Piłsudski był przyszłościowy. Może zaskakiwać, jak bardzo człowiek, który stał się jednym z symboli odrodzenia narodowego, posługiwał się koncepcją obywatelstwa.
Nigdy nie napiszę biografii Marszałka – z braku kompetencji. Pozwolę sobie jednak zasugerować Kolegom kilka spraw, które mogliby poruszyć w książce, jaką chciałbym przeczytać. Czasem takie podejście do tematu z zewnątrz pozwala coś dostrzec. Prawda, że czasem pozwala dostrzec mądrze, a czasem głupio. Czasem może to być też powtórne „odkrywanie Ameryki”.
Produkt epoki?
Widzę potrzebę zarysowania portretu Piłsudskiego z punktu widzenia społecznej genezy jego samego oraz jego środowiska.
W krajach mało zmodernizowanych, a taka była znaczna część ziem polskich, pojawiła się pewna liczba wykształconych młodych ludzi bez przydziału, ale aspirujących wysoko, w konsekwencji swego pochodzenia z „lepszych grup” i wykształcenia. We wszystkich owych krajach wystąpił przerost inteligencji, która nie miała co robić. W Polsce zbiegło się to z wybiciem drobnej szlachty z utartych kolein. Jako grupa szlachta padała, a szlacheckie dzieci pozostawały bez przydziału. No i potem niektórzy z nich zakwestionowali istniejący system – w ten, albo inny sposób.
Kultowi Piłsudskiego sprzyja szeroko obecnie rozprzestrzenione bankructwo innych idei
Zupełnie konkretnie – jedna z takich osób nazywała się Józef Piłsudski, a druga Feliks Dzierżyński. Wbrew pozorom nie byli oni dalecy od siebie w punkcie wyjściowym. Z tego punktu widzenia bardzo ciekawy był skład społeczny i zawodowy Pierwszej Brygady.
Daleko od Polski, w Brazylii, którą akurat trochę się zajmowałem, mniej więcej w tym samym okresie – na mocy podobnego mechanizmu – pojawił się ruch młodych inteligentów i oficerów, który wyniósł do władzy prezydenta Getúlio Vargasa (sprawował ten urząd dwukrotnie: 1930-1945, 1951-1954). Najbardziej z czasem znany komunista brazylijski, Luis Carlos Prestes (1898-1990), też był socjologicznie podobny do oficerów, którzy poszli za Vargasem i którzy potem, jako generałowie, stali się elitą państwa i armii. W młodości Prestes był nawet kolegą niektórych z nich w szkole oficerskiej w Rio de Janeiro.
Przy oczywistej indywidualności każdego człowieka, spojrzałbym jednak na Piłsudskiego jako na produkt czasów, w których przyszło mu żyć. Nawet najwybitniejsi ludzie są zawsze produktem epoki. Nie ma ludzi wyrastających całkowicie ponad swoje czasy. Nawet motywy i formy odchodzenia od zdrowych zmysłów (krańcowy przykład indywidualności!) ewoluują. Epoka, o której mówimy, była zaś naznaczona ideą narodową. Nie po raz pierwszy zaistniał pewien historyczny paradoks: ludzie, którzy głosili pewne idee, zwyciężyli zza grobu. Powstania narodowe nie tylko w Polsce przegrały, ale idee narodowe zwyciężyły w następnym (z grubsza) pokoleniu na dużym terenie. W końcu liczne kraje, w których nie było powstań narodowych, też uzyskały wówczas niepodległość. Piłsudski stał się jednym z realizatorów idei „wiszących w powietrzu”.
Upragniony wybawiciel
Przyjrzałbym się postaci Marszałka jako spadkobiercy pewnych polskich tradycji – zwłaszcza tradycji szlachty-rycerzy, hetmanów, wodzów, naczelników. Odnoszę wrażenie, że w Piłsudskim dostrzeżono ich kontynuatora. Stał się także spadkobiercą tradycji oczekiwania na zbawiciela, wielkiego człowieka, który odmieni sytuację. Wyrastała ona z wizji religijnej, a została wzmocniona przez romantyzm. Sprzyjała jej idea Polski jako Chrystusa narodów, która, prawdę mówiąc, nie wiem kiedy się narodziła, ale przetrwała do lat osiemdziesiątych. Pamiętam, jak na Wielkanoc 1986 r. przy grobie ks. Jerzego Popiełuszki został ustawiony rząd brzozowych krzyży. Jakaś kobieta, stojąca przy mnie, powiedziała jakby do siebie: „Droga krzyżowa Ojczyzny”. Na każdym z krzyży umieszczono jakiś tekst pod kolejnymi datami, takimi jak: 1830, 1863, 1918, 1920, 1980. Zapamiętałem koniec tekstu pod ostatnią datą: „…cokolwiek się stanie, Polska zmartwychwstanie”. A potem jeszcze jeden krzyż i tekst kończący się słowami: „Jezus zmartwychwstał – i my zmartwychwstaniemy”.
