Nawet jeśli się tego spodziewamy, nawet jeśli wiemy, że taka jest kolej życia, to jednak starzenie się naszych rodziców okazuje się prawdziwą próbą, uderzającą w nas na różne sposoby.
Fragment książki „Gdy rodzice się starzeją. Praktyczny i duchowy przewodnik”, tłum. Maria Dedio, Wydawnictwo W drodze, Poznań 2024. Tytuł i śródtytuły od redakcji Więź.pl
„Nadejdą dni niedoli i przyjdą lata, o których powiesz:
«Nie mam w nich upodobania»;
[…] zaćmi się słońce i światło,
i księżyc, i gwiazdy,
i chmury powrócą po deszczu;
[…] uginać się będą silni mężowie,
i będą ustawały [kobiety] mielące, bo ich ubędzie,
i zaćmią się patrzące w oknach.
[…] Zdążać będzie człowiek do swego wiecznego domu
i kręcić się już będą po ulicy płaczki;
zanim się przerwie srebrny sznur i stłucze się czara złota,
i dzban się rozbije u źródła,
i w studnię kołowrót złamany wpadnie;
i wróci się proch do ziemi, tak jak nią był,
a duch powróci do Boga, który go dał” (Koh 12,1-7)
„Chociaż niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień” (2 Kor 4,16)
Nigdy nie jest łatwo patrzeć na swoich starzejących się rodziców, nawet jeśli jako dorośli ludzie żyjemy daleko od nich. Dopóki są jeszcze w formie, nie ma problemu, ale gdy dostrzegamy, że słabną i stają się coraz mniej samodzielni, może to w nas wywołać spory zamęt. Tym bardziej, że ta nowa sytuacja uświadamia nam własną przemijalność. Postęp medycyny umożliwił (do pewnego stopnia) wydłużenie ludzkiego życia. Nierzadko spotykamy dziś mieszkające razem cztery, a czasem nawet pięć pokoleń jednej rodziny, co dawniej było raczej wyjątkiem.
Międzypokoleniowa solidarność
Podporą takich domów są osoby, które muszą opiekować się zarówno wnukami, jak i starzejącymi się rodzicami, a jednocześnie często są nadal aktywne zawodowo. Tę książkę adresujemy do przedstawicieli właśnie tego pokolenia, do którego i my należymy.
Wiele własnych doświadczeń uwrażliwiło nas na ten temat i skłoniło do podzielenia się tym, co sami otrzymaliśmy. Przede wszystkim nasze życie rodzinne: po ponad pięćdziesięciu latach małżeństwa jesteśmy dziadkami dziesięciorga wnuków, a mieszka z nami również mama Annie.
Przez trzynaście lat gościliśmy u nas mamę Claude’a i to wspólne życie, czasami trudne, skłoniło nas do refleksji nad relacjami międzypokoleniowymi w rodzinach. Musieliśmy się przeorganizować i za radą przyjaciół urządziliśmy w naszym domu dla mamy osobne mieszkanie.
Z kolei Annie razem ze swoimi braćmi i siostrą towarzyszyła swemu ojcu w ostatnich latach życia. Postanowili oni umożliwić rodzicom pozostanie w swoim domu i dzielili się opieką nad nimi. Poza tym od około dziesięciu lat prowadzimy grupę towarzyszącą rodzinom w żałobie. Podczas przygotowań do pogrzebów mogliśmy sobie uświadomić, jak bardzo relacje rodzinne są nieraz pełne zranień i jaką nadzieję mamy do przekazania, aby pomóc ludziom wejść na drogę pojednania ze swymi bliskimi, a szczególnie z rodzicami.
W społeczeństwie zachodnim osoby starsze coraz bardziej tracą swoją pozycję, tak jakby starano się ukryć ten trudny etap życia. Odgrywają one znacznie mniejszą rolę społeczną niż dawniej. Emeryci zostają odcięci od środowiska zawodowego, w którym rozwijają się ich dzieci, a nieraz także wnuki.
