
Parafia bez księdza nie ma perspektyw. Problem polega na tym, że powinna zmieniać się koncepcja parafii, a wyświęcony prezbiter może być wyłoniony i przygotowany do sakramentalnej służby w Kościele w inny sposób.
Okazałe budynki zadbanych wielkich miast europejskich opowiadają świetlaną historię, tworząc mylące wrażenie jej stabilności i ciągłości form społecznych. Jednak budynki przeżywają swoich budowniczych oraz potrzeby, dla których je wznoszono. Znakomicie widać to w historiach wielkich pałaców. W mikroskali doświadczamy tego samego w rodzinach, gdy domy z mozołem budowane przez naszych rodziców okazują się trudnym dziedzictwem dla kolejnych pokoleń.
Budowli sakralnych ten problem z pozoru nie dotyczy. Zbudowane zostały dla kultu religijnego i taki charakter posiadają również dziś. Wystarczy jednak przyjrzeć się dokładniej szczegółom ich wystroju lub architektury, by zacząć odkrywać żywą historię, świadczącą o małych i wielkich rewolucjach w sposobie sprawowania kultu, a niekiedy nawet w podstawowym przeznaczeniu tych przestrzeni.
Życie jest zmiennym strumieniem, okazałe budowle nie dopasowują się do jego tempa; są w stanie jedynie odsłaniać jego zmienność – jak kolejne nawarstwienia, jak ślady na murach niektórych miast po powodzi czy zmianie biegu rzek. Budowle można traktować jako symbole instytucji, tworzonych po to, by stabilizować i organizować prąd życia. Ta symbolika zdaje się mówić, że stabilizacja instytucjonalna życia społecznego jest niezwykle ważna, ale w jej centrum tkwi nieusuwalny problem: prąd życia uprzedza instytucje, wymuszając ich modyfikacje lub wielkie zmiany.
Refleksję nad tytułowym problemem „parafia bez księdza?” rozpoczynam od tej obserwacji, inspirowanej wakacyjnymi odwiedzinami. Widok wież kościelnych na turystycznych trasach łatwo przywodzi myśli o trwałości struktur symbolizowanych przez te budowle, trwałości pozornie znacznie większej. A jednak na moich oczach zachodzą tu zmiany.
Dawniej – zakładając po prostu, że „kościół jest kościołem” – zadawałem sobie pytanie o dobra kultury, które mogę spotkać w ich wnętrzu. Dziś pytam często: „czy tu będzie niedzielna msza?”, „czy znajdę kaplicę Najświętszego Sakramentu?”, „czy będzie otwarty?”, a w końcu niekiedy: „czy ten gmach to nadal funkcjonujący kościół?”.
Głębiej nurtuje pytanie: „jak żyją tu chrześcijanie, jak organizuje się Kościół na poziomie parafii, gdy nie ma w niej na co dzień księdza?”.
W przedsionku katolickiego kościoła zaglądam do wywieszonych ogłoszeń (jeśli są, to dobry znak), które podpowiadają, jak często sprawowana jest tu msza czy jakakolwiek liturgia, śledzę ślady życia wspólnoty. Powierzchowne doświadczenie turysty szybko się jednak rozprasza, za rogiem czekają kolejne atrakcje.
Dzisiaj pozostaję przy ostatnim pytaniu: jak zmienia się życie parafii katolickich, gdy zaczyna znacząco ubywać księży? Do niego dołączam pytanie o teologiczną ocenę dziejących się przemian. Skoncentruję się na Kościele katolickim w Niemczech, zaglądając także do Austrii.
Mniej księży, mniej parafii, mniej katolików
Na początek kilka danych statystycznych. Informacje czerpię ze szczegółowych raportów, które udostępnia Konferencja Episkopatu Niemiec (raporty są dostępne na oficjalnej stronie internetowej Konferencji Episkopatu Niemiec; konkretnie: głównie kieruję się danymi z działu Personalstatistik). Liczba księży pracujących w duszpasterstwie systematycznie maleje
W 2023 r. liczba ta (obejmująca księży diecezjalnych i zakonnych) wynosiła 7593. Z nich w duszpasterstwie parafialnym działało 5971 duchownych. W roku 2000 było jeszcze 12 571 księży aktywnych w duszpasterstwie (w tym 9677 w parafiach). Liczby wyświęconych w ostatnich latach księży dużo wyraźniej odsłaniają obraz przemian. Licząc razem wszystkie diecezje Niemiec, w roku 2023 święcenia przyjęło 35 kandydatów, w roku 2020 – 56, w roku 2015 – 58, w roku 2010 – 81, w roku 2005 – 122, w roku 2000 – 154. We wcześniejszych latach liczby te wahały się z nieznacznymi wyjątkami między 200 a 300. Dużo wyższe liczby (w okolicach 500) pojawiają się dopiero przed rokiem 1970.
