Dostałem SMS: „Chciałem się z Tobą podzielić moim bólem, bo wiem, że zrozumiesz i może mi wytłumaczysz. Jak to jest, że biskupi jak jeden mąż pod czymś takim się podpisują?”.
Tego się obawiałem. Że biskupi dołączą gremialnie do Prawa i Sprawiedliwości w krytyce deklaracji antydyskryminacyjnej prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego dotyczącej osób LGBT. Ubolewam, że po raz kolejny mój Kościół, chcąc nie chcąc, staje ramię w ramię z partią rządzącą, poniekąd legitymizując wszystkie jej grzechy, z tym największym na czele: dzieleniem społeczeństwa, wzbudzaniem i podsycaniem wojny ideologicznej z wykreowanym wrogiem.
Problem, którego dotyczy deklaracja Trzaskowskiego, jest jak najbardziej realny, a jednocześnie delikatny i drażliwy, o czym świadczą reakcje z różnych stron. Chodzi bowiem o kształtowanie w naszym społeczeństwie wciąż mało obecnych postaw „szacunku i delikatności” – mówiąc językiem Katechizmu Kościoła Katolickiego – wobec osób homoseksualnych, szerzej i precyzyjniej określanych w całym świecie jako osoby LGBT. Chodzi jednocześnie o prowadzenie w szkołach – przez osoby kompetentne i do tego upoważnione – edukacji seksualnej dzieci i młodzieży, która będzie dostosowana do wieku i będzie liczyła się z wolą rodziców. Obecny stan rzeczy w obu dziedzinach pozostawia, jak wiadomo, wiele do życzenia. Mamy do czynienia i z homofobią, i z ignorancją. Jest więc o czym dyskutować. Jako społeczeństwo pilnie potrzebujemy takiej dyskusji. Niestety, Kościół dyskusji z innymi poglądami niż swój własny boi się jak diabeł święconej wody. Także tym razem zamiast wejść w merytoryczną dyskusję, biskupi zdecydowali się na uderzenie z grubej rury w kryjącą się ich zdaniem w Karcie LGBT niechrześcijańską antropologię, nie bacząc na to, że ich głos zostanie odebrany przez wiele osób jako bolesny policzek.
Inicjatywa prezydenta Trzaskowskiego została wykorzystana przez rządzącą koalicję do tego, by w roku wyborczym wzbudzić w części społeczeństwa strach przed „seksualizacją dzieci”. Posłużono się przy tym manipulacją. Powołano się na budzący grozę, rzekomo zawarty w karcie LGBT postulat… uczenia masturbacji dzieci w wieku 0-4. To prawda, dokument warszawski, zapowiadając wprowadzenie za zgodą rodziców edukacji seksualnej począwszy od szkoły podstawowej (nie ma mowy o dzieciach przedszkolnych), odwołuje się do programu opracowanego przez Światową Organizację Zdrowia. A tam jest mowa o przekazywaniu dzieciom stosownie do ich wieku wiedzy o cielesności, m.in. o naturalnym zaciekawieniu własnymi narządami płciowymi u dzieci w wieku 0-4, co jest u nich zachowaniem niewinnym. Na pewno wiedzę taką powinni mieć rodzice, by nie reagować ewentualnie na masturbację swego dziecka jak na patologię czy grzech. Czy dokument Trzaskowskiego namawia tym samym do „seksualizacji dzieci”? Powtarzanie tego zarzutu przez PiS przypomina niestety, jak w ramach kampanii wyborczej w roku 2015 straszono nas pasożytami, które mieliby do Polski przywlec uchodźcy…
Akurat tak się złożyło, że w ostatnich dniach w Warszawie zebrali się biskupi na jubileuszowym zebraniu plenarnym Konferencji Episkopatu Polski. Na jaki temat natychmiast się wypowiedzieli, zaraz drugiego dnia obrad? Na temat „tak zwanej deklaracji LGBT”.
Hierarchowie zastrzegają na wstępie swojego oświadczenia, że choć wyrażają sprzeciw wobec tego projektu, to u podstawy ich stanowiska „nie stoi brak szacunku dla godności wyżej wymienionych osób, ale troska o dobro wspólne całego społeczeństwa, a zwłaszcza poszanowanie praw rodziców i dzieci”.
