
Jestem zwolennikiem zasady, by w chwili śmierci o zmarłych mówić dobrze, albo wcale. Powiem więc, że doznałem dzięki Michałowi sporo dobra.
W sobotę 15 lutego 2025 r. zmarł ks. Michał Czajkowski. Nie tak dawno – 3 października 2024 r. – skończył 90 lat. Dwa dni wcześniej byłem u niego we wrocławskim domu księży emerytów. Z radością przyjął urodzinowe prezenty. Rozmawialiśmy długo o wielu ważnych sprawach, żartował jak zawsze, umówiliśmy się na ciąg dalszy za pewien czas – ale żegnał się jakoś poważniej.
Uciekł śmierci już prawie trzy lata wcześniej, gdy przewrócił się w swym (samodzielnym wówczas) mieszkaniu. Zawdzięczał to jedynie stanowczości przyjaciela. Konrad Stanowicz, koordynator wrocławskiego Klubu „Tygodnika Powszechnego” – zaniepokojony, że duchowny nie odbiera telefonu – przyszedł do niego wieczorem i dobijał się do mieszkania, bo słyszał dochodzące z wewnątrz odgłosy. Dotarły też inne osoby. Po wyważeniu drzwi znaleźli ks. Czajkowskiego na podłodze. Leżał przytomny, ale osłabiony, bo mógł tak spędzić nawet dobę.
Po pobycie w szpitalu ks. Michał wrócił wtedy do siebie, ale po kolejnych upadkach ostatecznie przeprowadził się do domu księży emerytów leżącego nieopodal. Tam miał zapewnioną stałą opiekę.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Tym razem też organizm bronił się przed śmiercią. W ostatnim miesiącu z Wrocławia przychodziły kolejne informacje: poważna operacja – przeżył; sepsa, pewnie nie dożyje do jutra – przeżył; lekarze mówią, że to już ostatnie godziny – przeżył… Wrócił nawet ze szpitala do swego mieszkania, ale na drzwiach zawisła już kartka z napisem „Zakaz odwiedzin”. Był słabiutki, przygotowywał się do tej ostatniej podróży.
W sytuacjach ostatecznych, gdy sędziwy człowiek kończy życie i staje przed Panem, jestem zdecydowanym zwolennikiem klasycznej zasady, aby o zmarłych mówić dobrze, albo wcale – zwłaszcza gdy żywot owego człowieka był mocno skomplikowany. Powiem więc, że doznałem dzięki Michałowi sporo dobra.
Przede wszystkim było to dobro duchowe. Oficjalnie był asystentem kościelnym miesięcznika „Więź”, ale w istocie był naszym duszpasterzem. Z wdzięcznością wspominam go zwłaszcza jako przewodnika podczas pielgrzymek „Więzi” do Rzymu i Ziemi Świętej. Szczególnie niezwykłe były wędrówki śladami Jezusa po ziemi Izraela z biblijnym i duchowym komentarzem ks. Czajkowskiego.
Gdy celebrował Mszę świętą, było w niej wiele miejsca na ciszę. Nie spieszył się, nie „odprawiał”, lecz po prostu modlił się. Pamiętam, że gdy – wiele lat temu – pierwszy raz zobaczyłem go za ołtarzem, byłem zaskoczony zwłaszcza tym, jak długo trwała w „jego” liturgii głęboka cisza po wezwaniu „Módlmy się”.
Gdy świętowaliśmy w 2004 r. jego 70. urodziny, powiedział podczas Mszy świętej, że ma świadomość swojej wielkiej grzeszności. Brzmiało to nie jak zdawkowe pobożne stwierdzenie, lecz poważne wyznanie. Ale wtedy nie znaliśmy ciemnej strony jego życia. O niej też później sporo pisaliśmy na łamach „Więzi”. A on sam powiedział mi kiedyś, że okres po 2006 r. traktuje jako okazję do pokuty.
Wrócił wtedy na stałe z Warszawy (gdzie pracował naukowo na UKSW) do Wrocławia (był duchownym tej diecezji). Zasadniczo unikał wystąpień publicznych. Na zaproszenie małych grup służył ich członkom jako duszpasterz. Blisko współpracował zwłaszcza z wrocławskim Klubem „Tygodnika Powszechnego”.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
W latach 2000–2006 ks. Czajkowski był chrześcijańskim współprzewodniczącym Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. W tradycji żydowskiej po czyjejś śmierci mówi się: „Niech jego/jej pamięć będzie błogosławieństwem”. Niech pamięć o ks. Michale będzie błogosławieństwem – także przez wnioski co do tego, jak sobie radzić ze złem we własnym życiu.
Przy ostatnim spotkaniu, tuż przed 90. urodzinami, powiedział mi, że jest na etapie „Jezu, ufam Tobie”. Obecnie znalazł się już w Jego dobrych rękach. Doświadcza i Bożej sprawiedliwości, i Bożego miłosierdzia.
Przeczytaj też: Jan Turnau: Przekonanie o istnieniu Boga raczej mi nie „pewniało”