Wiosna 2025, nr 1

Zamów

Koronacja Bolesława Chrobrego, czyli świętowanie nieistotnego tysiąclecia?

Portret Bolesława Chrobrego. Fot. Wikimedia Commons

Koronację roku 1025 zapisują jedynie źródła niemieckie. W polskiej tradycji średniowiecznej akt ten pozostawał bez znaczenia, w przeciwieństwie do Zjazdu Gnieźnieńskiego w roku 1000. Czy jest więc co świętować?

W momencie, gdy piszę ten tekst, przygotowania do obchodów tysiąclecia koronacji Bolesława Chrobrego, datowanej na 18 kwietnia, idą pełną parą. Mam tu na myśli nie tylko nieskończoną liczbę konferencji naukowych i wystaw, a także niezwykłe wprost (i wyraźnie odczuwane przeze mnie i moich kolegów po fachu) zainteresowanie mediów czasami, którym zwykle nie poświęcają one – ze zrozumiałych względów – specjalnie wiele uwagi.

Mówię także o zapowiadanych imprezach politycznych – marszach, wyjazdowych sesjach parlamentu w Gnieźnie, które zdaniem polityków mają być w środku kampanii wyborczej prawdziwym politycznym złotem. Tak cennym, że ponoć niektóre z planów pozostają skrzętnie ukryte, aby zaskoczyć politycznych konkurentów. Nie wchodząc jednak w pole komentarzy bieżących, chciałbym postawić pytanie: czy wiemy, co właściwie świętujemy, dlaczego akurat wtedy i… czy w ogóle jest co świętować?

18 kwietnia? A niby dlaczego?

Zacząć wypada od miejsca i daty koronacji. Zazwyczaj uważa się, że miała ona miejsce w Gnieźnie, czasami wskazuje się na Poznań, ale ten pierwszy ośrodek wydaje się znacznie bardziej prawdopodobny. A to ze względu na swe centralne znaczenie w tradycji piastowskiej, wzmocnione jeszcze obecnością od roku 997 bezcennych relikwii św. Wojciecha. A jeszcze bardziej z powodu tego, że to Gniezno było siedzibą metropolii kościelnej, a tradycyjnie koronacji dokonywał arcybiskup.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Znacznie gorzej rzecz wygląda z datą. O 18 kwietnia nie piszą żadne źródła – informują nas one jedynie, że koronacja miała miejsce w roku 1025, a jako że Bolesław Chrobry zmarł 17 czerwca tego roku, to możemy uznać, że stało się to w pierwszym półroczu. Skąd jednak konkretna data? Jest wykoncypowana – uznano mianowicie, że koronacja miała mieć miejsce w Wielkanoc, a ta w roku 1025 przypadła właśnie 18 kwietnia.

Nikt jednak nie wytłumaczył, czemu akurat w to święto. Faktycznie, na daty koronacji często wybierano ważne święta kościelne, choćby młodociany król Henryk III koronowany został w Wielkanoc roku 1028. Ale już np. współczesny wydarzeniom władca niemiecki, Konrad II, otrzymał koronę i namaszczenie 8 września roku 1024, w święto Narodzenia Najświętszej Marii Panny; w to święto został też posadzony na akwizgrańskim tronie w roku 1002 jego poprzednik, Henryk II. Wcześniejsi władcy: Otto II i Otto III byli koronowani odpowiednio na Oczyszczenie Najświętszej Marii Panny, czyli 2 lutego, i w Boże Narodzenie.

Jak zatem widzimy, nawet jeśli w wypadku Chrobrego koronacja faktycznie została przeprowadzona w święto kościelne, to nie sposób stwierdzić, że akurat w Wielkanoc. Co więcej, istnieje pewne ryzyko, że w naszych obchodach jesteśmy spóźnieni, a koronacja miała miejsce, z naszego punktu widzenia, w roku 1024. Źródła, jak wspominałem, notują ją pod rokiem 1025, tyle tylko, że powszechną wówczas praktyką było uznawanie za początek roku Bożego Narodzenia, a święto to nadawało się na koronację nie gorzej niż Wielkanoc.

