Zima 2024, nr 4

Zamów

Antoni Kępiński i rozmowy, po których znikała bezsilność

Antoni Kępiński. Fot. Wikimedia Commons

Można było mówić do niego swobodnie o najdziwniejszych nawet przeżyciach i wyobrażeniach, o lękach. Nikt inny – wspominają pacjenci – nie umiał tak słuchać.

Antoniego Kępińskiego znałam przez ponad dwadzieścia lat (1950–1972). Sytuacja osób, które potrzebowały psychiatrycznej pomocy, bardzo różniła się od tej, z jaką obecnie mamy do czynienia. Powojenny okres w Polsce wiązał się z licznymi bezpowrotnymi stratami i odkrywaniem trudnej rzeczywistości. Jedni przeżywali żałobę po stracie wszystkiego, co było ich dotychczasowym życiem. Stracili rodziny, bliskich, wypędzono ich z miejsca zamieszkania, musieli zostawić wszystko, co posiadali. Inni przeżyli traumę wynikającą z uwięzienia w obozie koncentracyjnym – ja sama też należałam do tej grupy.

Doktor Stanisław Kłodziński, opiekujący się więźniami Auschwitz, skierował mnie do poradni przy ul. Limanowskiego (w Krakowie). Przyjął mnie młody lekarz – Antoni Kępiński. Był życzliwy i spokojny, czułam, że chce mi przyjść z pomocą. Słuchałam go i wiedziałam, że dzieje się dla mnie coś szczególne ważnego.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Wiele lat później, kiedy już pracowałam w klinice psychiatrycznej, słyszałam od pacjentów, że spotkania z doktorem Kępińskim, rozmowy z nim miały dla nich i ich życia wyjątkowe znaczenie. Pacjenci opowiadali o ważności i sile rozmów prowadzonych przez doktora Kępińskiego. Używali często określenia, że te rozmowy wyzwalały ich, sprawiały, że znikała bezsilność. Dzięki nim nabierali przekonania o swojej wartości, lepiej siebie rozumieli, zyskiwali poczucie, że mogą rozwiązać swoje trudności.

Czasem najbardziej potrzebna jest…herbata

Po śmierci Antoniego Kępińskiego odbyło się w klubie „Zawilec”, którego był pomysłodawcą, poświęcone mu spotkanie. Zaczęło się od długo trwającej ciszy. Milczenie przerwał młody mężczyzna: – Chcę mówić o Profesorze – powiedział. I zaczął swoją opowieść:

– W trakcie leczenia w klinice często rozmawiałem z Profesorem. Byłem w bardzo ciężkim stanie psychicznym. Miałem poważne życiowe kłopoty. To był dla mnie bardzo trudny okres. W czasie jednej z rozmów, kiedy omawialiśmy ważną życiową sprawę, Profesor zapytał mnie: – Czego najbardziej potrzebowałby pan teraz dla siebie?

– Podniosłem głowę, popatrzyłem na jego twarz i z pewnym wahaniem odpowiedziałem: potrzebuję herbaty, strasznie chce mi się pić. Profesor wstał, wyszedł do drugiego pokoju, wrócił ze szklanką herbaty i zachęcił mnie do picia. Ta herbata była wtedy dla mnie darem drugiego człowieka. Byłem sam, wszystko musiałem sam sobie przygotowywać.

Herbata przygotowywana dla mnie w naszym klubie jest zawsze czymś wyjątkowym, czymś niezwykłym. Wtedy, kiedy herbatę podał mi Profesor, piłem ją i myślałem, że jest on jedynym człowiekiem, do którego mogłem się tak otwarcie zwrócić.