Powyższe dane liczbowe mówią zatem o bardzo wyraźnej, wręcz dramatycznej tendencji spadkowej, która ujawnia się już obecnie w bardzo niekorzystnej strukturze wiekowej wyświęconych prezbiterów. Oczywiście, należy te dane umieścić w kontekście, jaki tworzy informacja o liczbie katolików i parafii.
Zacznijmy od liczby parafii, bo ta wydaje się najprościej informować o odniesieniu do liczby księży. W roku 2023 istniało w Niemczech 9418 „parafii i innych jednostek duszpasterskich”. W roku 2000 było ich 13 214.
Obraz ten trzeba uzupełnić danymi o liczbie katolików w Niemczech, odwołując się do tych samych lat. W roku 2023 wykazano liczbę 20,3 mln katolików, co stanowi 24% całej ludności kraju. W roku 2000 – 26,8 mln (32,6%). Ten spadek jest uwarunkowany wieloma czynnikami, do których należy m.in. znacząca migracja ludności.
Co stanowi o życiu Kościoła „na miejscu”? Czy to Msza Święta, na którą trzeba czekać tydzień, dwa lub nawet miesiąc? Czy inicjatywy charytatywne? A może zaangażowanie społeczne motywowane Ewangelią?
Jednak najbardziej bolesne dane dotyczą wystąpień z Kościoła: w roku 2023 decyzję taką podjęło 402,7 tys. osób, w roku 2022 liczba ta była rekordowa: 522,8 tys. W przeciągu lat liczba wystąpień mocno się zmieniała, oscylując w latach 1985–2012 w granicach 90–150 tys. rocznie. Od roku 2013 zaczęła wzrastać.
Przedstawione statystyki mają posłużyć potwierdzeniu zjawiska obserwowanego przez wielu zwykłych ludzi: spada liczba osób deklarujących się jako katolicy, wyraźnie spada liczba księży, a trend ten już tylko z powodu starzenia się zdeklarowanych katolików, w tym księży, będzie się bardzo szybko umacniał. To oczywiście diagnoza powierzchowna. Do pogłębionych analiz dotyczących sytuacji Kościoła katolickiego w krajach niemieckojęzycznych potrzebowalibyśmy dalszych rozpoznań związanych z praktykami religijnymi, identyfikacją z treściami wiary, akceptacją zasad moralnych, motywacjami itd.
Czy łączyć parafie?
W sumie w pełni uprawniony jest wniosek, że – potocznie mówiąc – nie starcza księży do prowadzenia duszpasterstwa parafialnego (przynajmniej w dotychczasowym modelu organizacji struktur kościelnych). W zasadzie już teraz nie ma możliwości „obsłużenia” tradycyjnego modelu parafii, w którym na jej czele stoi proboszcz, zajęty wyłącznie nią.
Dotyczy to zarówno małych miejscowości, które zwyczajowo były samodzielnymi parafiami „z księdzem”, jak i dużych miast. W miastach, zwykle znacznie bardziej dotkniętych spadkiem aktywności religijnej mieszkańców, niejako w naturalny sposób rodzi się szansa na współpracę między sąsiadującymi ze sobą parafiami. W każdym jednak przypadku pojawia się oczywiste pytanie, czy parafie należy łączyć. Zauważmy, że to pytanie przychodzi naraz z dwóch kierunków: z jednej strony brakuje księży, ale z drugiej same parafie słabną ze względu na zmniejszanie się liczby osób zainteresowanych życiem religijnym, a tym bardziej zaangażowaniem w ożywianie lokalnej społeczności wiary.
Pytanie o łączenie parafii nie byłoby prawdopodobnie problemem, gdyby w Kościele w Niemczech czy w Austrii dominował jednostronny model parafii zarządzanej bez reszty przez księdza, a więc model oparty na myśleniu, że wyświęcony proboszcz reprezentuje samodzielnie Kościół nauczający, samodzielnie zarządza parafią, a na mocy władzy święceń samodzielnie prowadzi misję uświęcania. Jest jednak inaczej.
