Jesień 2025, nr 3

Zamów

W ogród i dalej

Agnieszka Budnik. Fot. Karol Budnik, Tata

Nic nie ukształtowało mnie tak, jak kolejne końce, chociaż wiem, że te najtrudniejsze jeszcze przede mną. Jednak dzięki literaturze już mierzę się z powidokiem bólu, który kiedyś stanie się moim udziałem.

Zaczynamy cykl „Kultura straty, kultura (nie)zgody”. W co drugi wtorek Agnieszka Budnik i Damian Jankowski będą opowiadali o tekstach kultury, które mierzą się z nieuchronną stratą, czasem krzycząc, czasem wyrażając niełatwą zgodę.

Ważne, żeby ich trzymać za rękę, kiedy umierają, mówię
przyjacielowi, który również stracił ojca.
Ważne, żeby ich potem puścić, odpowiada po krótkim milczeniu.
G. Gospodinow, „Ogrodnik i śmierć”, tłum. M. Pytlak

W czasach, o których nikt już nie pamięta, publikowano poradniki dobrego umierania, ars bene moriendi. Życie było po prostu zbyt krótkie, żeby odsunąć koniec na daleki plan, by o nim choć na chwilę zapomnieć.

Miasto i medykalizacja przeniosły widok cudzego ciała po ustaniu funkcji życiowych w sfery jeszcze bardziej dalekie: cmentarze przesuwają się na obrzeża, które nie są przecież stałe. Centrum wchłania swoje peryferia, te migrują jeszcze dalej, aż za horyzont. Zmarłego widzi się krótko, jeśli w ogóle. To, co po nas zostaje, rusza w podróż, bynajmniej nie od razu tę metafizyczną. Przechodzimy z rąk do rąk, z ciepłego w zimne, z koloru w sepię, z powierzchni pod jej podszewkę. Trwa to kilka dni.

A potem zaczyna się praca pamięci i jakaś nowa forma długiego trwania.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Czyja jest pamięć?

Kiedy ciągłość zastępuje nagłe zerwanie, ciało reaguje intensywnym lękiem, który nie pozwala na nic więcej niż nagie, biologiczne bycie. Następuje zwolnienie blokady, a to, co chroni nasze miękkie podbrzusze – wszelkie protokoły zachowań wspólnych, rytuały, nawet język, ten osobny, utkany z osobistego słownika, nieskładnych porównań, idiotycznych powiedzonek, ciepłego spojrzenia, wspólnego zapachu – po prostu się rozpada. I to w mgnieniu oka.

Końce są o nas, nie o tych, którzy idą gdzieś dalej, już bez nas. Umiera zawsze MI, zostawia MNIE. Zabiera MI. W taki dzień jak dziś, gdzieś na początku listopada, myślę o tym, jaka przestrzeń się w tym wszystkim uwalnia. Że ta pustka najpierw jest babrającą się raną, która zabliźnia się dość paskudnie, z powikłaniem, brzydko. Z wyciem, bólem, napięciem jak struna, niemożliwością rozluźnienia mięśni, a co dopiero myśli. A potem składamy się znowu, często przez wielokrotne połamanie tego, co się zrasta, choć jakoś nie tak, jakoś źle. Ale nie jesteśmy w tym sami. Bo absurd tego bólu – absurd wydaje się, nie do zrozumienia, a co dopiero do powtórzenia – wydarzył się miliard razy z okładem.

Nic nie ukształtowało mnie tak bardzo, jak kolejne końce, chociaż wiem, że te najtrudniejsze jeszcze przede mną. Siła literatury leży jednak w spekulacji: tylko tutaj mierzę się z powidokiem bólu, który stanie się kiedyś moim udziałem, tylko tu łączę się w rozdarciu, które już znam.

Końce są o nas, nie o tych, którzy idą gdzieś dalej, już bez nas. Umiera zawsze MI, zostawia MNIE

Agnieszka Budnik

Udostępnij tekst

Georgi Gospodinow w „Ogrodniku i śmierci” przepisuje własny rozpad na moje ars bene moriendi. W dziesiątkach akapitów, w epikryzach języka tworzy mimowolnie anatomię umierania swojego ojca: od wieści o diagnozie nowotworowej, przez opiekę nad niszczejącym ciałem, po zniknięcie z powierzchni ziemi, które jest największym popisem surrealizmu dla mnie samej. Gospodinow potrafi ująć całą tę machinę myśli w jednej frazie, do której zwija się cały ten dramat, wysycony lękiem, miłością, osamotnieniem i bliskością. Robi to już w pierwszym zdaniu: „Mój ojciec był ogrodnikiem. Teraz jest ogrodem”.

