Polski „Crip camp” może się w tym roku nie odbyć z powodu braku wolontariuszy – po przeczytaniu takiej informacji na Facebooku nie mogłem zrobić niczego innego, niż natychmiast powiadomić redakcję, że jadę pisać kolejny reportaż.
„Crip camp”, znany w Polsce pod tytułem „Obóz godności”, to film Netfliksa o obozach organizowanych dla dorosłych osób z niepełnosprawnością. To na nich narodził się amerykański ruch na rzecz niezależnego życia. Okazuje się, że podobny obóz odbywa się także w Polsce.
Bayer Full dobry na wszystko
Artur jest pogodny i bezproblemowy. Lubi disco-polo i muzykę ludową. Zna na pamięć chyba całą płytotekę Bayer Full i ma w głowie wszystkie weselne przyśpiewki z okolic Łodzi i Piotrkowa. Jest z natury towarzyski, potrafi zaskoczyć poczuciem humoru. Jest też osobą z MPD, porusza się na wózku i ma niepełnosprawność intelektualną.
Z Arturem poznałem się na wyjeździe w Sulejowie organizowanym pod nazwą Akcja Specjalna przez Stowarzyszenie Projektowo-Badawcze „Instytut Działań Społecznych” na początku sierpnia. To jeden z niewielu organizowanych w Polsce wyjazdów dla dorosłych osób z niepełnosprawnością, bez udziału ich rodziców – choć ten oczywiście zakazany nie jest. Opiekunów zastępują wolontariusze, którzy podczas wyjazdów pełnią rolę asystentów osobistych. Arturowi przypadł asystent w postaci mnie.
W wyjeździe brały udział osoby o bardzo różnym stopniu sprawności. I takie, które pracują na otwartym rynku, jak i te wymagające intensywnego wsparcia 24 godziny na dobę. Co ważne: wszyscy dorośli i to niekiedy już dawno po wieku poborowym.
Na początku byli klerycy
Zaczęło się w zamierzchłych latach 80. Wtedy grupa kleryków z Łódzkiego Wyższego Seminarium Duchownego skrzyknęła się i z pomocą świeckich znajomych zorganizowała wyjazd dla dzieci z niepełnosprawnością. Były to czasy, gdy nawet wyjście na spacer z osobą na wózku mogło być wielkim wyzwaniem, a możliwości spędzania czasu bez rodziców, którzy w tym czasie mogliby odpocząć od trudów codziennej opieki, prawie nie było.
Z czasem wyjazdy ewoluowały, pojawiały się kolejne grupy, które to łączyły się, to dzieliły. Pojawiali się naśladowcy, współorganizatorzy. Finalnie wyjazdy do Sulejowa obecną formę przybrały w okolicach 2010 roku, kiedy koordynowaniem Akcji Specjalnej zajęli się m.in. Zbigniew i Katarzyna Głąbowie, którzy, z drobną przerwą na pandemiczny rok 2020, organizują je do dziś.
W Sulejowie razem z innymi wolontariuszami pojawiłem się w piątek wieczorem, na dzień przed oficjalnym rozpoczęciem wyjazdu. Już potem nie było oficjalnego podziału na wolontariuszy i uczestników i oddzielnych spotkań dla nich.
– Na pierwszej organizowanej przez nas Akcji Specjalnej świadomie i celowo zrezygnowaliśmy z robienia oddzielnych spotkań i spotkaliśmy się na początku wszyscy razem – wspomina Katarzyna Głąb. – Po tym spotkaniu jeden z uczestników, Rafał „Sokrates”, powiedział, że wreszcie poczuł się potraktowany jak dorosły człowiek. Od tej pory już zawsze tak robiliśmy – dodaje.
Spotkanie w piątek dotyczyło spraw organizacyjnych: podziału obowiązków, omówieniu kwestii technicznych, topografii ośrodka i zasad komunikacji. Potem rzeczywiście nie było już oddzielnych przestrzeni czy spotkań dla samych wolontariuszy i asystentów. Założenie jest proste – wszyscy jesteśmy dorośli i nie ma potrzeby omawiania żadnych spraw za zamkniętymi drzwiami.
Start u urszulanek
Oficjalnie wyjazd zaczął się nie w Sulejowie, ale w Łodzi, a dokładniej pod klasztorem sióstr urszulanek. To tutaj przyjechałem wraz z resztą wolontariuszy autokarem. Na miejscu czekała już zdecydowana większość uczestników – dorosłe osoby z różnymi niepełnosprawnościami. Wśród nich były osoby z zespołem Downa, MPD, zanikiem mięśni i niepełnosprawnościami sprzężonymi.
To był też moment pożegnań z rodzicami, którzy w większości dobrze znali już Akcję Specjalną i dobrze wiedzieli, kto przez najbliższe dni będzie zastępował ich we wspieraniu ich bardzo już dorosłych dzieci. To było też pierwsze zadanie dla wolontariuszy – pomóc zapakować bagaże i dostać się do autokaru uczestnikom.
A tu trzeba nadmienić, że autokar to zwykły pojazd, jakich tysiące wozi po polskich drogach turystów i pielgrzymów. W żadnym wypadku nie był to niskopodłogowy czy wyposażony w windę cud techniki. Ale nie było to żadnym problemem uczestnicy i większość wolontariuszy dobrze wiedziała, jak dostać się po schodach na pokład autokaru.
Skład Akcji Specjalnej od lat pozostaje mniej więcej stały – wolontariusze i uczestnicy dobrze się znają z poprzednich lat. Wiedzą, jakie mają potrzeby i co będzie ich czekać na miejscu. Dlatego akcja przebiegła sprawnie i dość szybko byliśmy już w trasie do Sulejowa.
Fragment reportażu, który w całości ukazał się na stronie niepelnosprawni.pl
Przeczytaj też: Czego pragną opiekunowie?