Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

W jaki skandal układa się mozaika Rupnika?

Zbigniew Nosowski. Fot. Więź

Światowa sława wybitnego artysty w połączeniu z watykańskimi układami hierarchiczno-koleżeńskimi uczyniła słoweńskiego jezuitę nietykalnym.

Od kilkunastu dni zagraniczne media katolickie wnikliwie analizują zarzuty wobec słoweńskiego jezuity, ks. Marko Ivana Rupnika, światowej sławy twórcy mozaik sakralnych. Oddzielnie prezentujemy ustalenia, jakie zgromadziła na ten temat Monika Białkowska. Poniżej: komentarz Zbigniewa Nosowskiego

Kilkakrotnie byłem ostatnio pytany, czy już odbijamy się od dna, jeśli chodzi o kościelne skandale związane z wykorzystywaniem seksualnym. Za każdym razem odpowiadałem, że intuicja podpowiada mi, iż do dna jeszcze nie dotarliśmy, choć trudno wyobrazić sobie, co jeszcze nas czeka.

No i właśnie mamy kolejny poziom dna. Z polskiej perspektywy sprawa słoweńskiego jezuity Marko Ivana Rupnika nie porusza masowej wyobraźni.  Ale inaczej jest w skali Kościoła powszechnego.

Antybohaterem jest tu bowiem człowiek powszechnie uważany za współczesnego światowego guru mozaiki sakralnej, autorytet teologiczny w dziedzinie relacji między wiarą a sztuką oraz, co tu najważniejsze, uznany rekolekcjonista i kierownik duchowy. A znane i potwierdzone zarzuty pokazują, że mamy do czynienia z grubym skandalem mistyczno-erotycznym, z połączeniem przemocy duchowej, psychicznej i seksualnej (a być może także fizycznej), z ewidentnym nadużyciem autorytetu spowiednika, ze zdegenerowanym sumieniem sprawcy oraz wielokrotnym gwałceniem sumień zakonnic w ramach kierownictwa duchowego.

W kwestii rozliczania przypadków wykorzystania seksualnego z watykańskimi urzędami i urzędnikami mamy kłopot jeszcze większy niż z polskimi biskupami

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Mało tego, w dziwne i skrajnie nieprzejrzyste działania wokół oskarżeń zamieszani są – w dużej mierze w dobrze nam znanym duchu „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie” – wysocy urzędnicy kurii generalnej jezuitów oraz Dykasterii Nauki Wiary (DNW), czyli watykańskiego organu odpowiedzialnego za prowadzenie dochodzeń w kwestiach wykorzystania seksualnego osób małoletnich oraz (jak w tym przypadku) bezradnych osób dorosłych.

Najkrócej mówiąc, światowa sława wybitnego artysty w połączeniu z watykańskimi układami hierarchiczno-koleżeńskimi uczyniła Rupnika nietykalnym. Jak się okazuje, zarzuty przeciwko niemu dwukrotnie wpływały do Dykasterii Nauki Wiary i w obu przypadkach urzędnicy umiejętnie stosowali prawo w taki sposób, żeby artysta nie otrzymał w praktyce żadnej kary kanonicznej.

Problem z Watykanem

Fakty w tej sprawie znakomicie zebrała Monika Białkowska, nie będę więc ich tu streszczał – koniecznie odsyłam do lektury tekstu koleżanki. Od niej niech zresztą przyjdzie pierwszy komentarz.

Gdy Monika pisała swój tekst, sporo dyskutowaliśmy, wspólnie weryfikując dostępne informacje. Komentowaliśmy też roboczo pojawiające się powiązania kierownictwa DNW z Rupnikiem, a ja dodawałem inne znane mi przykłady watykańskiej pobłażliwości wobec sprawców. Wtedy Monika Białkowska – doświadczona przecież teolożka i dziennikarka – stwierdziła: „Jeszcze miesiąc temu próbowałabym wierzyć, że robią tak przede wszystkim dlatego, żeby kogoś nie osądzić pochopnie; teraz już tak nie mogę zakładać”.

We mnie tej wiary w przyzwoitość panującą w strukturach watykańskich już dłuższy czas nie ma. Zbyt dużo miałem w ostatnich latach przykładów pokazujących, że (dziwnie to zabrzmi dla krajowych czytelników i obserwatorów) w kwestii rozliczania przypadków wykorzystania seksualnego z watykańskimi urzędami i urzędnikami mamy kłopot jeszcze większy niż z polskimi biskupami.

