraz profilaktykę zdrowotną. W wypadku opieki nad seniorem wszystko to ma ogromne znaczenie. Niestety, w Polsce z lekarza rodzinnego robi się przepisywacza recept, co na pewno nie buduje jego renomy ani zaufania do niego. Lekarze rodzinni są przeciążeni pracą i papierologią. Na dogłębne zajecie się pacjentem często po prostu nie mają czasu.

Co w leczeniu starszego człowieka powinno być priorytetem?

– Wiadomo, że starszego człowieka już w pełni nie wyleczymy, chorych narządów nie usprawnimy w tym stopniu, aby działały jak u człowieka młodego. Naszym głównym celem w leczeniu seniora jest utrzymanie jego sprawności funkcjonalnej. Zależy nam, żeby senior samodzielnie mógł prowadzić swoje gospodarstwo domowe oraz sprawować nad sobą samoopiekę.

Weźmy taki przykład: senior boryka się z, częstym u starszych ludzi, znacznym zwyrodnieniem biodra – jednego lub obu. Ma też wiele innych schorzeń, więc nie bardzo można go operować, ponieważ mogłoby to zagrażać jego życiu. A nawet jeśli operacja nie stanowiłaby takiego zagrożenia, to oznaczałaby konieczność unieruchomienia na pewien czas. Jaka więc korzyść z tego, że staw wymienimy na nowy, kiedy po kilku tygodniach leżenia człowiek, którego poddaliśmy operacji, nie wstanie już z łóżka i nie będzie miał siły chodzić?

Zamiast operować możemy usztywnić tej osobie staw, wyposażyć ją w kule i nauczyć na nich chodzić. Staw będzie niesprawny, jednak człowiek ten nadal będzie mógł poruszać się samodzielnie. Na seniora zawsze powinniśmy patrzeć całościowo, czyli działać tak, żeby on mógł utrzymać swoją sprawność. Starsza osoba zazwyczaj jest krucha, należy więc pilnować, żeby nasze działania nie były zbyt radykalne.

BYLE NIE DO SZPITALA

Niejednokrotnie zdarzało mi się słyszeć od znajomych, że ich bliski senior trafiał z jakichś powodów do szpitala, gdzie jego stan zamiast poprawie ulegał pogorszeniu, często wręcz dramatycznemu pogorszeniu. Dlaczego tak się dzieje?

– Nic tak nie szkodzi osobie starszej jak pobyt w zamkniętej instytucji. Stan fizyczny i psychiczny seniora po 80 roku życia umieszczonego w szpitalu najprawdopodobniej się pogorszy. Wyjęty ze swojego bezpiecznego otoczenia po dwóch, a czasem już po jednym dniu w szpitalu ma zespół majaczeniowy – nie wie, co się z nią dzieje. A w szpitalu brak personelu, który będzie nieustannie obok i będzie wszystko tłumaczył i we wszystkim pomagał, czyli na przykład: prowadził do łazienki, pomagał w jedzeniu, zażywaniu leków; będzie trzymał za rękę, żeby złagodzić lęk. Jeśli starszy człowiek ma kłopot z chodzeniem, narażony jest na upadki i kontuzje. Jeżeli nie będzie w stanie samodzielnie pójść do łazienki, zostanie mu założony cewnik, a to nie tylko spowoduje dyskomfort, ale może generować kolejne powikłania.

Potrzeba będzie miesięcy, żeby po wyjściu ze szpitala stary człowiek doszedł do równowagi. To jest reguła, której od lat uczą na medycynie. Kłopot w tym, że ta wiedza nie przebija się do pacjentów i ich bliskich.

Zwrócenie się po pomoc do szpitala wynika często z troski o starszą osobę i przeświadczenia, że tam będzie miała specjalistyczną opiekę, której w domu nie jesteśmy jej w stanie zapewnić.