„Kościół nie używa nazwy LGBT – czytamy dalej – ponieważ w niej samej zawarte jest zakwestionowanie chrześcijańskiej wizji człowieka. Zgodnie z obrazem biblijnym Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, jako mężczyznę i kobietę, różnych w swoim powołaniu, ale równych w swej godności. Różnica płci, chciana przez Boga, stanowi podstawę małżeństwa i zbudowanej na nim rodziny będącej podstawową komórką społeczeństwa”. Tymczasem, proponowane alternatywne wizje człowieka „nie liczą się z prawdą o ludzkiej naturze, a odwołują się jedynie do wymyślonych ideologicznych wyobrażeń”. Zadaję sobie pytanie, czy to sformułowanie o „wymyślonych ideologicznych wyobrażeniach”, w intencji autorów cytowanego tekstu mające się odnosić do pewnej wizji antropologicznej, nie zostanie jednak odczytane przez wielu jako odnoszące się do żywych ludzi? A czy można powiedzieć, że homoseksualna orientacja tak znacznej liczby osób w każdym społeczeństwie to „wymysł ideologiczny”? Czy to nie narusza godności tych osób?
Biskupi piszą, że karta LGBT „wspiera szereg działań promujących środowiska homoseksualne”. Mnie się wydawało, że warszawska karta LGBT ma wspierać młode osoby narażone na dyskryminację w swoim środowisku rówieśniczym, często także na odrzucenie przez rodziców i bliskich.
Z racji moich publicystycznych wypowiedzi i zaangażowań, których wyrazem jest między innymi książka „Wyzywająca miłość”, pod wspólną redakcją moją i Katarzyny Jabłońskiej, dane mi było poznać kilkadziesiąt osób LGBT, z których wiele uważam za swoich przyjaciół. Niektóre z tych osób heroicznie trwają w wierze i w Kościele, w czym staram się je podtrzymywać, jak tylko potrafię. Wszystkich zaś, także tych, którzy od religijnych praktyk i od Kościoła oddalili się, wspieram w ich wysiłkach godnego życia, w ich codziennym zmaganiu się z przeciwnościami losu, z wrogością i pogardą obcych i bliskich, często z samotnością, zwątpieniem i rozpaczą. Przekonuję ich, że właśnie w tej codziennej walce, w czynieniu dobra, w okazywanej innym miłości – są blisko Boga, nawet gdy czują się odepchnięci i niechciani przez Jego wyznawców bądź urzędowych przedstawicieli Kościoła.
Dostałem SMS od Piotra. „Chciałem się z Tobą podzielić moim bólem, bo wiem, że zrozumiesz i może mi wytłumaczysz. Otóż ręce mi wczoraj opadły po przeczytaniu komunikatu KEP… Strasznie przykre to, co piszą. Jak to jest, że biskupi jak jeden mąż pod czymś takim się podpisują? Nie wierzę, że wszyscy bez wyjątku tak myślą… A jednak nie zaprotestowali, nie wyrazili odrębnego zdania. Kolejny raz czuję, że nie chcę być częścią tego Kościoła” – napisał.
Czy księża biskupi, którzy w pośpiechu pisali oświadczenie KEP, a potem głosowali za jego przyjęciem, brali pod uwagę, jakie będzie ono miało skutki?
Dziękuję Panu Gawrysiowi za ten głos.
Jesteśmy rówieśnikami, ja straciłam już wszelką nadzieję, że chrześcijaństwo, którego jestem czlonkiem, ma cokolwiek wspölnego z KK w Polsce.
I nie jest ważne, że nie wszyscy duchowni są tacy sami. Milczą – z nielicznymi wyjątkami – a więc są tak samo odpowiedzialni i winni.
Odpowiedź na kluczowe pytanie postawione przez Pana brzmi:” Biskupi od dawna i nie tylko w tej sprawie nie biorą pod uwagę jakie skutki będą miały ich wypowiedzi i postępowania. Powiem więcej, oni nie muszą brać pod uwagę, bo oni to są ważni, wielcy, oni są ekscelencje i najdostojniejsi arcypasterze. Aż głupio dodawać, że są najmądrzejsi i na wszystkim się znają. Taki arcybiskup M. Jędraszewski zna się na ten przykład na katastrofach lotniczych i co najważniejsze nie chowa tej wiedzy tylko dla siebie. Znają się także na: wychowaniu dzieci, na odpowiedzialnym rodzicielstwie, na pedagogice i psychologii rozwojowej dzieci i młodzieży. Wiedzą co małżonkowie powinni robić w sypialni małżeńskiej, a czego nie robić.Biskup Hoser wie też, że Unii płacimy kontrybucję i na czym polega patriotyzm. Wiedzieli też, że wraz z nastaniem teraźniejszej władzy nastąpi „dobra zmiana”, także dla nich. Znaczy się prorocy i ludzie Renesansu. Pytanie jest jedno i brzmi:”Czy my zasługujemy na nich i czy :”ciemny lud” zrozumie jak wielki spotkał go zaszczyt?