Przecież to na przykład od Watykanu (dla uproszczenia posłużę się tym nieprecyzyjnym, ale publicystycznie pojemnym pojęciem) zależy, czy wreszcie zostanie ogłoszony wyrok drugiej instancji w procesie kanonicznym ks. Andrzeja Dymera. Werdykt ten zapadł już niemal dwa lata temu, 12 lutego 2021 r., a do tej pory nie poznał go nawet wykorzystany przed laty przez Dymera jako nastolatek obecny franciszkanin Tarsycjusz Krasucki.

Ponad rok temu ojciec Tarsycjusz – podczas konferencji o ochronie małoletnich w Kościele, zorganizowanej w Warszawie – przekazał swój odręcznie napisany po włosku list do papieża Franciszka, z prośbą o publikację wyroku w sprawie ks. Dymera. Przekazał go przez najlepsze możliwe ręce – przewodniczącego Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich, amerykańskiego kardynała Seana Patricka O’Malleya.

Po miesiącu franciszkanin otrzymał list potwierdzający natychmiastowe przekazanie pisma adresatowi oraz zapewnienie o wyrazach solidarności – i to wszystko! Papież ani żaden z jego urzędników nie raczył przez 15 miesięcy cokolwiek merytorycznie odpowiedzieć skrzywdzonemu zakonnikowi, który wcześniej przez ponad ćwierć wieku był wodzony za nos przez kolejne kościelne instytucje… Analogicznie bez odpowiedzi pozostały także listy do papieża od słoweńskich zakonnic wykorzystywanych przez Rupnika, o czym pisze Monika Białkowska.

Sporo słyszałem też opowieści z polskich diecezji o tym, jak długo, nieprzejrzyście i niedialogowo załatwiane są sprawy wykorzystania seksualnego w watykańskiej dykasterii (poprzednio: kongregacji). Żaden z księży tego nie opowie pod nazwiskiem ani w szczegółach, bo sam opis sprawy, nawet zanonimizowany, pozwalałby łatwo zidentyfikować dany przypadek.

Pozostanę więc na ogólnej konstatacji, że coraz częściej decyzje przychodzące do diecezji z Watykanu są zaskakująco łagodne. Zdarzają się nawet sytuacje duchownych skazanych prawomocnym wyrokiem sądu państwowego, których Stolica Apostolska nie usuwa ze stanu kapłańskiego (a jest to jej wyłączna prerogatywa, zaś hasło „zero tolerancji” wciąż jest dumnie wypisywane na kościelnych sztandarach). To wszystko oznacza, że główna kościelna instytucja mająca służyć rozwiązywaniu problemów, niekiedy nawet te problemy mnoży.

Doskonale znane są inne przykłady kompletnej nieprzejrzystości ze strony Watykanu: opisywane wielokrotnie na tych łamach werdykty w przypadkach hierarchów oskarżanych o tuszowanie przestępstw seksualnych. To nie z polskich diecezji, lecz właśnie ze Stolicy Apostolskiej pochodzą przecież te nieczytelne, pozbawione jakichkolwiek uzasadnień komunikaty! W tym przypadku chodzi już o inną dykasterię – ds. biskupów. Jak wiadomo z postępowań w sprawach biskupów Andrzeja Dzięgi i Andrzeja Dziuby, nie radzi sobie ona także z elementarną sprawnością działania, pozostając bezradną wobec działań adwokatów mnożących formalności mające służyć przedłużaniu procesów. 

Kolega rozlicza kolegę

Mógłbym tak kontynuować, ale trzeba wrócić do Rupnika. Jego przypadek, co trzeba dodać, ujawniły włoskie i amerykańskie konserwatywne portale katolickie, które chętnie zajmują się zwalczaniem reform papieża Franciszka. Ale to, jaki oni robią z tego użytek, to sprawa absolutnie wtórna wobec faktów, które wychodzą tu na jaw.

Okazuje się bowiem na przykład, że przez prawie cały czas prowadzenia obu spraw Rupnika w Kongregacji Nauki Wiary (dziś: Dykasterii) sekretarzem tego organu był włoski duchowny Giacomo Morandi, który od lat jest bliskim współpracownikiem artysty i wielbicielem jego twórczości, przez wiele lat był wykładowcą w instytucie teologicznym w ramach prowadzonego przez Rupnika Centrum Aletti. W 2009 r. ks. Morandi wydał książkę „Belleza, luogo teologico di evangelizzazione” [Piękno, teologiczne miejsce ewangelizacji], poświęconą twórczości Rupnika w kaplicy Redemptoris Mater, ze wstępem kard. Tomasza Špidlika. Mało tego, pracując w Kongregacji Nauki Wiary, Morandi po prostu mieszkał w Centrum Aletti!

Do KNW ks. Morandi trafił jako podsekretarz w październiku 2015 r. W lipcu 2017 r. został jej sekretarzem, w randze arcybiskupa. Sekretarzem kongregacji pozostał do stycznia 2022 r., gdy papież mianował go biskupem diecezji Reggio Emilia-Guastalla.