– Prawda jest jednak taka, że sędziwy człowiek tylko w ostateczności powinien trafić do szpitala. Absolutnie nie powinno dochodzić do sytuacji, że seniora umieszcza się tam na przykład po to, żeby go generalnie przebadać. Zapalenie płuc często nie wymaga hospitalizacji. Jeżeli senior upadł, ale zrobiwszy rentgen, upewnimy się, że nie doszło do złamania, nie powinien zostać zatrzymany w szpitalu. Nie ma sensu przy tej okazji robić mu dziesiątków badań – bo one tylko w niewielu przypadkach wyjdą dobrze, większość seniorów jest przecież schorowanych – i zostawiać w szpitalu na obserwacji, bo tam jego stan, jeszcze raz to powtórzę, tylko się pogorszy. A stres związany z tą sytuacja może być tak duży, że pacjent dostanie zawału, udaru i w trzy dni zabierze się z tego świata. I to nie jest wina samego szpitala – tak po prostu często reaguje osoba starsza.

Jeżeli senior trafia do szpitala, to podobnie jak małe dziecko powinien mieć przy sobie kogoś z bliskich. Zagubiony w nowej sytuacji stary człowiek często również nie umie powiedzieć, co się z nim dzieje, gdzie i jak go boli. Wielokrotnie w karcie pacjenta seniora czytałam – wywiad niemożliwy do przeprowadzenia, osoba wycofana. Przy seniorze powinien być ktoś bliski, który udzieliłby przeprowadzającemu wywiad informacji, dał starszemu człowiekowi poczucie bezpieczeństwa. Dlatego powinniśmy dążyć do tego, żeby w szpitalu seniorowi mógł towarzyszyć opiekun. Jasne, że ktoś taki jest dla szpitala pewnym obciążeniem, ale z drugiej strony może on przecież przejąć pewne czynności opiekuńcze nad chorym – pomoże w spożyciu posiłku, w codziennej toalecie, dopilnuje przyjmowania leków. To jest z pewnością wartość dodana.

Zasada, którą wszyscy musimy wziąć sobie do serca, brzmi: do zdrowia dochodzi się w domu, a nie w szpitalu

Chciałabym tu zaapelować do bliskich osób starszych – co tylko możliwe, badajmy i diagnozujmy w rejonie. Pobyt seniora w szpitalu powinien być związany wyłącznie z szybką i krótko trwającą diagnostyką tego, czego nie możemy zrobić w przychodni rejonowej i w domu. Jeżeli senior jest odwodniony, wystarczy nawodnić go kroplówką i odesłać do domu. To nie jest pozbycie się pacjenta i kłopotu, ale działanie dla jego dobra.

A jeśli np. senior bardzo źle się poczuł, wezwano karetkę i lekarz zdiagnozował zawał?

– Jeżeli stary człowiek miał zawał, powinien trafić na kardiologię i być leczony przez kardiologa. Jeśli złamał biodro, powinien trafić na ortopedię itd.

Kiedy w takim razie do akcji wkracza geriatra? I kiedy senior powinien trafić na oddział geriatryczny?

– Trzymajmy się przykładu pacjenta z zawałem. Jeśli dodatkowo choruje on na inne choroby, wkracza geriatra i pomaga lekarzowi prowadzącemu, czyli w tym wypadku kardiologowi, w ustawieniu leków, żeby nie wchodziły ze sobą w niepożądane reakcje, może również doradzić pewne działania medyczne wspierające pacjenta. Lekarz prowadzący zamiast wzywać wielu specjalistów: nefrologa, neurologa, psychiatrę, prosi się o konsultację właśnie geriatrę.

A odziały geriatryczne służą do krótkiej i szybkiej diagnostyki złożonych problemów geriatrycznych. Pacjent nie powinien tam przebywać zbyt długo. Powinien zostać zdiagnozowany i czym prędzej wypisany. Zasada, którą wszyscy musimy wziąć sobie do serca, brzmi: do zdrowia dochodzi się w domu, a nie w szpitalu.

Pani Doktor apeluje, aby tam, gdzie to tylko możliwe, diagnozować seniora w rejonie, a szpital powinien być ostatecznością, ale…

– Wiem, co chce Pani powiedzieć! Aby taki model zadziałał, do tych badań powinien być dostęp. A w polskich realiach, żeby zrobić badanie, nierzadko trzeba człowieka położyć w szpitalu. I tu koło się zamyka.

