Zima 2024, nr 4

Zamów

S. Kowalska: Dialog międzyreligijny to nie tyle tworzenie dokumentów, co sposób bycia

Siostra Katarzyna Kowalska. Fot. Maskacjusz TV / YouTube

Dzisiaj w wielu krajach większość osób zaangażowanych w dialog międzyreligijny to kobiety, podczas gdy plakaty reklamujące wielkie wydarzenia międzyreligijne pokazują głównie starszych mężczyzn w strojach duchownych – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu” siostra Katarzyna Kowalska, teolożka i religioznawczyni.

W najnowszym „Tygodniku Powszechnym” ukazała się rozmowa Agnieszki Piskozub-Piwosz z siostrą Katarzyną Kowalską ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej z Syjonu, teolożką katolicką, religioznawczynią. Obroniła ona doktorat na żydowskiej uczelni Leo Baeck College w Londynie i The Open University. Od 20 lat jest zaangażowana w działania dialogowe w Wielkiej Brytanii, Polsce i Izraelu. Członkini Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów oraz Klubu Chrześcijan i Żydów „Przymierze”.

Teolożka wspomina, że jej zainteresowanie dialogiem międzyreligijnym zaczęło się w 2003 roku, gdy jako studentka wzięła udział w seminarium chrześcijańsko-żydowskim. „Odkryłam ogromną dziurę w mojej tożsamości i tożsamości miejsca, z którego pochodzę – Rzeszowszczyzny; i to, jak na tym terenie kwitło życie żydowskie, z którego nie zdawałam sobie sprawy. Jednocześnie zobaczyłam wyraźnie, że potrzebuję zrozumieć, kim są Żydzi i czym jest judaizm, ze względu na moją tożsamość chrześcijańską” – stwierdza. 

Zdaniem siostry Kowalskiej „nasze korzenie – czasy biblijne, czasy Jezusa – są bardzo ważne, ale nie możemy się na tym zatrzymywać. Chcę rozumieć, kim jest mój sąsiad, bliźni, który jest Żydem, jak on przeżywa judaizm, który różni się od judaizmu z czasów świątyni jerozolimskiej. Żyjemy w świecie, w którym coraz częściej spotykamy osoby, które nie są chrześcijanami – wyznają inną religię albo nie wyznają żadnej religii – i trzeba je poznawać w tym, jak one same siebie rozumieją i jak przeżywają swoją religijność czy jej brak”.

„Będąc katoliczką chciałam mieć możliwość poznawania judaizmu najbliżej i najbardziej bezpośrednio jak się da. Wybrałam kameralną uczelnię [rabiniczną], w której murach religia żyje, a nie jest tylko obiektem studiów. Przez sześć lat mojego pobytu byłam tam jedyną chrześcijańską studentką, ale wcześniejsze kontakty z naszym zgromadzeniem powodowały, że moja obecność była zrozumiała dla wykładowców i studentów. Zostałam przyjęta z otwartymi ramionami” – mówi religioznawczyni.

W jej ocenie ważnym elementem dialogu jest nie tylko integracja, ale także „określenie tego, że istnieją granice tożsamości, jesteśmy odrębni i szanujemy się w swojej odrębności. Możemy być bardzo blisko, a jednocześnie zachować swoją tożsamość”.

Wesprzyj Więź

„Postawa dialogiczna powinna kształtować nasze bycie. Nie można prowadzić tylko dialogu teologicznego i skupiać się na tworzeniu dokumentów. One, jak «Nostra aetate», są nieraz konieczne, ale stanowią tylko punkt wyjścia do dalszej rozmowy na poziomie lokalnym. Już dzisiaj w wielu krajach większość osób zaangażowanych w dialog międzyreligijny to kobiety, podczas gdy plakaty reklamujące wielkie wydarzenia międzyreligijne czy relacje medialne o nich pokazują głównie starszych mężczyzn w strojach duchownych. Uważam, że każda konferencja międzyreligijna powinna włączać kobiety i mężczyzn prowadzących dialog życia ze swoimi sąsiadkami, przyjaciółmi, współpracownikami i słuchać ich doświadczeń” – podkreśla siostra Kowalska. 

