Targi

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Franciszek Pieczka wierzył w świat, w którym zwycięża uczciwość

Franciszek Pieczka na rynku Starego Miasta w Warszawie, lata 50. Fot. Archiwum rodzinne

Tak chcę żyć, żeby nikt przeze mnie nie płakał. I jeszcze tak, żebym, jak pójdę do świętego Piotra, za długo mu się tam nie tłumaczył – powtarzał.

Fragmenty książki „Franciszek Pieczka. Portret intymny”, Mando, Kraków 2024

Wesprzyj Więź.pl

Nie plujemy na prezydenta. Nie plujemy na flagę. Nie plujemy na synagogę. Nie plujemy na islam. Możemy się nie zgadzać z ich wartościami, ale powinniśmy okazać szacunek – tak myślał Franciszek i tego uczył swoje dzieci. Szacunku do urzędu, do pełnionej funkcji. Do instytucji.

– Jeśli społeczeństwo o tym zapomni, wtedy człowiek zacznie drugiemu pluć w twarz. A stąd krótka droga do rozłamu. – Kiedy Franciszek o tym mówił, jego głos stawał się szorstki.

Miękł wtedy, kiedy opowiadał o powstaniu.

– Ja wiedziałem, że ono było skazane na porażkę. A jednak ludzie przelewali za nas krew. Jeżeli teraz zaczniemy na wszystko pluć, to co się z nami stanie? I czy powstańcy na pewno przelewali krew za takich nas, jacy dzisiaj jesteśmy? – Ta myśl nie dawała Franciszkowi spokoju.

A było mu tym trudniej, że wierzył w świat, w którym zwycięża uczciwość.

Złota zasada

– Tata to chyba nie wie, do której ty chodzisz klasy – westchnęła Henryka, patrząc na córkę.

I miała rację. Sprawy szkolne zbytnio jej męża nie zajmowały.

Portret intymny
Katarzyna Stoparczyk, „Franciszek Pieczka. Portret intymny”, Mando, Kraków 2024

– Jeśli szkoła jest, to trzeba do niej chodzić – mówił Franciszek, ale swoje dzieci uczył życia w domu.

Oceny czy świadectwa nie miały dla niego znaczenia. Znaczenie miało prawdziwe życie. A Franek miał złotą zasadę. Nigdy nie przynosił roboty do domu (ról uczył się nad ranem – jedynie tego nie mógł pominąć). Jak już w tym domu był, to naprawdę był.

– To ty nie wiesz, w jakim filmie gra twój tata? – pytały Ilonę koleżanki.

Nie wiedziała. Bo tata jej o tym nie mówił.

– Zamykał drzwi domu i był zwyczajnym tatą. Razem z nami rzeźbił. Uczył nas, jak dobrze zrobić zdjęcia albo jak wymienić w piecyku gazowym membranę. Najpierw przepłukiwał kwasem solnym rurki, żeby nie było kamienia. A ja do dzisiaj w moim domu wszystko reperuję sama.

Dwie sprawy

– Wiecie co? Ja to zawsze tak chcę żyć, żeby nikt przeze mnie nie płakał. I jeszcze tak, żebym, jak pójdę do świętego Piotra, za długo mu się tam nie tłumaczył.

Ojcowie Szensztaccy

– Ty jesteś wystarczająco siwy i masz czas. – Ojciec Przemek spojrzał na ojca Romana.

Sam się do tego nie nadawał. Był za młody, natomiast jego kolega spełniał wymagane kryteria.

– Dobrze, wyspowiadam go – odpowiedział Roman.

Franciszek lubił przyjeżdżać do sanktuarium Ojców Szensztackich. Było pięknie położone, w lesie. Wyprawili mu tu dziewięćdziesiąte urodziny. Huczne były, z tortem, muzyką i ogniem w kominku. No i znalazł spowiednika, któremu zaufał. Ale nie tylko to, bo człowiek, który traci słuch, potrzebuje intymności.

– Siadaliśmy twarzą w twarz w kaplicy i ta nasza godzinna rozmowa to właśnie była spowiedź. Pamiętam, jak Franciszek spojrzał na pietę. W jego oczach zobaczyłem łzy.

A potem ojciec Roman usłyszał:

– Co ta mateńka musiała przeżywać, kiedy patrzyła na śmierć swojego syna? – Franciszek milczał dłuższą chwilę.

– Po raz pierwszy spotkałem się z tak głęboką wrażliwością.

Wesprzyj Więź

Ale tym, co zachwycało o. Romana we Franciszku najbardziej, była jego umiejętność patrzenia na świat oczyma dziecka.

– Ten człowiek, choć był już po dziewięćdziesiątce, potrafił się wszystkiemu dziwić. Nic nie było dla niego oczywiste. Zachował świeżość spojrzenia dziecka. I zaufanie, że ten świat pomimo wszystko nie jest aż tak zły.

Przeczytaj też: Pieczka „odgustliczony”

Podziel się

1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.