Cały ten układ idei i wartości, jaki niesie ze sobą świat chrześcijański, wydaje mi się układem, na który mogę postawić – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu” Tomasz Stawiszyński.
W nowym numerze „Tygodnika Powszechnego” ukazała się duża, okładkowa rozmowa Michała Okońskiego z Tomaszem Stawiszyńskim dotycząca jego najnowszej książki „Powrót fatum”.
Stawiszyński zwraca uwagę, że pragnienie „czegoś więcej” jest uniwersalne i niezmienne. – We współczesnej epoce, zwłaszcza w obliczu kompromitacji tradycyjnych struktur religijnych, to pragnienie faktycznie przybywa w innych kostiumach. I tak np. nowoczesna technologia reprezentuje w naszych umysłach zbawcze albo piekielne siły, a dawne instytucje i struktury symboliczne przestają działać. […] młodsze pokolenia już się w nich nie odnajdują. Wydaje im się, że tradycyjny język religijny nie opowiada o ich doświadczeniu – zauważa.
Filozof przypomina jednocześnie, że „w świecie przedchrześcijańskim człowiek doświadczał fatum jako czegoś bezwzględnego, od czego wyroków nie ma odwołania”. – Dopiero chrześcijaństwo przyniosło tę ideę, że ludzkie życie nie jest dziełem przypadku ani igraszką obojętnych bogów, tylko tajemnicą, w której centrum stoi Ktoś, kto uosabia miłość, dobro i troskę. Nawet jeśli rzeczywistość jest przesiąknięta cierpieniem i złem, w każdym momencie możliwy jest nowy początek i nowe życie. Fatalność losu zostaje zniesiona, grzechy mogą zostać odpuszczone – mówi.
– Cały ten układ idei i wartości, jaki niesie ze sobą świat chrześcijański, wydaje mi się układem, na który mogę postawić. Nie w takim sensie, że będę każde zdanie z Ewangelii roztrząsał i uznawał za prawdziwe, jak Tomasz z Akwinu, ale w sensie egzystencjalnym. Nie wiem, czy tak było, czy nie. To nie jest kwestia wiedzy, tylko wiary. I wyboru: tak, chcę na to postawić – wyznaje Stawiszyński.
Przywołuje też moment – opisany zresztą w książce – kiedy na skutek błędu diagnostycznego sądził, że musi pożegnać się z życiem, i chrześcijański Bóg wydał mu się wtedy upragnioną alternatywą. – Trochę się wstydziłem tamtej myśli. Ale była szczera. Znienacka, pośrodku świata gnostycko-jungowskiego, w którym byłem wówczas zanurzony, Bóg chrześcijański wydał mi się Kimś, czyje istnienie byłoby najlepszym możliwym scenariuszem. Bardzo chciałem w tamtej chwili – i dziś też chcę, nie ma co kryć – żeby tak właśnie było – zaznacza.
Z Tomaszem Stawiszyńskim w jesiennym numerze kwartalnika „Więź” rozmawiał Damian Jankowski. Wcześniej gościł go w podcaście „Pytania na marginesach” Karol Grabias. Z kolei fragment „Powrotu fatum” publikowaliśmy tutaj.
Przeczytaj też: Nie „żyj w zgodzie ze sobą”. To zwyczajnie niebezpieczne
DJ