Boże Narodzenie to czas, kiedy można celebrować – zwłaszcza z niewierzącą częścią rodziny – sakrament spotkania, sakrament domu, sakrament uczty przy stole świątecznym, choć w tym momencie nie przy stole eucharystycznym.
Edytorial do wydania tygodnika „Więź co Tydzień” z 19 grudnia 2024:
Kilka dni temu miałem bardzo ciekawe spotkanie z grupą rodziców z warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej. Poprosili mnie o refleksję na temat „(Nie)wierzące dzieci wierzących rodziców?”. Znak czasów…
Okres był już całkiem przedświąteczny, więc można by powiedzieć, że nieodpowiedni do takich dyskusji. Ale – zacząłem swoją refleksję – może właśnie odpowiedni?
I tu obszernie cytowałem Monikę i Marcina Gajdów, którzy ostatnio na ten właśnie temat mówią dużo, mądrze i głęboko (polecam m.in. znakomitą rozmowę z nimi, jaką przeprowadził w swoim podkaście „Wciąż tak myślę” Tomasz Terlikowski). Święta przecież to nie tylko czas dramatycznego zadawania sobie pytań, co zrobić, gdy dorosłe dzieci deklarują niewiarę.
Gajdowie mają rację: Boże Narodzenie to przede wszystkim czas, kiedy można będzie celebrować – zwłaszcza z niewierzącą częścią rodziny – sakrament spotkania, sakrament domu, sakrament uczty przy stole świątecznym, choć w tym momencie nie przy stole eucharystycznym. Bo liczy się przede wszystkim miłość – to, co wydarza się „pomiędzy”.
Przed Bożym Narodzeniem bardzo ważne jest wyczulenie na to, co dzieje się „pomiędzy”. Gdy Bóg staje się człowiekiem, sacrum staje się profanum, nie mieszając się z nim. Dzięki temu profanum może stawać się święte, uświęcone, przebóstwione (nie ubóstwione, lecz przebóstwione!). „Pomiędzy” okazuje się już nie pustką, lecz przestrzenią pełną nowych treści i symboliki.
W tym numerze tygodnika cyfrowego „Więź co Tydzień” Tośka Szewczyk pisze o Bogu jako Panu „pomiędzy”, który „nawet nie tyle przechadza się pomiędzy sprzecznościami, ile znajduje dla nich w sobie miejsce”. Czytając tę wnikliwą refleksję, przypomniałem sobie, jak pisałem, że najbardziej katolicką literą w alfabecie jest „i” – dla mnie bowiem postawa katolicka to myślenie „i–i”, nie zaś „albo–albo”.
Zachęcam więc do lektury. Także tekstu Stanisława Krajewskiego o tym, jak w żydowskim rozumieniu Bóg mieści w sobie i sprawiedliwość, i miłosierdzie. Oraz analizy ks. Roberta Józefa Woźniaka – o teologicznej metodologii papieża Franciszka, która zakłada, że odsłanianie napięć może prowadzić do współistnienia przeciwieństw i odkrywania prawdy, która jest symfoniczna.
A przede wszystkim – zachęcam do szczególnej świątecznej wrażliwości na to, co „pomiędzy”.
Przeczytaj także: Celebrowanie relacji, nie instytucji