Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Nowy brutalizm a nowa ewangelizacja. O nieudanych rekolekcjach toruńskich

Ks. Andrzej Draguła. Fot. Agata Michalak / Agencja Wyborcza.pl

W rekolekcyjnej scence człowiek jest wobec Boga szmatą. Tymczasem w Ewangelii Jezus nigdy nie przeprowadza człowieka przez upokorzenie.

O rekolekcjach dla młodzieży zorganizowanych pod nazwą Pierwszych Toruńskich Spotkań Młodych, które odbyły się w toruńskim kościele pw. św. Maksymiliana Kolbego, napisano już wiele. Kontrowersyjnym punktem programu była szeroko opisywana scenka teatralna zatytułowana „Klatka”.

Pisano o profanacji, o przekroczeniu granic w ukazywaniu godności człowieka, w tym przypadku kobiety, o antypedagogicznym wymiarze wykorzystania sceny z elementami przemocy fizycznej i słownej, w tym wulgaryzmów, o nieliczeniu się z wrażliwą psychiką młodego człowieka, o wtórnej wiktymizacji kobiet. Upowszechniło się nawet określenie „patorekolekcje”. Nie jest do końca jasne, czy rzeczywiście organizatorzy rekolekcji nie znali tego elementu scenariusza, co prowadzi do pytania, kto powinien ponieść odpowiedzialność za to, co się wydarzyło w toruńskim kościele – i Kościele.

W klatce została zamknięta dziewczyna, która była ofiarą gwałtu. Winę za to co się stało, ponosi chłopak, a nie ona – ale to nie on został uwięziony

ks. Andrzej Draguła

Udostępnij tekst

Wszystko to są bardzo ważne kwestie, ale istotą problemu jest coś jeszcze innego: wykorzystanie takiej właśnie sceny – o określonej treści, dynamice i z takimi, a nie innymi bohaterami – do ewangelizacji. Gdyby zacząć myśleć o ewangelizacji inaczej, nie trzeba by było żadnego „nowego brutalizmu” w kościele, by głosić młodzieży nawrócenie. I nie byłoby tych wszystkich pytań, które ujawniają problem głębszy niż tylko etyczny. Bo jego istotą jest teologiczna wizja człowieka.

Współczesna przypowieść?

Przyjrzyjmy się tej słynnej już „scence”, która towarzyszyła rekolekcjom prowadzonym przez Grupę ELO powiązaną z duszpasterstwem księży marianów w Licheniu, a reaktywowaną – jak wynika z informacji przekazanych przez ks. Piotra Kieniewicza – na potrzeby tychże rekolekcji.

Bohaterką historii jest dziewczyna, która – rozgoryczona domową kłótnią z rodzicami – zawiera znajomość z grupą pijanych chłopaków. Jeden z nich daje jej alkohol, następnie upija i zabiera do domu, gdzie zaczyna zdejmować z niej ubranie, bije, poniża i próbuje przemocą zmusić do współżycia. Dziewczyna leży półnaga – w samych majtkach i podkoszulku – na podłodze. Próbuje się bronić, woła o ratunek. Jej krzyk rozlega się po kościele.

Wtedy z ust chłopaka padają słowa: „Zamknij ryj, szmato! Ty nie jesteś człowiekiem, rozumiesz? Ty jesteś moim kundlem. Nie jesteś już człowiekiem. Więc zamknij ryj!”. Dziewczyna zostaje siłą pokonana, zakuta w obrożę, zamknięta w klatce, w której pozostaje około pół godziny. W tym czasie trwa nauczanie, głoszone są świadectwa.

Historia opowiedziana w tym przedstawieniu miała być – jak rozumiem – współczesną przypowieścią o zbawieniu, a właściwie o grzesznej kondycji człowieka. Można sobie wyobrazić jej wersję narracyjną: „Królestwo Boże podobne jest do kobiety, która…”, po czym następuje opowiadanie poszczególnych etapów.

