Stwierdzam z wielkim bólem, że Kościół od wielu lat działa wbrew swojej misji.
Podzielam zasadniczo krytyczną opinię Jerzego Sosnowskiego (wideo poniżej) o niekorzystnej zmianie klimatu panującego w Kościele rzymskokatolickim w Polsce w ostatnich trzech dziesięcioleciach – w porównaniu z okresem późnego PRL-u. Wtedy Kościół, którego powszechnie szanowaną głową i twarzą był Prymas Stefan Wyszyński, był przede wszystkim, przez samą swoją sakramentalną posługę, znakiem transcendencji, a ponadto – znakiem „jedności rodzaju ludzkiego” przez to, że występował w obronie praw człowieka i narodu przeciw uzurpacjom i nadużyciom totalitarnej władzy. W imię obrony wolności i godności człowieka był sojusznikiem opozycji demokratycznej, choć przecież hierarchowie zdawali sobie sprawę z ideowego, lewicowego rodowodu wielu jej aktywistów i przywódców.
Dzisiaj Kościół hierarchiczny jawnie stoi po stronie rządzącej partii. Nieważne przy tym, że jest ona prawicowa. Jest to partia, a więc z definicji ugrupowanie reprezentujące co najwyżej część społeczeństwa. A Kościół ma być przecież dla wszystkich. Poza tym to „przyklejenie się” Kościoła do władzy jest dla niego zwyczajnie niebezpieczne. Rządzący bowiem popełniają błędy, inaczej być nie może, z natury rzeczy podlegają krytyce i kiedyś władzę oddadzą, bo takie jest prawo demokracji. Co najważniejsze jednak, w naszym – w ogromnej większości wciąż katolickim – społeczeństwie duża jego część, może nawet połowa, z aktualną władzą się bynajmniej nie utożsamia. Wśród tych przeciwników obecnej władzy muszą więc znajdować się liczni katolicy, którzy chodzą do kościoła – i jeśli słyszą z kazalnicy czy oświadczeń hierarchów poparcie dla władzy, to czują się obco, czują się wypychani. Ja ująłbym to jeszcze inaczej: ci wierni, a do nich się zaliczam, czują, że Kościół zawłaszczyli ludzie z klapkami na oczach, krótkowzroczni, ludzie małego serca i płytkiej wiary. To budzi żal i sprzeciw.
W mojej parafii kazania są od pewnego czasu zasadniczo apolityczne (może do proboszcza dotarły głosy sprzeciwu?), ale na przykład w kruchcie co niedziela wyłożona jest prasa… z „Naszym Dziennikiem” i „Gościem Niedzielnym” na czele. Ja nie jestem ani prawicowy, ani lewicowy, ale z powodów państwowych i moralnych popieram opozycję i dlatego dzisiaj – podobnie jak Jerzy Sosnowski – w Kościele w Polsce po prostu źle się czuję. Stwierdzam z wielkim bólem, że Kościół od wielu lat działa wbrew swojej misji: zamiast łączyć, dzieli Polaków.
Szanowny Panie!
To cecha starych dziadków wspominać, jak to drzewiej dobrze bywało, ale trudno mi się powstrzymać, żeby jeszcze czegoś nie dodać. Otóż, w schyłkowym PRLu Kosciół miał jeszcze (przynajmniej w Krakowie) poważny autorytet intelektualny. Na prowadzone przez ks. Hellera i Życińskiego seminaria interdyscyplinarne przychodziło wielu ludzi nauki, wykłady ks. Tischnera na UJ ściągały tłumy. Zajęcia te odbywały się ” bez dogmatu”, a raczej jedynie z dogmatem logiki i kultury dyskusji. A dzisiaj?
Owszem, są duchowni-intelektualiści, ale nie oni nadają ton, przeciwnie, można odnieść wrażenie, że są gdzieś na marginesie Kościoła.
A w mojej parafii tydzień temu w trakcie ogłoszeń zostaliśmy zaproszeni do domu parafialnego na spotkanie z kandydatami do parlamentu europejskiego (nie muszę chyba wymieniać z jakiej partii,..). I tak to wygląda
Ale to już jednak przesada. W czym przeszkadza panu Cezaremu “Gość Niedzielny” – ?!
W tym przeszkadza GN, że jest katolicki.
Na pewno jest niezgodny z ‘otwartą ortodoksją’ 🙂