Z wielu powodów Kościół katolicki w tych krajach opiera się na kulturze partycypacji. Wpłynęły na to m.in.: bogata tradycja katolicyzmu społecznego; partnerska bliskość protestantów, która owocuje (nie bezkrytyczną) wymianą doświadczeń; wysoki poziom obywatelskiej samoświadomości, przenoszonej na sferę życia religijnego; siła rozwiązań instytucjonalnych, pozwalających na tworzenie stabilnych funkcji w Kościele dla osób świeckich. Dzięki takim cechom nawet słabnące w życiu religijnym parafie jako społeczności lokalne nadal wyraźnie podtrzymują wolę bycia „Kościołem na miejscu”, pełnym inicjatyw społecznych i religijnych, organizowanym i zarządzanym – także w sferze finansowej.
Parafia jednak nie może na stałe funkcjonować bez opieki duszpasterskiej proboszcza, którym jest wyświęcony prezbiter. Tak orzeka obowiązujące w Kościele prawo (kan. 515 par. 1 Kodeksu prawa kanonicznego). Dlatego poszukiwania rozwiązań godzących różne wyzwania poszły w jeszcze inną stronę. Obecny stan rzeczy znakomicie w skrócie opisuje informacja zamieszczona w serwisie informacyjnym Konferencji Episkopatu Niemiec:
Najmniejszą jednostką w obrębie kościelnych form organizacyjnych jest parafia, w której żyją razem katolicy. Parafią kieruje proboszcz. Mogą mu pomagać – zależnie od sytuacji osobowej – wikary i diakon. Poza tym w parafiach działają referenci (referentki) pastoralni i parafialni. Tak zwany zespół pastoralny – złożony z proboszcza, wikarego, diakona oraz referentów/referentek pastoralnych i parafialnych – pracuje razem ze współpracownikami zatrudnionymi (hauptamtliche Mitarbeiter) i z wolontariuszami (ehrenamtliche Mitarbeiter).
Szczególnie w ostatnich latach wyraźnie zmienił się strukturalny obraz większości diecezji Niemiec. Z jednej strony ma to związek ze zmienionymi warunkami ludzkiego życia, a z drugiej – z osobowymi i strukturalnymi aspektami sytuacji w diecezjach. Diecezje powiększają aktualnie swoje jednostki duszpasterskie. Przy tym krystalizują się trzy podstawowe modele struktury duszpasterstwa parafialnego:
a) Parafie powiązane (Der Pfarreienverbund)
Współpraca większej liczby parafii w różnych obszarach duszpasterstwa, przy daleko idącym zachowaniu ich samodzielności, czyli bez łączenia gremiów.
b) Wspólnota parafii (Die Pfarreiengemeinschaft)
Połączenie większej liczby samodzielnych pod względem prawnym parafii, które mają proboszcza, które podejmują wiążące prawnie ustalenia i tworzą wspólne gremia.
c) Nowo założona parafia
Fuzja kilku parafii, które z reguły pod nowym mianem jednej parafii nadal funkcjonują lokalnie jako niesamodzielne wspólnoty1.
Warto zwrócić uwagę na dwie sprawy w tym opisie. Po pierwsze, w pluralizmie rozwiązań dotyczących zmian w organizacji struktur parafialnych można dostrzec etap poszukiwań; diecezje mają różne sytuacje u siebie, dynamika zmian jest odmienna, nie ma pełnej jasności, które rozwiązanie jest najlepsze. Wszędzie chodzi o zachowanie obowiązującego prawa, nakazującego wyznaczenie proboszcza na duszpasterza jednostki.
Równocześnie widać pewną strukturalną siłę rozwiązań: Kościół w Niemczech dba o instytucjonalną stabilność także przez rozmaite funkcje. Ważną rolę przy tym odgrywa rozróżnienie na hauptamtlich i ehrenamtlich. Daje ono możliwość nie tylko instytucjonalnego zakotwiczenia osób zatrudnionych w strukturach kościelnych, ale także jasnego traktowania wolontariatu jako „honorowego urzędu”.
Jaka jest istota życia parafii?
Przedstawione rozwiązania praktyczne – jako pewna strukturalna odpowiedź na sytuację opisaną przez statystyki – mogą stwarzać wrażenie stabilnego działania parafii. Z mojego skromnego doświadczenia wynika jednak, że różnie bywa z akceptacją nowych rozwiązań i różnie przedstawia się aktywność parafii w nowych strukturach.