Jako ciekawostkę można zauważyć, że sto lat temu debata publiczna była chyba bardziej pluralistyczna jeśli chodzi o stosunek do ustaleń historycznych – warszawska mennica wybiła wówczas z okazji 900-lecia koronacji monetę z datami 1025-1925, ale też medal pamiątkowy z datami 1024-1924. W wydanej wówczas okolicznościowej broszurze jej autor, legionista, nauczyciel i działacz, Marian Kantor-Mirski (prywatnie ojciec Tadeusza) nie miał jednak wątpliwości – tytuł brzmi „W 900-letnią rocznice koronacji Bolesława Chrobrego (25-go grudnia 1024 – 25-go grudnia 1924)”.

Potrzeba świętowania rocznicy koronacji wynika po części z przekonania, że stanowiła ona jakoby naturalny punkt dojścia na pewnej drodze rozpoczętej przez chrzest Mieszka. Ale to wcale nie jest oczywiste

Grzegorz Pac

Udostępnij tekst

Tworząc katalog rzeczy, których o wydarzeniach roku 1025 nie wiemy, można jeszcze dodać sprawę momentu koronacji syna Bolesława, Mieszka II. Źródła niemieckie skupiają się na koronacji ojca, choć jasne jest, że i syn został koronowany. Mogło się to stać już po śmierci Bolesława, ale nie można też wykluczyć, że Mieszko – bez wątpienia od dawna wytypowany przez ojca do następstwa rządów – otrzymał koronę wraz z ojcem, tak jak wspomniany przed chwilą Henryk III w Rzeszy, co wpisywało się w kulturę polityczną epoki.

Koronacja – czy na pewno naturalny punkt dojścia?

Wydaje się, że potrzeba świętowania rocznicy koronacji wynika po części z przekonania, że stanowiła ona jakoby naturalny punkt dojścia na pewnej drodze rozpoczętej przez chrzest Mieszka. A więc znak włączenia w krąg kultury łacińskiej i stworzenia stabilnego bytu państwowego. Zważywszy, że kilkanaście lat później Polska zachwiała się w posadach, to ostatnie łatwo zakwestionować, ale także widzenie w koronacji naturalnej konsekwencji przyjętej przez Piastów drogi rozwoju, nie jest wcale oczywiste.

Warto zauważyć, że koronacja wraz z namaszczeniem stała się ważnym elementem kultury politycznej Europy Zachodniej w drugiej połowie VIII wieku, czyli od czasów Karolingów. Tyle tylko, że gdy w wieku IX dawne imperium Karola Wielkiego się rozpadło, to, o ile w Państwie Zachodniofrankijskim, które dało początek Francji, koronacje królewskie były kontynuowane jako ważny element legitymizacji władzy, to w Państwie Wschodniofrankijskim, z którego wyrosły Niemcy – już nie.

W Rzeszy na stałe obyczaj namaszczenia wprowadza dopiero Otto I, ale przecież wiele państw ówczesnej Europy nie znało go znacznie dłużej niż Polska. Doskonałym przykładem są Dania czy Norwegia – choć jej władców w źródłach łacińskich określano mianem rex (król), to pierwsze koronacje dokonały się w nich dopiero w latach 60. i 70. XII wieku.

Przyczyny tych różnic, w porównaniu ze stosunkowo wczesnym wprowadzeniem obyczaju liturgicznego inaugurowania władzy w Polsce, mogą być wielorakie: silniejsze mogły być tam tradycyjne, sięgające korzeniami czasów pogańskich, formy legitymizacji władzy, a także zwyczaj współdzielenia rządów, który koronacja do pewnego stopnia rugowała. Nie bez znaczenia były względy praktyczne – oba skandynawskie kraje długo nie miały metropolii kościelnych, a także siła oddziaływania płynących z Rzeszy wzorów, z pewnością odczuwalna w Polsce.