Ta opowieść otworzyła nas. Uczestnicy mówili, jaką niezwykłą wartością była dla nich życzliwość Profesora, jego zwyczajne, uprzejme gesty, uśmiech na powitanie. Opowiadali, że pamiętał o ich codziennych sprawach: trudnym egzaminie, kłopotach ze znalezieniem leku dla chorej babci, o odejściu narzeczonej, przykrości wyrządzonej przez kolegę. Mówili o tym, że potrafili rozmawiać z prof. Kępińskim nawet wtedy, kiedy byli w bardzo ciężkim psychicznie stanie; że dawał im siłę. Łagodność Profesora rozbrajała, a każda rozmowa z nim na długo była pomocą.

Nasi pacjenci podkreślali, że Profesor komunikował się z nimi w sposób zrozumiały i jasny. Rozmowy z nim były rzeczowe i konkretne, prowadzone w atmosferze spokoju i rozwagi. Dotykały najistotniejszych spraw, pozwalały na rozwiązywanie sytuacji, które wydawały się nie do rozwiązania. Do niego można było mówić swobodnie o najdziwniejszych nawet przeżyciach i wyobrażeniach, o lękach. Nikt inny – opowiadali nasi pacjenci – nie umiałby tego słuchać.

Słyszałam od pacjentów, że spotkania z prof. Kępińskim miały dla nich wyjątkowe znaczenie. Opowiadali, że rozmowy z nim wyzwalały

Teresa Reguła

Udostępnij tekst

To spotkanie po śmierci prof. Kępińskiego trwało długo. Powracaliśmy potem do tamtych rozmów o Profesorze niejednokrotnie. Dla wielu był wzorem. Dawał nieskończenie wiele osobom, które mu zaufały, i chciały z nim współpracować. Był niezawodny w tym, czego się podejmował. Zaskakiwał wiedzą, umiejętnością dostrzegania i doceniania spraw, których ważności inni nie widzieli.

Jego wnikliwość, umiejętność pointowania spraw skomplikowanych i pełnych zawiłości, konsekwencja w działaniu, wrażliwość na problemy pacjentów i trudności współpracowników sprawiały, że nikt przy nim nie mógł się czuć pominięty, samotny, pozostawiony z trudnym do rozwiązania problemem.

Socjolog na oddziale psychiatrycznym

Pracę w klinice psychiatrii Akademii Medycznej (obecnie Collegium Medicum UJ) rozpoczęłam w 1964 roku. Byłam pierwszym socjologiem tam zatrudnionym i kolejnym ogniwem zmian wprowadzanych przez Antoniego Kępińskiego w opiece i leczeniu chorych psychicznie.

Ta zmiana wprowadzała elementy socjologicznego myślenia w organizację kliniki i w analizę sytuacji życiowych leczonych osób. Przekonałam się, że społeczne warunki chorych oraz ich rodzin są nierzadko bardzo poważnym źródłem problemów psychicznych.

Decyzją władz od 1950 roku klinika psychiatryczna została przeniesiona z budynków przy ul. Botanicznej – gdzie mieliśmy wygodne warunki – i znalazła swoje lokum przy ul. Kopernika 21. Po remoncie budynku, na parterze i na pierwszym piętrze mieściły się oddziały, w których leczono pacjentów. Osobne były oddziały dla mężczyzn i dla kobiet.

Podstawą leczenia w naszej klinice stał się indywidualny kontakt z lekarzem, który zajmował się pacjentem przez cały czas jego pobytu w szpitalu. Pacjenci korzystali ze swoich ubrań. Raz w tygodniu odbywały się zebrania społeczności psychoterapeutycznej, których zadaniem były: rozmowa o wzajemnych relacjach leczących się, ich dyżurach, uczestniczeniu w spotkaniach klubowych. Podczas tych zebrań zajmowano się również rozwiązywaniem sytuacji konfliktowych.

Wspomniany klub pacjentów czynny był przez cały tydzień w godzinach między 16.00 a 20.00, z przerwą na kolację. Klub prowadził samorząd wybierany przez pacjentów. Wszystkie wymienione formy społecznych oddziaływań na rzecz chorych wprowadził Antoni Kępiński przy akceptacji kierownika kliniki prof. Eugeniusza Brzezieckiego i doc. Karola Spetta.