Jak wynika z dostępnych filmów, prowadząca narrację inna dziewczyna sama dała interpretację tej historii: „Jak byście nazwali tę dziewczynę, co? Sprzedała się! Rozebrała się przed jakimś chłopakiem. Po prostu mu się oddała. Jeszcze się spiła. Zwykła szmata i dziwka. Tak byście powiedzieli? Tak byście powiedzieli o tej dziewczynie? A co, jeśli teraz ja wam powiem, że każdy z nas jest tą dziewczyną? Każdy z nas jest dziwką? Codziennie się rozbieramy. I to nie tylko z ciuchów! Z naszej godności, z wolności, z talentu, z mądrości. Ze wszystkiego, co jest w nas najlepsze. I mało tego – my żyjemy w takiej klatce. Żyjemy dokładnie w takiej klatce, w takiej samej obroży, każdy z nas, każda jedna osoba”.

Fabuła i teologia

Jeśli dobrze zrozumiałem, ta udramatyzowana historia przedstawia stan moralny człowieka, którego grzech zniewala niczym klatka. Ks. Piotr Kieniewicz MIC wyjaśnia: „Scena znana z filmików jest fragmentem całości, zaczynającej się od odczytania w kościele 8 rozdziału Ewangelii św. Jana [o kobiecie cudzołożnej]. Spektakl «Klatka» nawiązuje do jej treści, pokazując grzech jako zniewolenie dotyczące zarówno tego, kto go popełnia, jak i tych, wobec których jest popełniany. Po wspominanej scence miały miejsce także świadectwa podkreślające, że grzech w swojej naturze jest zły”.

Porównajmy ze sobą dwie historie: tę biblijną i tę opowiedzianą na rekolekcjach. Niewiele wiemy o kobiecie cudzołożnej, która zostaje przyprowadzona do Jezusa, prócz tego, że „dopiero pochwycono [ją] na cudzołóstwie”. Znamienne jest to, że nie przyprowadzono do Jezusa mężczyzny, z którym pochwycono ją in flagranti, a przecież jakiś mężczyzna musiał z nią być. Jego rola jest nieznana, a nieobecność nosi znamiona uniewinnienia, wszak musieli puścić go wolno. Inny ważny element to brak pytań ze strony Jezusa, który zupełnie nie interesuje się szczegółami grzeszności kobiety.

Zastanowienie budzi także sam fakt pochwycenia jej przez uczonych w Piśmie i faryzeuszów, co najwięcej mówi o nich samych, ponieważ jednoznacznie sugeruje, że ta kobieta była śledzona, czyhano na jej grzech, a może nawet wciągnięto ją w pułapkę. Najważniejsza w tej historii jest relacja między nią a Jezusem, a nie szczegóły tego, co się wcześniej wydarzyło, co zostało doskonale skonkludowane przez św. Augustyna, który powiedział, iż na placu zostało ich dwoje: misera et misericordia, kobieta godna miłosierdzia i Miłosierdzie (por. tutaj).

Historia z rekolekcyjnej konferencji przynosi o wiele więcej szczegółów fabularnych, co – niestety – prowadzi do karkołomnych interpretacji na płaszczyźnie teologicznej. Prowadząca narrację dziewczyna mówi w komentarzu, że każdy z nas żyje w takiej klatce, w takiej obroży. Ta teza na płaszczyźnie ogólnej jest oczywiście poprawna: grzech prowadzi do zniewolenia. W tym przypadku jednak ta konkluzja wynika z błędnych przesłanek.

Bo kto tu w końcu zgrzeszył? W klatce przecież została zamknięta dziewczyna, która była ofiarą, a nie sprawcą gwałtu. Przecież winę za to, co się stało, ponosi chłopak, a nie ona – ale to nie on został uwięziony. Wbrew słowom narratorki ta dziewczyna się nie sprzedała, nie rozebrała, nie oddała. Została wykorzystana. Fabuła nie przekłada się na teologię.

Sama sobie winna?

