Jesień 2024, nr 3

Zamów

Han Kang: empatia przeciwko rozpaczy

Han Kang, 2017. Fot. librairie mollat / YouTube / Wikimedia Commons

Tegoroczna laureatka literackiego Nobla zachowała w sobie coś, o czym już zapomnieliśmy na Zachodzie. Koreańska pisarka potrafi wpatrywać się w okropność gnijącego ciała, a jednocześnie pielęgnować w sobie szlachetne uczucia.

Proza Han Kang, tegorocznej laureatki Literackiej Nagrody Nobla, nigdy nie podejmuje lekkich tematów. Jak dotąd niemal wszyscy jej bohaterowie mierzą się z jakąś traumą, a ci, którzy nie noszą jej sami, muszą z miłością znosić ją u bliskich. Świat jest cierpiący. Gdzie nie dotkniesz, tam boli. Jesteśmy złożeni z ran. To podstawowe rozpoznanie noblistki.

Dla powieści Han charakterystyczne okazuje się także to, że traumie towarzyszy empatia. Albo wywołuje ją właśnie ból. Gdy nad człowiekiem przetoczy się zło, nadchodzi czułość. Jesteśmy wtedy blisko, być może nawet bliżej, niż mogliśmy być wcześniej. Rozumiemy siebie coraz bardziej. Możemy kochać odważnie i heroicznie. Mamy okazję wybrać własne człowieczeństwo.

Bezczelnie wierzyć w ocalenie

„Co czeka duszę po śmierci? Nagle zaczyna cię to zastanawiać” – czytamy w powieści „Nadchodzi chłopiec” (tłum. Justyna Najbar-Miller), która w najbardziej dosłowny sposób opisuje jeden z wielkich tematów prozy Han: masakrę w Gwangju oraz jej traumatyzujący wpływ na kolejne pokolenia Koreańczyków.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Przypomnijmy, że w 1979 roku w Gwangju miał miejsce zamach stanu. Rok później wywołał on masowe protesty, które zostały krwawo stłumione. Życie straciły wówczas setki młodych osób (według danych rządowych było 165 ofiar, choć szacuje się ich znacznie więcej), niektóre z nich doświadczyły przed śmiercią skrajnego upokorzenia i tortur. Dla Han sytuacja ta jest wręcz ikoniczna, choć istnieją też inne oblicza cierpienia, takie jak choroba psychiczna („Wegetarianka”) czy utrata dziecka („Biała elegia”).

„Czy nie jest czasem tak” – pyta pisarka w przywołanej książce – „że kiedy żywy wpatruje się w zmarłego, również dusza zmarłego staje obok, wpatrując się we własną twarz? Przed wyjściem z sali spoglądasz w tył. Nie ma tam żadnych dusz. Jedynie leżący w milczeniu ludzie i fetor psujących się ciał”. Fizyczność śmierci jest tu dojmująca, tak jak w prozie Stefana Żeromskiego. Przemawia głośniej niż dusza. Lecz czy naprawdę nie ma już żadnej nadziei i pozostaniemy w tym miejscu, zrozpaczeni i puści w środku?

Miałem szczęście przeczytać wszystkie powieści Han Kang, które do tej pory ukazały się po polsku. Podczas czytania każdej z nich, może poza wyjątkiem debiutanckiej „Wegetarianki”, prędzej czy później przypominały mi się dwa słynne pytania Czesława Miłosza z początku poematu „Ocalenie”: „Gdzież jest, poeto, ocalenie? Czy coś ocalić może ziemię?”. Wprost nie mogłem się oprzeć temu skojarzeniu.

Rzeczywiście, proza Han zachowała w sobie coś, o czym, zdaje się, zapomnieliśmy już na Zachodzie. Zapomnieliśmy, albo świadomie to odrzuciliśmy, pełni niewiary i narastającego zgorzknienia w zderzeniu ze wzniosłymi słowami. Rzecz wymagałaby, w naszym pojęciu, pewnej śmiałości, a może nawet arogancji: trzeba wpatrywać się w okropność gnijącego ciała, a jednocześnie pielęgnować w sobie szlachetne uczucia? Koreańska pisarka potrafi to robić.

Kiedy po raz pierwszy czytałem „Nie mówię żegnaj” – chyba najwybitniejszą, jak dotąd, powieść Han – dotarło do mnie, że jest to dzieło klasyczne i wielkie tą samą miarą, co najważniejsze wiersze Miłosza czy Herberta, „Popiół i diament” Andrzejewskiego albo „Medaliony” Nałkowskiej. Mieliśmy takie utwory, doniosłe i fundamentalne. Takie, które mają śmiałość docierania do spraw najistotniejszych i w pewnym sensie absolutnych. W podobne tony uderza proza Han.

Pamięć naprawdę leczy

Im dojrzalsze są książki noblistki, tym mocniej dochodzi w nich do głosu ocalenie. Wspomniana wyżej powieść „Nie mówię żegnaj” jest przecież najnowszym jej dziełem, a to właśnie w niej pytanie o to, co ocala mimo katastrofy, okazuje się najdobitniejsze.

To stały motyw pisarstwa Han Kang: jesteśmy we współczesnej Korei Południowej, życie toczy się spokojnie, czas płynie powoli wśród codziennych spraw. Ulica, dom, praca, sklep. Ale z każdą kolejną stroną powoli zdajemy sobie sprawę, że gdzieś pod spodem zwyczajnych obowiązków jątrzy się rana.