Kiedyś na wsi w naturalny sposób w jednym gospodarstwie żyło ze sobą kilka pokoleń rodziny i starzy rodzice dożywali w nim swoich dni, przez co śmierć była jakby częścią życia. Dzisiaj nie jest to już takie oczywiste. Nowoczesna rodzina jest często rozproszona i wielu seniorów musi przeżywać swą starość z dala od dzieci. Te z kolei stają przed poważnymi pytaniami o sposób opieki nad rodzicami. Nie ma na nie gotowych odpowiedzi – każda rodzina musi wypracować własne rozwiązanie.
Mimo wszystko mocno wierzymy, że możliwa jest jeszcze rodzinna i międzypokoleniowa solidarność dzięki wprowadzaniu pewnych zmian, kreatywnych rozwiązań, nowości… Zobaczymy to na przykładzie wielu świadectw.
Taki jest cel naszej refleksji spisanej na tych niewielu stronach. Spróbujemy pozwolić poprowadzić się światłu doświadczenia rozmaitych osób opowiadających swoje historie, porad specjalistów i mądrości Kościoła opartej na słowie Bożym.
Czasami czujemy się przytłoczeni faktem starzenia się jednego z naszych rodziców – albo dwojga, czy nawet trojga lub czworga naraz! – a jednak często doświadczamy tego, że otrzymujemy zasoby konieczne do sprostania danej sytuacji, podjęcia decyzji i zachowania nadziei.
Utrata bezpieczeństwa
Nawet jeśli się tego spodziewamy, nawet jeśli wiemy, że taka jest kolej życia, to jednak starzenie się naszych rodziców okazuje się prawdziwą próbą, uderzającą w nas na różne sposoby.
Rodzice stanowią główne punkty orientacyjne w naszym życiu, to nasze korzenie. Skonstruowaliśmy siebie w stosunku do nich, niezależnie od tego, czy na zasadzie kontynuacji, czy też opozycji. W każdym przypadku pozostają oni pewnym punktem odniesienia, postaciami umożliwiającymi każdemu z nas własną identyfikację. Sądzimy, że ich znamy, i nie wyobrażamy sobie – a nawet nie chcielibyśmy – aby się zmieniali.
Jednak w pewnym momencie – może gwałtownie, a może stopniowo – odkrywamy ich kruchość. Zauważamy na przykład, że jedno z rodziców wielokrotnie zadaje nam to samo pytanie albo bardziej się niepokoi jakimś trywialnym, jak się zdaje, wydarzeniem.
Przeczuwamy jakąś zmianę w jego reakcjach. W innych przypadkach będzie to pogorszenie słuchu (i coraz głośniej nastawiany telewizor), nabranie zwyczaju poobiedniej drzemki, więcej wahań przed podjęciem działania, czasem upadki… i znacznie częstsze wizyty u lekarza. Uświadamiamy sobie wówczas, że wchodzimy w nowy etap ich życia i że odtąd będą oni potrzebować więcej naszej pomocy.
Pewnego lata, podczas wakacji, mój ojciec wziął laskę i zgodnie ze swoim zwyczajem poszedł na spacer wzdłuż wybrzeża, po którym chodził od ponad czterdziestu lat. Jednak tego dnia, po wielu godzinach nadal nie wracał do domu. Zaniepokojeni wyruszyliśmy z rodziną i przyjaciółmi na poszukiwania i w końcu znaleźliśmy go dość daleko, opartego o jakąś ścianę i wyczerpanego, bo nie mógł już trafić do domu. Wtedy dotarło do mnie, że mój ojciec się zestarzał i że nic już nie będzie takie, jak wcześniej… (Anne).
Nasi rodzice oznaczają dla nas bezpieczeństwo. A konkretnie, kiedy są w formie i blisko nas, możemy na przykład do nich zadzwonić, odwiedzić ich, poprosić o radę czy też o pomoc w opiece nad dziećmi. Jeśli mieszkają daleko, jedziemy do nich, by spędzić razem weekend albo święta Bożego Narodzenia. Są częścią naszego życia rodzinnego. Gdy się starzeją, wówczas to psychiczne bezpieczeństwo nagle staje się zagrożone.
Gdyby się jednak nad tym zastanowić, to owo poczucie bezpieczeństwa jest czysto subiektywne, nie odpowiada konkretnym sytuacjom. Jest iluzoryczne, ponieważ śmierć jednego z rodziców, a później drugiego, nieuchronnie nadejdzie, wywołując w nas często wstrząs i osłabienie.