Obrazowi Piłsudskiego jako zbawiciela sprzyjało oczywiście zwycięstwo z 1920 r. Trudno powiedzieć, czy sam Marszałek uwierzył w swoją prawie nadnaturalną rolę. W okresie międzywojennym opowiadano w Warszawie dykteryjkę, jak to pewnego razu wracał samochodem z manewrów do Belwederu. Drzemał. Nagle zapytał adiutanta: „Gdzie jesteśmy?”. Ten odpowiedział: „Plac Piłsudskiego, Panie Marszałku”. Po chwili Piłsudski znów: „Gdzie jesteśmy?”. Adiutant: „Ulica Marszałkowska, Panie Marszałku”. Po chwilki jeszcze raz: „Gdzie jesteśmy?”. Adiutant: „Plac Zbawiciela, Panie Marszałku”. Piłsudski do siebie: „Przesadzili!”. Zbyteczne dodawać, że owa dykteryjka mogła zostać całkowicie wymyślona.
Z wymiarem Piłsudskiego jako bojownika oraz z nikłym stopniem modernizacji społeczeństwa, w którym działał, wiązała się duża rola wojska, którą on zresztą intensywnie promował. Oczywiście przywiązaniu Polaków do tej instytucji sprzyjał brak niepodległości. Wytworzyła się w tym zakresie pewna tradycja, która funkcjonowała jeszcze w PRL. Nawet w przeddzień stanu wojennego wojsko było wciąż notowane najlepiej wśród organów państwa. Autorzy stanu wojennego wykorzystali ten fakt (obok, rzecz jasna, innych przesłanek, dyktujących użycie armii). Potem zaś rządzący bardzo dbali, by zjawiska źle oceniane przez ludzi obciążały ZOMO i MO, podczas gdy wojsko miało odegrać rolę ponadpolitycznego zbawcy Ojczyzny. Gen. Jaruzelski nieprzypadkowo pokazywał się w mundurze, nawet ku niezadowoleniu towarzyszy radzieckich – pierwszy sekretarz partii w mundurze nie pasował do głoszonej ideologii oraz do praktykowanych zasad.
Wytłumaczenie roli wojska w Polsce sytuacją kraju i tradycją ukształtowaną na tym tle nie jest jednak pełne. Bardzo często znaczenie wojska było duże właśnie w krajach słabo zmodernizowanych. W takich krajach nie ma wielu ukształtowanych sił społecznych, które gdzie indziej wysuwają się naprzód. Niektóre siły, ustabilizowane w państwach rozwiniętych, w krajach mało zmodernizowanych zabierają głos raczej w formie buntów i ruchów bardziej lub mniej spontanicznych. Naprawdę liczy się zaś w takich krajach wojsko, inteligencja – w tym często studenci jako ludzie z natury zorganizowani – i Kościół katolicki, jeśli jest znacząco obecny w danym kraju.
Wojsko miało wyjątkową pozycję w II Rzeczypospolitej nie tylko z powodu osoby samego Piłsudskiego oraz na skutek biegu historii. Było silne tak, jak bywało ono silne w krajach mało zmodernizowanych.
