Zima 2024, nr 4

Zamów

Gdańsk: ksiądz Adrian wydalony z kapłaństwa, pokrzywdzeni nadal nieinformowani

Abp Tadeusz Wojda podczas uroczystości wręczenia Nagrody Przewodniczącego KEP „Srebrna Piszczałka”, archikatedra warszawska, 18.08.2024. Fot. Flickr/ Episkopat News

Metropolita gdański przekazał duchownemu dekret o wydaleniu z kapłaństwa już ponad miesiąc temu. Do tej pory nie powiadomił jednak o tej decyzji osób wykorzystanych przez ks. Adriana.

Komentarz wprowadzający: KEP wobec powołania niezależnej komisji ds. wykorzystania seksualnego.

„Jest absolutna wola i chęć ze strony wszystkich biskupów, by ten temat zrealizować, by w tym względzie dokonać oczyszczenia Kościoła” – deklarował wczoraj przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Tadeusz Wojda, komentując decyzję biskupów w sprawie powołania niezależnej komisji mającej badać zjawisko wykorzystywania seksualnego w Kościele w naszym kraju.

Sęk w tym, że w istocie nie wiadomo, jaką decyzję KEP podjęła. Według prymasa Polski, abp. Wojciecha Polaka (delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży), który odpowiada za ten projekt, „Episkopat drogą głosowania podjął decyzję, że komisja obejmie swymi badaniami okres od 1945 r. do momentu powołania tejże komisji”. Natomiast zgodnie z oficjalnym komunikatem z obrad KEP, biskupi ustalili, że Komisja powinna „mieć charakter historyczny z niezbędnymi elementami analizy interdyscyplinarnej”. Charakter „historyczny”, czyli wcale nie „do momentu powołania tejże komisji”, wcale nie okres 1945–2025…

Ta jedna kwestia pokazuje, o co toczy się gra. Ci biskupi, którzy boją się powstania komisji, wiedzą, czego się boją; wiedzą, co może wyjść na jaw.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

A kto odpowiada za kształt komunikatu z obrad KEP? Sekretarz generalny KEP, którym jest od niedawna bp Marek Marczak. Jak ujawniłem przed tygodniem, bp Marczak bardzo angażował się w działania zmierzające do utrącenia projektu przygotowanego przez prymasa Polaka i jego ekspertów. Przedstawiałem tam również przesłanki wskazujące, że osobiście przeciwny powoływaniu Komisji ma być przewodniczący KEP.

Przyjrzyjmy się zatem uważnie jednej ze spraw, które abp Wojda aktualnie prowadzi w swojej diecezji.

*

Jak dowiaduje się „Więź”, 14 lutego 2025 r. abp Tadeusz Wojda wręczył decyzję o wydaleniu z kapłaństwa jednemu z duchownych archidiecezji gdańskiej. Opisywałem go w maju 2024 r. jako ks. Adriana (imię zmienione) na portalu Więź.pl w artykule „Czy Ksiądz Biskup mógłby w końcu usłyszeć mój głos?”. Pytania do abp. Tadeusza Wojdy.

Duchownemu przysługuje prawo złożenia odwołania. Wedle naszych źródeł, ks. Adrian skorzystał z tego prawa i złożył tzw. rekurs. Zgodnie z prawem kanonicznym, w takiej sytuacji zawieszone zostaje wykonanie dekretu, zatem decyzja o wydaleniu z kapłaństwa nie jest jeszcze ostateczna. Z tego też powodu nie podajemy imienia i nazwiska tego księdza. Duchowny nadal mieszka na plebanii w parafii, w której był ostatnio rezydentem. Szanse podważenia dekretu o wydaleniu wydają się niewielkie, zwłaszcza zważywszy na kontekst sprawy.

Niby powinnam się cieszyć, że moje zgłoszenie zaowocowało aktem sprawiedliwości, ale czuję się przegrana. I przede wszystkim poturbowana – mówi pani Marta

Udostępnij tekst

Według źródeł „Więzi” postępowanie kanoniczne dotyczące ks. Adriana – które wcześniej ślimaczyło się w diecezji – nabrało dużego przyspieszenia po naszej publikacji. Przedstawiciele gdańskiej kurii nadal jednak nie traktują podmiotowo osób pokrzywdzonych. Choć od przekazania dekretu ks. Adrianowi minął ponad miesiąc, choć plotki o takiej decyzji krążyły po Trójmieście jeszcze wcześniej, choć kuria dwukrotnie otrzymała pisemny apel o oficjalne przekazanie informacji – do tej pory nikt nie powiadomił obu kobiet pokrzywdzonych przez ks. Adriana o podjętej decyzji.

