Literatura prawnicza analizująca okresy transformacji nie każe rozliczać wszystkich i za wszystko. Jej celem nie jest bezwzględna egzekucja odpowiedzialności, lecz odbudowa porządku, przewartościowanie aksjologiczne.
Poniżej ostatnia część obszernej analizy prof. Michała Królikowskiego o aktualnej sytuacji kryzysu wymiaru sprawiedliwości.
Część pierwsza: Niewiele się zmieniło
Część druga: Kon-sty-tu-cja!
Część trzecia: Demokracja potrzebuje operacji
Symbolicznym zakończeniem tego cyklu poświęconego demokracji walczącej chciałbym uczynić powyższą fotografię przedstawiającą połączony skład trzech izb Sądu Najwyższego z momentu wypowiedzi o tym, jak należy obchodzić się z realizowanymi zmianami w wymiarze sprawiedliwości. Działo się to jeszcze przed tym, gdy owe zmiany dokonały dalszej karykaturalizacji wymiaru sprawiedliwości. Jak wspominałem, sędziowie – „starzy” sędziowie – wykazali wówczas w swej uchwale roztropną pryncypialność, niuansowali, dostrzegali różnice. Z tego, co wiem, nie było to dla nich łatwe orzeczenie; myślę, że było jednym z najważniejszych w ich życiu.
Tak właśnie wyglądają przełomowe momenty w życiu sędziego. Przypomina on sobie w takich chwilach, że jest nie tylko urzędnikiem, ale kimś więcej; że w jego ręce złożono troskę o sprawy kluczowe dla funkcjonowania demokratycznego państwa prawa, że trzeba być odważnym, wnikliwym i wiernym zasadom.
Obierając ten obraz za punkt odniesienia i wracając do wcześniejszych spostrzeżeń poczynionych w poprzednich częściach niniejszego cyklu, chciałbym na koniec zadać pytania: jak wyjść z opisywanego wcześniej stanu? Jak przywrócić właściwy porządek, czyli sprawnie funkcjonujące demokratyczne państwo prawne? Jak przywrócić na nowo godność wymiaru sprawiedliwości?
Nauka prawa zna podobne problemy i wypracowała strategie radzenia sobie z nimi. Już wiele razy zajmowano się momentami, w których pojawiała się szansa na odbudowę państwa prawa, proces zaburzenia stabilności demokracji ulegał osłabieniu, zmierzał ku końcowi. Wtedy otwierała się przestrzeń do użycia instrumentarium prawnego, by dopełnić zmianę, zagwarantować, aby na poziomie uznawalności i siły prawa potwierdzić odmienną rzeczywistość, aksjologicznie nową – tę, do której się dąży.
Zmieniać „idealistycznie” czy „realistycznie”?
Myślę tu o koncepcji tzw. sprawiedliwości tranzycyjnej (czyli okresu transformacji nakierowanej na odbudowę porządku demokratycznego państwa prawa), która mierzy się z pytaniem o głębokość rozliczenia w procesie zmiany. Szuka odpowiedzi na pytanie, za pomocą jakich narzędzi prawnych ma dojść do przekształcenia rzeczywistości i weryfikacji ludzi zaangażowanych w budowanie nieprawidłowego systemu prawnego, by zmiana była dostateczna dla odbudowy zaufania do porządku prawnego.
Teoria sprawiedliwości tranzycyjnej zakłada propozycję takiego sposobu kształtowania przejściowego porządku prawnego, by ten wykazywał funkcjonalność względem efektywnej demokratyzacji danego porządku społecznego. W większości dyskusji pojawia się opozycja między pozycjami „idealistycznymi” i „realistycznymi”. Odróżnia je stopień pryncypialności i pożądanej głębokości rozliczenia uczestników zdarzeń deformujących demokratyczne państwo prawa.
„Idealiści” dążą do odbudowy porządku prawnego w sposób możliwie całkowicie wolny od osób oraz konwencji związanych z wadliwymi procesami. „Realiści” zakładają konieczność reintegracji społecznej z udziałem osób, które – mimo zbratania się z poprzednim systemem – zachowały zdolność do włączenia się w proces zmiany ku demokracji liberalnej. Zwolennicy podejścia „realistycznego” sięgają po rozwiązania dostępne w określonych warunkach, licząc się z tym, że przemiana systemu będzie następowała przede wszystkim przez zdarzenia symboliczne oraz selektywne rozliczenie najważniejszych aktorów kwestionowanych zdarzeń, nie zaś wszystkich osób uwikłanych w jakiś sposób w funkcjonowanie układu nieprawidłowości.