A przypomnijmy za Białkowską, że: pierwsza sprawa Rupnika trafia do KNW w 2019 r., druga zaś w 2021 r. W pierwszym przypadku kongregacja najpierw potwierdziła ekskomunikę zaciągniętą automatycznie przez Rupnika kilka lat wcześniej, lecz natychmiast uznała, że sprawca zrozumiał swój błąd i odpokutował – więc jeszcze w tym samym miesiącu karę uchyliła. Wszystko zgodnie z prawem kanonicznym: karę najpierw uznano, a potem uchylono…

W drugim przypadku dykasteria pochyliła się z głęboką troską (uwaga, ironia!) nad zeznaniami wykorzystanych zakonnic, lecz nie powiązała tej sprawy z poprzednią i skwapliwie uznała, że okres przedawnienia już dawno upłynął. Mogła, co prawda, ten upływ przedawnienia uchylić (zgodnie z prawem kanonicznym, DNW może to zrobić w uzasadnionych przypadkach i wielokrotnie z tego prawa korzystała), ale nie musiała… A skoro nie musiała, to ponownie wszystko odbyło się zgodnie z prawem kanonicznym, więc niech się żadni złośliwcy nie czepiają.

A warto jeszcze dodać, że w 2017 r. głównym konsekratorem Morandiego na biskupa był abp Angelo De Donatis (od 2018 r. kardynał), obecnie wikariusz Rzymu, który uważany jest za duchowego syna Rupnika i, jak podaje Monika Białkowska, obecnie intensywnie broni słoweńskiego jezuitę.

Jak zawsze, takie powiązania wcale nie muszą być wykorzystywane dla tuszowania przestępstw. Ale mogą i wyglądają w tym kontekście bardzo podejrzanie! Dlatego Stolica Apostolska powinna wreszcie pilnie wdrożyć standardy postępowania, w których nie będzie możliwe, aby postępowania były nadzorowane przez bliskich znajomych czy współpracowników oskarżonego.  

Niezbędne kościelne #metoo

Na tyle, na ile znamy fakty, można również zgłaszać poważne zastrzeżenia wobec działań najwyższych władz Towarzystwa Jezusowego. Nie tylko (co akurat oczywiste) pod względem komunikacyjnym…

Myślę, że na długo przykładem skrajnego lekceważenia dla osób pokrzywdzonych powinna pozostać fraza generała jezuitów: „Przecież on ma bardzo poważne zobowiązania artystyczne…”. W ten sposób ks. Arturo Sosa usiłował uzasadniać dalsze wspieranie twórczości Rupnika przez zakon. A przecież innymi słowy oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko: poważni mecenasi zapłacili mu tak duże zaliczki, że nie można tych prac przerwać jedynie z tego powodu, że jakimś kobietom coś sprzed lat się przypomniało…

Mistyczno-artystyczno-erotyczne pomieszanie, z jakim mamy do czynienia w przypadku Rupnika, możliwe jest jedynie na gruncie religijnym. Trzeba obnażyć całą przewrotność tej strategii duchowego uwodzenia, aby móc skutecznie zapobiegać podobnym sytuacjom w przyszłości

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

A poza tym, mówił Sosa, w sprawie „nie było małoletnich”, zaś sankcje „muszą być proporcjonalne wobec faktów”. Czyli dla generała jezuitów wciąż – w 2022 r.! – akty przemocy duchowej, psychicznej i seksualnej wobec zakonnic ze strony ich spowiednika i kierownika duchowego to zdarzenia o niewielkim znaczeniu, po prostu drobne sprawy pomiędzy dorosłymi ludźmi…

Coraz wyraźniej widać, że w Kościele niezbędna jest akcja edukacyjna na wzór #metoo, w której kobiety opisywały swoje doświadczenia molestowania seksualnego ze strony mężczyzn, od których były zależne, zwłaszcza w życiu zawodowym. Skoro nawet wybitni przedstawiciele kościelnej hierarchii wciąż nie rozumieją przemocowej i klerykalnej natury takich nadużyć, to nie ma lepszej metody niż je szczegółowo opisywać (tak jak w przypadku Rupnika uczyniła to, cytowana przez Białkowską, Anna).

W Polsce o łączeniu przemocy seksualnej z duchową i psychiczną stara się mówić – w oparciu o doświadczenia osób skrzywdzonych – Inicjatywa „Zranieni w Kościele”. Już w rekomendacjach po pierwszym roku działalności Inicjatywy, znalazł się postulat zwrócenia uwagi na wykorzystywanie seksualne dorosłych osób zależnych od duchownych (np. siostry zakonne, klerycy, czasem także dorosłe kobiety w relacji zależności od duszpasterza, osoby dorosłe w sytuacjach kryzysowych).