Przeczytaj też: Dialog należy do samej istoty chrześcijaństwa

DJ

Podziel się

3
1
Wiadomość

Dialog międzyreligijny, to nie tylko tworzenie dokumentów – dodam- to nie tworzenie instytucji, zwłaszcza fikcyjnych umotywowanych ideologią narodowo – chrześcijańską, ale sposób bycia i poznawania mniejszości.
S. Katarzyna tego doświadczyła, skończyła żydowskie studia, na żydowskiej uczelni, weszła głęboko w ten świat. Doświadczyła życia z tymi, którym w szczególny sposób dedykowała swoje życie.
To, co mi się podoba u Sióstr Syjońskich, to autentyczne przeżywanie formacji, obecność, ale taka autentyczna w dialogu chrześcijańsko – żydowskim. Siostry są bardzo dobrze wykształcone (nie tylko tytularnie), może dlatego nie widziałam, aby były wykorzystane do politycznych i wątpliwych kościelnych rozgrywek w obszarze stosunków polsko – żydowskich. Nie odbierały także nagród, które w kościele KK chętnie przyznaje się duchownym/ zakonnicy w nagrodę na rzecz dialogu chrześcijańsko – żydowskiego, w sytuacji, gdy nawet słabo o nim słyszały, udowadniając, że kompletnie nie rozumieją tego, za co otrzymują laury i- nie wstydzą się po to wyciągać rąk.
S. Katarzyno, dobrze Siostra jest.

Czasem dialog dominują też symbole. Powiem szczerze, że nie lubię „wyjątkowych symboli”, bo choć mają wpływ na nastawienie, często są pustą formą. Tego boję się w obecnej sytuacji katolicyzm-prawosławie. Tymczasem najtrudniejszym elementem dialogu jest nawet nie polityka, ile kultura społeczna, która przez odmienność powoduje ostre spięcia. Są miejsca gdzie dialog jest walką, szukaniem wspólnego rozwiązania, bo światopoglądy wchodzą w konflikt i nie dają się pogodzić jedynie przez wzajemną akceptację zwyczajów. Oczywiście najostrzej widać to w relacji z islamem. W dialogu z judaizmem dominują rany historyczne. Ciągle jeszcze krwawią z każdej ze stron. Dobrze, że są osoby jak s. Katarzyna. Wielkie znaczenie mają inicjatywy kulturalne (jak inicjatywa „Żydzi otwoccy”). Dziedzictwo dużych miast po mału wraca w świadomości, w Krakowie czy Łodzi nigdy nie zgasło, ale dziedzictwo małych miasteczek czy wsi nadal jest dla mieszkańców trudne do udźwignięcia/przyjęcia, budzi lęk przed osądem, obawy o mienie, czy inne uprzedzenia. Przełamanie wzajemnej nieufności będzie wymagało jeszcze czasu.

Basiu, masz dużo racji, ale kluczem dialogu polsko – żydowskiego i chrześcijańsko – żydowskiego jest właśnie historia małych miasteczek. Żydzi nie byli tyle związani z Polską, co z tą małą mieściną, z przeżyciami lokalnej społeczności, otoczeniem, przyrodą. Z polska przyrodą, ziemią. S. Katarzyna jest z Podkarpacia, więc dobrze to odczytuje. Podobnie red. Nosowski – patrz Otwock. Może i trzeba czasu do uzyskania pokoju w stosunkach polsko – żydowskich, ale dobrze jest, gdy znajdą się osoby, które wylewają oliwę na te rany i pokazują, kim jesteśmy przez doświadczenie bycia razem, bo biorąc całą tragedię w nawias [ jeżeli można], dziedzictwo kulturowe wspólne i osobne rosło, jak piękne zboże.
Żydzi również to wiedzą, tylko z powodu strat i bólu, trudno im się do tego. przyznać. Zaryzykuje również tezę, że historia lokalna jest właściwym muzeum historii polskich Żydów, ważniejszym niż Muzeum Polin. Małe miasteczka – wielka historia polskich Żydów.

Na poziomie lokalnym to powinniśmy się nauczyć rozmawiać miedzy nami katolikami. Owszem takie rozmowy się odbywają, szczególnie za sprawą kobiet, ale ich cel bynajmniej nie jest dialogiem międzyreligijnym. Nawet gdy chodzi o dialog wewnątrzreligijny, to nie za bardzo służy wzajemnemu zrozumieniu. Owszem dziwi mnie trochę, może nawet więcej jak trochę, że kobiety w mszach stanowią 2/3 zgromadzenia, w życiu parafii i religijnemu udzielaniu się stanowią więcej jak 80%, jednocześnie godzą się na dyktat facetów, co prawda w sutannach, ale zawsze facetów. To w pewnym sensie fenomen, chciałbym zgłębić jego naturę, może ktoś ma gotowe wyjaśnienie.