Czas zmian prowokuje zatem do zadawania fundamentalnych pytań: co stanowi o życiu „Kościoła na miejscu”? Czy to Msza Święta, na którą trzeba czekać tydzień, dwa lub nawet miesiąc? Czy inicjatywy charytatywne, z których słynie przecież ten Kościół daleko poza obszarem niemieckojęzycznym? A może zaangażowanie w (lokalną) politykę społeczną, motywowane przesłaniem Ewangelii?
W pytaniu o istotę życia parafii mieszają się dwa porządki. Jeden to przyzwyczajenie, być może po prostu przywiezione przeze mnie z Polski, gdzie wciąż codzienna Eucharystia wyznacza puls życia parafii, a na Mszę niedzielną można dotrzeć w kilku porach dnia. Ten element przyzwyczajenia trzeba jednak pominąć, wszak przychodzi tu mierzyć się z rzeczywistością, która dopiero puka do polskich drzwi.
Drugi porządek odsyła do teologii. Łatwo intuicyjnie kojarzyć parafię z budynkiem kościelnym, a budynek z miejscem sprawowania liturgii Mszy Świętej. To skojarzenie zubaża jednak rozumienie życia Kościoła, nawet jeśli słusznie akcentuje jego duchowe centrum.
Co do centralnej roli Eucharystii w życiu Kościoła panuje zgoda. Potwierdzają je niezliczone wypowiedzi kościelne. Wspomnę te sztandarowe. Jan Paweł II poświęca temu zagadnieniu całą encyklikę, medytującą tytułowe słowa „Kościół żyje z Eucharystii”. Joseph Ratzinger w licznych publikacjach wraca do myśli, że „Kościół karmi się Ciałem Chrystusa i tak staje się Ciałem Chrystusa”, dając temu wyraz jako papież (np. w adhortacji apostolskiej Sacramentum caritatis w punkcie 14 Eucharystia przyczynową zasadą Kościoła). Często w tym kontekście bywa przywoływana konstytucja Sacrosanctum concilium II Soboru Watykańskiego, w której mowa jest o liturgii jako szczycie, „do którego zmierza działalność Kościoła”, i źródle, „z którego wypływa cała jego moc” (KL 10). Sobór mówi tu jednak o całości liturgii, podkreślając jedynie uprzywilejowaną rolę liturgii Eucharystii.
W przywołanych wypowiedziach wybrzmiewa istotna sprawa, która nie powinna umknąć uwadze, choć w praktyce właśnie łatwo ulega zapomnieniu: gdzieś musi się toczyć życie Kościoła, dla którego Eucharystia jest centrum. Bez niego Msza Święta jest postawiona poza właściwym sobie kontekstem. Eucharystia buduje Kościół, ale życie Kościoła ma liczne wymiary. Tym samym pytanie o potrzebę obecności księdza w parafii zaczyna się rozrastać. Jakie są nieodzowne zadania wyświęconego pasterza, a w których z kolei parafia może bezproblemowo działać bez jego obecności?
„Parafia bez Eucharystii” kontra „tylko Eucharystia”?
To przypomnienie o szerokim strumieniu życia parafii jest z pewnością truizmem dla osób w nie zaangażowanych. Co ciekawe, tak też na życie wspólnoty parafialnej potrafią spoglądać osoby nieidentyfikujące się z chrześcijaństwem. Zapewne niekiedy to spojrzenie prowadzi do czysto funkcjonalnego traktowania religii – do oczekiwania, że parafie staną się sprawnymi ośrodkami służby społecznej, a nawet tylko podtrzymywania lokalnych tradycji. To jednak osobny problem, wynikający z niezauważania duchowych źródeł i celów życia wspólnoty wierzących.
Po drugiej stronie niezrozumienia sprawy znajduje się rytualizm – sprowadzenie życia Kościoła do samej liturgii i w konsekwencji traktowanie tej sfery jako zupełnie oddzielonej od „życia świeckiego”. Ostatecznie te dwie skrajności dają się zinterpretować jako praktyczne konsekwencje niewygasłego sporu o relację „natura–nadprzyrodzoność”. Z jednej strony bowiem lokuje się laicystyczne ignorowanie tego, co nadprzyrodzone, a z drugiej takie postrzeganie nadprzyrodzoności, które traktuje ją jako wyizolowaną od natury przestrzeń zaangażowania Kościoła. Takie pojmowanie sfery własnej działalności Kościoła zamyka się na dialog i partnerską służbę społeczną.