Twórcy Inicjatywy „Zranieni w Kościele” podkreślają, że w kościelnych przepisach brakuje odpowiednika art. 199 par. 1 kodeksu karnego, mówiącego o nadużyciu stosunku zależności lub wykorzystaniu czyjegoś krytycznego położenia dla osiągnięcia korzyści seksualnych. „Zazwyczaj w Kościele zakłada się, że relacje seksualne między osobami dorosłymi – również te, które uznawane są za niemoralne i grzeszne – odbywają się za obopólną zgodą; jest to jednak niekiedy założenie odległe od rzeczywistości, jeśli jedną ze stron jest mężczyzna wyposażony w sakralny autorytet instytucji kościelnej”.

Sprawa Rupnika z całą mocą pokazuje, jak bardzo głos krzywdzonych dorosłych kobiet był przez lata lekceważony – jako kobiet, jako zakonnic, jako podległych duchowemu autorytetowi wybitnego jezuity. Mistyczno-artystyczno-erotyczne pomieszanie, z jakim mamy do czynienia w tym przypadku, możliwe jest jedynie na gruncie religijnym: związane było z kierownictwem duchowym, z sakramentami Eucharystii i pojednania, z wykorzystywaniem duchowych poszukiwań, lęków i niepokojów krzywdzonych kobiet. Trzeba więc obnażyć całą przewrotność tej strategii duchowego uwodzenia, aby móc skutecznie zapobiegać podobnym sytuacjom w przyszłości.

Przy tak głębokim niezrozumieniu przemocowej natury tych relacji oraz krzywdy zakonnic skandaliczne błędy komunikacyjne jezuitów są już tylko „drobną” konsekwencją. Przecież dopiero po przeciekach medialnych kuria generalna jezuitów zaczęła stopniowo (i pokrętnie) ujawniać fakty. Gdyby nie media, nadal byśmy nic na ten temat nie wiedzieli. Skandal został we współpracy jezuicko-watykańskiej skutecznie zamieciony pod dywan i miał pod tym dywanem pozostać! A maluczcy mieli wciąż czcić wielkość słoweńskiego duchownego. Zaś jego ofiary miały nadal borykać się z syndromem niewdzięcznic, które śmiały oskarżyć wybitnego artystę, przyjaciela papieży… 

Co wiedział papież, wersja 2.0

Jest wreszcie aspekt sprawy dotyczący osobiście papieża Franciszka. Choćby dlatego, że on sam jest jezuitą i prawdopodobnie jest informowany o ważnych sprawach dotyczących zakonu. Ale dużo bardziej dlatego, że miał osobiste relacje z Rupnikiem: cenił go, zlecał mu prestiżowe zadania (np. utworzenie logotypów kolejnych ważnych kościelnych wydarzeń), zapraszał go do wygłoszenia rekolekcji. Czy możliwe jest, aby Franciszek wierzył Rupnikowi tak bardzo, że dał się wciągnąć w jego makiaweliczne rozgrywki i podejmował działania na jego korzyść?

Z oficjalnych komunikatów watykańskich wiadomo, że 3 stycznia 2022 r. papież Franciszek przyjął Rupnika na prywatnej audiencji. Z jezuickich informacji wynika, że w tym samym czasie kończyło się postępowanie w sprawie skarg złożonych na artystę przez słoweńskie zakonnice. Czy sprawa ta mogła być przedmiotem rozmowy Rupnika z najważniejszym jezuitą na świecie?

Czy o zarzutach wobec Rupnika papież rozmawiał z szefem Dykasterii Nauki Wiary – także jezuitą, kardynałem Luisem Ladarią? Generał zgromadzenia Arturo Sosa nie znał odpowiedzi na to pytanie, ale uważał, że jest to niewykluczone i mówił, że jest w stanie wyobrazić sobie, iż o takiej decyzji prefekt Ladaria mógł rozmawiać z papieżem. Jezuici twierdzą natomiast, że sami papieża o sprawie nie informowali.

Jeszcze ciekawszą sprawą są piątkowe kazania wielkopostne, jakie Rupnik głosił dla papieża i Kurii rzymskiej w marcu 2020 r. Zazwyczaj wygłaszał je kaznodzieja Domu Papieskiego, kapucyn o. Raniero Cantalamessa. Wtedy jednak był chory, więc Rupnik go zastępował. Czyja to była inicjatywa? Czy fakt, że to właśnie Rupnik głosił te konferencje w marcu, mógł wpłynąć na – podjętą dwa miesiące później – decyzję KNW o tak szybkim zniesieniu ekskomuniki?

