Jak zohydzić Polakom 4 czerwca? Podać informację, która ma zniszczyć w naszych oczach kolejną piękną postać „Solidarności”.
Oto Polska. 3 czerwca, przeddzień 30. rocznicy pierwszych wolnych wyborów – wydarzenia, które dla wielu z nas pozostaje jednym z najwspanialszych w życiu. Jak obrzydzić ten dzień? Podać informację, która ma zniszczyć w naszych oczach kolejną piękną postać tej „Solidarności”, której już nie ma, ale która żyje w nas. Padło na nieżyjącego niemal od 20 lat księdza profesora Józefa Tischnera, twórcę „Etyki Solidarności”, zapewne jednego z najbardziej inwigilowanych duchownych w Polsce od wprowadzenia stanu wojennego. Tyle lat szukano czegoś na legendarnego duszpasterza i filozofa. I wreszcie…
Oto Sławomir Cenckiewicz, dyrektor Wojskowego Biura Historycznego, umieścił wczoraj na Twitterze zdjęcie ze środka książki „Kryptonim «Klan». Służba Bezpieczeństwa wobec NSZZ «Solidarność» w Gdańsku. Tom 2”. Jej autorzy twierdzą, że ks. Józef Tischner został zarejestrowany jako kontakt operacyjny SB w 1983 r., a w 1988 r. jako konsultant IV Departamentu MSW.
Tylko że to nic nowego. Tę historię już opisano. Ale jak się „wpuści szczura” po latach, to kto to wszystko dzisiaj zrozumie i właściwie oceni? Czytam materiały na niektórych portalach i ręce opadają. Ahistoryzm aż bije po oczach.
Na szczęście są ludzie, którzy znają sprawę, badali ją dogłębnie. Maciej Gawlikowski, działacz opozycyjny w PRL-u, reporter, autor filmów i książek, jest taką osobą. Napisał wczoraj na swoim facebookowym profilu:
„Dziś wielka sensacja – wielu pisze, że ks. Józef Tischner był donosicielem SB, że odkryto dokumenty…
Prawda jest taka, że SB po paru latach rozpracowywania ks. Tischnera, zarejestrowała go w roku 1983 jako kandydata na TW. Opracowanie w tym charakterze nie zakończyło się sukcesem, zapisano go jako Kontakt Operacyjny. Nic nie wiadomo o ewentualnej współpracy Tischnera z SB w tym charakterze, w październiku 1988 zarejestrowano go dla odmiany jako konsultanta. Zachowały się jedynie te zapisy ewidencyjne.
Jeśli ktoś chce na tej podstawie twierdzić, że ks. Tischner donosił, to bardzo proszę, żeby to samo napisał o śp. Marii Kaczyńskiej, również rejestrowanej jako Kontakt Operacyjny. Jej papiery również się nie zachowały. Dowody są równie mocne w obu przypadkach.
O sprawie rejestracji ks. Tischnera mówiło się już w 2007 roku. Słyszałem o tym od znanego badacza z krakowskiego IPN-u. Jak rozumiem, przez tuzin lat nie udało się znaleźć żadnego dowodu współpracy. Dla mnie to kończy ten temat.
Ks. prof. Tischner to prawdziwy prorok, mędrzec, pozostanie w historii Kościoła i Polski na zawsze, ale trzeba reagować na to, co się wczoraj stało
Zwłaszcza, że donoszenie przez ks. Tischnera w latach 80. jest zupełnie nieprawdopodobne. Każdy kto go znał, kto wie, jaką miał pozycję, jakim był człowiekiem, uzna to za ponury żart.
A swoją drogą, wiele słyszałem od byłych esbeków oraz od ludzi Kościoła o kontaktach Księdza z ubekami. Rozmowy z Tischnerem prowadził Józef Biel, barwna postać krakowskiej bezpieki. Mimo że w latach 80., po awansie, już nie był w IV Wydziale, to wciąż spotykał się z ważnymi duchownymi, prowadził też niekiedy swoją starą agenturę.
Piękne były anegdoty o ich spotkaniach w Urzędzie ds. Wyznań, dokąd wzywano Tischnera. Biel udawał urzędnika UdsW, Tischner długo udawał, że nie wie, że to ubek. Toczyli ze sobą spory na tematy religii, wiary, doktryny Kościoła. Podczas jednej z takich rozmów, Ksiądz miał się zwrócić do płk. Biela per «wy». stawiając mu jakiś zarzut. Biel zareagował gwałtownym oburzeniem i purpurowy krzyknął: «Tak, wy na Podhalu to jesteście wszyscy antysemici!». Zdziwiony ks. Tischner odparł: «Jacy antysemici? O co panu chodzi?!». Dopiero po chwili, kiedy popatrzył na wybitnie semickie rysy Biela, doszło do niego skąd nieporozumienie. «Ależ nie, chodziło mi o was – funkcjonariuszy!».
Po co te gry, po co rozmowy, spotkania? Podejrzewam, że trochę z ciekawości, trochę dla nawracania, ale przede wszystkim chodziło o to, żeby dostać paszport. Nie wierzę jednak, że te kontakty przekroczyły granice przyzwoitości.
Założę się, że właśnie Biel jest zapisany jako prowadzący ks. Tischnera. Kiedy pomyślę, że starcie tych dwóch niezwykle inteligentnych przeciwników wygrywa jednak po latach płk Biel, to nie wiem czy śmiać się czy płakać…”.
Ks. prof. Tischner to prawdziwy prorok, mędrzec, pozostanie w historii Kościoła i Polski na zawsze, ale trzeba reagować na to, co się wczoraj stało. Niektórzy najlepiej czują się wtedy, gdy wszystkich się utytła, w takiej brudnej mazi lepiej im się żyje, czują się „lepsi”.
Dość cienkie te „rewelacje”. W Lublinie też było źródło „Konsultant”, a wcześniej „Kameleon”. Obydwa dotyczyły prof. Strzeszewskiego i z zachowanych materiałów dla niezorientowanego czytelnika wniosek byłby prosty – prof. Strzeszewski był „źródłem” informacyjnym dla SB, ale całkowicie nieświadomym, ponieważ takim kryptonimem określano w nomenklaturze lubelskiej SB podsłuch zainstalowano w mieszkaniu profesora przy ul. Chopina.
Podobne „rewelacje” głoszono także w odniesieniu do O.Alberta Krąpca, wieloletniego rektora KUL, który wtedy był uczelnią prawdziwą.
Rzucę najcięższą obelgę na Cenckiewicza. Jest jak Gazeta Wyborcza – przed Wielkanocą zdarzyło jej się puszczać szczura, że z tym Zmartwychwstaniem to nie wiadomo czy prawda, bo jakiś badacz tak zinterpretował jakieś znalezisko z epoki albo coś podobnego. Taka pokusa by komuś zatruć święto dopada nawet takie środowiska, jak miesięcznik dominikanów „W drodze”. Kilka lat temu, gdy Taize miało swoje noworoczne spotkanie w Poznaniu wypuścili numer właśnie akurat grudniowy, w którym zastanawiano się nad katolickością tego ruchu. Tak mają ludzie zazdrośni o prawdę, czy to z prawa, czy z lewa czy z liberalnego centrum, ludzie Kościoła zamkniętego i otwartego. Mi też się to za często zdarza.
W przypadku o. Krąpca są twarde dowody w postaci donosów i fakt jego przyznania się wobec prowincjała dominikanów.