W cytowanym dokumencie KEP, czytamy „różnica płci, chciana przez Boga”. W świecie organizmów żywych występują różne sposoby rozmnażania. To, że ssaki rozmnażają się płciowo jest efektem ewolucji. Trzeba być dość ostrożnym, w takich stwierdzeniach, że jakiś fenomen biologiczny był „chciany przez Boga” bo co wtedy zrobić np. z bakterią gruźlicy?
Co najwyżej, życie – w całym swym zróżnicowaniu – było „chciane przez Boga”, ale jeśli tak, to osoby homoseksualne też są efektem tego zróżnicowania życia. Czy są „chciane’?
Panie Redaktorze, po przeczytaniu Pana artykułu przeczytałem stanowisko biskupów ws. karty LGBT+ i uważam, że zabrakło Panu cierpliwości i chyba jednak dobrej woli w próbie zrozumienia niektórych intencji biskupów, którą okazuje Pan swoim przyjaciołom LGBT+.
Sam zarzucam oświadczeniu biskupów brak zadeklarowania otwartości na dialog w sprawie konkretnych ustępstw/zmiany obecnej sytuacji osób LGBT+, bo status quo jest krzywdzące (kwestię wiarygodności takiego oświadczenia wobec porażki biskupów ws. nadużyć seksualnych w Kościele w tym miejscu pomijam), ale główny dla mnie argument biskupów jest uprawniony, a Panu brakuje bezstronności, by poważnie się do niego odnieść.
Otóż LGBT+ walcząc o szczęście dla siebie chce usunąć z polskiego prawa/kultury/obyczaju tradycyjne normy, które wielu osobom ułatwiają podejmowanie życiowych decyzji, do których osoby te jeszcze mogą być niedojrzałe. Właściwie każdy chyba człowiek znalazł się w takiej sytuacji w swoim życiu. Dotyczy to małżeństwa, wychowania dzieci, pracy zawodowej, śmierci bliskich i wielu innych wyzwań. Owszem, te normy służąc większości utrudniają szczęście mniejszości i z tym coś trzeba zrobić. Kościół nie widzi tu możliwości dyskusji, i w tym punkcie dołączam się do Pana krytyki (tak samo jak ws. wypaczania większości zaleceń WHO, ale co by z nimi zrobili sex-edukatorzy to ja zaufania do liberałów nie mam), ale LGBT+ egoistycznie nie ma żadnej refleksji nad dewastującymi dla większości konsekwencjami pełnego wdrożenia swoich pomysłów. Oba stanowiska są błędne, a Pan nie wyważa racji chociaż przyznaję, większa wina jest po stronie silniejszego, czyli Kościoła. Ale z tego powodu nie będę kadził LGBT+.
Owszem, słowa o „wymyślonych ideologicznych wyobrażeniach” bez obudowania ich precyzyjnym wyjaśnieniem intencji są same w sobie niefortunne. Ja domyślam się, co ich autor miał na myśli, ale rzeczywiście nie jestem pewien, czy niektórzy biskupi nie rozumieją ich tak, jak Pan się obawia, więc Pana przyjaciele mają prawo czuć się zranieni. Mi przychodzi na myśl wielodzietna, wzorcowa rodzina, w której jeden z chłopców w wieku dojrzewania zaczął zachowywać się jak dziewczynka. Nie wierzę, że Bóg nie pomyślał tej osoby takiej, jaką jest jeszcze przed stworzeniem świata i nie kochał jej od początku. W jej obronie dołączam się do Pana oceny, ale nie przyłączę się do dekonstrukcji może jeszcze długo niepełnej, ale najbardziej „zaawansowanej” antropologii przez instrumentalne używanie takich przypadków, w tym przez LGBT+.