Od sędziów po prostu wymaga się więcej: wierności, pryncypialności i stanowczości – nawet jeśli to kosztuje. I dlatego kompromis oraz bierność w tym środowisku może być postrzegana jako hańbiąca
Najbardziej istotnym założeniem koncepcji sprawiedliwości okresu transformacji jest specyficzne podejście do koncepcji państwa prawa. Punkt wyjścia stanowi spostrzeżenie, że w okresie radykalnej zmiany politycznej system prawny jest jak wzburzona woda w stawie, która traci przejrzystość. Przez ostatnie lata kryteria państwa prawa były poddane deformacji w procesie wykazywania rzekomej legalności działań władzy, która okazywała się raczej festiwalem siły; dzisiaj natomiast w takiej roli są przywoływane przez krytyków prób reformy wymiaru sprawiedliwości.
Ponieważ w wyniku procesu zmian doszło do tak głębokiej deformacji dotychczasowego porządku prawnego, że wszystko się po prostu rozsypało, koncepcja demokratycznego państwa prawnego nie może zadziałać jako ułożona struktura normatywna, stabilna i efektywna konstrukcja w ochronie obywateli przed nadużyciami ze strony państwa. Jako taka nie potrafi dać właściwej ochrony prawnej, nie jest przy tym programem zmiany. Tym razem musi ona bowiem przyjąć postać pewnej wizji dobra wspólnego, stać się konglomeratem idei i aksjomatów, wartości i założeń. Być źródłem aspiracji.
O ile zatem klasycznie pojmowana koncepcja demokratycznego państwa prawa oddziałuje w wymiarze prospektywnym – bo tworzy program działania państwa, o tyle w okresie transformacji konkretyzuje się ona w relacji retrospektywnej: ujawnia swą treść przez definiowanie nadużyć, wyznacza program i miejsca naprawy. W tych okolicznościach kluczowe jest zdefiniowanie nieprawidłowości, wyznaczenie punktu docelowego oraz wybranie strategii zmiany.
Prawda i wstyd za ustępstwo
Warto podkreślić, że koncepcja sprawiedliwości tranzycyjnej zakłada użycie różnych strategii prawnych, a nawet narracyjnych w celu odbudowy właściwego kontekstu aksjologicznego państwa. Dość powiedzieć, że istotną rolę odgrywa w tej sprawie „prawo do prawdy”, do określenia roli i stopnia zbratania się z nieprawością przez uczestników zdarzeń. Jest to strategia określana zgrabnym angielskim zestawieniem słów: naming and shaming. Jest w niej powinność prawdy i wstydu za ustępstwo.
W perspektywie transformacji konieczne jest rozróżnienie: a) „sprawców” naruszeń, b) pokrzywdzonych tymi zmianami, oraz największej grupy osób c) biernych uczestników zdarzeń, nierozpoznających powinności zaangażowania. Tu sprawa zaczyna być niezwykle delikatna i, w przypadku zaburzeń w wymiarze sprawiedliwości, wyjątkowa.
Wspomniane role rozkładają się przede wszystkim w jednym środowisku zawodowym. Dotyczy to grupy osób, którym powierzono szczególną rolę sprawowania wymiaru sprawiedliwości, od których wymaga się szczególnych kwalifikacji osobistych, na których nakłada się z jednej strony gorset wstrzemięźliwości wobec bieżących wydarzeń publicznych, a z drugiej – czyni się ich gwarantami utrzymania systemu prawnego we właściwych założeniach, w swoich fundamentach. Od nich po prostu wymaga się więcej: wierności, pryncypialności i stanowczości – nawet jeżeli tego rodzaju postawa niesie ze sobą określony koszt. I dlatego kompromis oraz bierność w tym środowisku może być postrzegana jako hańbiąca.