USIĄDŹ I POBĄDŹ ZE MNĄ

Aż 67 proc. Polaków boi się starości. Tego etapu w życiu mniej obawiają się: Hiszpanie, Włosi, Niemcy, Francuzi, Anglicy, Belgowie, a także Serbowie i Rosjanie. Czego najbardziej boją się sędziwi pacjenci Pani Doktor?

– Przede wszystkim: niesprawności, zależności od innych, ograniczonej dostępności do opieki zdrowotnej, ubóstwa, bólu i izolacji. Polacy bardzo boją się starości. Ogromne znaczenie mają tutaj kwestie finansowe, od których niestety wiele zależy. Z mojego doświadczenia wynika, że polski senior jest zasadniczo biedny, a nawet bardzo biedny. Zazwyczaj nie stać go na wykupienie wszystkich zaleconych mu leków. Zwłaszcza tych nowoczesnych, które są najczęściej drogie i pełnopłatne. Wiele leków zniknęło obecnie z rynku, co u starszych osób budzi lęk.

Wspomniała Pani o lęku przed bólem. Medycyna jest dzisiaj już tak rozwinięta, że również coraz lepiej radzi sobie z bólem. Specjaliści leczenia bólu przekonują, że potrafią już w przeważającej liczbie przypadków, jeśli nie wyeliminować go całkowicie, to w dużym stopniu opanować. Rozumiem, że wiele starszych osób nie ma tej świadomości – stąd ten lęk? A może jest nieodpowiednio w tym wymiarze leczona?

– Rzeczywiście mamy już obecnie duże możliwości uśmierzania bólu. Trudność u osób starszych polega na tym, że z powodu gorszej sprawności nerek i wątroby może dochodzić do nasilenia działań ubocznych leków przeciwbólowych. Proces dobierania leków i dawki wymaga więc czasu.

A wracając do obaw polskich seniorów, to odczuwają oni ogromny lęk przed niesprawnością i wynikającą z tego zależnością od innych. Często skarżą się na samotność, czują się wyizolowani. Ich młodsi bliscy i znajomi zazwyczaj jeszcze pracują i nie mają możliwości odwiedzania zbyt często swoich seniorów.

W wielu krajach seniorzy akceptują, że skoro są coraz starsi i mniej sprawni, wymagają opieki, w związku z tym przeprowadzają się do domów spokojnej starości. Jest to społecznie akceptowane. U nas o tę akceptację, zwłaszcza pośród ludzi starszych, wciąż trudno. Obserwuję ogromny lęk przed zamieszkaniem w takiej instytucji.

Przyznam, że to mnie nie dziwi. W państwowych domach opieki warunki są dość przygnębiające, na placówki prywatne mało kogo stać, a duża część z nich także pozostawia wiele do życzenia. Poza tym zamieszkanie w takim domu oznacza – skądinąd zrozumiałą – konieczność podporządkowania się regułom tam panującym, co w istotnym stopniu ogranicza możliwość samostanowienia oraz zachowania prywatności. Czy nie lepiej, jeśli to tylko możliwe, otoczyć seniora opieką w miejscu jego zamieszkania, w jego naturalnym środowisku?

– W sytuacjach, w których jest to wykonalne, jestem jak najbardziej zwolenniczką wspierania seniorów w ich własnych domach czy miejscach dziennego pobytu. Ogromną rolę do odegrania ma tu oczywiście opieka społeczna, niestety w Polsce nie działa ona w tej dziedzinie sprawnie.