Te przypomnienia wydają się potrzebne ze względu na pytanie o rolę księdza w parafii. Jeśli zamknęlibyśmy się w przytoczonych dwóch skrajnościach, otrzymalibyśmy wypaczony obraz parafii i duchownego-proboszcza. W przypadku modelu zlaicyzowanego – w którym nie ma miejsca na uprzywilejowaną rolę modlitwy, liturgii, głoszenia Ewangelii i sprawowania Eucharystii – zatraca się misja Kościoła. Nawet znaczące zaangażowanie społeczne czy charytatywne nie wypełni braku źródła i celu. Wspólnota kościelna, która nie głosi Chrystusa, nie żyje nadzieją paschalną, w końcu zapomina, czym sama jest. W efekcie grozi jej wyschnięcie motywacji do jakiegokolwiek zaangażowania.
Rozwiązania dotyczące sakramentu kapłaństwa zostały opracowane na progu nowożytności dzięki reformom Soboru Trydenckiego. Choć były modyfikowane, niezmiennie zakotwiczone są w wizji feudalnego społeczeństwa
Taki model z teoretycznego punktu widzenia jest absurdalny, nikt go zresztą nie planuje. Jeśli o nim wspominam, to dlatego, że obserwowane malejące, w wielu miejscach wręcz znikome, zainteresowanie udziałem w Eucharystii w praktyce ujawnia opisane wyżej niepokojące znamiona dezintegracji społeczności parafialnej, aż po pytanie o jej tożsamość. Wśród nich nietrudno doszukać się niepokoju o duchową kondycję księdza, którego troska o liturgię spotyka się z obojętnością przeważającej większości parafii. Brak księdza pogłębia problem. Rzadsza liturgia w Kościele koresponduje ze zmniejszającym się zapotrzebowaniem na nią. Inne próby organizowania życia parafii, która nie jest pewna swej tożsamości, nie mogą wygrać z dużo atrakcyjniejszą ofertą zorganizowanych społeczności lokalnych.
Druga skrajność (przypomnijmy: Eucharystia jako centrum bez szerszego pola) służy pielęgnowaniu wyostrzonej, kultycznej tożsamości księdza. W takim ujęciu parafia jawi się jako społeczność ludzi żyjących w swoistej arce Noego, chronionych przed zepsutym światem – przynajmniej na czas sprawowanej liturgii. Jeśli uda się zebrać osobom o takich potrzebach w regularną grupę, wówczas ksiądz ją prowadzący uzyska znaczące potwierdzenie poczucia swojej misji, znajdzie więc silne motywy do obrony takiego funkcjonowania parafii.
Ten model łatwo może stać się kuszącą pułapką dla księży szukających silnego potwierdzenia swej tożsamości i instytucjonalnego autorytetu. „Eucharystia (liturgia) jako centrum” zamienia się coraz bardziej w „tylko Eucharystia (liturgia)”. Przez wyniosłą izolację od „świata” taka wspólnota odbiera sobie jednak możliwość bycia zaczynem, wpływania na kształt życia przez dialog.
Po co prezbiter?
Po odrzuceniu skrajności łatwiej rysuje się obraz zrównoważony: parafia jako „Kościół na miejscu”, żyjący Ewangelią i wiarą – i dlatego aktywny społecznie, czerpiący nadzieję ze spotkania z Chrystusem paschalnym, głoszący Ewangelię, stawiający w centrum Eucharystię. Czy parafia potrzebuje księdza? Czy potrzebuje księdza jako zwierzchnika?
Podstawowa odpowiedź teologii kościelnej i idącej wraz z nią praktyki kościelnej brzmi: wielokrotnie „tak”. Pozostając w kontekście współczesnych debat w Kościele w Niemczech, trzeba dopowiedzieć, że tak też odpowiedziała niemiecka Droga Synodalna2. Parafia potrzebuje księdza ze względu na centralną rolę Eucharystii i niekwestionowany fakt sakramentalnej władzy jej sprawowania przez wyświęconego prezbitera. Potrzebuje go ze względu na zadanie głoszenia Ewangelii, które na tym strukturalnie podstawowym poziomie powinno być skoordynowane w jedności z wiarą całego Kościoła. Potrzebuje ze względu na zadanie budowania więzi – służenia z miłością sobie nawzajem, jak i szerokiemu otoczeniu.