Państwo obywatelskie
Ciekawa wydaje się rola, jaką Piłsudski odegrał – lub nie odegrał! – w dziele modernizacji Polski. Porównywalni z nim przywódcy, tacy jak Kemal Atatürk w Turcji (1923-1938) lub wyżej wspomniany Getúlio Vargas w Brazylii, dostrzegali zacofanie swoich krajów i chcieli je pokonać. Piłsudski chyba nie. Kemal Atatürk zmienił ustrój państwa, wprowadził europejskie kodeksy prawne, kazał Turkom zmienić stroje, działał w kierunku rozwoju gospodarczego. Symbolem szerokiego programu modernizacyjnego Vargasa stała się z kolei budowa własnej metalurgii, co było typowe dla owych czasów. W Polsce dopiero gdy Marszałek zmarł, a jego następcy dokonali bilansu sytuacji, okazało się, jak wiele trzeba zrobić. Z punktu widzenia dalszego biegu historii okazało się to za późno. Dlaczego Piłsudski nie zaangażował się w dzieło modernizacji? Czy był na to zbyt prowincjonalny i za mało znał świat? Czy po zwycięstwie 1920 r. przesadnie uwierzył w siłę Polski? Trudno powiedzieć.
Był natomiast Piłsudski chyba bardziej nowoczesny w swoim rozumieniu państwa obywatelskiego. Może nawet zaskakiwać, jak bardzo człowiek, który stał się jednym z symboli odrodzenia narodowego, w swoich działaniach faktycznie posługiwał się koncepcją obywatelstwa. Dla niego ważne było państwo. Chociaż owo państwo odrodziło się jako państwo narodu polskiego, Piłsudski uważał, że jest ono organizacją wszystkich ludzi uczestniczących we wspólnocie państwowej. Od tej strony ciekawe jest porównanie go z Dmowskim. Dmowski był bliższy narastającej wówczas w Europie triadzie: państwo-populizm-nacjonalizm. Piłsudski był jednak bardziej przyszłościowy. Miał wizję państwa narodu, ale zarazem państwa obywateli.
Ciekawe, że na przykład społeczność żydowska zachowała dobrą pamięć o Marszałku. To dopiero w drugiej połowie lat trzydziestych nasiliły się zjawiska, które bardzo spaskudziły opinię Polski. Prawda, że wyniknęły one nie tylko z postaw inaczej myślących spadkobierców Piłsudskiego, ale „po prostu” z wielkiego kryzysu, który wszędzie pogorszył sytuację.
Społeczność ukraińska oczywiście zapamiętała Piłsudskiego znacznie gorzej. Jego działania przeciw Ukraińcom były wszakże też motywowane przekonaniem o konieczności lojalności państwowej ze strony wszystkich. Prawda, że to żądanie mogło wchodzić i wchodziło w konflikt z żądaniami Ukraińców, które w wielu wypadkach można zrozumieć. Była to epoka nacjonalizmów, a przecież także pod tym względem Piłsudski był dzieckiem swoich czasów. Warto tylko powtórzyć, że był w tej kwestii znacznie nowocześniejszy niż Roman Dmowski, pragnący państwa narodu rozumianego jako naród plemienny.
Pod rękę z duchem czasów
Piłsudski szedł pod rękę z duchem czasu – na dobre i na złe – w realizacji koncepcji władzy autorytarnej i populistyczno-ojcowskiej. On symbolizował Ojczyznę i gwarantował jej istnienie. Jak Kemal Atatürk, który pokonał inwazję grecką, Piłsudski był wręcz zbawcą Ojczyzny (1920!). Rządził, z nikim nie pospolitując się. Jednocześnie sytuował się jako ojciec obywateli. Jako ojciec surowy, ale zarazem bliski rodzinie i gwarantujący jej bezpieczeństwo. Ówczesny państwowy aparat propagandy pokazywał jednak Marszałka jako bliskiego przeciętnym ludziom. W przeddzień imienin żony on sam chodził po sklepach, by wybrać dla niej prezent – jak robili to zwykli ludzie[1].
Nie inaczej przewodzili swoim narodom Atatürk czy Vargas. Vargasa nazywano zresztą „ojcem ludu”, a wprowadzona przezeń konstytucja brazylijska była potocznie nazywana „polską” – z uwagi na zapożyczenia ustrojowe. Realizując władzę autorytarną, wszyscy ci przywódcy mieli jeszcze jedno podobieństwo: choć autorytaryzm nie był odległy od rosnących w ówczesnej Europie tendencji faszystowskich, oni powstrzymali miejscowych faszystów. Gdy Vargas dokonał swojego zamachu stanu, brazylijscy faszyści – „integraliści” – myśleli, że ich godzina wybiła. Przeliczyli się.
