Jesień 2025, nr 3

Zamów

Jan Sebastian Bach. Muzyka przeciwko śmierci

Jan Sebastian Bach na portrecie autorstwa Eliasa Gottloba Haussmanna, 1746. Fot. Wikimedia Commons

Czyż życie nie jest rozpoczynającym wszystko darem? – zastanawiał się Paul ‍Ricoeur. To pytanie-nie-pytanie słychać w ostatnim arcydziele Bacha.

Fragment książki „Muzyka w piekle. Wariacje na tematy Jana Sebastiana Bacha”, wydawnictwo „słowo / obraz terytoria”, Gdańsk 2025

Wybitny austriacki kompozytor Anton ‍Webern (zm. 1945), autor „Fugi (Ricercata) a 6 voci na orkiestrę” (aranżacji sześciogłosowego ricercara z Bachowego arcydzieła „Musikalisches Opfer”), uważał, że „Kunst der Fuge”, niedokończony utwór ostatnich lat Jana Sebastiana, to „dzieło, które całkowicie prowadzi w sferę abstrakcji, muzyka, której brak znaków zazwyczaj podanych w notacji: nie wiadomo, czy jest przeznaczona dla głosów, czy dla instrumentów, nie ma oznaczeń wykonawczych, nic nie ma. Jest to rzeczywiście prawie abstrakcja, a ja chciałbym raczej powiedzieć: największa realność!”. I w innym miejscu: „Dzieło to zawiera w sobie bogactwo relacji całkowicie abstrakcyjnych. To najbardziej abstrakcyjna muzyka, jaką znamy”.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Podobnie, choć nieco wznioślej, arcydzieło Bacha scharakteryzował Wilfred ‍Mellers (zm. 2008), autor książki „Bach and the Dance of God”: „«Sztuka fugi»jest […] abstrakcyjną demonstratio zasady kontrapunktu, w której Bach nawet nie wskazał, jakie piszczałki, stroiki, struny czy klawiatury winny tworzyć «instrumentalne» narzędzie w celu dźwiękowej reali­zacji [muzycznych] symboli […]. Modna retoryka operowa zanika w muzyce jego ostatniego okresu życia; nauka muzyczna zostaje skojarzona z prawami matematycznymi […]. Matematyka Bacha w jego ostatnich dziełach stała się mistyczna, nie zaś społeczna […]. Nie jest to (jak u‍ Beethovena) mistycyzm poprzez bezpośrednie, wizjonerskie doświadczenie, ale mistycyzm logiki i dedukcji”…

Gdy na „Kunst der Fuge” patrzy się z perspektywy wypowiedzi ‍Mellersa i‍ Weberna, może wydać się, że to kontrapunktyczne arcy­dzieło Bacha – istniejące na niebotycznych wysokościach matema­tyczno-logicznych i dedukcyjnych abstrakcji – nie ma nic wspólnego ze sprawami ludzkiego budowania i burzenia, płaczu i śmiechu, szukania i gubienia, życia i śmierci, miłości i nienawiści, zbawienia i potępienia. Jakby w wypadku „Kunst der Fuge” Jan Sebastian – jesz­cze raz ‍Mellers – po prostu „[…] grał dla Boga i dla siebie w pustym kościele”.

Tymczasem tacy badacze twórczości Jana Sebastiana jak Hans Heinrich ‍Eggebrecht czy Anatolij ‍Miłka przekonująco argumentują, że jego muzyczny geniusz miał i tę właściwość, iż najwyższej próby matematyczne, logiczne i dedukcyjne abstrakcje kontrapunktyczne służyły mu również do rozważań i zgłębiania zagadnień, które niepokoiły nie tylko Koheleta czy Hioba. Przeko­nujemy się o tym, słuchając „Sztuki fugi” wykonywanej indywidualnie lub zespołowo na różnych instrumentach, skoro już Bach nie wskazał do niej jednego właściwego instrumentarium.

Muzyka w piekle
Józef Majewski, „Muzyka w piekle. Wariacje na tematy Jana Sebastiana Bacha”, wydawnictwo „słowo / obraz terytoria”, Gdańsk 2025

Konkretnie mam tu na myśli dwa zespołowe wykonania tego arcydzieła, szczególnie zaś ostatniej jego części, niedokończonego kontrapunktu czternastego, dwa wykonania, które wyjątkowo skutecznie potrafią wciągnąć słuchacza w wiry egzystencjalnej zadumy: Juilliard String Quartet (Sony Classical, 1992) oraz Hespèrion XX Jordiego ‍Savalla (Alica Vox, 2001). „Sztuka fugi” pierwszego z tych zespołów, wygrywana na skrzypcach, wiolonczeli i kontrabasie, przemawia do mnie w duchu czy egzystencjalnej logice „bycia ku nicości”, z kolei drugiego, wy­korzystującego także instrumenty dęte – w egzystencjalnej logice „bycia ku trwaniu”.