Wymieniam w ten sposób „potrójną misję Chrystusa”, w której udział ma Kościół: kapłańską, prorocką, królewską. Wszyscy w niej uczestniczymy na mocy chrztu i zarazem (jak podkreśla Magisterium) „w szczególny sposób” mają w niej udział wyświęceni w sakramencie święceń: diakoni, prezbiterzy, biskupi. Owo „w szczególny sposób” stanowi jednak punkt zapalny. Zgromadzony Kościół sprawuje Eucharystię – jednak nie jest ona możliwa bez przewodnictwa prezbitera (czyli także biskupa). To z pewnością najbardziej stabilna formuła, tłumacząca konieczność wyświęconego przewodniczącego zgromadzenia liturgicznego.
Co do funkcji prorockiej: Kościół głosi Ewangelię – wyświęcony uczestnik sakramentu święceń reprezentuje jedność z całym Kościołem, będąc uczestnikiem sacramentum ordinis dba o ordo, czyli o porządek: troszczy się o wierność Ewangelii, koordynuje zgodne jej głoszenie. Taką misję jasno przedstawia Vaticanum II biskupom, działającym kolegialnie. W lokalnym Kościele prezbiterzy we współpracy z biskupem analogicznie odzwierciedlają podobną (choć nie identyczną!) strukturę: sakramentalny urząd kościelny jest kręgosłupem jedności Kościoła.
Wydaje się, że w tym zakresie w praktyce już trudniej o zgodne stwierdzenie dotyczące potrzeby księdza w parafii. Doświadczenia parafii z ograniczoną obecnością księdza dały dodatkowy impuls do podkreślania odpowiedzialności ochrzczonych za głoszenie słowa Bożego i formację religijną. Szczególny wyraz znalazły one w dokumentach Drogi Synodalnej, w których zwrócono uwagę na kompetencje wykształconych teologicznie świeckich osób do głoszenia kazań (Predigt) w czasie liturgii, choć, co znamienne, nie homilii w trakcie Mszy Świętej.
Warto zauważyć to zaznaczenie wyjątkowej roli homilii mszalnej, zarezerwowanej dla osoby posiadającej święcenia. Wydaje się, że odpowiada ona przywoływanej na Drodze Synodalnej „sakramentalności Kościoła”. W jej imię podkreśla się bowiem znaczenie sakramentu święceń i wynikającego stąd urzędu w Kościele. Wyświęcony przedstawiciel Kościoła sakramentalnie reprezentuje na liturgii Chrystusa głoszącego Ewangelię.
Znak jedności
Wreszcie krótko wspomnijmy misję królewską lub służebną Chrystusa. Tu, jak się wydaje, najtrudniej o wskazanie niezbędności sakramentalnej reprezentacji Chrystusa przez wyświęconą osobę, skoro wszyscy ochrzczeni w tej misji mają udział, służąc sobie wzajemnie.
Tymczasem to w tym zakresie pojawia się jeszcze raz idea jedności Kościoła – jedności budowanej przez służbę. Jeśli spoglądać na nią tylko jak na zadanie do realizowania, to podkreśli się, że potrzebne jest aktywne budowanie międzyludzkich więzi. Z pewnością w społeczności parafialnej mogą wyłonić się osoby posiadające potrzebne kompetencje do organizowania życia społecznego lub po prostu do tego uzdolnione. Osoba wyświęcona nie będzie tu konieczna. Takie też tworzy się doświadczenie parafialnych społeczności pozbawionych księdza.
Dopiero gdy przywoła się ideę jedności jako uprzedniego daru Boga, to powraca uważność na wartość sakramentalnej reprezentacji jedności Kościoła w osobie wyświęconej. Wrażliwość na takie myślenie jest jednak bardzo trudna. Nie przekonuje dzisiaj samo bycie osoby wyświęconej w parafii jako znaku darowanej przez Boga jedności Kościoła. Potrzebne jest jej zaangażowanie.
Bardzo ciekawie ten wątek wybrzmiał w Drodze Synodalnej. Podkreślano bowiem, że znak musi być czytelny. Skoro prezbiter jest z urzędu zwornikiem jedności, to musi się to stać widoczne w jego zaangażowaniu. W przeciwnym razie grozi degradacja znaku. Dlatego zastanawiając się na Drodze Synodalnej nad formą życia kapłańskiego, nie zatrzymywano się nad abstrakcyjnym znakiem jedności. Przeciwnie, podkreślano znaczenie kompetencji księży w budowaniu więzi, a równocześnie znaczenie ich uczestnictwa w życiu wspólnoty, które stawia celibatariuszy nie w sytuacji osamotnienia, lecz pośrodku żywej społeczności wierzących.