Poniżej zamieszczamy m.in. komentarze tych osób.

O co chodzi?

W roku 2021 dwie kobiety – Marta i Kinga (imiona zmienione) – zgłosiły nowemu metropolicie gdańskiemu, abp. Tadeuszowi Wojdzie (przyszedł tam na miejsce skompromitowanego abp. Sławoja Leszka Głódzia), że zostały przed laty wykorzystane seksualnie przez ks. Adriana, wówczas wikariusza w jednej z gdyńskich parafii. Sprawa została po raz pierwszy opisana w reportażu Stanisława Zasady w „Tygodniku Powszechnym” na przełomie lutego i marca 2022 r., lecz ten artykuł nie został szerzej dostrzeżony, gdyż w tym samym czasie Rosja zaatakowała Ukrainę.

Duchowny był podejrzewany o kilkuletnie wykorzystywanie seksualne osoby małoletniej (w wieku 13–18 lat) i dorosłej maturzystki oraz o złamanie tajemnicy spowiedzi. W opisywanych sytuacjach występował powtarzalny schemat psychomanipulacji: sprawca wykorzystywał w celach seksualnych swój autorytet duchownego. Jak opowiadała seksuolożka, z której pomocy korzystają obie skrzywdzone kobiety, ks. Adrian manipulował młodymi dziewczynami, z którymi miał bliski kontakt duszpasterski, wybierał osoby szczególnie potrzebujące wsparcia, dawał im prezenty, przekonywał je o tym, że naprawdę kocha… i krzywdził.

Nadzieje na sprawne wyjaśnienie sprawy pod rządami nowego biskupa okazały się jednak płonne. Po ponad dwóch latach, w marcu 2024 r. do Nuncjatury Apostolskiej w Warszawie wpłynęło zawiadomienie o możliwych zaniedbaniach metropolity gdańskiego, abp. Tadeusza Wojdy. Dotyczyło ono nieprawidłowości w procedowaniu spraw dotyczących wykorzystania seksualnego osób małoletnich i bezbronnych dorosłych przez duchownych archidiecezji gdańskiej. Zawiadomienie było bardzo obszernie udokumentowane, opatrzone wieloma załącznikami. Przedstawiono w nim błędy proceduralne popełnione podczas postępowania wstępnego oraz przykłady lekceważenia obowiązujących kościelnych zasad troski o osoby poszkodowane.

Obie kobiety rozmawiały także z „Więzią” i skarżyły się na liczne zaniedbania procesowe ze strony organów archidiecezji gdańskiej i osobiście abp. Tadeusza Wojdy. Wśród możliwych zaniedbań metropolity gdańskiego i jego kurialnych współpracowników przedstawiono m.in.:
– brak reakcji na przesyłane pisemnie ważne informacje (m.in. zlekceważenie wiadomości o innych osobach pokrzywdzonych, które były gotowe zeznawać),
– stronniczość przy sporządzaniu protokołów zeznań kanonicznych (cytowałem cztery listy, jakie w tej sprawie otrzymał abp Wojda od osób składających zeznania),
– brak udzielenia pomocy osobom zgłaszającym krzywdę, zarówno pomocy duchowej (nawet nie zaproponowano wsparcia duszpasterskiego), jak i finansowej (przez 2,5 roku od złożenia zeznań obie kobiety nie otrzymały od archidiecezji gdańskiej nawet zwrotu wydatków poniesionych na psychoterapię i leczenie),
– brak nadzoru nad księdzem podejrzanym o poważne przestępstwa (m.in. duchowny ten został zastępcą kapelana w szpitalu psychiatrycznym, co dawało mu możliwość nieskrępowanego kontaktu z osobami w głębokim kryzysie psychicznym, w tym z małoletnimi),
– niewłaściwe traktowanie osób zgłaszających krzywdę prowadzące do ich wtórnej wiktymizacji (brak informacji o zaawansowaniu sprawy, brak odpowiedzi na listy),
– poważne błędy w dochodzeniu wstępnym, np. brak weryfikacji, czy zaistniała sytuacja wykorzystania seksualnego dorosłej osoby bezbronnej,
– brak zakazu sprawowania sakramentu pokuty, choć zgłoszone zostało złamanie tajemnicy spowiedzi,
– ignorancja co do prawnego znaczenia innych czynności seksualnych (w rozmowie z pełnomocniczką skrzywdzonej kobiety abp Wojda mówił: „To było tylko macanie”).

