Jesień 2024, nr 3

Zamów

Rzeźba, santuri i zielony kamień. Dwie powieści, do których wracam jesienią

Kadr z filmu „Grek Zorba”, reż. Mihalis Kakogiannis, USA, Grecja 1964. Fot. Materiały prasowe

Zorba i Colas pozostają piewcami prostych przyjemności. Nie oglądając się na innych, hołubią autentyczność. Wiedzą, że smutek i niespełnienie są elementami całej tej zabawy zwanej życiem.

„Colas Breugnon” i „Grek Zorba”. Do powieści tych lubię wracać szczególnie jesienią, choć ich aura bardziej przypomina środek wakacji. Mamy tu uroki francuskich miasteczek i malowniczej śródziemnomorskiej wyspy, godne podziwu zamiłowanie bohaterów do rzemiosła i muzyki. Aż chce się nauczyć od nich dystansu, a nade wszystko pogody ducha.

Jednak gdzieś w tle wciąż miga niewyczerpany smutek istnienia.

Żyje jeszcze człowiek poczciwy?

Romain Rolland pisał „Colasa Breugnona”, inspirując się dziennikiem pradziadka. Jeśli wierzyć autorowi, kolejne wpisy tego quasi-pamiętnika powstawały w sielskiej atmosferze. Noblista postanowił odpocząć od wieloletniej pracy nad monumentalnym „Janem Krzysztofem” i powieść o przodkach potraktował jako odskocznię, która przyniosła mu wiele radości. Do tego stopnia, że – jak sam przyznał – wprawdzie jego bohaterowie popijali, ale to on czuł się pijany.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Nikos Kazantzakis także wzorował się na człowieku z krwi i kości. Macedońskiego robotnika Georgiosa Zorbasa poznał najpewniej w 1914 roku podczas wizyty na Peloponezie. Tam zamierzał uruchomić kopalnię, by jako producent źródła energii uniknąć uczestnictwa w I wojnie światowej.

Spotkanie z pierwowzorem Zorby okazało się dla Kazantzakisa przełomem. A opisanie jego mitu kiełkowało w głowie pisarza przez kilka dekad. W przedmowie do powieści napisał, że to, czego nauczył się od niewykształconego Zorbasa, było cenniejsze niż eposy Homera, filozofia Bergsona czy myśli Nietschego.

Rolland skończył „Colasa Breugnona” w przeddzień wybuchu Wielkiej Wojny. Jednak pierwsi czytelnicy zapoznali się z książką dopiero w 1918 roku. Francuz dopisał wówczas wstęp, w którym żywił nadzieję, że „posiniaczone ludy Europy” odnajdą w jego powieści „zdrowy sens”.

Dwie dekady później II wojna światowa rozwiała pacyfistyczne nadzieje Rollanda. Po zbrodniach wojennych dokonanych przez nazistów podtytuł „Żyje jeszcze człowiek poczciwy” wydawał się abstrakcją. Podobne odczucia mieli czytelnicy. Danuta Szaflarska w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” wspomniała, że po roku 1939 historia Colasa zupełnie straciła dla niej swój urok.

Na całość

Wydarzenia w „Greku Zorbie” poznajemy z perspektywy trzydziestopięcioletniego narratora, człowieka pełnego egzystencjalnych wątpliwości. Reprezentuje on zachodnioeuropejskich intelektualistów, ludzi strutych swoim dobrobytem, mentalnie zblokowanych, szukających ukojenia w literaturze, filozofii i religii – najchętniej w odległym buddyzmie.

Narrator, nazywany przez Zorbę „Szefem”, w jednej z autorefleksji przyznaje, że „odpadł od życia”. Po czym z żalem dodaje: „Gdybym miał wybierać między miłosną przygodą a książką o miłości, wybrałbym książkę”.

Zorba, niewykształcony robotnik, którego „gryzipiórek” zatrudnił do pracy w kopalni, jest jego przeciwieństwem. Ekscentryczny Grek próbuje zmienić podejście wycofanego intelektualisty. Uczy go na nowo „prawdziwego alfabetu życia”. Szybko jednak zdajemy sobie sprawę, że na odnalezienie pierwotnej autentyczności jest już zwyczajnie za późno.

Według Zorby istnieją trzy typy ludzi. Pierwszy przerabia to, co zjada na „sadło i łajno”, drugi na „pracę i zabawę”, trzeci zaś próbuje spożytkować strawę na „boskość”. Grek do ostatniej grupy zalicza pogrążonego w wiecznej kontemplacji Szefa. Wytyka mu to, uznając za błąd, który wyjaśnia przypowiastką: „Kruk najpierw chodził prawidłowo, przyzwoicie, jak kruk, ale pewnego razu strzeliło mu do głowy, żeby chodzić dumnie i dostojnie jak na przykład bażant. No i biedak zapomniał własnego chodu, zatracił go, i teraz – sam chyba to widzisz! – chodzi ciężko, utykając”.

