Nie da się przewidzieć wyników wyborów, patrząc na tabloidy. Ale pomijanie ich oznacza ignorowanie informacji o tym, jak ludzie myślą – mówi „Gazecie Wyborczej” Helena Chmielewska-Szlajfer.
O tabloityzacji polityki na przykładzie amerykańskiej kampanii wyborczej Michał Gostkiewicz rozmawia w „Gazecie Wyborczej” z dr Heleną Chmielewską-Szlajfer, socjolożką, adiunktką w Akademii Leona Koźmińskiego, autorką książki „(Not) Kidding: Politics in Online Tabloids”.
Zdaniem badaczki Donald Trump to „fenomenalne zwierzę tabloidowe ze wspaniałą intuicją polityczną. Intuicyjnie używa szokujących słów, przezywa konkurentów, operuje skandalem”. Co więcej, „Trump jest niesamowitą, w pewnym sensie amoralną postacią do opisywania – na przykład nigdy nie twierdził, że nie jest seksistą i że nie lubi prostytutek. Gdyby udawał świętoszka, ludzie przestaliby mu wierzyć”.
Chmielewska-Szlajfer tłumaczy, że „nie da się przewidzieć wyników wyborów czy referendum wyłącznie patrząc na popularność tekstów w internetowych tabloidach i na komentarze pod spodem. Ale pomijanie ich oznacza ignorowanie pewnego zasobu informacji o tym, jak ludzie myślą i co czują. Polityką od zarania ma w sobie elementy populistyczne i od zawsze rządzą nią emocje”.
W ocenie socjolożki „naukowcy i dziennikarze zajmujący się polityką często zapominają, że niekoniecznie jest ona na pierwszym miejscu zainteresowań ludzi. Tabloidy trafiają do tylu czytelników dlatego, że dobrze zdają sobie z tej hierarchii sprawę”.
– Ludzie czerpią informacje o polityce w większości nie z „poważnej” prasy politycznej, tak zwanych hard news, ale z mediów i programów rozrywkowych, podcastów, kont na TikToku i innych mediów społecznościowych – mówi Helena Chmielewska-Szlajfer.
Przeczytaj też: Zimna wojna o Polskę. Amerykańska polityka wobec PRL w latach 1980–1989
DJ