Prawdopodobnie na te pytania odpowiedzi nie poznamy, więc postawa papieża w tej kwestii pozostanie w sferze domysłów. Tak też być nie powinno. Przecież czytelne jest, że sprawa Rupnika może mieć potencjał porównywalny nawet z aferą Marciala Maciela Degollado – i to dwojako. Chodzić tu może zarówno o wciąż nieznane fakty samych aktów przemocy i krzywd, jak i o możliwe konsekwencje sprawy dla papieża, który niewątpliwie darzył Rupnika zaufaniem. W jaki całościowy obraz ułoży się ta mozaika mistyczno-erotycznej przemocy wymieszanej z hierarchiczno-koleżeńskimi układami – wciąż nie wiemy.

Wesprzyj Więź

A w Polsce smutnym paradoksem pozostaje, że Rupnik jest twórcą mozaik w krakowskim sanktuarium św. Jana Pawła II. Otrzymał to zlecenie bezpośrednio od metropolity krakowskiego, kard. Stanisława Dziwisza wbrew koncepcji architekta kościoła Andrzeja Mikulskiego. Architekt oryginalnie przewidywał tam zresztą na ścianach (nota bene, otynkowanych także wbrew jego wizji) mozaiki… Aleksandra Kornouchowa.

Swoim zakłamanym życiem słoweński jezuita jako autor dekoracji w tym akurat kościele (pomijając wartość artystyczną tych dzieł, której nigdy nie udało mi się dostrzec) dopisał w ten sposób jeszcze jeden rozdział do dyskusji o postawie Kościoła, w tym polskiego papieża, wobec przemocy seksualnej. Obecnie od decyzji jezuitów i najwyższych władz kościelnych zależy, czy w przyszłości przewodnicy po krakowskim sanktuarium na pytanie „I co Kościół zrobił z Rupnikiem, gdy wyszła na jaw jego przewrotność?” będą nadal musieli odpowiadać ze wstydem, czy też jednak z podniesionym czołem.

Przeczytaj także: Tarsycjusz Krasucki OFM, Moje wychodzenie z cienia

Zranieni w Kościele

Podziel się

12
9
Wiadomość

Coraz bliżej jestem konstatacji, że zakłamana, przeżarta złem grupa ludzi ukradła Kościół wiernym, ukradła mój Kościół. Z tego faktu nic nie wynika, bo jestem, można powiedzieć 'małym żuczkiem’, pewno jak wielu pozostałych. Moja nadzieja rośnie o tyle, że Kościół ukradli też Bogu. I liczę, że Bóg w pewnym momencie coś zrobi, swoim zwyczajem przemieniając okropny syf w coś wartościowego i pięknego.

Kiedy niby ukradła? Opiero w 1968? Naprawdę sądzie Pan, że kiedyś Kościół był krystalicznie czysty, bez grzechu, że ten grzech pojawił się dopiero w jakimś straszliwym momencie zawinionym przez Onych?
A może on był zawsze, a dopiero niedawno minął lęk, pojawili się odważni dziennikarze, pojawił się Internet jako medium niezależne od władzy? Pojawił się zbiorowy okrzyk: „Król jest nagi!”

Ale czy wynikało to z realnego stanu Kościoła czy z braku wolnych mediów blokowanych nie tylko przez cenzurę państwowa, ale również przez pozycję samego Kościoła, kult JPII oraz tendencję większości Polaków do nie dawania wiary wszystkiemu, co z wizerunkiem idealnego Kościoła się kłóciło?

Kościół lat 80 nie był inny. Momentami bywał nawet gorszy. Jedynie wiedza nie była taka powszechna. Gdyby sprawa jak ta wyszła w latach 80 to byśmy się nie dowiedzieli, choćby dlatego, że nie było internetu, a gazety o takich sprawach nie pisały.

@Jerzy
Tak jak Marek2 uważam, że KK w latach 80-tych nie był inny tylko nie wiedzieliśmy co się tam wyprawia a więc sprawiał wrażenie innego…
Był taki sam. Jak nie gorszy.
Wiele spraw teraz ujawnionych (Cybula, Jankowski, Surgent etc.) to sprawy dokładnie z tego okresu i jak widać nie ominęło też to ludzi ze świecznika, których znała cała Polska.

Dla nich przekleństwem jest internet i dziennikarstwo śledcze.
Gdyby nie to do tej pory myślałby pan jaki KK jest „bliski Ewangelii”

Rozumiem Waszą argumentację, tylko że oceniacie Kościół jako całość, a ja mam na myśli Kościół z którym się stykałem, księży których znałem i życie wokół mojej parafii. Bez cienia ironii mogę powiedzieć, że to był mój Kościół.

