Zima 2024, nr 4

Zamów

Sekta dla każdego. Język, który zniewala

Fot. Ichigo121212 / Pixabay

Według Amandy Montell sekciarstwo jest współczesną odpowiedzią na rosnące poczucie samotności i kryzys tradycyjnych religii. Ale dlaczego to właśnie fitness wypełnia pustkę po religii, a nie bardziej klasyczna rozumiana duchowość oparta na medytacji, uważności i innych technikach duchowych?

W książce „Idź za mną. Język sekciarskiego fanatyzmu” Amanda Montell stawia cztery powiązane ze sobą tezy. Po pierwsze, sekta to sposób organizacji życia, które totalnie podporządkowane zostaje jednej idei: religijnej, ekonomicznej czy sportowej. Po drugie, w każdym przypadku podstawowym narzędziem kreacji świata sekty jest język. Po trzecie, punktem odniesienia zawsze pozostaje religia, dlatego każda sekta – także ta ekonomiczna czy sportowa – ma charakter parareligijny. A z tego wypływa czwarta konkluzja: im mniej zdrowej religii, tym wokół nas więcej sekt, i to nie tylko religijnych.

Duchowość poza religią

Amanda Montell jest nie tylko autorką i publicystką, ale przede wszystkim językoznawczynią, absolwentką lingwistyki na Uniwersytecie Nowojorskim. To teoretyczne przygotowanie pozwoliło jej zidentyfikować mechanizmy manipulacji językiem powtarzające się w wielu – wydawałoby się na pierwszy rzut oka – niepodobnych do siebie sytuacjach społecznych. „Od zręcznej redefinicji istniejących słów (i wymyślania nowych) do potężnych eufemizmów, tajnych kodów, zmian sensu, modnych powiedzonek, śpiewów i mantr, «mówienia językami», wymuszonej ciszy, a nawet hasztagów, język jest zasadniczym środkiem, w którym ujawniają się różne stopnie wpływu sekty” (s. 19) – już na wstępie zauważa autorka.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Język jest głównym narzędziem sekty – tak brzmi punkt wyjścia analizy zaproponowanej przez Montell. Ale co to jest sekta? Nie ma dobrej i wyczerpującej definicji sekty, a te które są, nie obejmują zjawisk, o których Montell pisze. Jak odpowiada sama autorka, „sekciarstwo to spectrum” zawierające w sobie bardzo różne zachowania, które jednak mają pewien wspólny mianownik związany nie tyle z tym, w co w sekcie się wierzy, ile z tym, dlaczego powstają. Według autorki sekciarstwo jest współczesną odpowiedzią na rosnące poczucie samotności i kryzys tradycyjnych religii.

W roku 2019 „Forbes” określił samotność jako „epidemię”. W tradycyjnym społeczeństwie poczucie wspólnoty zaspokajała przede wszystkim religia. Każdego jednak dnia coraz więcej Amerykanów rezygnuje z przynależności do Kościołów głównego nurtu i rozprasza się w różnych wspólnotach, których nie da się zdefiniować jako religijne, przynajmniej nie w klasycznym tego słowa rozumieniu.

Rytuały zajęć fitnessowych naśladują rytuały religijne. Niezależnie od tego, czy dotyczą Boga, czy odhaczają twoje cele, rytuały pomagają ludziom poczuć, że są częścią czegoś większego

ks. Andrzej Draguła

Udostępnij tekst

Etykietkę „duchowy, ale nie religijny” przykleja sobie coraz więcej przedstawicieli młodego pokolenia Amerykanów (i nie tylko). Badanie z roku 2019 pokazało, że czterech na dziesięciu milenialsów nie identyfikuje się z żadną religią, co daje wzrost o 20 punktów procentowych w stosunku do roku 2012. Jednocześnie jednak badanie z roku 2015 pokazuje, że młodzi ludzie wciąż szukają głębokiego doświadczenia duchowego oraz wspólnotowego.

Duchowość coraz częściej zatem nie dotyczy już Boga. Poszukuje się jej poza religią, na przykład w treningu CrossFit albo SoulCycle (kolarstwo stacjonarne). Jak mówi cytowana przez Montell jedna z uczestniczek SoulCycle, trening „daje ci to, co daje religia, czyli poczucie, że twoje życie ma znaczenie” (s. 29).