Redakcja serwisu Więź.pl przekazała długą listę szczegółowych pytań do archidiecezji gdańskiej. Jej przedstawiciele – rzecznik prasowy ks. Maciej Kwiecień i wikariusz sądowy ks. Jerzy Więcek – stwierdzili jedynie, że udzielą odpowiedzi „w stosownym czasie”.

Po naszej publikacji: przyspieszenie

Jak się dowiadujemy, bieg sprawy nabrał znacznego przyspieszenia natychmiast po naszej publikacji. I nie chodzi tylko o to, że rzecznik archidiecezji gdańskiej wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że „sprawa wspomnianego kapłana jest prowadzona z należytą starannością i stosownie do wytycznych Stolicy Apostolskiej”, wiedza Zbigniewa Nosowskiego jest fragmentaryczna, a jego artykuł „zniekształca obraz całego procesu kanonicznego i wyrządza szkodę wszystkim jego uczestnikom, w tym pokrzywdzonym”.

Zaledwie pięć dni po ukazaniu się artykułu w portalu Więź.pl archidiecezja gdańska wystosowała wreszcie pismo do osoby, która ponad dwa lata wcześniej zgłaszała gotowość zeznań ze strony innych kobiet pokrzywdzonych przez ks. Adriana. W liście tym – datowanym na 14 maja 2024 r. – wiceoficjał Gdańskiego Trybunału Metropolitalnego, ks. Piotr Zygmunt, prosił o podanie danych tych osób, bez żenady stwierdzając, że pisze „w nawiązaniu do korespondencji z dnia 18.01.2022 r.” (czyli 27 miesięcy wcześniej!).

Na publikację „Więzi” zareagował również sam abp Tadeusz Wojda. Nie odpowiedział, co prawda, na nasze pytania, lecz nagrał krótki film wideo, w którym zapewniał, „że postępowanie – mimo różnych sugestii medialnych – prowadzone jest w sposób prawidłowy, z zachowaniem troski o wszystkie osoby biorące w nim udział”. Dodał również: „jeśli we wspomnianym procesie zabrakło oczekiwanej, należnej empatii, to bardzo za to przepraszam”. Zadeklarował też, że „uznaje potrzebę pomocy dla osób skrzywdzonych” oraz będzie „nadal podejmował działania, aby wyjaśniać wszelkie zarzuty i wątpliwości”, dążąc „do ujawnienia prawdy we wszystkich tego typu przypadkach”.

Słowo abp. Tadeusza Wojdy, film wideo udostępniony przez archidiecezję gdańską 24 maja 2024 r.

Dalsze postępowanie obfitowało w spory proceduralne. Watykańska Dykasteria Nauki Wiary m.in. nie wyraziła zgody na wniosek pani Kingi o zmianę kościelnego trybunału rozpatrującego sprawę (tj. przeniesienie sprawy poza archidiecezję gdańską). Później natomiast metropolita gdański odrzucił kolejny jej wniosek – o zmianę delegata prowadzącego postępowanie (wyjaśnić trzeba, że chodzi tu o funkcję osoby wydelegowanej przez biskupa do przeprowadzenia procesu kanonicznego, a nie o delegata ds. ochrony dzieci i młodzieży, który przyjmuje pierwsze zgłoszenia).

Charakterystyczny dla meandrów kościelnego wymiaru sprawiedliwości jest fakt, że informację o odrzuceniu wniosku o zmianę delegata przekazał pani Kindze… ten właśnie duchowny, do którego utraciła zaufanie i na którego złożyła skargę. Brzmiało to dosłownie tak: „z upoważnienia Arcybiskupa Tadeusza Wojdy, jako Jego Delegat do prowadzenia procesu administracyjnego […] odpowiadam, iż nie nastąpi zmiana na stanowisku Delegata wyznaczonego do prowadzenia ww. postępowania” (pismo z 14 czerwca 2024 r.).