Piłsudski szedł pod rękę z duchem czasu – na dobre i na złe – w realizacji koncepcji władzy autorytarnej i populistyczno-ojcowskiej. On symbolizował Ojczyznę i gwarantował jej istnienie
Postawienie przez hitlerowców, po wrześniu 1939 r., warty honorowej przy trumnie Piłsudskiego było grubym nadużyciem – jeśli w ogóle było czymś więcej niż zabiegiem propagandowym z przesłaniem, powiedzmy, następującym: „Sam wasz Piłsudski prowadziłby inną politykę, a tak nie mieliśmy rady”.
Epoka, o której mowa, była okresem ścierania się tendencji demokratycznych i antydemokratycznych. Jak przedstawiał się Piłsudski w tym kontekście? Trudno o jednoznaczną odpowiedź. Był to człowiek o usposobieniu autorytarnym i tak też nieraz traktował podstawowe dla demokracji instytucje przedstawicielskie. Naznaczone przez jego osobowość państwo miało charakter silnie elitarny. Bliskość Marszałka wobec „przeciętnych ludzi” była bliskością króla. Elitaryzm zaznaczał się na każdym szczeblu. Jak przystało na Europę Wschodnią, już sama inteligencja sytuowała się bardzo wysoko ponad ludem, a urzędnicy państwowi jeszcze wyżej. Oficerowie wynosili się ponad lud oraz ponad inteligencję pozawojskową – a nad wszystkimi dominował Piłsudski ze swoim najbliższym otoczeniem. Wiele elementów tej sytuacji płynęło jednak nie z nastawienia Piłsudskiego i jego celowych działań, lecz z cech charakterystycznych społeczeństw Europy Wschodniej. Dla oceny Piłsudskiego jako demokraty/autorytarysty należałoby go porównać z innymi przywódcami regionu, co w ogóle byłoby zresztą wskazane przy studiowaniu jego sylwetki.
Jaruzelski na wzór Piłsudskiego?
Bardzo wart prześledzenia byłby stosunek PRL do postaci Piłsudskiego – podobnie jak stosunek komunistów do całego okresu międzywojennego[2]. Na pierwszy rzut oka sprawy wydają się proste. Komuniści dyskredytowali pamięć Marszałka, kryptę wawelską permanentnie remontowali, by utrudnić jego kult, obrazy Kossaka zesłali do magazynu, nie zbudowali żadnego pomnika, pole bitwy warszawskiej zagrodzili oraz jakoś tam zagospodarowali, ulicę ks. Skorupki przemianowali… Ale jednak ceremonia zaprzysiężenia Bieruta jako prezydenta była wzorowana nieprzypadkowo na ceremonii zaprzysiężenia prezydenta Mościckiego. Nieprzypadkowo też Bierut zasiadł akurat w Belwederze. Kult Świerczewskiego był organizowany z nadzieją na podstawienie go w miejsce kultu Piłsudskiego.
U schyłku PRL prasa, usiłująca uzasadnić wprowadzenie stanu wojennego, powołała się na zamach majowy i pisała, że w dramatycznych okolicznościach sam Piłsudski nie wahał się pójść drogą wyjątkową, a na dodatek zginęło wtedy więcej ludzi niż w 1981 roku! Nie mam na to żadnych dowodów, ale jestem przekonany, że gen. Jaruzelski myślał o Piłsudskim, gdy podejmował swoją najbardziej dramatyczną decyzję; wręcz chyba stylizował się na Piłsudskiego. Wtedy nagle dowiedzieliśmy się zresztą, że Jaruzelski też wywodzi się z drobnej szlachty (jak Marszałek!).
Dużo miejsca dla Marszałka
Ostatnim rozdziałem w książce, której nie napiszę, byłby rozdział o kulcie Piłsudskiego po upadku komunizmu. Po wprowadzeniu stanu wojennego Piłsudski rósł w oczach Polaków jako potrzebny symbol, jako swego rodzaju duchowy ojciec w obliczu klęski. Potem był potrzebny w ramach wyobrażanego sobie prostego powrotu do linii dziejów definiowanej jako zaburzona przez komunizm. Zawsze jest też Marszałek potrzebny w ramach wciąż żywej, bohatersko-martyrologicznej wizji Polski (wódz!).