Ks. Kieniewicz mówi: „Wedle mojej wiedzy, wspominany program był wykorzystywany nie tylko przez Grupę ELO, ale także przez inne duszpasterstwa młodzieży w Polsce”. Jest to stwierdzenie niepokojące z wielu powodów.

Po pierwsze, ukazywanie gwałtu na kobiecie jako teologicznego modelu grzeszności jednoznacznie pokazuje, że Kościół jest zafiksowany na seksualności jako głównej sferze oceny moralnej i działania grzechu w człowieku. To nam nie pomaga, zwłaszcza w czasie, gdy kwestia grzesznych relacji seksualnych ludzi Kościoła wciąż powraca. I na nic się zdaje tłumaczenie, że „scenkę” wymyślili i pokazali świeccy. Jakiś ksiądz ponoszący odpowiedzialność za organizację musiał to widzieć i zaakceptować. Nie mnie dochodzić, kto to był.

Po drugie, interpretowanie postępowania tej dziewczyny w kategoriach jej wyłącznej odpowiedzialności – spiła się, rozebrała się, oddała się – niestety wciąż zdradza sposób myślenia, który uniewinnia mężczyznę. Szkoda, że taki przekaz – nawet jeśli zrobiono to niecelowo – wysyłany był (jak mówi ks. Kieniewicz, wielokrotnie!) przez Kościół.

A przecież wśród słuchaczy były młode kobiety i młodzi mężczyźni u progu inicjacji seksualnej. Nie do wszystkich mogła dotrzeć teologiczna – zresztą karkołomna – interpretacja. Wielu z nich mogło pozostać na płaszczyźnie narracji o gwałcie, którego sama sobie jest dziewczyna winna. Muszę przyznać, że chyba najbardziej zaskoczyło mnie to, że słowa te padły z ust innej dziewczyny. Skąd ten brak wrażliwości?

Dobra nowina o grzechu

Po trzecie – i tutaj dochodzę do teologicznego sedna – tak rozumiana ewangelizacja opiera się wyłącznie na negatywnym modelu zbawienia, i to często w wersji skrajnej. Wbrew teologicznym założeniom, w wielu praktycznych realizacjach ewangelizacyjnych na plan pierwszy wysuwa się prawda o grzeszności człowieka. Tak było w tym przypadku.

Kim jest człowiek wobec Boga według przywoływanej tutaj scenki? Szmatą. Gdy człowiek ogląda taką przypowieść o sobie, dochodzi do wniosku, że corruptio naturae, zniszczenie ludzkiej natury przez grzech zdaje się być całkowite. Grzech zniszczył go doszczętnie. Został nim zgwałcony, a poczucie winy jest obezwładniające.

Jak rozumiem, ewangelizatorzy chcą przeprowadzić młodych ludzi przez to właśnie teologiczne doświadczenie. Dobrze jednak przypomnieć, że w przyjętych modelach ewangelizacyjnych pierwsza prawda dotyczy miłości Boga czy też Bożego planu dla człowieka. Ja osobiście poszedłbym jeszcze dalej.

Wesprzyj Więź

Biblijne objawienie grzechu następuje dopiero po objawieniu stworzenia człowieka, który nosi w sobie obraz i podobieństwo Boże, a które grzech narusza, ale przecież nie niszczy go doszczętnie. Wypowiedziane przez Jezusa do kobiety słowa: „Idź, a od tej chwili już nie grzesz” zakładają, że istnieje w niej potencjał nawrócenia. Owszem, „uruchomiony” przez spotkanie z Jezusem, ale przecież w niej obecny. Może ewangelizację trzeba by zacząć od tego – że nosimy w sobie obraz Boga i że ostatecznie jest on niezniszczalny, bo odnowiony w nas przez zbawienie w Chrystusie? Dobra nowina o grzechu niekoniecznie musi być dzisiaj pociągająca. I nie jestem przekonany, że to od niej trzeba zaczynać.