Ks. Zygmunt – powołując się na decyzję watykańskiej Dykasterii Nauki Wiary – najpierw oczekiwał od pani Kingi złożenia zeznań uzupełniających. Kobieta stanowczo prosiła o przedstawienie kopii pisma z dykasterii, zorganizowanie przesłuchania w miejscu neutralnym (poza siedzibą Gdańskiego Trybunału Metropolitalnego), nagranie zeznań oraz zmianę osoby, przed którą miałaby je złożyć. Podkreślała, że po dotychczasowych doświadczeniach nie będzie czuła się bezpiecznie w siedzibie trybunału kościelnego i zaproponowała inne odpowiednie miejsce.  

Odpowiedzi na te postulaty już nie było, gdyż ks. Zygmunt zmienił zdanie. Odpisał, że po kolejnej analizie materiału dowodowego uznał, iż przyjmowanie od pani Kingi zeznań dodatkowych „nie jest konieczne”. Ostatecznie kobieta złożyła zeznania uzupełniające na piśmie.

Niepowodzeniem skończyła się też spóźniona próba zebrania zeznań od innych kobiet, które mógł wykorzystać ks. Adrian. Na przełomie lat 2024/2025 okazało się ostatecznie, że zrezygnowały one ze składania zeznań ze względu na utratę zaufania do instytucji kościelnych. Do Gdańskiego Trybunału Metropolitalnego wpłynęło pismo ze słowami jednej z nich: „po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że nie będę spisywała tych zeznań. […] te wspomnienia jednak dużo kosztują”.

Trzeba przypomnieć, że pierwszą informację o innych osobach gotowych do złożenia zeznań w tej sprawie abp Wojda otrzymał już w listopadzie 2021 r. (wraz z komentarzem, że osoby te „bardzo poważnie zastanawiają się nad zasadnością złożenia zeznań – nie bardzo wierzą w skuteczność tego działania, przeżywają załamanie nerwowe, boją się związanych z tym emocji”). Później informacja ta była ponawiana – zawsze bez jakiejkolwiek odpowiedzi.

Od tamtej pory minęły ponad trzy lata. W tym czasie kobiety te zniechęciły się i utraciły zaufanie do instytucji Kościoła. Ich początkowa gotowość do złożenia zeznań wyczerpała się przez ten czas. Po tak długim okresie oczekiwania diecezja dowiedziała się, że w tej chwili chcą one mieć już tylko spokój oraz nigdy więcej nie angażować się w tę sprawę.

„Jak mam rozumieć milczenie Kościoła”?

Wkrótce okazało się jednak, że – skoro dodatkowe zeznania pani Kingi nie były konieczne – proces administracyjny może zmierzać do końca. Ostatecznie zapadła w nim decyzja o wydaleniu ks. Adriana z kapłaństwa. Plotki na ten temat zaczęły krążyć po Trójmieście już na początku lutego 2025 r. Samemu duchownemu dekret został wręczony przez abp. Wojdę 14 lutego. 

Pogłoski o dekrecie docierały także do najbardziej zainteresowanych. W związku z tym osoba wspierająca kobiety wykorzystane przez ks. Adriana dwukrotnie pisemnie zwracała się do Gdańskiego Trybunału Metropolitalnego z apelem o przekazanie informacji pani Kindze i pani Marcie. Pisała m.in.: „Taka sytuacja wpłynęła bardzo negatywnie na stan emocjonalny skrzywdzonych osób, boją się reakcji otoczenia […]. Ponieważ plotka już się rozeszła, proszę o jak najszybsze oficjalne poinformowanie skrzywdzonych kobiet o decyzjach Kościoła”.

W drugim liście napisała: „proszę mi powiedzieć, jak mam rozumieć milczenie Kościoła. Kobiety Pokrzywdzone doświadczają z tego powodu bardzo silnych emocji, nie wiedzą, co się dzieje i BOJĄ SIĘ, naprawdę się boją. Ks. [Adrian] już pozwalał sobie na groźby, o czym informowany był Ksiądz Arcybiskup […]. Wobec powyższego powtórnie proszę o informację o tym, w jaki sposób Kościół zamierza chronić pokrzywdzone kobiety!”.

Oba listy do dziś pozostały bez żadnej reakcji.

Nadal również nie nadszedł zapowiadany przez gdańskich kurialistów „czas stosowny”, w którym odpowiedzi na pytania otrzyma redakcja Więź.pl.