Jednak nawet w Europie Środkowej widzimy znaczne różnice. O ile na Węgrzech władcy są zasadniczo koronowani w trakcie obrzędu liturgicznego, to już w Czechach dotyczy to do pewnego momentu pojedynczych książąt. I w gruncie rzeczy, choć myślimy o Polsce jako o królestwie, także i u nas we wczesnym i pełnym średniowieczu koronacja stanowiła raczej wyjątek niż regułę – poza Bolesławem Chrobrym i Mieszkiem II koronował się jeszcze w 1076 r. Bolesław Szczodry, a potem, już w 1295, Przemysł II.

Koronacja – znak suwerenności?

Koronacja stanowiła jednak znak władzy niezależnej, pochodzącej wprost od Boga, podczas gdy władza książąt mogła być zależna. Czyżby? Abstrahując już nawet od adekwatności naszego pojęcia suwerenności wobec realiów wcześniejszego średniowiecza, można zapytać, czy rzeczywiście władcy duńscy czy norwescy byli w XI wieku jakoś szczególnie od kogoś zależni. A nade wszystko wskazać liczne przykłady, kiedy to noszenie korony bynajmniej nie wykluczało zależności.

Tak było choćby od czasu Ottona I z królami Burgundii i Włoch, uznającymi władzę tego pierwszego. W naszej części Europy to zjawisko jest bardzo dobrze znane. Na Węgrzech w XI wieku koronacji dostępowali niekiedy władcy jednoznacznie uznający zwierzchność króla niemieckiego, a pierwszy koronowany król, święty Stefan – jeśli wierzyć niemieckiemu kronikarzowi Thietmarowi – miał otrzymać koronę i namaszczenie „z łaski i za zachętą” Ottona III.

Zbliżamy się tu do wydarzeń znanych jako Zjazd Gnieźnieński z roku 1000. Wedle Galla Anonima cesarz Otton III miał wtedy nałożyć na głowę Bolesława swą własną koronę, choć nie ma wątpliwości, że ten ostatni władzę Ottona uznawał. Ten obrzęd nie znalazł jednak religijnego dopełnienia.

Pewną analogią jest nałożenie korony przez Henryka IV na głowę księcia czeskiego Wratysława w Moguncji w roku 1085. W tym wypadku także mówimy o jednoznacznej relacji podległości, a w koronie widzieć można nagrodę za sojusz czy też wierną służbę Wratysława. Tu jednak inaczej niż w wypadku Chrobrego, akt znalazł swe dopełnienie w liturgii – obrzędu koronacji i namaszczenia dokonał w Pradze, która nie była arcybiskupstwem, arcybiskup trewirski.

1000 czy 1025?

Nie bez powodu przywołuję tu Zjazd Gnieźnieński. Nawet jeśli to, co miało tam miejsce, nie było koronacją w ścisłym, religijnym znaczeniu, to przecież było aktem o fundamentalnej wadze. Wskazuje na to nie tylko relacja, piszącego ponad sto lat później i budującego raczej legendarny obraz rządów Bolesława jako idealnego władcy, Galla Anonima, ale i współczesnego wydarzeniom Thietmara. Pomija on wprawdzie w swym opisie akt nałożenia korony Bolesławowi, ale chyba nie bez powodu pisze z żalem o Ottonie III „Niech Bóg wybaczy cesarzowi, że uczynił trybutariusza panem”. Późniejsze zachowania i działania Chrobrego, w tym zaznaczająca się w źródłach próba znalezienia jakiejś akceptacji papieskiej dla koronacji, jasno wskazuje, że uważał on akt, który dokonał się w Gnieźnie, za konstytuujący jego królewskie pretensje.