@willac
Pisze Pan:” powinniśmy się nauczyć rozmawiać miedzy nami katolikami”. Otóż nie, nie wszystko co dzieje się między katolikami jest ważne, istotne, warte uwagi i rozmowy. W Polsce nauczyliśmy się definiować świat przez pryzmat wyłącznie katolicyzmu, wystarczy, że przekroczymy granicę i świat staje się zagrożeniem. To nie przypadek, że w środowiskach katolickich inność wywołuje w ludziach strach. Katolicyzm to jednak nie cały świat, zdecydowanie większa jego część warta jest zrozumienia, a może w podzięce będzie miała nam, katolikom więcej do zaoferowania niż my sami możemy sobie dać? Może tego obawiają się stróże KK?
Pisze Pan o kobietach: “jednocześnie godzą się na dyktat facetów, co prawda w sutannach, ale zawsze facetów”. Mnie się wydaje, że już się nie godzą… Ale przyznaję Panu rację, mnie także zastanawia fenomen takich kobiet od “historii spragnionej miłości”, nauczycielek od podporządkowanej kobiecości. A może to nie fenomen? Po prostu wielki deficyt, wielki emocjonalny deficyt i wielkie braki, zbudowane na niespełnieniu, tak po prostu….? W każdym razie, wielka bieda.

W jej ocenie ważnym elementem dialogu jest nie tylko integracja, ale także „określenie tego, że istnieją granice tożsamości, jesteśmy odrębni i szanujemy się w swojej odrębności. Możemy być bardzo blisko, a jednocześnie zachować swoją tożsamość”. S. Katarzyna Kowalska ma rację. Taki dialogiczny charakter należy przywrócić stosunkom społecznym i politycznym III RP. Ludziom ukrywającym swoje etniczne, kulturowe i religijne rodowody za zmienionymi nazwiskami i często utajnionymi życiorysami należy przywrócić pełne prawo do ich tożsamości i transparentności pochodzenia, które należy rozumieć jako przyrodzone prawo człowieka. Polacy mają prawo wiedzieć, kim z pochodzenia są ludzie dzielący z nimi terytorium państwa i pełniący w nim funkcje, które wpływają na ich losy, a więc kształt życia gospodarczego i politycznego, kultury, ładu medialnego, wreszcie stanu wiary wyznawców rzymskiego katolicyzmu. Brak reguł, o których mówi s. Katarzyna jest kluczową przyczyną konfliktów dzielących społeczeństwo w tym waśni na tle narodowościowym i wyznaniowym.

Nie, Polacy (czy ktokolwiek inny) nie mają żadnego “prawa” wiedzieć kto jest kim z pochodzenia, jeśli ów nie ma zamiaru tego ujawniać. A już tym bardziej spowiadać się komukolwiek z tego kim był jakiś tam pradziadek, który na dzisiejsze życie i czyny ma wpływ zerowy.

@Tadeusz
Pisze Pan: “Ludziom ukrywającym swoje etniczne, kulturowe i religijne rodowody za zmienionymi nazwiskami i często utajnionymi życiorysami należy przywrócić pełne prawo”.
Co to znaczy” należy przywrócić pełne prawo”? Zmusić, zobowiązać?Czy potrzebne jest prawo, czy raczej warunki i okoliczności, w których zainteresowani bez lęku będą mogli to zrobić? W przeciwnym razie, podobne do nazistów, ludzie będą zajmować się grzebaniem w genealogii, np. w poszukiwaniu semickich przodków. Nie zastanawiała Pana sytuacja we Francji, Stanach Zjednoczonych, tj. państwach bezwyznaniowych, gdzie ludzie nie mają problemu z mówieniem o swoich korzeniach? Może problemem jest związek: Polak – katolik? Może zamiast szukać praw, warto mówić o polskości, której nie definiuje wyznanie?
Domaga się Pan ujawnienia tożsamości? Po co, co to zmienia w pana stosunku do Żydów, Muzułmanów, etc..? Czy przypadkiem nie chodzi o to, aby Polak – katolik, wiedział z kim ma do czynienia, co też i Pan zaznacza w swoim komentarzu? Czy chodzi o to, komu z okazji święta niepodległości, “polscy patrioci” mogą przylać, albo rzucić racę na balkon?
Ludzie, którzy poczują się bezpiecznie wśród swoich sąsiadów, sami zdecydują, kiedy i gdzie, powiedzą o swoim pochodzeniu. Mnie moi sąsiedzi powiedzieli, a Panu?