@Jerzy
Nikt nikomu niczego nie ukradł.
No chyba, że pisze pan o jakichś zupełnych początkach chrześcijaństwa…

Nic nowego pod słońcem. Tak zawsze było i będzie.
Jedyna różnica jest taka, że kiedyś nie sposób było się dowiedzieć o jakichś wynaturzeniach / przestępstwach aby być ich pewnym.
Bardziej traktowane to było jak plotki, „ludzie mówią”, niesłuszne oskarżenia i „prowokacje” etc.

Obecnie internet zrobił swoje… prawda wychodzi na jaw szybciej, obojętnie jakiego zakątka świata dotyczy i jest prostsza do udowodnienia.

Racja. Chyba nie było gorszego czasu w Kościele, za nieczystością dokyrynalną idą nieczystości w innych dziedzinach, stąd taki zalew skandali u samych szczytów. I dziwię się zdziwieniu niektórych,którzy nie wyciagają wniosków,że nie może byc dobrze w Kościele ktory nosi w swojej stolicy Pachamamę na podeście zamiast Maryi.

Ewa, bo to zwyczajnie błędny wniosek. Był okres, gdy Kościół stawiał na podeście Maryję, przełom XVII i XVIII wieku. Zgnilizna moralna Kościoła była wówczas dalece większa, niż dziś.

Zanchetta. Papież prorok. Ukraina.

https://wiez.pl/2020/12/28/czy-kosciol-to-nie-pomylka-rzecz-o-rozpuszczaniu-pewnej-skorupy/

Tak przypomnę.Taka wtedy byłam. Śmiała i nieśmiała jednocześnie.
Jednocześnie, bo widziałam jak mało się dzieje i ostro pisałam, że to słaby pisk.
Ale też nie miałam pojęcia ile już inne osoby robią. Dziennikarze. Jak po grudzie.
A co mogłam sama? Nic. I dalej nic.

Teraz mam inne spojrzenie i świadomość i dalej powtórzę ten komentarz.
W całości. Wraz z moim hasłem. Kwiatek na betonie.
To, że wyrośnie – żadne halo – ot beton trochę się wykruszył.

Jakiś abp usiadł na schodach – inny zrobił sympatyczną zbiórkę.
Dacie się dalej nabrać? Ja już nie.
Żadne nasze działanie nie będzie miało sensu, jeśli nie zmieni się system.
To będzie tylko łatanie dziur.
Ratowanie kolejnych skrzywdzonych… przez ten sam system. Obcinanie strzępów.
Beczka Danaid.
Przecież wiecie jak są bezkarni.
Więź, Monika…
Ile razy?

Chwalebne niedociągnięcia.
Prawda?

A i maluczcy i żuczki.
Akurat tak o sobie nie myślę, raczej o tych abp i bp.
To dopiero żuczki systemu.
Tego z Krakowa serdecznie pozdrawiam.

Tak, wyrok zapadł wobec juz nie żyjącego ks…. Pana Dymera ale jest ukrywany! Tak przez

kongregacje watykańskie jak przez kurię w Gdansku i w Szczecinie a wyrok zna abp….. Dzięga! I co? I nic! On ma w głebokim poszanowaniu wszystkie osoby wykorzystane w diec. szczecinskokamienskiej! W także O. Tarsycjusza jak i O. Marcina.
I ten człowiek mówi nam o Bogu! Obłuda , hipokryzja, faryzeizm do ntej potęgi!

Tak naprawdę, wszyscy dla których Kościół jest / był ważną częścią życia są dziś „skrzywdzeni w Kościele”. Oczywiście nie chodzi o to, żeby zrównywać to skrzywdzenie z cierpieniem osób wykorzystywanych seksualnie czy / i emocjonalnie, ale przez działania hierarchów kościelnych cierpią wszyscy, którzy nie chcą żyć w kłamstwie, nie chcą zamykać oczu na bolesną prawdę o nadużyciach a wręcz zbrodniach popełnianych przez ludzi Kościoła. Kilka lat temu zostałam zapytana jak mogę wciąż być w „takim” Kościele, wtedy jeszcze z wiarą i przekonaniem odpowiadałam, że nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej, zło jest głośniejsze, bardziej rzucające się w oczy, a przecież w Kościele jest mnóstwo wspaniałych ludzi świeckich i duchownych, dobrych inicjatyw itp., To wszystko jest prawdą, tylko coraz częściej mam wrażenie, że nie stanowi odpowiedzi na pytanie, a te argumenty nie przekonują już nawet mnie samej. Ten „gmach” jest już tak przegniły, że chyba nie ma innej drogi jak poczekać aż się zawali i na solidnych Chrystusowych fundamentach zacząć odbudowę. I potrzebny byłby pewnie nowy Franciszek, ale niestety nie jest to ten urzędujący dziś w Watykanie…

Dziękuję ci za ten komentarz, Beata. Czuję się (w daleeeekiej analogii do naprawdę skrzywdzonych) skrzywdzony w Kościele, przez takie akcje Kościoła. Przez to, że wierzyłem przepowiadaniu, wzywaniu do wiary, że wierzyłem, że to instytucja boska. I takie historie mnie dobijają.