Można postawić tezę, że Bolesław, decydując się na koronację, przelicytował, bo cała historia skończyła się przecież fatalnie. Początek rządów Mieszka II naznaczają konflikty z Konradem II, a u ich podłoża z pewnością była uchodząca za uzurpację koronacja

Grzegorz Pac

Udostępnij tekst

Rok 1000, przeciwstawiony 1025, ma znaczenie z jeszcze innego powodu. W późniejszym średniowieczu Zjazd Gnieźnieński był polskiej historiografii znany; więcej – stanowił kluczowe wydarzenie w opowieści o początkach Polski. Wydaje się zresztą, że w tym, co się tam dokonało, widziano też źródło królewskiej godności Bolesława Chrobrego; to wówczas, mówiąc górnolotnie, zacząć się miało Królestwo Polskie. Tymczasem koronację roku 1025 zapisują jedynie źródła niemieckie – roczniki oraz biografia Konrada II pióra jego kapelana Wipona. W polskiej tradycji średniowiecznej akt ten pozostawał – jak się wydaje – nieznany, a w każdym razie bez znaczenia.

Koronacja 1025 – fatalny błąd?

Przywołane tu niemieckie źródła, relacjonujące koronację, łączy jedno: negatywny do niej stosunek. Stwierdzają, że stało się to bez zgody i z naruszeniem praw władcy niemieckiego. Było zatem przejawem pychy Bolesława, którego zresztą wkrótce spotkała za to zasłużona, zdaniem „Roczników Kwedlinburskich” i Wipona, śmierć. Można zatem przyjąć, że w przeciwieństwie do wydarzeń roku 1000, tu mieliśmy do czynienia z prawdziwym akrem suwerenności – władca koronował się nie z łaski króla niemieckiego, ale na przekór jego woli.

Pytanie jednak, czy jest co świętować. Można wręcz postawić tezę, że Bolesław, decydując się na koronację, przelicytował, bo cała historia skończyła się przecież fatalnie. Początek rządów Mieszka II naznaczają konflikty z Konradem II, a u ich podłoża z pewnością była uchodząca za uzurpację koronacja.

Konflikty te nie skończyły się dla Mieszka dobrze. Musiał opuścić kraj, aby wrócić – już za zgodą i łaską cesarza, godząc się na podział Polski między krewnych. Uznał też utratę korony, którą miał – pod jego nieobecność – odesłać do Niemiec jego brat Bezprym, kiedy na chwile przejął władze (choć, dodajmy, istnieje też wersja, że odpowiedzialną była żona Mieszka, Rycheza, która opuścić miała niewiernego męża). Jego syn po koronę już nie sięgnął.

Decyzja Bolesława o koronacji była jednak rzuceniem wyzwania nie tylko Rzeszy, ale także rodzimej tradycji politycznej. Charakterystyczny jest tu przywołany przed chwilą podział kraju za Mieszka – wśród Piastów i elit rządzonego przez nich państwa panowało przekonanie, że udział we władzy należy się dynastii, wszystkim potomkom władcy. Tymczasem Bolesław już na wczesnym etapie wybrał do dalszych rządów Mieszka, kreując go na współrządcę, a w zamyśle – jednowładcę. Mało jaki akt zaznaczał te jednowładcze ambicje tak, jak wybijająca jednostkę ponad resztę członków dynastii i elit koronacja.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Próba ta nie okazała się skuteczna. I to nie tylko w krótkiej, wspomnianej wyżej perspektywie. Także w kolejnych dziesięcioleciach Polska była zazwyczaj rządzona wspólnie czy też dzielona między Piastów i tzw. rozbicie dzielnicowe nie było tu żadnym wyjątkiem. W krótszej perspektywie zaś można powiedzieć, że próba zmonopolizowania władzy w jednym ręku była jedną z przyczyn, dla których – wobec sprzeciwu innych członków dynastii – władza ta upadła. W jakimś więc sensie koronacja była zatem polityczną pułapką, którą – z pewnością nieświadomie – zastawił Bolesław Chrobry, a w którą wpadł jego syn, Mieszko II.

Można zatem, zapewne z pewną przesadą, stwierdzić, że obchodzimy właśnie rocznicę aktu – jeśli można użyć tego określenia – „godnościowo” ważnego, będącego próbą zaznaczenia swej niezależności od zachodniego sąsiada, ale czy rzeczywiście wydarzenia o pozytywnych dla Polski skutkach? Co do tego można już mieć poważne wątpliwości.

Przeczytaj również: Jak opowiadać historię ludową?

Podziel się

14
8
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.