Kontinuum wywierania wpływu

Zaliczenie CrossFitu do sekciarstwa może dziwić, bo cóż wspólnego z sektą może mieć ostry trening wysiłkowy? Montell wychodzi jednak z założenia, że sekta jest czymś w rodzaju parareligii albo jej naśladowcą, oczywiście pod warunkiem, że za punkt wyjścia weźmiemy funkcjonalne, a nie istotowe rozumienie religii, a więc to, co robią religie, a nie to, czym są.

Tak rozumiana religia realizuje cztery idee: doniosłe znaczenie, dążenie do celu, poczucie wspólnoty i piękny rytuał. A przecież wszystko to można znaleźć nie tylko w klasycznie rozumianych religiach i Kościołach, ale także w sporcie, w sferze wellness, w sztuce czy ekonomii.

Biorąc to pod uwagę, trzeba powiedzieć, że sekciarstwo nie jest niczym nowym. Uaktywnia się ono bowiem zawsze w czasach kulturowego zawieszenia, kiedy potrzeby spełniane dotąd przez religię pozostają niezaspokojone – uważa Montell. Co jednak różni współczesne czasy od dawniejszych i co sprawia, że obecnie sekt jest tak wiele?

„Nowością jest to, że w epoce rządzonej przez internet, kiedy guru może być nawet bezbożnikiem, bariera wejścia jest tak niska jak dwukrotne kliknięcie, a ludzie wyznający alternatywne przekonania są w stanie odnaleźć się łatwiej niż kiedykolwiek. To logiczne, że świeckie sekty – od obsesyjnych centrów treningowych po start-upy, które umieszczają kult w kulturze firmy zaczynają wysiewać się jak dmuchawce. Na dobre i na złe istnieje teraz sekta dla każdego” (s. 33) – odpowiada autorka książki.

Dla odróżnienia od sekt religijnych, dla których punktem odniesienia są zjawiska nadprzyrodzone, Montell nazywa ten trend sekciarstwem i zalicza do niego wszystko, co pojawia się „na kontinuum wywierania wpływu”. Może tam się pojawić CrossFit, sieć sprzedaży bezpośredniej, centrum yogi i leczenia umysłem czy nawet program teatrów uniwersyteckich, dlatego w swojej książce omawia następujące typy współczesnego sekciarstwa: religijne sekty samobójcze, kontrowersyjne projekty religijne jak scjentologia, firmy marketingu wielopoziomowego, kluby fitness oraz świat guru mediów społecznościowych.

Uwodzący głos założyciela

Jako pierwsze przykłady Montell opisuje dobrze znane sekty religijne, których założyciele doprowadzili do masowych samobójstw ich członków. To Świątynia Ludu Jima Jonesa oraz Wrota Niebios Marshalla Applewhite’a. Historia tej pierwszej sekty zakończyła się w roku 1978 w Jonestown w Gujanie, gdy w tzw. rozszerzonym samobójstwie zginęło ponad dziewięciuset wyznawców. Natomiast w roku 1997 w Rancho Santa Fe w Kalifornii 38 członków Wrót Niebios – grupy wierzącej w UFO i końcową zagładę świata – w ciągu trzech dni odebrało sobie życie w oczekiwaniu na statek kosmiczny, który miał ich zabrać na inną planetę.

Można sobie postawić pytanie, jak możliwe było uwierzenie w coś tak mało racjonalnego jak uprowadzenie przez kosmitów? Odpowiedź kryje się w języku i w głosie. „Używając miękkiego, ale stanowczego, paternalistycznego tonu, Applewhite przemawiał długimi ciągami ezoterycznych tyrad kosmicznych i używał składni wywodzącej się z łaciny, aby jego słabi, pseudointelektualni wyznawcy poczuli się elitą” (s. 69). Niektórzy nie potrafili oprzeć się uwodzącemu głosowi założyciela.

Idź za mną
Amanda Montell, „Idź za mną. Język sekciarskiego fanatyzmu”, tłum. Adam Pluszka, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2024

Jak pisze Montell, „na kontinuum wpływów” język spełnia trzy funkcje. Po pierwsze, sprawia, że ludzie czują się wyjątkowi i zrozumiani. Po drugie, ludzie czują się zależni od lidera, a życie poza grupą wydaje się już niemożliwe. Po trzecie, język przekonuje ludzi do działania w sposób całkowicie sprzeczny z ich dawną rzeczywistością, etyką i poczuciem własnego „ja”. Wszystko to prowadzi do ugruntowania dychotomii: „my kontra oni”.

„Przywódcy totalitarni nie mogą liczyć na zdobycie lub utrzymanie władzy bez używania języka, który wywołuje psychologiczną schizmę między wyznawcami a wszystkimi innymi” – zauważa autorka książki. Na marginesie warto zapytać: czy ta zasada nie odnosi się także do polityki, która również nabiera cech sekciarskich?