Nie wiem, jak wyglądać miał cały program ewangelizacyjny, dlatego formułuję swoje uwagi ostrożnie. Być może – o czym nie wiem – inne elementy kerygmatu miały być albo były obecne podczas toruńskich rekolekcji. Nie znam szerszego kontekstu. To jednak, co mogłem zobaczyć i usłyszeć, budzi we mnie niepokój. Nie odnajduję w tym bowiem Jezusowej strategii spotkania z grzesznym człowiekiem. Jezus – jak to doskonale widać w relacji do kobiety cudzołożnej – nie przeprowadza człowieka przez upokorzenie.

Przeczytaj także: ks. Andrzej Draguła, Ćwiczenia duchowe, nie tylko religijne

Podziel się

19
7
Wiadomość

To odnośnie Jezusa? Never say never.

„A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.

„… podszedł do Niego pewien człowiek i padając przed Nim na kolana, (15) prosił: Panie, zlituj się nad moim synem! Jest epileptykiem i bardzo cierpi; bo często wpada w ogień, a często w wodę. (16) Przyprowadziłem go do Twoich uczniów, lecz nie mogli go uzdrowić. (17) Na to Jezus odrzekł: O, plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami; jak długo mam was cierpieć”?

Za mojej młodości w radiu leciał program satyryczny „60 minut na godzinę” . Jednym z elementów był dialog. Film widziałem, a momenty były? Młodzież spędzana na rekolekcje do kościołów zazwyczaj idzie tam dla „beki”. Pogadają, pośmieją się, jajca porobią super, że do budy nie trzeba iść. Mają do dyspozycji super sprzęt nagrywający i z pewnością są dostępne nagrania o wysokiej rozdzielczości. Takie momenty się uwiecznia i preparuje dla świata. „Żałuj Rudy, że cię nie było”. U mnie w domu w szafie wisiało kościelne ubranie, a na kościelnej drodze nie wypadało się wygłupiać. O zachowaniu w świątyni pisał nawet nie będę. Komu to przeszkadzało? Mam często wątpliwości gdzie znajduje się centrum dowodzenia u góry czy na dole. Kurator oświaty zdaje się być w porządku z tymi ekscesami, ksiądz powiedział „oj przepraszam” wzorem gosposi księdzowej ze znanego kabaretu. Nic się nie stało, tak jak za każdym razem mówimy po meczu naszej reprezentacji w piłce nożnej. Dawno temu syn poprosił mnie bym go wypisał z religii w liceum. Wypiszesz się jak będziesz pełnoletni, odpowiedziałem. Już jakiś czas temu uznałem to za mój wychowawczy błąd, dziś dostaje ciągle nowych potwierdzeń.

„Komu to przeszkadzało? Mam często wątpliwości gdzie znajduje się centrum dowodzenia u góry czy na dole. ”
naprawdę uważa Pan, że postępujące zeświecczenie jest dziełem jakiegoś scentralizowanego ośrodka, jakiejś Głowy Żmii? To bardzo pocieszający wniosek, ale tak wielkoskalowe zmiany kulturowe nie zachodzą w wyniku spisku, ale głębszych zmian technologicznych, gospodarczych, społecznych. Do tego nie potrzeba panów w fartuszkach. Szukanie Ukrytego Sprawcy uniemożliwia szukanie dróg dostosowania treści i metod wiary do świata a powoduje bierne czekanie na ujawnienie i ukaranie Winnych. A czekać na to można w nieskończoność.

I raczej się nie doczekamy by ktoś poniósł konsekwencje, nie tylko za te rekolekcje. Powiadają, że ryba psuje się od głowy. Miałem w życiu wielu zwierzchników, bo 40 lat pracy zawodowej daje pewien bagaż doświadczeń. Zawsze od „góry” zależały stosunki panujące w zespole, bezpieczeństwo pracy, czy oszczędzamy na papierze toaletowym. Zawsze po drugiej stronie lufy karabinu stoi człowiek, który pociąga za spust. To od niego zależy czy będzie męczennikiem czy zbrodniarzem. Zmiany kulturowe to jedno, a tradycja, szacunek do pewnych wartości, drugą stroną medalu jest. Od pilnowania i zarzadzania tymi elementami są „panowie w sukienkach”, jeśli nie dają rady zastąpią ich inni. Czy będzie to lepsza zamiana, raczej skłonny jestem wątpić.