Swoje zadania związane z pracą na rzecz pacjentów omawiałam z wówczas doc. Kępińskim. Pierwsze z nich dotyczyły rozmów z młodymi pacjentami o ich powrocie do pracy po opuszczeniu kliniki. Sytuacja wielu z nich była trudna. Zagrażały im zwolnienia z pracy. Leczenie psychiatryczne oraz pobyt na oddziale psychiatrycznym nierzadko powodowały, że odmawiano takim osobom kontynuowania zatrudnienia.

Przygotowywałam się do rozmów, które miałam odbywać z przełożonymi w miejscach zatrudnienia naszych pacjentów. Chodziło o przekonanie pracodawców, że nagła zmiana zachowania młodego człowieka, która wywołała u jego współpracowników niepokój, została zdiagnozowana, a stan psychiczny pracownika wrócił do równowagi.

Nie było jednak łatwo przekonywać przełożonych do zatrudnienia osób, które w dalszym ciągu w społecznym otoczeniu wywoływały lęk i poczucie zagrożenia. A była to w tamtych czasach powszechna postawa wobec chorych psychicznie.

Prowadziłam również rozmowy z rodzinami pacjentów. Omawialiśmy towarzyszące rodzinom niepokoje, wskazywałam na korzystne zmiany w zachowaniu ich bliskich. Zachęcałam do zmian w atmosferze i sposobie porozumiewania się członków rodzin.

Zawilec, czyli klubowe życie po szpitalu

Kolejną troską prof. Antoniego Kępińskiego, wynikająca z jego całościowego widzenia sytuacji pacjentów, było planowanie stworzenia miejsca spotkań dla osób, które zakończyły leczenie, ale ich sytuacja życiowa mogła nie sprzyjać pełnej społecznej aktywności i dobrej organizacji życia.

Dotyczyło to np. osób samotnych, a samotność i brak bliskich była w tamtym powojennym okresie poważnym i częstym problemem. Profesor Kępiński uważał, że stworzenie możliwości regularnego spotykania się w gronie osób poznanych w trakcie leczenia będzie mogło przynajmniej częściowo zapobiegać całkowitemu ich osamotnieniu.

Drugą grupę, potrzebującą takiego wsparcia, stanowili pacjenci, których relacje rodzinne były trudne z powodu odrzucenia ich w związku z przebytą chorobą, ze względu trwałych konfliktów wewnątrzrodzinnych albo z powodu porzucenia przez współmałżonka w związku z rozpoznaniem choroby psychicznej.

Jeszcze inną grupę stanowiły osoby dobrze przygotowane zawodowo i cenione w pracy. Jednak atmosfera tam panująca albo bardzo trudne warunki pracy mogły zagrażać ich zdrowiu psychicznemu.

Klub dla byłych pacjentów naszej kliniki był przedmiotem wielu naszych rozmów i dyskusji z prof. Kępińskim. Dotyczyły one różnych kwestii: miejsca i organizacji spotkań, ich cykliczności i stałego terminu spotykania się. A także wprowadzenia do działań klubu tak istotnych elementów, jak wspólne obchodzenie świąt, imienin i urodzin uczestników spotkań, rozmów o ważnych aktualnych sprawach i wydarzeniach. Wszystko to miało służyć budowaniu wzajemnej społecznej więzi. Dawałaby ona możliwość przeżywania wspólnoty i stanowiła zabezpieczenie w trudnych sytuacjach.

Uczestnicy mogliby podczas klubowych spotkań dzielić się swoimi radościami, sukcesami, powodzeniem w pracy, czy dobrymi doświadczeniami w rodzinie. Takie były plany Profesora. Klub pacjentów, nazwany „Zawilcem”, powstał w roku 1970, dwa lata przed jego śmiercią.