Przedstawiona ścieżka argumentacji za potrzebą obecności wyświęconego duszpasterza w parafii – powiązana z akcentowaniem kompetencji i odpowiedzialności wszystkich ochrzczonych za Kościół, oparta na katolickiej idei sakramentalności Kościoła, prezentowana w dokumentach niemieckiej Drogi Synodalnej – nie jest oczywiście wolna od dyskusji „z lewa i z prawa” w samych Niemczech. Jeśli nawet prezentuje się jako „droga środkowa”, to ostatecznie zmierza w stronę tego samego pytania: jak może żyć Kościół w strukturach parafialnych, gdy nadal (i coraz szybciej) będzie ubywać księży? Wzmocnienie roli zespołów parafialnych oraz oparte na tym uzasadnienie tworzenia struktur nadrzędnych wobec parafii pomaga tylko na jakiś czas.
Nie tylko „kryzys kadr”
Tu rozpoczyna się ważna i niezwykle interesująca debata. Zwykle pytanie o dalsze losy powołań kapłańskich zawiesza się na dwóch nieomal przeciwstawnych postulatach. Z jednej strony powraca wołanie o intensywną modlitwę „o powołania” (stawiam tę frazę w cudzysłowie nie z powodu jej lekceważenia, lecz dlatego że to szeroki temat na osobne omówienie). W takim postulacie ujawnia się świadomość odgórnego daru: osoba wyświęcona jest podarowana przez Boga Kościołowi.
Z drugiej strony od lat powracają postulaty obniżenia progu wymagań do święceń, a konkretnie: rezygnacji z obowiązku celibatu. Krytycy tej idei zwracają uwagę, że zniesienie obowiązkowego celibatu, nawet jeśli jest teologicznie do uzasadnienia, nie poprawi sytuacji braku księży. A jeśli tak, to na krótką metę. W tej krytyce widoczna jest też argumentacja teologiczna (dodajmy – nietrafna): „odgórne” powołanie zostanie tu zagrożone przez „oddolną” i „funkcjonalną” inicjatywę.
Ograniczenie takiego sporu do zniesienia obowiązku celibatu zawęża, a nawet wykrzywia perspektywę. Zdano sobie z tego sprawę już dość dawno. Problem tkwi w tym, że cały kompleks rozwiązań dotyczących sakramentu kapłaństwa – czyli model życia księdza, jego zadań w Kościele, a szczególnie w parafii, zasad funkcjonowania hierarchii opartej na święceniach – został opracowany na progu nowożytności dzięki wielkim reformom Soboru Trydenckiego. W zasadzie jest to zatem efekt wielkiej reformy teologicznego samookreślenia Kościoła, które powstawało w czasach przednowożytnych. Oczywiście, model ten był modyfikowany, ale jego zakotwiczenie w wizji feudalnego, stanowego społeczeństwa pozostało niezmienione.
Przemiany społeczne, do jakich doszło w ostatnich stuleciach, a które istotnie przyspieszyły współcześnie, odsłoniły przepaść między tworzonym przed kilkoma wiekami modelem funkcjonowania hierarchii kościelnej a obecnym, złożonym kształtem życia społecznego. Szczególnie trzeba podkreślić myślenie o wyświęconych jako o wyodrębnionym „stanie”.
Z takiego myślenia bowiem wynika realizowana w praktyce niezmiennie koncepcja uprzedniego przygotowania przyszłych księży do zadań w parafiach, a następnie przydzielania ich odgórnie do konkretnych miejsc, na czas określony lub na stałe. Zatem najpierw uzupełnia się „stan” (dziś powiedzielibyśmy w innym kontekście: kadry), a potem dysponuje jego członkami. W takiej sytuacji biskup diecezjalny jest odpowiedzialny za zaspokojenie potrzeb ludzi żyjących w istniejących strukturach parafialnych. „Kryzys kadr” przenosi się na kryzys Kościoła.
Prezbiterzy wyłaniani w parafiach?
Jedna z ciekawych propozycji upodmiotowienia lokalnych społeczności kościelnych oraz przezwyciężenia niewspółmierności dawnego modelu stanowego z dzisiejszymi potrzebami została zaprezentowana przez prof. Paula Zulehnera (emerytowany profesor teologii z Wiednia) oraz biskupa Fritza Lobingera3. Przedstawię ją tutaj jako niezwykle interesujący przykład głosów w debacie na temat przyszłości Kościoła, w którym zamiera dotychczasowy model prezbitera.