Ale wiesz, Franciszek wg mnie, nie wiem czy jest współwinny, bezsilny czy jaki, ale pamiętam jego list do Ludu Bożego. On już wtedy to widział i powtarzał za Pawłem – że gdy cierpi jeden członek, cierpią wszystkie. Jeszcze raz powtarzam, prawdziwymi ofiarami są tu osoby doświadczone przez nadużycia seksualne, ale chyba wszyscy wiedzą o jaki rodzaj bólu mi chodzi.

O. Żak mówił ,, wierzchołek góry lodowej” i miał jednak rację. A gdzie indziej porównywał do sytuacji wygnania do Babilonu – że Cyrus (świecki, niewierzący) stał się narzędziem pomsty, oczyszczania Ludu, w rękach Boga. Ale w tej metaforze kim są katoliccy dziennikarze śledczy? Prorokami?

Nie zgadzam się na ogół z Pana receptami, ale to dopiero po drugie, bo po pierwsze i najważniejsze, diagnozy stawia Pan Kościołowi prawdziwe. Nie dezawuuje Pan informacji konserwatywnych mediów katolickich, nie oszczędza Pan Franciszka, z którym wiązał Pan tak duże nadzieje – to unikalna postawa. Mam do Pana zaufanie. Dziękuję.

„Wicie, rozumicie” – to wystarczy za cały komentarz do tej kolejnej farsy. Termin „struktury grzechu”, które zostały wymyślone dwa pontyfikaty do tyłu, świetnie pasuje do struktur Stolicy Apostolskiej i jej lokalnych emanacji. A miało służyć do opisu systemu monopartyjnego totalitaryzmu… .

Wstrętna sprawa. I te tłumaczenia, że „Rupnik jest nie do ruszenia”. Jakoś nie mogę oprzeć się temu wyobrażeniu, że jednym z kluczowych argumentów było: „No tak, no książek to byśmy się może jeszcze pozbyli, ale te całe mozaiki… No co my z nimi zrobimy. Dajcie spokój! Tyle remontów? Przecież to się miedzy Świętami nie zdąży! No, dajmy spokój. No, coś innego dajcie. Lekcjonarze może zreformujmy. Albo szaty. O! To jest dobry pomysł!” Śmiech przez łzy.

Nie sądzę by była potrzeba likwidacji jego witraży. Dzieło po ukończeniu żyje swoim własnym życiem.
Ile dzieł trzeba by zniszczyć gdyby chcieć w ten sposób ukarać twórcę!
„Wielki testament” Francois Villona pozostanie wielki niezależnie od przestępstw autora. Nie sądzę by Rupnik był znaczącym artystą, mi jego styl nie odpowiada, ale jednak nie byłbym zwolennikiem rozbijania tych okien….

Marek2, a jednak z pomnika w Licheniu sprawcę trzeba było usuwać. Sztuka sztuką, ale weź teraz zaproś znowu do Łagiewnik skrzywdzonych, niech się modlą pod mozaikami które wyszły spod ręki gwałciciela. Wybacz porównanie, to trochę, jakby ocalałych z Holokaustu zapraszać do wnętrza, gdzie na ścianach wiszą akwarele Hitlera. Których też nie ma sensu niszczyć, palić, czy zamalowywać. Ale jego akwarele nie służą do celów sakralnych.

Czy Rupnik sam siebie na którymkolwiek witrażu przedstawił na wieczną rzeczy pamiątkę? Jeżeli tak, to likwidacja takiego wizerunku byłaby możliwa. A nawet całości projektu, bo jak z niego wyjąć część bez burzenia całości? Jeśli nie przedstawił siebie to należy się mocno zastanowić i nie działać pochopnie.

Marek2, tak, przedstawiał siebie. Ale przecież nie o to tu chodzi. Chodzi o to, że dostajesz propozycję kontemplacji Boga przez dzieło, które wyszło spod ręki gwałciciela.