Proszę też pamiętać, że w naszym kraju dopiero od kilku lat istnieją takie zawody, jak: „opiekun osoby starszej” i „opiekun medyczny”. Wcześniej w domach opieki społecznej i w ogóle w instytucjach opieki społecznej pracowały często osoby przypadkowe. Nierzadko były i wciąż są to osoby, które straciły pracę lub wcześniej przeszły na emeryturę i chcą dorobić. Nie mają siły ani energii, a często również wiedzy, żeby pomagać seniorom. Brakuje nam wykwalifikowanych pracowników, którzy mogliby w ciągu dnia odwiedzić kilku seniorów i służyć im pomocą. Zresztą seniorzy często nie zgadzają się na taką pomoc. Kiedy próbuję swojego pacjenta namówić, żeby złożył odpowiednie papiery o przyznanie mu pomocy z opieki społecznej, zazwyczaj napotykam opór.

Wiele jeszcze można by powiedzieć o niewydolności i wadach systemu opieki i leczenia polskich seniorów. Skoncentrujmy się teraz na tym, co możemy zrobić, my – bliscy seniora?

– Przede wszystkim starajmy się stwarzać starszym ludziom jak najwięcej okazji do uczestniczenia w życiu społecznym, a także rodzinnym. Wymaga to nierzadko towarzyszenia im w wyjściu z domu. Chodniki wciąż w wielu miejscach są nierówne, krawężniki zbyt wysokie – takie, z naszego punktu widzenia, drobiazgi mogą spowodować, że senior sam nie zdecyduje się na wyjście np. do klubu seniora, do kościoła, biblioteki czy na spotkanie towarzyskie. Istnieje też inna ważna przeszkoda – niejeden senior wstydzi się swojej starości i sam się wycofuje z życia. Duży wpływ ma na to promowanie w mediach i w ogóle w kulturze niemal wyłącznie młodości.

Dodatkowo szybkie przemiany cywilizacyjne i technologicznie powodują, że starszy człowiek nie tylko za nimi nie nadąża, ale między nim a młodymi tworzy się w tym wymiarze przepaść komunikacyjna.

– A senior, jak każdy z nas, potrzebuje relacji z drugim człowiekiem. To, co sami możemy zrobić dla swoich bliskich, to przede wszystkim jak najwięcej być razem – rozmawiać, aktywizować do różnych działań i po prostu wspólnie spędzać czas. Stały kontakt pozwoli nam również wychwycić niepokojące zmiany w zachowaniu seniora i odpowiednio wcześnie zareagować. To bardzo ważne, bo te zmiany oznaczają zazwyczaj pogorszenie się funkcjonowania starszego człowieka.

Najgorsza rzecz, jaką możemy zrobić, to starszą osobę wyręczać w tym, co jeszcze sama jest w stanie robić

Bardzo często przyjeżdża do mnie ktoś z seniorem, który jest niedożywiony, niedomyty, ogólnie zaniedbany. Taki towarzysz starszej osoby mówi zazwyczaj, że był u mamy, ojca czy dziadka miesiąc wcześniej i wszystko było ok, a tu nagle coś takiego. Podobnie jest z pogorszeniem pamięci – syn tłumaczy, że mama dotąd ze wszystkim sobie radziła, a teraz źle przyjmuje leki, zapomina, jak się gotuje zupę. Pytam w takich sytuacjach: „A mają państwo bliższy kontakt, robią coś państwo wspólnie?”. Na co syn czy córka najczęściej odpowiadają: „Dzwonię do mamy kilka razy w tygodniu, raz na jakiś czas wpadam do niej. Częściej nie mogę, dużo pracuję, mam własną rodzinę i mnóstwo obowiązków”. Tego rodzaju kontakt zwykłam nazywać „przeglądem okulistycznym”, czyli na oko wydaje się, że jest dobrze. A w istocie nie wiemy, co się z naszym bliskim dzieje. Z seniorem trzeba rozmawiać, gdzieś z nim wyjść, żeby zobaczyć, jak się orientuje w terenie. Pójść wspólnie do kina albo przeczytać gazetę, żeby sprawdzić, czy rozumie, co czyta lub ogląda, czy dobrze widzi wydrukowany tekst. Kiedy jesteśmy ze sobą w życiu codziennym, mamy szansę zauważyć, że z większym trudem chodzi, częściej traci równowagę, mniej pije, że nie radzi sobie z wejściem do wanny, więc przestaje się myć. Kiedy te problemy zostaną odpowiednio wcześnie wychwycone, można seniora właściwie wesprzeć. A jeśli spotykamy się z naszym bliskim tylko raz na jakiś czas albo głównie rozmawiamy przez telefon, wówczas mnóstwo rzeczy przegapiamy. W rezultacie senior traci kolejne sprawności, które można by podtrzymać, gdybyśmy odpowiednio wcześnie zauważyli pojawiające się kłopoty.