Język jest bogiem

Bardzo pouczająca jest przywołana przez autorkę historia osoby, która przystąpiła do scjentologów. Cathy była wychowana w wierze katolickiej. W wieku 16 lat straciła brata w wypadku samochodowym. Tę śmierć próbowano jej wytłumaczyć w ten sposób, że Bóg wybrał jej brata, by umarł młodo, ponieważ był gotów do bycia z Bogiem. To był dla niej punkt zwrotny. Nie potrafiła się zgodzić z taką „teologią”. Odeszła od Kościoła, ale nie przestała poszukiwać przestrzeni duchowości.

Po dziesięciu latach poszukiwań, podczas których odwiedziła wiele wspólnot, odnalazła się ostatecznie u scjentologów przedstawiających się jako bezwyznaniowa grupa, która ma na celu „szerzenie nadziei dla ludzkości”. Tam zderzyła się ze szczególnym sposobem funkcjonowania języka w sekcie, „ponieważ w przypadku scjentologii, podobnie jak w przypadku wszystkich sekciarskich religii, język jest początkiem i końcem wszystkiego. W pewnym sensie jest bogiem” (s. 114).

W kontekście scjentologii i innych sekt o charakterze religijnym, Montell przypomina o performatywnej naturze języka: język religijny raczej działa niż informuje, co bardzo dobrze widać w przypadku takich czynności z udziałem języka jak błogosławieństwo, przysięga, ślubowanie, modlitwa, a także przekleństwo. Autorka formułuje jednak istotne zastrzeżenie: „Aby ogromna moc języka religijnego była zdrowa i etyczna, musi zostać ograniczona do określonego «czasu rytualnego»” (s. 117).

Czas rytualny zazwyczaj wyznaczany jest przez jakiś rytuał wstępny, gest symboliczny, czynność otwierającą i zamykającą. Celem działania opresyjnej grupy, jaką jest sekta religijna, jest zniesienie separacji między czasem rytualnym a czasem powszednim, co sprawia, że członek sekty nie ma sfery prywatnej, która nie byłaby poddana kontroli i władzy języka. Sekta chce zawładnąć całym życiem swego członka.

Szczególnym przypadkiem manipulacji, a właściwie przemocy językowej, jest gaslighting, czyli takie operowanie językiem, które prowadzi u rozmówcy do zaburzeń w percepcji, po to by móc nad nim utrzymać panowanie. Przykładem gaslightingu jest używanie takich słów, aby inni nie mogli ich do końca zrozumieć, co ma wywołać poczucie niepewności, dezorientacji, mówiąc krótko – poczucie własnej głupoty. Stąd już prosta droga do psychologicznego uzależnienia się od tego, który rozumie znaczenie słów, od wiedzącego, od proroka, który wie więcej, od guru.  

Ewangelia sukcesu

Kto z nas nie zna takich sieci jak Avon, Amway czy Tupperware? To przykłady MLM-u, czyli marketingu wielopoziomowego, sieciowego bądź bezpośredniego. To też sekty?

„MLM-y to oszustwo – odpowiada Montell – ale nie jest to zwykłe oszustwo. To złożone, pochłaniające życie organizacje, które mają własny język i kulturę. MLM tworzy silne i wszechmocne ideologie o charakterze misyjnym, a członkowie szanują swoich przywódców założycieli – którzy podzielają pragnienie nie tylko prowadzenia odnoszącej sukces firmy, ale także rządzenia wolnym światem – na poziomie religijnej sekty” (s. 151).

Autorka książki dowodzi, że wiele z konsultantek (najczęściej są to bowiem kobiety – #BossBabe) nigdy nie odnosi sukcesu jako sprzedawca, a cały „zysk” to tylko świadomość przynależności do danej społeczności. „Podobnie jak większość destrukcyjnych «sekt», [MLM-y] zajmują się sprzedażą transcendentnej obietnicy czegoś, co w rzeczywistości nie istnieje. A ich towar to nie towar, tylko retoryka” (s. 153).

Jak zauważa Casper ter Cuile, „tworzenie znaczeń to rozwijająca się branża”. Tylko z pozoru wydaje się, że w sektach ekonomicznych chodzi o sprzedaż towarów. Nie, towar to tylko narzędzie – konieczne, by sprzedać tożsamość, której poszukują zagubieni w świecie nabywcy.