Skrzywdzone kobiety: Mogliby chociaż na koniec…

W jednym z pism do pani Kingi w czerwcu 2024 r. wiceoficjał Gdańskiego Trybunału Metropolitalnego (ten sam, na którego składała skargę i który informował ją, że nie nastąpi zmiana na stanowisku delegata) zapewniał kobietę: „O kolejnych etapach postępowania będzie Pani informowana”.

Tymczasem od przekazania dekretu ks. Adrianowi minął już ponad miesiąc (a od daty podjęcia decyzji – kolejne tygodnie), ale do tej pory nikt nie powiadomił osób wykorzystanych przez ks. Adriana – ani pisemnie, ani telefonicznie – o podjętej decyzji.

Dlaczego przewodniczący polskiego episkopatu nie jest w stanie zdobyć się choćby na proste przekazanie osobom pokrzywdzonym informacji o kościelnym akcie sprawiedliwości?

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Rozmawiając z „Więzią”, obie kobiety nie kryją rozczarowania, zniechęcenia i zniesmaczenia. Powtarzają, że dzisiaj nie zdecydowałyby się na zgłoszenie sprawy do kurii.

Pani Marta mówi: – Myślałam, że już nie dożyję zakończenia tego procesu. Chociaż oficjalnie oczywiście wciąż nic nie wiem, bo mnie już zupełnie ignorowano. Żadnych informacji, żadnych kontaktów… Czuję zatem z jednej strony ulgę, a z drugiej – przygnębienie. Niby powinnam się cieszyć, że moje zgłoszenie zaowocowało aktem sprawiedliwości, ale czuję się przegrana. I przede wszystkim poturbowana.

Pani Kinga podkreśla: – Aż niewiarygodne było patrzeć, jakiego tempa sprawa nabrała, gdy trafiła do Watykanu. Wcześniej w diecezji wszystko szło bardzo powoli. A teraz, gdy zapadła decyzja o wydaleniu sprawcy z kapłaństwa, nikt z kurii się do mnie nie odezwał. Informacje otrzymuję od osób, które się o tym dowiadują nieoficjalnie. A mogliby chociaż na koniec przekazać jakąś wiadomość, tak po ludzku…

– Przed dwoma laty w osobistej rozmowie abp Wojda mnie przeprosił – mówi pani Marta. – Bardzo dobrze to wtedy przyjęłam. Ale później cały czas mnie ignorował, choć w nagraniu wideo po ujawnieniu sprawy zapewniał o zachowywaniu troski o wszystkie osoby biorące udział w postępowaniu. Dlatego uważam, że przeprosiny zawarte w tym nagraniu sformułowane były „pod publiczkę”. Ale nie odwrócę się nigdy od Kościoła, bo Kościół to Chrystus. Szkoda tylko, że ma takich przedstawicieli.

Niech płaci sprawca

Pani Kinga dodaje, że problemem wciąż są pieniądze. A przypomnijmy – chodzi o kilkuletnie wykorzystywanie dziewczyny w wieku 13–18 lat! Jedyną formą wsparcia finansowego dla niej od instytucji kościelnych był nieoczekiwany przelew na niewielką kwotę z Caritasu. Gdy pani Kinga dopytywała, o co chodzi, dowiedziała się, że biskup tak zdecydował i jest to „wsparcie doraźne w sytuacji, w której osoba do tego zobowiązana nie wypełnia tego zobowiązania”.

A kto jest zobowiązany? Otóż abp Wojda (zapewne w trosce o kurialne finanse, zagrożone potencjalnym zadośćuczynieniem finansowym) uznał, że to ks. Adrian osobiście ma pokrywać pani Kindze koszty terapii.

Oburzenia takim stawianiem sprawy nie kryje osoba wspierająca kobiety: – Przecież pani Kinga potrzebuje uwolnienia do sprawcy, a taka decyzja metropolity gdańskiego to ponowne uzależnienie jej od ks. Adriana. Otrzymał on polecenie dokonywania wpłat „pokrywających koszty terapeutyczne”. Tyle że tym samym sprawca kontrolowałby terapię osoby przez siebie wielokrotnie wykorzystanej! Już samo podawanie sprawcy numeru konta osoby skrzywdzonej jest kolejnym retraumatyzującym elementem tej sprawy.