Ale już sama świadomość, że nadal jest ktoś „nad nami”, upewnia nas co do tego, że nie jesteśmy jeszcze najstarsi w rodzinie! Starość rodziców przypomina nam więc o naszej własnej starości, a to może nas destabilizować i napełniać lękiem.
Gdy straciłem ojca, miałem pięćdziesiąt lat. Byłem mężem i ojcem rodziny, jeszcze w pełni aktywności zawodowej. A przecież doświadczyłem takiego oszałamiającego wrażenia, że już nikogo nade mną nie ma. Tak jakbym stracił dach nad głową (Pascal).
Jeśli jesteśmy osobami wierzącymi, to mamy przekonanie, że nasi rodzice nie są wszystkim – mamy Ojca w niebie, w którym zakotwiczyliśmy naszą nadzieję. Ten czas daje okazję do odkrycia, że prawdziwe bezpieczeństwo jest w Bogu, naszym Ojcu. Tylko On może dać nam ufność oraz pewność bezwarunkowej, wiecznej miłości i obecności.
Wytrąceni
Widok starzejących się rodziców z pewnością wytrąca nas z pewnego spokoju. Gdy byli w dobrej formie, nie zaprzątaliśmy sobie nimi głowy, cieszyliśmy się spokojem ducha, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
W tej sytuacji trzeba jednak zrezygnować z tego spokoju i wejść krok po kroku w nową relację z rodzicami. Na szczęście zazwyczaj budujemy ją stopniowo. I tak, często będziemy musieli przejść – łatwiej lub trudniej – przez zakwestionowanie pewnych rzeczy oraz przyjrzeć się swojej osobistej i rodzinnej historii, by stworzyć nową, właściwszą relację.
To zakwestionowanie wygląda oczywiście bardzo różnie, w zależności od historii danej rodziny. Trzeba więc prosić Boga, przez Ducha Świętego, żeby nas oświecił i dał nam Jego spojrzenie na naszych rodziców, tak abyśmy mogli okazać im prawdziwe wsparcie.
Trzy zasadnicze potrzeby osoby starszej to poczucie bezpieczeństwa, bycie użytecznym i kochanym. A zatem to głównie ich będą dotyczyły oczekiwania i prośby naszych rodziców, kierowane szczególnie pod naszym adresem.
Dla starzejących się rodziców nasza obecność staje się coraz bardziej niezbędna; nieobecność może ich niepokoić i czasem mogą źle znosić nasze wyjazdy –wakacyjne czy inne. Jest w nich jakby nowa potrzeba emocjonalnego bezpieczeństwa, ochrony.
Po śmierci mojego ojca mama nie była już w stanie znieść rozstań ze swoimi dziećmi; były więc niekończące się pożegnania, którym często towarzyszyły łzy (Marianne).
Niepokój ten może przejawiać się w ich negatywnych, pesymistycznych lub wręcz agresywnych wypowiedziach. Łatwo możemy odebrać je jako osobiste ataki czy zarzuty.
„Mogłaś przyjść wcześniej! Niepokoiłam się!” – tak wita mnie moja mama, ale ja muszę najpierw dokonać nie lada wyczynów, żeby tak zorganizować swój dzień, by być dyspozycyjną dla niej (Anne). Na początku być może będzie nam trudno powstrzymać się od ostrej riposty w swojej obronie…
Chodzi jednak o to, by pomału przyswajać sobie nowy sposób patrzenia na naszych rodziców – rozumieć ich lęki i przyjmować je jako wołanie o pomoc. Taka zmiana postawy nie dzieje się sama. Stopniowo dociera do nas, że nie jesteśmy już dziewczynką czy chłopcem dostającymi reprymendy, ale osobą dorosłą, na której nasi rodzice, będąc teraz w podeszłym wieku, mogą się wesprzeć.
Nasze jedno krótkie zdanie, wypowiedziane z łagodnością, ma moc ich uspokoić: „No i widzisz, mamo, jestem tu, nie zapomniałam o tobie”.
Przeczytaj też: Starość wcale nie musi oznaczać licznych chorób