Co wadliwe, co dyskredytujące
Proces deformacji wymiaru sprawiedliwości się nie skończył. W jakiejś mierze jesteśmy u progu okresu zapowiedzianej transformacji ku odbudowanej koncepcji demokratycznego państwa prawnego i rekonstrukcji uznawalności orzeczeń sądów, o ile ta rzeczywiście w końcu nastąpi. Wciąż przecież w grze jest scenariusz inny, a im dłużej pozostaje obecny na deskach teatru życia publicznego, tym trudniej będzie drukować nowe afisze.
Musimy zatem odróżnić powinności okresu deformacji od powinności okresu transformacji. Te pierwsze to obowiązek sprzeciwu, te drugie – determinacji w doprowadzeniu do odrodzenia państwa prawa.
Jeżeli optujemy za konkretną, zobowiązującą osoby sprawujące wymiar sprawiedliwości, wizją i treścią demokratycznego państwa prawa, to skorzystanie z okazji do zmiany własnej sytuacji zawodowej, jaka pojawiła się w okresie deformacji tej koncepcji, musi być w jakimś wymiarze wadliwe, a jako takie nie może być postrzegane jako obojętne. Sprawą otwartą pozostaje natomiast, na ile będzie to dyskredytujące względem cechy bezstronności sądu czy w perspektywie przyszłych, potencjalnych narzędzi sprawiedliwości tranzycyjnej.
Z pewnością, gdy pytamy o bezstronność sądu obsadzonego w wyniku procedury z udziałem tzw. neo-Krajowej Rady Sądownictwa, nie jest dziś jasne, czy już teraz możemy używać mitygujących narzędzi sprawiedliwości tranzycyjnej, by zrobić krok do przodu i integrować środowisko sędziów w celu zapewnienia uznawalności rozstrzygnięć, która zwiększy bezpieczeństwo prawne. Czy akces do obecnego – bo przecież na razie nie uległ on zmianie – modelu awansu traktować wyłącznie jako kwestię „etyczną”, niedyskwalifikującą z samej zasady już teraz cechy bezstronności sądu? Czy też dostrzeżemy w tej postawie czynny udział w osłabieniu zdolności środowiska sędziowskiego do radykalnej odbudowy systemu normatywnego opartego o właściwie pojmowane demokratyczne państwo prawa? Jesteśmy w trakcie procesu, w którym pytanie o powinność jasnej deklaracji wciąż nie zakończyło rezonować.
W okresie radykalnej zmiany politycznej system prawny jest jak wzburzona woda w stawie, która traci przejrzystość
Jeżeli prawdą jest to, że stosując prawo, bierzemy za nie odpowiedzialność, potrzeba udzielenia odpowiedzi na kluczowe pytanie, która zdeterminuje sens życia zawodowego dziś i w przyszłości, jest oczywista. W tym przypadku prawnik bierze odpowiedzialność za sens uznawalności i praworządności; za to, czy udział w procesie stosowania prawa będzie związany z realizacją owego potencjału praworządności, który broni zasad i przywraca równowagę. Dlatego fotografię, która ilustruje ten tekst, mógłbym podpisać słowami: Odpowiedzialność za państwo prawa.
Nazwanie spraw po imieniu
Im dłużej trwa deformacja bez powszechnego sprzeciwu orzeczniczego – a ten stale traci na ostrości – tym mniejszy będzie potencjał praworządności do przywrócenia równowagi, do odbudowy założeń ustrojowych. Im więcej sędziów dotknie się wadliwej procedury awansowej, im więcej orzeczeń zostanie wydanych z ich udziałem, tym trudniej będzie wyjaskrawić ową nieprawidłowość, tym mniejsza będzie zdolność środowiska, by ją w sposób pryncypialny zdefiniować. A zarazem tym większa będzie musiała być pragmatyczność rozwiązań sprawiedliwości tranzycyjnej.
Treść powinności uczestników zdarzeń w czasach kryzysu uznawalności stanowi odpowiedź na fundamentalne pytanie o kryteria bezstronności sądu i niezawisłości sędziów, na nowo je definiuje, pokazuje ich głębsze pokłady, czyni z nich podstawową ścieżkę, na której praworządność ma szansę zachowania zdolności do tego, by się odbudowywać.