Drogi Panie! Może pan tego nie pamieta, ale wieksl\kim zwyczajem było zwykle (zwłaszcza w lecie), ze młodzi mężczyzni nie wchodzili do kościoła, tylko zostawali na zawnewątrz. Tam owszem, przyklękali kiedy trzeba, ale również rozmawiali na różne tematy… A co do wygłupiania, to widziałam co sie dziej np. na procesjach.

@ Tomasz: Chce podkreslic to samo. Klamstwo jak krotkie nogi. „Zapraszając zespół świeckich ewangelizatorów, mających doświadczenie w prowadzeniu rekolekcji, nie spodziewaliśmy się tego typu inscenizacji” – możemy przeczytać w oświadczeniu, podpisanym przez ks. Pawła Borowskiego
rzecznika Kurii Diecezjalnej Toruńskiej i ks. Mariusza Wojnowskiego, dyrektora Wydziału Katechetycznego Kurii Diecezjalnej Toruńskiej. A rzecznik marianow z Lichenia zaprzeczyl temu, piszac, ze obaj ksieza widzieli wczesniej probe spektaklu. No i tak oto oswiadczenie rzecznika i dyrektora poszlo sie bujac…

Warto zwrócić uwagę na inną sprawę. Takie rekolekcje to nic nadzwyczajnego, sam pamiętam podobne sprzed dwóch dekad, też w schemacie „seks zły, grzech i szatan wszechpotężny, a ideałem wiary wyłącznie klasztor, bo tam jest Jezus i nie ma seksu”. Ale ważniejsze jest to, że kolejny raz zaczyna się dyskusję dopiero wtedy, gdy ktoś nagrał filmik i nagłośnił. I kolejny raz dyskusję trzeba wywołać oddolnie, w dodatku z inicjatywy oburzonych antyklerykałów, bo w Kościele przez dziesięciolecia nikt na to uwagi nie zwraca. I kolejny raz skończy się wyłącznie na zakazie dla młodzieży, by nie nagrywali w kościele filmów, bo to szkodzi wizerunkowi.

Widać Kościół nie ma już sił i środków by spróbować czegokolwiek innego. A przede wszystkim nie ma wiary w sensowność poszukiwań drogi. Teoretycznie każdy biskup jest wolny w swojej diecezji i ma prawo działać tam, szukać, próbować. Ale ta wolność w praktyce oznacza milczenie wobec grzechów innego biskupa, nic więcej.
Dlaczego za wszelką cenę idzie się w masowość, która kończy się tragicznie, kręceniem prześmiewczych filmików? Dlaczego z poprzedniego kryzysu ponad 100 lat temu Kościół wyszedł tworząc elity które pociągnęły za sobą innych a teraz tego nie robi? Dlaczego dla grupy naprawdę bliskiej wierze nie zrobić rekolekcji po południu, pięknie odprawionych, odśpiewanych, dających tym nielicznym siłę do rozmowy z rówieśnikami?
Niestety, biskupi BMW mianowani dla posłuszeństwa nie mają nic do powiedzenia w czasach trudnych. Niestety JPII mianując ich oraz tych, którzy do dziś tworzą terna z tym się widać nie liczył.

A ja się zastanawiam, co z tym biednym dziewczęciem, które dało się zmanipulować do sytuacji, gdzie setki, a w tej chwili już chyba setki tysięcy osób widzi ją w samych majtkach, upokarzaną przez kolegę? I nikt nie reaguje. Mało tego: pani KURATOR OŚWIATY uważa, że to jest w porządku(!) Mało tego – twierdzi, że to wychowawcze (!) Można obejrzeć w Internecie jej wypowiedź. I ja naprawdę rzadko takie rzeczy mówię, ale w tym przypadku, gdyby to zależało ode mnie, powinna stracić stanowisko. Ze względu na absolutny, powszechnie ujawniony brak kompetencji, podstawowej wiedzy i brak umiejętności logicznego myślenia.