W coraz bardziej różnicującej się, gęstniejącej pajęczynie ciem­nych brzmień instrumentów smyczkowych zespołu Juilliard String Quartet, szczególnie w wypadku kontrapunktu ostatniego, przestrzeń muzyki arcydzieła Bacha jakby ograniczała się do samej jaskini ‍Platona, tyle że wejście do niej przysypała lawina kamieni, doszczęt­nie zasypując otwór. Żadnego światła, żadnej jasności. Miast cieni na ścianach wewnątrz zionęła jedynie bezdenna ciemność, w której od czasu do czasu jakby dawało się słyszeć brzęk kajdan niewolni­ków  przykutych do skał – i dojmujący pomruk trwogi. „Trwoga jest tym podstawowym nastrojem, który stawia wobec nicości” – pisał Martin ‍Heidegger (zm. 1976), dwudziestowieczny piewca (nie tylko) filozoficznego nihilizmu. Smyczki Juilliard String Quartet jakby wygrywały trwożne nihilum.

Tymczasem „Die Kunst der Fuge” inaczej, zupełnie inaczej brzmi w nagraniu zespołu ‍Savalla. Jeśli pozostać przy alegorii platońskiej jaskini, to w tym wykonaniu jej mieszkańcy, już bez kajdan, niepew­nie, ale bez trwogi, najpierw bardzo wolno, z czasem coraz szybciej, odważnie wychodzą na zewnątrz – w światło. Przecierają oczy, przy­zwyczajając się do zalewającej je jasności, w której zaczynają dostrze­gać kontury poszczególnych dookolnych rzeczy – rozbarwioną łąkę z chabrami, piołunem, koniczyną i cieciorką pstrą, zarysy pobliskich drzew jabłoni, ruchliwie rozbłyskających swoimi żółto-czerwonymi, krągłymi owocami, lot rozśpiewanych cyranek, perkozów i czajek… Hespèrion XX do „Sztuki fugi” przyłożył, oprócz smyczków, kornet, obój, puzon i fagot. To przede wszystkim te instrumenty – dęte, zatem związane z oddechem i życiem, z ich jasnym, przejrzystym brzmieniem – wyciągnęły ostatni kontrapunkt wręcz w nieskończoną nad-wysoką i rozjaśnioną sferę niebios.

Po prawdzie, dziś jestem już przekonany, że „Contrapunctus XIV” nie kryje ani „bycia ku nicości”, ani „bycia ku trwaniu”. Raczej przez muzykę tego ogniwa, przynajmniej w jego zapisie nutowym, przema­wia to, co Paul ‍Ricoeur (zm. 2005) nazwał kiedyś „byciem przeciwko śmierci”. Francuski filozof, jako schorowany starzec, czekając na własną śmierć, tłumaczył przyjaciołom, którzy w ostatnim okresie jego życia roztoczyli nad nim opiekę: „Istnieje proste szczęście bycia jeszcze przy życiu, i ponad wszystko, miłość życia, dzielona z tymi, których kocham, tak długo, jak długo jest mi to dane. Czyż życie nie jest rozpoczynającym wszystko darem?”. To pytanie-nie-pytanie słychać w arcydziele Bacha.

Catherine ‍Goldstein, uczennica francuskiego filozofa, wyznała, że w tym trudnym czasie dopadała go depresja, a wraz z nią trwoga. Kiedyś powiedział: „«Oczywiście, istnieje trwoga przed nicością…» […]; ale po momentach kryzysu powtarzał jeszcze pragnienie «uczczenia życia»”. Ostateczna, eschatologiczna nadzieja ‍Ricoeura ugruntowana była w chrześcijańskiej wierze w zmartwych­wstanie. Na kilka tygodni przed odejściem z tego świata filozof zdołał jeszcze wysłać list do swojej uczennicy i przyjaciółki ‍Marie Geoffroy, która zmarła rok po nim. Wyznał jej:

Droga Marie
W godzinie schyłku przychodzi
Słowo zmartwychwstanie. Razem z nim
Cudowne wydarzenia. Z głębi życia,
Wynurza się siła, która powiada, że bycie
jest byciem przeciwko śmierci.
Uwierz w to wraz ze mną.

Bach nad „Die Kunst der Fuge” pracował dobre dziesięć lat, zaczynając gdzieś około 1740 roku, a kończąc blisko śmierci, chociaż między legendy trzeba włożyć pogląd, że śmierć dopadła go, gdy pisał ostatnie ogniwo tego dzieła. Podobnie przez lata i do końca życia pracował, starym zwyczajem kompozytorów tamtych czasów, nad utworem będącym muzyczną modlitwą na własną śmierć.

W ramach tej ars moriendi zmagał się z chorałem „Wenn wir in höchsten Nöthen sein” – „Gdyśmy w największej biedzie już”. Napisał przynajmniej trzy wersje fantazji chorałowej pod tym tytułem i do tej pieśni kościelnej.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

W końcu jednak, gdy śmierć już pukała do jego drzwi, stary, sześćdziesięciopięcioletni, schorowany, prawie ślepy, doko­nawszy z pomocą jednego ze swych przyjaciół kolejnych poprawek w tym utworze, ostatecznie zmienił jego tytuł na „Vor deinen Thron tret’ ich hiermit” – „Przed tron Twój oto zbliżam się”. (Znamienne, że pierwotną perspektywę mnogą, kryjącą się w zaimku wir – „my”, zastąpił perspektywą indywidualną, osobistą ich– „ja”…).

Kilka tygodni później Bach zmarł.

Przeczytaj też: Teologia pisana muzyką

Podziel się

3
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.