Ludzie noszą w sobie traumy, o których nie mówią. Chodzą, jak to stwierdził niegdyś Søren Kierkegaard, w stanie utajonej rozpaczy. Traumy przypominają o sobie w niepokojących snach i nagłych wspomnieniach. Han zdaje się jednak mówić, że zło powinno zostać przypomniane i wywiedzione na światło dzienne. Jest to poniekąd warunek naszej solidarności i wzajemnego zrozumienia. Bez tego nosimy w sobie podobny ból, a pozostajemy odosobnionymi jednostkami. Nie możemy mijać się w tej sposób.

„Nie mówię żegnaj” – chyba najwybitniejsza, jak dotąd, powieść Han – to dzieło klasyczne i wielkie tą samą miarą, co najważniejsze wiersze Miłosza czy Herberta

Michał Gołębiowski

Udostępnij tekst

Przede wszystkim powinniśmy pamiętać, ponieważ to właśnie pamięć ratuje nas od rozpaczy. Stanowi ona, wedle Han, wyraz sprzeciwu wobec bezsensowności i pustki śmierci. Pamiętamy, a to czyni nas ludźmi. Kiedy świadomie decydujemy się na opowiadanie sobie nawzajem o naszym bólu, w rzeczywistości podnosimy czoło i walczymy o własną godność. Oto nasze zwycięstwo.

Szlachetna, przepełniona świadomością własnego człowieczeństwa pamięć (lecz nie bezradne rozpamiętywanie) o sprawach bolesnych otwiera również przestrzeń do współczucia. Wbrew słowom Friedricha Nietzschego, który uznał litość i miłosierdzie za przeszkodę w byciu nadczłowiekiem, prawdziwe współczucie kryje w sobie wielką siłę jednoczącą. My zaś powinniśmy być wobec cierpienia jednością.

Han daleko do Nietzschego. Jest pewnie bliższa żydowskiemu myślicielowi i twórcy „etyki odpowiedzialności”, Hansowi Jonasowi, który stwierdził, że to nie nadczłowiek, lecz po prostu człowiek powinien być celem naszego rozwoju.

Cisza krzyczy głośniej

Koreańska pisarka opisuje sprawy trudne, czasem wręcz okrutne i tragiczne, lecz czyni to językiem poetyckim. Nie mamy poczucia, że autorka narusza naszą wrażliwość. Jej proza jest skromna i cicha, niemalże medytacyjna. Nie ma w niej skłonności do epatowania brutalnością. Cechuje ją delikatność.

Z drugiej strony, spokojna fraza Han jeszcze bardziej intensyfikuje ból, który zamieszkuje dusze jej bohaterów. Cisza, jak się okazuje, krzyczy głośniej aniżeli egzaltowana lamentacja. Cierpienie po prostu jest. Ono tłumaczy się samo przez się. Nie wymaga nadmiaru słów.

Jednocześnie nie mamy poczucia, że styl Han wskazuje na pustkę cierpienia. Na pewno nie ma w sobie emocjonalnego wypalenia. Wręcz przeciwnie, minimalizm sprawia, że możemy być w pełni obecni, wewnątrz odczuć bohaterów, także tych utajonych i ledwo sugerowanych.

Z Michałem Gołębiowskim o jego powieści „Dalej tylko pola” rozmawia Damian Jankowski

Język Koreanki pozostaje prosty, gładki, czysty i spokojny. Nie doświadczamy w nim emocjonalnych wybuchów. Wynika to poniekąd z wrażliwości pisarki, poniekąd zapewne z jej przekonań etycznych, które zakazują mnożyć słowa w obliczu prawdziwych tragedii, lecz mogą być one również efektem szczególnego skupienia. Czy to oznacza, że powieści noblistki należy czytać jak medytacje nad ludzkim losem, o podobnej zresztą duchowości, co późne, „ubogie w duchu” i pisane prostym językiem wiersze Kasprowicza i Miłosza? Tak sądzę.

Przesłanie dla Zachodu

Na koniec wróćmy do empatii. Wydaje się bowiem, że właśnie na tym gruncie powieści Han Kang, pisarki pochodzącej wszakże z Dalekiego Wschodu, mogą stanowić ważne przesłanie dla dzisiejszego człowieka Zachodu.

Wspomniałem już o tym, że zwątpiliśmy (my, dzieci kolejnych mutacji postmodernizmu) w wielkie słowa, z „ocaleniem” na czele. Han nie jest Houellebecqiem, który próbuje poradzić sobie z trawiącą go egzystencjalną pustką. Cierpienie opisane w „Wegetariance” czy „Nie mówię żegnaj” jest czymś jakościowo odmiennym. A przecież tonacja powieści tegorocznej noblistki przypomina wielkie dzieła, które powstawały u nas tuż po wojnie oraz przez dużą część trwania komunizmu. Zależało nam wówczas na szlachetności, wierzyliśmy w godność, tożsamość, trwanie. Kto wie, może Literacka Nagroda Nobla dla Han daje nam znać, że warto rozważyć powrót do tych zapomnianych rejestrów?

Wesprzyj Więź

Południowokoreańska pisarka nie boi się ponadto otwarcie wspominać o złu i cierpieniu jako czymś wpisanym w naszą kondycję. Mówi o tym, co najważniejsze, w perspektywie dróg ocalenia. My nieco inaczej, chcielibyśmy odsunąć od siebie świadomość kruchej egzystencji. Jesteśmy zainteresowani likwidowaniem bólu. Są to najczęściej słuszne działania. Ale chyba nie powinniśmy gorszyć się na myśl o jawnej konfrontacji naszego człowieczeństwa z cierpieniem. Nie musimy też zakładać, że wobec każdego przejawu zła pozostaje nam jedynie rozpacz.

Han jest poetką spraw trudnych. Czasem skrajnie obciążających. Ale jest też głosicielką empatii przeciwko rozpaczy.

Przeczytaj też: Sándor Márai, balsam na obsesję jednoznaczności

Podziel się

7
1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.