Bardzo dobry przykład krytyki wewnątrz kościelnej, która ma pomóc poznać błąd, a nie odciąć się, wyszydzić, odsądzić od wiary. Jak inny duchowny, który pośpieszył z krytyką w mediach Agory i TVN. Może podawał też takie argumenty, jak Autor powyżej, ale media te zamieściły wyłącznie wypowiedzi, które były antykatolicką rąbanką. Inaczej niż w przypadku pedofilii lub jej tuszowania, Kościół i jego media o wydarzeniu w Toruniu nie milczały (jednak spostrzeżenie p.Tomasza rzuca na to nie milczenie cień), co uzasadniałoby produkowanie się w mediach wrogich Kościołowi.

Podobne wydarzenie pamiętam z pierwszego lub drugiego numer Frondy około połowy lat ’90, pisma wówczas dla mnie ważnego. Aby podważyć wiarę w nie istnienie szatana, redakcja m.in. zamieściła satanistyczny wiersz młodego Marksa. Mnie zaniepokoił bardzo. Intencje dobre, tylko że obiektywnie było to propagowanie satanizmu.

Na marginesie, innym dowodem było zamieszczenie wyznania pewnej osoby, którą poznałem na studiach, o tym, że w wieku ok.10 lat była molestowana przez księdza, o którym wiedziałem, że był ważną osobą dla innych moich znajomych. Tak bardzo nie mieściło mi się to w głowie, że wtedy odebrałem to wyznanie jako diabelski atak na Kościół. Jaką intencję miała redakcja nie wiem – może odwrotnie, działaniem szatana ilustrującym wątek przewodni miał być upadek tego duchownego?

Dziękuję za ten tekst. Rzetelnie tłumaczy o co chodzi w całej tej sprawie, bo z przekazu mediów nic nie dało się zrozumieć. Dla mnie sama scenka nie jest problematyczna. Jest bardzo realna. Zwłaszcza nie przemówiło do mnie biadolenie o wrażliwości dzieci (to nie były przedszkolaki, nastolatkowie spotykają się z przemocą, nie udawajmy, że żyją wśród cukrowej warty).
Jednak kontekst w jakim została przedstawiona jest szokujący.
Ta sama scenka w różnej interpretacji może różnie działać. Chyba „obrażenie się na rodziców” jako przyczyna całej tragedii jest pierwszym nieporozumieniem. Tak jakby rodzice zawsze mieli rację, nie było rodziców godnych buntu. To spłaszczenie świata młodych ludzi i pchanie w „bezbłędną twierdzę”. Kolejna rzecz – chłopak nie został ukarany (i tak też bywa), bo chyba miał być personifikacją grzechu, a nie realną osobą, sprawcą. Tyle, że taki zabieg jest niedopuszczalny, w momencie, kiedy dosłowne interpretacje mogą być krzywdzące dla całej grupy osób (ofiary gwałtów).

Scenka jest problematyczna. Zaś co do wrażliwości, już nawet nie chodzi o wrażliwość, a o prawo. Młodzieży nie wolno prezentować scen przemocy. I nie ma znaczenia, że w telefonach oglądają gorsze rzeczy. Oglądają też pornografię, co nie znaczy, że można ją prezentować.

A co można napisać, w kontekście tej tam ewangelizacji o takich zdarzeniach jak, porwanie i torturowanie nastolatki w Poznaniu, czy eksperymentach seksualnych w szkole w Niechanowie? Uczestnicy tych zdarzeń przechodzili przez nauczanie religii w szkołach, co zatem mogło skłonić ich do takich zachowań?

Pierwszym problemem jest sekularyzacja Kościoła Katolickiego. Natomiast rekolekcje powinni głosić Kapłani a nie ludzie świeccy! Patrzmy na podstawę całej sytuacji która jest zepsuta a nie owoce! Kościół zapiera się własnej Tradycji … To dlaczego się dziwimy że takie ,, kwiatki ” wychodzą ?