Autor „Fizyki smutku” – jeden z tych współczesnych pisarzy, którzy są w stanie oddać ducha europejskiej melancholii jakby zupełnie mimochodem – kreśli nie tylko portret własnego smutku i zagubienia po śmierci rodzica, który przecież uczył go nazywania świata. Sprawa jest o wiele bardziej subtelna: bo zmienia się właściwie wszystko. Czas rozdziela się na ery PRZED i PO, do głowy powracają dziesiątki anegdot przywoływane obiektem, zapachem, dykteryjką czy zwykłą potrzebą raportowania do bazy.

A bazy już nie ma.

Inny rodzaj istnienia

A przynajmniej nie jest już taka sama. Po ojcu pozostaje bowiem ogród i skandal ponownego kwitnienia tego, co zasiane rękoma człowieka, który zniknął i rzucił nieme wyzwanie: pamięć trwać będzie tak długo, jak ogród utrzyma się w wypracowanych dotąd ryzach. I dopiero w tej chwili, splecenia własnej nieporadności ze spuścizną po tacie, na wierzch wypełza realny lęk. A co, jeśli nie dam sobie rady? Co, jeśli ogród obumrze?

Słuchaj też na YoutubeApple Podcasts i w popularnych aplikacjach podcastowych

Niepewność Gospodinowa bierze się zapewne z tej zaszytej w relacji rodzic–dziecko potrzebie sprostania oczekiwaniom: nawet tym niewypowiedzianym i nieistniejącym, co spoczywają gdzieś na łopatkach jak kamień, który wtacza się na górę. Ta góra może i się nie kończy, ale ma swoje płaskowyże. Tam przysiadamy, zastanawiając się nad tym, w chwilach oddechu, czy ów ciężar na pewno pojawił się tam z woli tego, który odszedł? A jeśli to my sami wiążemy pamięć z samoumartwieniem?

Porządek natury jest porządkiem zamkniętego cyklu, który raz do roku się odnawia. Jest w tym banalnym fakcie i morze ulgi, i piekło zależności. Cudza śmierć nie tylko wytrąca bowiem z linearnego pojmowania czasu, ale sprawia też wrażenie, że jest naszym udziałem: łapie za kostki, oplata je ciernią, usztywnia i kusi schronieniem w ciemnym. Bo czas płynie dalej, chociaż wydaje się to co najmniej poważną nieprzyzwoitością.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Gospodinow nie wpada w obsesję odgrywania ogrodnika, porzucania własnego życia, by dalej odgrywać rolę tego, który zmarł. Bo choć tradycja dzierżenia schedy, dziedziczenia, przejmowania i zastępowania jednego drugim trzyma się nas mocno, godzenie się z porządkiem rzeczy polega na traceniu i budowaniu na nowo. Dlatego choć do arkadii dzieciństwa wkradła się śmierć, a motyw to stary jak świat, po tej samej trawie depcze syn, jego córka i kolejne zastępy zwierząt, wspólnie patrząc, jak ogród wraca do ziemi. Bo „Ogrodnik i śmierć” jest finalnie uśmiechem rzuconym egzystencjalnemu drżeniu.

W tym, co zostaje, tej wielkiej pustej przestrzeni, staram się od kilku już dobrych lat skupiać na jasnym – zauważyłam, że kiedy jestem najbardziej podatna na zranienie, nieważne czy z zewnątrz czy wewnątrz, jakoś machinalnie ubieram się jaśniej. Może dlatego, żeby nie zgubić się w ciemnym, które zaczyna napierać, swędzieć na brzegu blizny. Lepiej chyba żyć dalej, rzucać wyzwanie nieuchronnemu.

Przeczytaj też: Można nie kochać i nie tracić, ale nie warto. Jak oswoić utracone

Podziel się

1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.