Sam Zorba pożytkuje energię na pracę i zabawę. W swoim ponad sześćdziesięcioletnim życiu próbował wielu zawodów, oddając się im bez reszty. Według Zorby to właśnie półśrodki doprowadziły ludzi do bylejakości: w pracy, w rozmowie, w grzechu. Zatem idzie na całość we wszystkim, co robi.

Gdy zakochuje się w sztuce garncarstwa, odcina sobie palec, bo ten przeszkadza mu w tworzeniu idealnych kształtów. Równie bezkompromisowo podchodzi do gry na santuri i tańca. Gra na instrumencie jest jedyną czynnością, której nie wykona na rozkaz Szefa. Taniec natomiast stanowi dla niego formę porozumienia ze światem. Emocje, których nie potrafi wyrazić słowami, postanawia wytańczyć.

Jestem przyszłością?

Na tle Zorby Colas Breugnon wydaje się postacią mniej złożoną. To bohater nieco szeleszczący papierem. Poznajemy go podczas zimowego wieczoru, gdy przesiaduje z kubkiem wina i kałamarzem, spisując wspomnienia. Robi to dla własnej uciechy. Spełnienie i lokalne uznanie przynoszą mu bowiem rzemiosło i tworzenie w drewnie. Dumę zaś – rezolutna córka, Martynka.

Sielskie status quo nie trwa jednak długo. W ciągu niespełna roku optymizm Colasa zostaje poddany próbom. Rodzinną miejscowość nawiedza wojna. Po niej przychodzi zaraza. Choroba dotyka również naszego bohatera. Niedługo później umiera jego żona.

Sąsiedzi podkładają ogień pod dom rzeźbiarza – uznają, że prewencyjnie należy zniszczyć wszystkie domostwa, których mieszkańcy zachorowali. Zwieńczeniem nieszczęść staje się widok zdewastowanych dzieł Colasa w domu jednego z „nabywców”, który w dodatku nie raczył za nie zapłacić.

Mimo tych wszystkich przykrych wydarzeń Colas nie traci pogody ducha. Ukojeniem stają się dla niego sztuka i rzemiosło. „Jestem przyszłością, bo żyję tworzeniem, a nie tym, co było” – stwierdza i zaraz jest gotowy odbudować zniszczony dom, ruszyć do przodu.

Po co nam słowo pisane

Zorba nie wierzy w moc literatury. Po co nam książki – pyta – skoro nie dają odpowiedzi na fundamentalne pytania? Po co tracić czas na pisanie o rzeczywistości, skoro można chłonąć całym sobą jej tajemnicę? Sam przeczytał w życiu tylko jeden tytuł – satyryczny poemat o Bertoldzie napisany przez Giulio Cesara Crocego (1550-1609). W dodatku – jak twierdzi – niewiele z niego wyniósł.

Bohater Kazantzakisa, mimo podeszłego wieku, wciąż jest nienasycony światem. Osiągnął, wydawałoby się, nieosiągalne – zachował dziecięcą świeżość spojrzenia. „Żyć” – w definicji tego domorosłego filozofa – to „rozluźnić pas i szukać zwady”, a nie ślęczeć nad szpargałami.

Z Magdą Umer rozmawia Damian Jankowski

Inaczej na „szpargały” patrzy Colas. Dla niego pisanie i czytanie jest równie ważne jak praca w drewnie, wino czy strawa. Burgundczyk pamiętnikarstwo nazywa swoją „rozkoszą”. Dzięki niej ma szanse na ponowne smakowanie minionych wydarzeń i czas na należytą ich ocenę z dystansu.

Dla Colasa literatura jest źródłem mądrości, pożywką dla wyobraźni. Gdy podczas próby odbudowy domu doznaje kontuzji i jest zmuszony spędzać samotne dni w łóżku, przyjaciel (Paillard) pożycza mu „Żywot sławnych mężów” Plutarcha. Odtąd minorowy nastrój bohatera pryska. W jego głowie pojawiają się barwne postaci starożytności: Cezar, Kleopatra, Pompejusz. Sam zaczyna wymyślać różne warianty opisanych historii. Pod wpływem lektury odnosi wrażenie, że mocarstwa powstawały, rozwijały się i upadały wyłącznie dla jego rozrywki. Czytając, staje się kimś na kształt demiurga.

Pojedynki z ludźmi i bogami

Żaden myśliciel – nawet domorosły – nie może pominąć w swoich rozważaniach kwestii stworzenia. Niezależnie, jakie zdanie ma na temat istnienia Stwórcy, musi się określić, lub milczeć – co również stanowi jakiś rodzaj odpowiedzi.

Zorba i Colas są wolnomyślicielami. Kreują wizerunek Boga wedle swojego światopoglądu. Dyskutują z Jego powszechnym wyobrażeniem. Gdy choroba dopada wnuczkę Colasa, Glodzię, nie zamierza on pokornie czekać na cud, posuwa się do szantażu: „Nie chcesz – pomyślałem – dobrze, pokaże się, kto będzie na wierzchu; nie zwracasz uwagi na głos wiernych Twoich, tedy źle na tym wyjdziesz, gdyż znamy innych jeszcze panów i do nich się zwrócimy”.

