Słowa Thomasa Mertona o kontemplacji stawiają pod znakiem zapytania cały mój aktywizm, moje wewnętrzne motywacje i dążenia. Czy i dla mnie religia nie staje się w pewnym sensie narkotykiem?
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” zima 2024. W wolnym dostępie można przeczytać jedynie fragmenty artykułów kwartalnika. W całości teksty są dostępne tylko dla prenumeratorów naszego pisma i osób z wykupionym pakietem cyfrowym. Subskrypcję można kupić TUTAJ.
Zacznę od słów kończących ostatnią książkę, jaką napisał Thomas Merton, jeden z najwybitniejszych XX-wiecznych nauczycieli duchowości chrześcijańskiej. Od dawna te zdania nie dają mi spokoju:
„Bez kontemplacyjnego ukierunkowania życia budujemy kościoły nie dla chwały Bożej, ale aby umacniać struktury społeczne, wartości i dobra, w których dziś znajdujemy upodobanie. […]
Bez kontemplacji i wewnętrznej modlitwy Kościół nie może wypełnić swojej misji przemiany i zbawienia ludzkości. Bez kontemplacji obróci się w sługę cynicznych potęg doczesnego świata, niezależnie od tego, jak gorąco jego wierni będą zapewniali o swoim zaangażowaniu w walkę o Królestwo Boże.
Bez prawdziwych, głębokich pragnień kontemplacyjnych, bez totalnej miłości Boga i bezkompromisowego pragnienia Jego prawdy religia nieuchronnie staje się narkotykiem” [T. Merton, Modlitwa kontemplacyjna, tłum. M. Dybowski OP, Poznań 1986].
Nie dają mi te słowa spokoju, bo stawiają pod znakiem zapytania cały mój aktywizm, moje wewnętrzne motywacje i dążenia. Czy i dla mnie religia nie staje się w powyższym sensie jakimś narkotykiem? Zdania Mertona są wezwaniem do wyjścia w nieznane, zaproszeniem do niepewności – przecież kontemplacja to, wbrew pozorom, nie sielanka. A jednocześnie pociągają – są bowiem zaproszeniem do największej duchowej przygody ludzkiego życia, do wypłynięcia na prawdziwą głębię.
Kontemplatywny styl życia to jednak nie tylko modlitwa w sensie wąskim, lecz także przeżywanie obecności Boga w codzienności. „Ojcowie pustyni mawiali, że bardzo źle się modli ten, który się modli tylko wtedy, kiedy się modli” – przypomina Marek Kita w dyskusji, którą publikujemy w tym numerze „Więzi”. W istocie chodzi więc o „przestrojenie całokształtu naszego życia”.
Ludzi, którzy – z tych czy innych powodów – interesują się kontemplacją, jest coraz więcej. „Na duchowej mapie Polski – pisze Justyna Nowicka – jak grzyby po deszczu powstają miejsca, w których tysiące osób poszukują pogłębionej modlitwy”. Warto szukać, warto świadomie włączać w swoje życie ciszę. Zapraszając Państwa tej zimy do lektury naszego pisma, zachęcamy też do znalezienia własnego miejsca na tej mapie.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” zima 2024.
Przeczytaj także: Duchowość wyjścia w nieznane