Profesor do końca był żywo zainteresowany przebiegiem klubowych spotkań, które wówczas gromadziły wiele osób. Ich uczestnicy wnosili własne różnorakie pomysły w klubowe życie. Organizowali wspólne wyjścia do teatru i na koncerty. Założyli kronikę działań klubu ilustrowaną okolicznościowymi fotografiami, umieszczali w kronice wpisy, wiersze, wzmianki o wydarzeniach rocznicowych.

Kierowałam tym klubem ponad pięćdziesiąt lat. Wartość spotkań w nim była dla wielu ich uczestników arcyważna. Wspierali się w poszukiwaniu pracy, cieszyli z zawartych małżeństw, opowiadali o ciekawych wakacyjnych przygodach, dyskutowali na temat obejrzanych filmów czy przeczytanych książek. Komentowali zdarzenia życia społecznego, wspierali się w różnych życiowych trudnościach, pocieszali w żałobie. Bardzo doceniali pomysł utworzenia klubu przez prof. Kępińskiego. I byli wdzięczni prowadzącej go. Obecnie klub działa dzięki pomocy prof. Andrzeja Ciechnickiego i świadczy o wartości tego pomysłu.

Kanon postępowania i pomocy chorym

Prof. Kępiński pozostał w pamięci jako człowiek pełen siły, mocny i niezawodny. Człowiek wytrwały, stojący przy swoich wartościach i wytyczonej drodze. Tą siłą i determinacją przeciwstawiał się ciężkiej, wyniszczającej go chorobie. Przez dwa lata jej trwania uporządkował swoje notatki i zgromadzone materiały, dzięki czemu mogły zostać po jego śmierci wydane jako książki.

Chciał pozostawić własną wizję psychiatrii. Miał nadzieję, że to, co dotyczy rozumienia i poznania chorych, będzie służyło lekarzom w leczeniu, a pacjentom będzie pomagać w rozumieniu stanów chorobowych i szukaniu dróg życia pomimo nawracających objawów.

Miał też nadzieję, że szacunek dla chorych i ich życia, życzliwe wsparcie przez leczących będą kanonem postępowania i pomocy chorym w uzyskiwaniu przez nich zdrowia psychicznego.

W „Podstawowych zagadnieniach współczesnej psychiatrii” notował: „Umiejętność całościowego spojrzenia na chorego i nawiązania z nim emocjonalnego kontaktu wysuwa w ostatnich dziesiątkach lat psychiatrię na czoło innych dyscyplin lekarskich. Co wiązać należy z tym, że technizacja nie odgrywa w psychiatrii większej roli. Rozwój techniki przyczynia się natomiast do rozkwitu takich dyscyplin ściśle związanych z psychiatrią, jak psychofarmakologia, neurofizjologia i neurochemia”.

Sprawy chorych były zawsze dla prof. Kępińskiego najważniejsze. Uczył nas, że nawet w drobiazgach ustalanych z chorymi należy być zawsze wiarygodnym. Nie pouczał, nie narzucał, nie wymagał. Dbał o zrozumienie znaczenia spraw i o porozumienie w działaniach. Był autorytetem.

Wesprzyj Więź

Pracujący z nim wiedzieli, że nawet w najtrudniejszych okolicznościach zachowa spokój i rozwagę. Podkreślał, że ważne sprawy wymagają namysłu i czasu, które są potrzebne do ich przemyślenia, znalezienia właściwych rozwiązań i uporządkowania.

Prof. Antoni Kępiński lubił również żartobliwe rozmowy. Lubił i cenił ludzi. Mimo choroby, do końca życia odwiedzających go witał serdecznym uśmiechem. Cieszył się z odwiedzin i niezmiennie pamiętał o ważnych życiowych sprawach swoich gości.

Przeczytaj też: Antoni Kępiński – człowiek, który zmieniał psychiatrię

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.