Rzadziej niż kiedyś, ale nadal pewna część starszych osób na stałe lub czasowo mieszka z bliskimi – na przykład z którymś z dzieci czy wnuków. W takich sytuacjach zdarza się dość często, że bliscy starają się starszego człowieka niemal we wszystkim wyręczać. Wydaje się im, że to najlepszy sposób opieki. Argumentują: „On przecież tak szybko się męczy, tyle się już w życiu napracował, niech teraz odpoczywa”.

– Najgorsza rzecz, jaką możemy zrobić, to starszą osobę wyręczać w tym, co jeszcze sama jest w stanie robić. Stary człowiek jest mniej elastyczny, nowych rzeczy już się raczej nie nauczy, a jeżeli w tych, które umie robić, będzie wyręczany i nie będzie tych czynności powtarzał, one też mogą ulec zapomnieniu. Żeby utrzymać sprawność, cały czas trzeba ćwiczyć konkretne czynności. Dotyczy to również rzeczy tak prostych, jak choćby przygotowywanie posiłków czy mycie się.

W prowadzonym przeze mnie domu seniora zdarzają się czasem pensjonariusze, którzy mają problem z wykonywanie prostych czynności – np. z myciem zębów. Nie znaczy to, że wykonujemy tę czynność za nich. Staramy się taką osobę tak poprowadzić, żeby mogła to zrobić w miarę samodzielnie. To oczywiście wymaga cierpliwego towarzyszenia i pokierowania seniorem – należy poprosić go, żeby wziął szczoteczkę, nałożył pastę, wyszczotkował zęby, nalał wody do kubka, wypłukał buzię. Kiedy zaczniemy wszystko to robić za seniora, to nie dość, że go od siebie uzależnimy, ale pozbawimy go również poczucia sprawczości. Dotyczy to zarówno pacjentów z zaburzeniami pamięci, jak i tych sprawnych. Jeżeli sprawna osoba przestanie przygotowywać śniadania, ponieważ zrobienie tego za nią jest dla opiekuna wygodniejsze i szybsze, to za jakiś czas taki człowiek już sam sobie tego śniadania nie przygotuje, więc przestanie jeść. To bardzo ważne, aby stale utrzymywać te sprawności starego człowieka, które jeszcze ma.

Niezwykle ważne jest również pozwolenie seniorowi robienia czegoś dla innych. Niech to będzie choćby zaparzenie i podanie nam herbaty lub kawy.

Ta herbata czy kawa są też często niewyrażoną werbalnie prośbą: Usiądź. Pobądź ze mną.

Wesprzyj Więź

– Chciałabym, żeby ta prośba była częściej słyszana i realizowana przez bliskich seniora. Chciałabym, żeby to mocno tu wybrzmiało: nic nie zastąpi wspólnego spędzania czasu. Przeświadczenie, że wyręczy nas w tym na przykład pracownik opieki społecznej albo zatrudniona na stałe pani z Ukrainy, jest złudzeniem. To myślenie życzeniowe, które może i poprawia nam samopoczucie, ale na pewno nie rozwiązuje problemu. Człowiek potrzebuje czuć się swoim bliskim potrzebny, być dla nich ważny.

Dorota Łukaszuk – lekarz rodzinny i geriatra, prowadzi prywatną praktykę geriatryczną, a także Dom Seniora „Sekwoja” w Woli Mrokowskiej pod Warszawą.

Rozmowa ukazała się w kwartalniku „Więź”, zima 2019

Podziel się

1
Wiadomość