Gdy mierzymy się obecnie z zapowiedziami o stosowaniu „demokracji walczącej”, dzięki której można potencjalnie przywracać właściwy porządek rzeczy, warto sięgnąć do literatury analizującej okresy transformacji. Nie wskazuje ona na potrzebę głębokiej pryncypialności wszystkich stosowanych narzędzi. Nie każe rozliczać wszystkich i za wszystko. Według podobnych doświadczeń w innych krajach celem działań w Polsce nie powinna być bezwzględna egzekucja odpowiedzialności, lecz odbudowa porządku, przewartościowanie aksjologiczne, nazwanie spraw po imieniu w świetle określonej koncepcji demokracji. Rozliczanie jest narzędziem służącym realizacji większego, ważniejszego celu.
W publikacjach na ten temat przyjmuje się, że przemianę przeprowadza się za pomocą zdarzeń wzorcowych, dotyka się nimi przede wszystkim osoby będące wizerunkiem zaburzenia: członków kluczowych organów sądowniczych, sędziów najwyższych sądów, rzeczników dyscyplinarnych itp. Objęcie rozliczeniem właśnie ich przynosi poczucie zmiany.
Słabość demokracji to część jej tożsamości
Nie ma zatem prostej odpowiedzi na pytanie, jak ustosunkować się do zapowiedzi sięgnięcia po koncepcję „demokracji walczącej” – tak jak nie wiadomo, co takie określenie będzie konkretnie oznaczać. Pozostaje zatem sięgnąć do wartości. Te zaś da się opisać.
Mamy prawo do życia w demokratycznym państwie prawa. Mamy prawo oczekiwać, że będziemy mogli korzystać z jego ochrony. Mamy prawo oczekiwać, że nikt nie będzie bawił się państwem z lekceważeniem stabilności jego gwarancji.
Dla restytucji tych cech ustroju w myśl zasad sprawiedliwości okresu transformacji konieczne jest zatem rozróżnienie głównych aktorów deformacji i rozliczenie ich postępowania w świetle wartości demokratycznego państwa prawa, a nie w myśl formalnej procedury, która jest właściwa dla tego ustroju w normalnych czasach. Sprawą drugorzędną jest, czy nazwiemy to „demokracją walczącą”, czy też „sprawiedliwością okresu przemian”.
Chodzi o to, że im większy gwałt zadano państwu prawa, tym większa potrzeba przebudowy. Przecież – proszę wybaczyć porównanie, czynię je wyłącznie dla ułatwienia zrozumienia tej myśli – wyrok norymberski był retroaktywny, a zatem formalnie sprzeczny z jedną z zasad demokratycznego państwa prawa. Ale, wobec powagi zdarzeń, brak pociągnięcia do odpowiedzialności zbrodniarzy z powodu potrzeby wierności tej zasadzie demokracji ośmieszyłby tę ostatnią; a może nawet więcej: pozwoliłby demokracji na samobójstwo.
Pewne jest jednak również i to, że nie da się odbudować praworządności bez udziału przynajmniej części sędziów, przy których statusie pojawia się wątpliwość. Jest ich tak wielu, że ich – rozlane w ten sposób w środowisku sędziowskim – zbratanie się z kwestionowaną procedurą awansową z udziałem skompromitowanej KRS, uniemożliwi pryncypialną i klarowną odpowiedź. Historia ich udziału w procedurach awansowych może smucić, z pewnością odbiera im autorytet i zaburza wiarygodność, ale ostatecznie pozostanie cieniem zbiorowego sumienia środowiska sędziów, niczym więcej.
Demokracja nie jest waleczna, choć potrafi być pryncypialna. Słabość stanowi część jej tożsamości. Potrafi przetrwać zawirowania, potrafi odradzać się. Żyje dzięki lojalności wobec wartości państwa prawa, dobra wspólnego oraz wolności obywatelskich. O demokrację walczą ludzie. To ich postawa kształtuje oblicze demokracji.
Niektórym z nas powierzono szczególne zadanie troski o przechowanie idei konstytucyjności porządku prawnego w glinianych naczyniach nawet wtedy, gdy zostały one wyrzucone na śmietnik, gdy prawo zamieniono w grę interesów. Demokracja ostatnich lat ma swoich bohaterów, a wśród nich również prawników. Myślę, że przynajmniej część z nich oczekuje, by ich wysiłki zostały przekształcone w triumf powrotu demokratycznego państwa prawa. Walczyli o nie dla dobra każdego z nas.
Przeczytaj też: Rok po wyborach: pora postawić osobę w centrum