Porównuję te mozaiki z artystycznego punktu widzenia, Rupnika i te Kornuchowa (Kornoukhova). To jest przepaść. Jedne i drugie nawiązują do tradycji bizantyjskiej, jednak Rupnik trzyma się stylizacji sztuki naiwnej. Kornuchow szuka dojrzałości, chwyta to co w sztuce bizantyjskiej przemawia do widza, powagę tematu. Flirt Rupnika ze sztuką naiwną nie daje się obronić, bo wartością naiwności artystycznej jest szczerość twórcy, a nie braki w edukacji. Dlaczego teolog oferuje nam obrazy gdzie Chrystus i apostołowie patrzą na nas oczami pluszowych miśków (choć ja w nich widzę pustkę jak otchłań)? Otóż wydaje się, że taki obraz religii, rzekomo dla pokrzepienia serca, nam się oferuje. Religię na uczuciowo, na naiwnie, na egzaltowanie. Pluszaki dla pluszaków, naiwność dla naiwnych, a każde trącenie tej naiwności oskarża się o gaszenie maluczkich. Nie pojmuję kariery tego artysty-księdza, a może pojmuję z niepokojem o to co sobie uświadamiam. Pewien kult naiwności w sztuce sakralnej staje się czymś w rodzaju odpowiedzi na kryzys. Przecież przez całe wieki taka sztuka była w kościele nieobecna (i pomyli się ten, który wspomni twórczość ludową, twórczość ludowa zdegenerowała się do wtórności wraz z jej komercjalizacją dopiero w pół. zeszłego wieku). Naiwność oferowana wiernym jako cnota, uczucia łatwe do manipulacji, unoszenie się dziecinnością. Nie ma większego szczęścia niż stanąć jak dziecko wobec Boga, ale nie kiedy za tym szczęściem ktoś przemyca się przemoc i gwałt.

„Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce.”

@Basia
Dziękuję za Twoją opinię. To taki Disney w sztuce. Ładny i tyle. Ładny ładnością prostą i pozbawioną głębi. Obliczoną na efekt. Cóż całe przedsiębiorstwo z tego Rupnika. Ilu takich?

„Najkrócej mówiąc, światowa sława wybitnego artysty w połączeniu z watykańskimi układami hierarchiczno-koleżeńskimi uczyniła Rupnika nietykalnym.”
Dlatego póki to tak wygląda, nie ma szans na zmiany 🙁 niestety. Brudy straszne w moim Kościele zostają ukazane, ale nie ma prania brudów, jest próba przemilczania.
Chcę chyba, aby mój Kościół był biednym, prostym kościołem.
I tylko utwierdziłam się, aby w żadne grupy duchowe nie wchodzić.
I tak naiwnie na poczatku byłam po stronie Franciszka, ale teraz pewne zachowania odbieram jako odegranie roli „fajnego” papieża, teraz – to juz wielkie rozczarowanie: od podejścia do wojny na Ukrainie po to, jak wobec tego Rupnika się zachował.
Jest niczym w świecie Sofoklesa:
„Czas wie wszystko
I odsłoni
Każdej winy brud.”

To prawdopodobnie jest złoty wiek Kościoła, także pod względem etycznym. Całkiem możliwe, że nigdy nie było lepszych księży niż teraz, instytucje nigdy nie działały tak dobrze, a sprawiedliwości nigdy nie wymierzano tak szybko i sprawnie, jak dzisiaj. Powiecie może, że to jakiś nonsens? Nie, to trzeźwe spojrzenie na świat, w którym Kościół jest zanurzony. Tak, wydaje się nam (głównie dzięki mediom) że jest więcej wojen, więcej zbrodni, że wszystko idzie ku gorszemu. Ale gdy spojrzeć bez emocji, to jednak ludzie żyją dłużej, mniej jest przemocy, mniej głodu i nawet chorób. I Kościół nie jest tu jakimś wyjątkiem. Ostatnie kilkadziesiąt lat to może pierwszy okres w jego dziejach, gdy przyłożono doczesną sprawiedliwość do jego poczynań, więc oczywiście że wygląda to fatalnie. Po setkach lat całkowitej bezkarności i braku odpowiedzialności nie może być inaczej. Ale i tak przypuszczam, że sto czy dwieście lat temu było o wiele gorzej.

Tak samo, gorzej czy o wiele gorzej, to należałoby zbadać, a nie zakładać a priori. Tylko za bardzo nie ma jak. Nawet archiwa watykańskie pełnej prawdy nie powiedzą. Ale nie można zakładać, że do hippisow wszystko było cacy. To nawet nie naiwność, to próba wykreowania wroga i zrzucenia na niego odpowiedzialności.
Wystarczy poczytać felietony Boya-Żelenskiego z lat 30-tych w kwestiach kościelnych. Ale wtedy był on i jemu podobni bezsilnymi wobec potęgi Kościoła. Teraz jego zza grobu zwycięstwo.