A na dodatek, jak już pisałem w pierwszym artykule na ten temat, papież Franciszek właśnie na władzę kościelną, a nie na sprawcę nałożył obowiązek zapewnienia odpowiedniej pomocy osobie zgłaszającej swoją krzywdę. Art. 5 motu proprio „Vos estis lux mundi” brzmi: „Władze kościelne są zobowiązane, aby ci, którzy twierdzą, że są poszkodowani, wraz ze swoimi rodzinami, byli traktowani z godnością i szacunkiem oraz zaoferują im w szczególności: a) przyjęcie, wysłuchanie i wsparcie, również za pośrednictwem właściwych służb; b) pomoc duchową; c) pomoc medyczną, terapeutyczną i psychologiczną, w zależności od konkretnego przypadku”. Wbrew tym kościelnym zaleceniom archidiecezja gdańska nie zaproponowała pani Kindze żadnego rodzaju wsparcia. Ale to jej skarga była podstawą dalszego postępowania.  

Nieco inaczej wygląda sytuacja w przypadku pani Marty. Archidiecezja gdańska odmówiła uznania jej za osobę skrzywdzoną w rozumieniu „Vos estis lux mundi” i odstąpiła od przeprowadzenia procesu kanonicznego. Z tego powodu pierwotnie, jak opisywałem, nie otrzymała ona wsparcia finansowego, o które wystąpiła do Fundacji Św. Józefa. Ostatecznie jednak, jak również informowaliśmy,  tuż po publikacji „Więzi” pani Marta otrzymała środki z FŚJ z przeznaczeniem na pokrycie kosztów leczenia i terapii. Do procesu kanonicznego w jej sprawie jednak nie doszło.

Pytania, do których trzeba wrócić

Wydaje się, że gdańskie postępowanie w sprawie ks. Adriana to nie był realny proces kanoniczny, lecz pozory procesu. Pilnowano przede wszystkim formalnych procedur, a przecież w prawie kanonicznym chodzić powinno, jak stanowczo podkreślają ostatnie słowa Kodeksu, o „zbawienie dusz, które zawsze musi być w Kościele najwyższym prawem”. Tutaj tej troski nie było widać.

Obecnie, po wydaniu dekretu wydalającego ks. Adriana z kapłaństwa, najważniejsze pytanie dotyczące stosunku archidiecezji gdańskiej – i osobiście abp. Tadeusza Wojdy – do osób pokrzywdzonych jest jednak bardziej fundamentalne: Dlaczego nie są one traktowane podmiotowo?

Dlaczego diecezja nie wspiera ich finansowo? Dlaczego nawet w sprawie delegata prowadzącego postępowanie nie można pójść na rękę osobie, która utraciła zaufanie do pouczającego ją duchownego? Dlaczego nie informuje się skrzywdzonych o wydanym dekrecie, nawet mimo pisemnych próśb osoby je wspierającej?

Niektórzy polscy biskupi i przełożeni zakonni robią, co mogą, aby – pomimo ograniczeń (niehumanitarnego pod tym względem) prawa kanonicznego – przekazywać osobom pokrzywdzonym jak najwięcej informacji i czynić to jak najszybciej. Nieprawomocność dekretu o wydaleniu nie musi wcale być przeszkodą w przekazywaniu informacji.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Inni członkowie Konferencji Episkopatu Polski potrafią szerzej interpretować prawo do informowania skrzywdzonych, korzystając z uprawnień, jakie dają im instrukcje watykańskie i wytyczne KEP – byle dać osobie wykorzystanej przez duchownego poczucie, że jest w Kościele traktowana jako podmiot, a nie przedmiot. Dlaczego przewodniczący polskiego episkopatu nie jest w stanie zdobyć się nawet na proste przekazanie informacji o kościelnym akcie sprawiedliwości?

A także: dlaczego – pomimo upływu już niemal roku od złożenia poważnego wniosku o zbadanie zaniedbań abp. Tadeusza Wojdy – Stolica Apostolska w żaden sposób nie przekazała (ani osobie składającej zawiadomienie, ani polskim katolikom) informacji, co dzieje się z tym, znakomicie udokumentowanym, wnioskiem? Jak ma się taka praktyka do postanowień motu proprio „Vos estis lux mundi”? Dlaczego przyspieszenia w Watykanie nabrała sprawa ks. Adriana, a za to nie podjęto żadnych działań w sprawie możliwych zaniedbań metropolity gdańskiego? Do tych pytań trzeba będzie wrócić w najbliższym czasie.

Przeczytaj także: Czy przewodniczący polskiego episkopatu prawidłowo prowadził sprawy dotyczące wykorzystania seksualnego?

Podziel się

4
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.