Colas traktuje Boga jako partnera do rozmowy. Mierzy go swoją miarą, bo tradycyjne pojmowanie Stwórcy – jako tego, który zawsze ma rację – kłóci się z jego światopoglądem. Na kwestie moralne patrzy z pogodnym uśmiechem hedonisty – stawia „jeden tłusty grzeszek” nad „siedem cnót chudych”.

Nie inaczej myśli Zorba. Jako tańczący nietzscheański bohater widzi w Stwórcy swoje odbicie. W jego teologii piekło i niebo są tym samym: „Bóg hula, zabija, popełnia nieprawości, kocha, pracuje, goni za mirażami – całkiem jak ja. Je, na co ma ochotę, bierze każdą kobietę, jaką chce. Zobacz: spaceruje sobie po ziemi kobieta piękna jak marzenie, aż ciepło ci się robi koło serca, nagle ziemia się otwiera i ją pochłania. Gdzie przepadła? Kto ją porwał? Jeśli była przyzwoita, mówimy, że Bóg ją zabrał, jeśli zalotnica – że diabeł. Ale moim zdaniem, szefie – ciągle będę ci to powtarzał – Bóg i diabeł to jedno!”.

Na wizerunku Zorby możemy dostrzec dwie wyraźne rysy. Pierwsza to stosunek do kobiet, który dziś uznalibyśmy za seksistowski. Szerzej na ten temat pisał m.in. prof. Ryszard Koziołek. Druga – morderstwa i gwałty, których dopuszczał się podczas wojny macedońskiej (1903-1908). To doświadczenie każe mu po latach przyjąć postawę antynacjonalistyczą i żywić przekonanie, że „póki będą istnieć ojczyzny, człowiek pozostanie dziką bestią”.

Colas Breugnon także nie stroni od przemocy, choć miłośnicy tej lektury często o tym zapominają. Być może dlatego, że heroikomiczne sceny walk są dalekie od wrażenia makabry. Choć przecież Colas jako samozwańczy dowódca wraz z mieszkańcami Clémency podkłada ogień, w którym giną rabujący miasto najeźdźcy. Ten lokalny patriota, nie czekając na wsparcie króla, uznaje, że najlepszą obroną jest atak.

Zwyciężeni zwycięscy

Przyjazd Szefa do Grecji okazuje się kapitalistycznym niewypałem. Kopalnia pozostaje zamknięta. W filmie z Anthonym Quinnem w roli Zorby pada słynne określenie – „piękna katastrofa”. W tej schyłkowej atmosferze podstarzały Grek próbuję łagodzić lęk przed przemijaniem, farbując siwiejące włosy.  

Colas Breugnon z jesienią życia mierzy się po swojemu. Robi dobrą minę do złej gry, choć coraz trudniej mu ukryć rozczarowanie. Poślubił kobietę, której nie kochał. Jego ziomkowie okazali się złoczyńcami, a admiratorzy jego sztuki niewypłacalnymi ignorantami.

Mimo niepowodzeń Zorba i Colas pozostają piewcami prostych przyjemności. Nie oglądając się na innych, hołubią autentyczność. Wiedzą, że smutek i niespełnienie są elementami całej tej zabawy zwanej życiem. Niezmiennie ponad chłodną kalkulację stawiają zmysły i emocje. A te atrybuty w obliczu nieuniknionego czynią z nich jednostki wyjątkowe – zwyciężonych zwycięzców.

***

Będąc w Berlinie, Kazantzakis dostał od Zorbasa krótką depeszę: „Znalazłem bardzo ładny zielony kamień. Przyjeżdżaj natychmiast”.

Wówczas powojenne Niemcy były pogrążone w głębokim kryzysie. Panowała hiperinflacja, zaczęło brakować żywności. W tych okolicznościach ponaglająca wiadomość zirytowała pisarza: „Do diabła z pięknem […] skoro nie ma ono serca i nic go nie obchodzi ludzki ból”.

Kiedy jednak gniew minął, Kazantzakis zdał sobie sprawę, że wezwanie Zorby, wzbudziło w nim nieludzką reakcję. Mimo to pisarzowi zabrakło spontaniczności, żeby ruszyć w podróż z powodu jednego pięknego kamyczka.

Wesprzyj Więź

Podobno Zorbas w odpowiedzi napisał: „Piekło musi istnieć, choćby dla paru takich gryzipiórków”.

Bibliografia:
Karczewska-Markiewicz Z., „Romain Rolland”, Wiedza Powszechna, Warszawa 1964;
Kazantzakis N., „Grek Zorba”, przeł. I. Kania, Wydawnictwo Znak, Kraków 2021;
Koziołek R., „Tako rzecze Zorba”, „Tygodnik Powszechny” 2021, nr 34, s. 64-68;
Rolland R., „Colas Breugnon”, przeł. F. Mirandola, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1966;
Wrazas I., „Zbawca Boga. Kuszenia Nikosa Kazantzakisa”, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2009.

Przeczytaj też: Buty, samotność, nieprzewidywalność. O co chodzi w szwendaniu się po mieście?

Podziel się

6
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.