Istotą tej propozycji jest wyłanianie z parafii czy rejonów parafialnych kandydatów na prezbiterów dla tychże lokalnych społeczności. Nie chodzi więc o tworzenie osobnego „stanu” osób posyłanych po święceniach przez biskupa do obcych im wspólnot, lecz o potwierdzenie – przez święcenia – kandydatów wyłonionych w lokalnych społecznościach kościelnych dla tychże społeczności.
Prezbiter – starszy wspólnoty – będzie w ten sposób zarówno oddolnie wyłoniony, jak i odgórnie potwierdzony przez święcenia. Zniknie radykalna dychotomia świeccy–duchowni, prezbiter będzie integralną częścią społeczności parafialnej lub innej struktury, a zarazem sakramentalnie-urzędowo potwierdzonym przedstawicielem i reprezentantem ogólnokościelnej więzi, dysponującym władzą święceń, a więc zdolnością do sprawowania Eucharystii i jednania ludzi z Bogiem.
Pytanie o celibat zmieni w tym ujęciu swoją rangę. Celem bowiem będzie wyłonienie i wyświęcenie zdatnego do posługi kandydata. Zarówno jego życie w małżeństwie i rodzinie, jak i wybór bezżenności mogą być cennym znakiem zdatności do ofiarnego kierowania wspólnotą wiary. Jego funkcjonowanie musi być włączone w sieć działań lokalnej wspólnoty przejmującej odpowiedzialność za różne obszary życia parafialnego. Z zasady bowiem otwarta będzie kwestia jego zawodowego zaangażowania, czyli otwarte pozostanie też pytanie, czy chodzi tu o funkcję będącą źródłem utrzymania, czy też o urząd honorowy.
Pytanie o „powołania kapłańskie” w ten sposób zniknie, a właściwie zmieni swój charakter: będzie to odtąd pytanie o dynamikę życia wiary wspólnot parafialnych i innych jednostek podstawowych – czy będą w stanie wyłonić zdatnych kandydatów do urzędu prezbitera i tym samym do święceń prezbiteratu, by uczynić zadość własnej potrzebie gromadzenia się jako Kościół: na Eucharystii, w głoszeniu Ewangelii w łączności z Kościołem powszechnym, w życiu świadomością więzi kościelnej.
Ten przedstawiony w zarysie model wymaga oczywiście dokładniejszego omówienia. Budzi wiele pytań. Jest propozycją przedłożoną do dyskusji. Pokazuje, że bardzo praktyczne pytanie o przyszłość Kościoła na poziomie wspólnot parafialnych (lub innych wspólnot podstawowych) w czasach (i miejscach), gdy (i gdzie) radykalnie ubywa księży, ma „teologiczne jądro”.
Skoncentrowane jest ono wokół wiary w to, że Kościół jest „niejako sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (II Sobór Watykański, Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium, 1). Ta wrażliwość na sakramentalny charakter Kościoła każe poszukiwać nowych dróg dla ukształtowania sakramentu święceń, ważnego we wspomnianych tu wielorakich funkcjach, a przede wszystkim niezbędnego do sprawowania Eucharystii, która buduje Kościół.
Parafia bez księdza nie ma perspektyw. Problem polega na tym, że wymogi czasów mogą wskazywać, że powinna zmieniać się koncepcja parafii, a może nawet pojawi się nowa nazwa podstawowej jednostki. Podobnie wyświęcony prezbiter może być wyłoniony i przygotowany do sakramentalnej służby w Kościele w inny sposób. Odmienny może być model jego życia, choć będzie czerpał z duchowych tradycji, którymi oddychała przeszłość.
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Ostatecznie jest ważne, żeby Kościół będący „u siebie”, jako lokalna społeczność, pozostał zdolny do życia zanurzonego w tajemnicy Boga i do głoszenia Chrystusa życiem i słowem – zdolny do życia sakramentami, wśród których sakrament święceń odgrywa niezastąpioną rolę.
1 Zob. https://www.dbk.de/katholische-kirche/aufbau.
2 Zob. J. Kempa, Zrozumieć niemiecką Drogę Synodalną, „Więź” 2023, nr 4.
3 P. M. Zulehner, Naht das Ende des Priestermangels? Ein Lösungsmodell, Ostfildern 2019.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” jesień 2024 jako część bloku tematycznego „Kościelna praca u podstaw”.
Pozostałe teksty bloku:
Krzysztof Rogula, „Kościół jak cebula. Latynoamerykańskie wspólnoty podstawowe”
Marek Kita, „Sąsiedzki Kościół powszechny”
Magdalena Kudełka-Lwowska, „Europejskie sposoby (re)animacji parafii”