Na koniec szczerze muszę napisać, że w mojej ocenie sądząc na podstawie Pana publikacji w Laboratorium, wobec konserwatywnej większości nie jest Pan dobrym ambasadorem sprawy LGBT+. Wiele zarzutów trudno ocenić inaczej, niż w mikroskali jako próbę uprawiania polityki wobec tej większości, a nie szukania prawdy. Zarzut, że biskupi dołączyli do PiSu jest nadużyciem. To raczej PiS przyłącza się i wyrywa sztandar oporu przeciw zmianom w tym obszarze z rąk konserwatywnej części społeczeństwa by instrumentalnie go wykorzystać w swoich bitwach. Kościół nie jest temu winien i oskarżanie go o popieranie partii rządzącej w tej sprawie nie trzyma się faktów. Dezawuuje Pan opinie biskupów, że „karta LGBT wspiera szereg działań promujących środowiska homoseksualne”. Ale środowisko LGBT+ jest szczęśliwe właśnie dlatego, że promują przez kartę swoje racje (patrz https://krytykapolityczna.pl/kraj/deklaracja-lgbt-to-gwarant-bezpieczenstwa/). Taki rozjazd opinii obniża skuteczność Pana rzecznictwa tych środowisk.
A przy okazji, czy jest Pan zwolennikiem równości małżeńskiej i adopcji dzieci przez pary homoseksualne?
Dziękuję Panu Piotrowi za jego wnikliwy krytyczny komentarz, z którym właściwie w pełni się zgadzam. Jeśli mogę coś powiedzieć na swoją obronę, to to, że moją wypowiedź trzeba widzieć jednak w aktualnym kontekście. To nie była spokojna analiza merytoryczna problemu (w jednym ze zdań zaznaczam szczerze, że problem poruszony w Karcie LGBT prezydenta Trzaskowskiego jest „delikatny i drażliwy”), lecz – w mojej intencji – spontaniczny głos solidarności z osobami LGBT, które znam. To było nie chłodne podejście do problemu, lecz personalistyczne zaangażowanie. Zgadzam się, że są „środowiska LGBT”, w świecie i w Polsce, które wysuwają postulaty kontrowersyjne z punktu widzenia chrześcijańskiej antropologii, a także „dobra wspólnego”. Dlatego o pojmowaniu „dobra wspólnego” warto spokojnie podyskutować. Znam pogląd (wypowiadany po cichu przez niektórych mądrych księży), że Kościół w swoim podejściu negującym prawo osób homoseksualnych do realizowania się w związkach kieruje się własnie „dobrem wspólnym”: dla tego dobra wspólnego „poświęca” dobro mniejszości. Jest o czym myśleć. Nie da się tych trudnych problemów rozwiązać prostymi hasłami. Cieszę się i dziękuję Panu za mądre zabranie głosu i liczę na to, że moja „Więź” podejmie ten temat. A odpowiadając na Pana pytania do mnie: jestem za prawnym uznaniem związków partnerskich jednopłciowych; jestem za dopuszczeniem prawa do sprawowania realnej opieki nad naturalnym dzieckiem partnera czy partnerki, jeśli istnieje wspólne życie w jednym domu i więź uczuciowa (jak w dobrej rodzinie). Jestem przeciwny nazywaniu związków jednopłciowych „małżeństwem”.
Dziękuję za nie „toksyczną” odpowiedź, a do takiej byłby Pan uprawniony. Buduje to kapitał zaufania – te różnice, które są między nami jakby mniej mi przeszkadzały by poczuć się razem. I każą mi zastanowić się nad swoimi poglądami, bo skoro osoba, którą szanuję widzi te sprawy inaczej, to trzeba się zastanowić, co w tym jest. Pozdrawiam,
Dziękuję za głos Pana Redaktora Cezarego.
Tak łatwo wpaść w moralizowanie innych. A nie zawsze WSZYSTKO trzeba niszczyć ogniem i mieczem…
Jakub Lubelski pisał „Gombrowicz nie tylko troszczył się o intelektualną kondycję polskiego katolicyzmu, ale też krytykował sprowadzenie religii do celów ideologicznych: „więc o katolicyzmie wolno dziś myśleć jedynie jako o sile zdolnej do oporu, a Bóg stał się pistoletem, z którego pragniemy zastrzelić Marksa”[13].”
Zastanawiałam się, czy dziś nie robi się z Boga pistoletu m.in. na środowisko LGBT.
Rozumiem nieco zagadnienie: „bronić wartości”…ale trzeba je bronić na poziomie.