Kultowi Marszałka sprzyja brak pamięci liczniejszych bohaterów i ludzi wybitnych w dziejach Polski. Można się zastanawiać nad przyczynami tego braku pamięci. Przecież tu, jak wszędzie, nie brakowało ludzi wybitnych – choć wielu z nich osiągnęło wielkość dopiero zagranicą.
Pozostaje jednak faktem, że ludzie na ogół wiedzą bardzo mało o historii (polityka historyczna ani trochę nie pomaga!). Z dawnych wybitnych postaci Polacy znają Kościuszkę i Piłsudskiego. Nawet król Jagiełło – podejrzewam – ustępuje miejsca Grunwaldowi jako takiemu. Ciekawy, ale zgodny z dominującą wizją historii, jest brak w narodowym panteonie wielkich postaci nie wojskowych. Wszystko to zostawia dużo miejsca dla Marszałka.
Kultowi Piłsudskiego sprzyja szeroko obecnie rozprzestrzenione bankructwo innych idei. Warto pamiętać, że antykomunizm, podnoszący hasło wolności, bazował też na komunizmie, a zatem jakby stracił punkt oparcia wraz z jego upadkiem. Liberalizm nie jest ideą znaczącą z punktu widzenia potencjału mobilizacyjnego. Pozostają zatem idee bardzo podstawowe: naród i niepodległość – a osoba symbolizująca je w Polsce wyrasta na pomnik.
Konkurencja trwa
Oczywiście pragnąłbym też, ażeby w pracy, którą sobie u Kolegów „zamawiam”, jeden z paragrafów został poświęcony postaci, która z Piłsudskim konkuruje w pamięci historycznej – czyli Romanowi Dmowskiemu. Nie zawsze były to postaci konkurencyjne w pamięci ludzi. Przypominam sobie nawet nabożeństwa odprawiane wspólnie za dusze obydwu w latach osiemdziesiątych (wystawiano ich dusze na ciężką próbę!). Potem przypomniano sobie jednak, że byli to konkurenci i rozpoczęła się konkurencja między ich zwolennikami na place, ronda i pomniki. Obie postaci stały się też elementami alfabetu wypowiedzi ludzi współczesnych. Społeczeństwo jest podzielone, a ten podział wyraża się m.in. w nawiązywaniu do Piłsudskiego lub do Dmowskiego. Sprzyja temu okoliczność, że bohaterów wyraźnie lewicowych brak. Niewielu ich było, zostali zawłaszczeni przez komunizm, nawet lewica niezbyt się teraz na nich powołuje.
Byłoby ciekawe rozpatrzyć to przełamanie społeczeństwa polskiego – i jego wyraz w kontynuacji kultu bądź Piłsudskiego, bądź Dmowskiego – jako zjawisko długiego trwania. Świat się zmienił, walce wojny przeszły przez Polskę, ustroje padły, a ten spór trwa. Jak w Irlandii swego czasu, tylko mocniej, wszystko pozostaje jakby zamrożone. Tam, niezależnie od tego, co się działo, ludzie warczeli na siebie podzieleni według wyznawanej religii. Tu przez pokolenia utrzymują się podziały symbolizowane nazwiskami dwóch polityków. Jest to sprawa trudna do zrozumienia.
No cóż, można powiedzieć, że refleksja historyczna w ogóle nie jest łatwa, a przynajmniej nie powinna być łatwa – czego część zawodowców i chyba większa część opinii nie rozumie. Pozostaje zatem poprosić kolegów, którzy znają się na Piłsudskim: „Koledzy, pomóżcie!”. No, a potem oczywiście trzeba zapytać: „Pomożecie?”.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 5-6/2010
[1] Piotr Ciompa, Akcenty populistyczne w polityce Józefa Piłsudskiego, 1926-1935. Analiza propagandy obozu rządzącego w odniesieniu do osoby Marszałka, praca magisterska napisana pod kierunkiem Marcina Kuli w Instytucie Historycznym UW w roku akad. 1991/92. Por. Piotr Ciompa, Marcin Kula, Gdy spadły korony, „Gazeta Wyborcza”, nr 115, 16-17 V 1992.
[2] Marcin Zaremba, Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm. Nacjonalistyczna legitymizacja władzy komunistycznej w Polsce, ISP PAN, Trio, Warszawa 2005.