Jak się okazuje, MLM-y szczególnie chętnie odwołują się do religijnego słownictwa i skojarzeń. Jedno z najczęstszych haseł towarzyszących sprzedaży brzmi: „Mam wspaniałą okazję, by zmienić życie”, co przypomina przesłanie, które można usłyszeć w kościele. Według Montell sekty ekonomiczne to wcielenie XX-wiecznej „ewangelii sukcesu”, na której miliony Amerykanów budowały swoje ego, wmawiając sobie, że wszystko jest w zasięgu ludzkich możliwości, wszak „Bóg pomaga tym, którzy sami pomagają sobie”, a ubóstwo jest wynikiem osobistej nieodpowiedzialności.

Trening w sanktuarium

Na koniec tej podróży przez sekciarski świat Amandy Montell powróćmy na salę CrossFitu. Tak jak w Amwayu chodzi tu nie tylko o kosmetyki, tak w CrossFicie – i innych projektach sportowo-fitnessowych – chodzi nie tylko o wyrzeźbioną sylwetkę – uważa Montell. Studia fitness „pozycjonowały się jako święte przestrzenie – jako ruchy – oferując ideologiczne, głęboko osobiste doświadczenie” (s. 194), stając się „sektami treningowymi”.

„W tych uświęconych, ozdobionych inspirującymi cytatami salach nie tylko udoskonalisz przysiady i obniżysz tętno spoczynkowe, ale także znajdziesz osobistego mentora, poznasz najlepszych przyjaciół, zapomnisz o swoim byłym lub byłej, zdobędziesz pewność siebie, aby zapytać o podwyżkę, wymanifestujesz swoją bratnią duszę, wytrzeźwiejesz, przejdziesz przez chemię i udowodnisz sobie raz na zawsze, że «masz potęgi ponad miarę» i «wszystko, czego potrzebujesz»” (s. 194) – opisuje Montell.

Popularność fitnessu jest wypadkową dwóch wspominanych już wcześniej procesów, które dotknęły Amerykę na początku XXI wieku: „To nie przypadek, że branża studiów fitnessu rozkwitła tak nagle i potężnie na początku 2010 roku – w czasie gdy zaufanie dorosłych zarówno do tradycyjnej religii, jak i do medycznego establishmentu gwałtownie spadło. […] Wycofanie się z medycyny głównego nurtu połączone z rozczarowaniem młodych tradycyjną wiarą sprawiło, że kult fitness eksplodował, żeby wypełnić cielesną i duchową pustkę” (s. 195).

Parareligijny charakter fitnessu jest dla Montell oczywisty: „Klientela, do której przede wszystkim skierowany jest sekciarski fitness – mieszkający w miastach milenialsi z dochodami do wydania na przyjemności – dość dokładnie pokrywa się z grupą społeczną, która wyrzekła się tradycyjnej religii” (s. 196).

Dlaczego to właśnie fitness wypełnił pustkę po religii, a nie bardziej klasyczna rozumiana duchowość oparta na medytacji, uważności i innych technikach duchowych? „Studia treningowe stały się do pewnego stopnia sanktuariami. W końcu okazały się jednymi z niewielu materialnych przestrzeni, w których młodzi i religijnie ambiwalentni ludzie mogli odłożyć telefony i tablety, by znaleźć społeczność i kontakt twarzą w twarz” (s. 196–197). Fitness daje jakże konieczne poczucie wspólnoty losu.

Zakłócenie czasu rytualnego

W odniesieniu do marek fitnessu wyraz „sekta” zaczyna obecnie tracić swoją negatywną konotację. Jak wynika z badań, twórcy i uczestnicy studiów fitnessu coraz częściej akceptują mówienie o sobie w kategoriach sekty. „Wiem, że «sekta» źle się kojarzy, ale my postrzegamy to w bardzo pozytywny sposób” – mówi założyciel LIT Method, marki wioślarstwa stacjonarnego. Nikogo też już nie dziwi posługiwanie się takimi terminami jak kult, sanktuarium czy egzorcyzm.

Według Montell istnieje jednak różnica między sektami treningowymi a sektami religijnymi jak Wrota Niebios czy ekonomicznymi w typie Amwaya. Retoryka „sekciarskiego fitnessu” zwykle ogranicza się wyłącznie do działań sportowych, nie przekracza granic oddzielających od reszty życia i zasadniczo przestrzega „czasu rytualnego”. Nie znaczy to jednak, że nie rości sobie pretensji, by wykroczyć poza trening: „chodzi o to, aby zajęcia były niezbędne nie tylko dla zdrowia wyznawców, ale także dla ich życia jako całości”, a wtedy „czas rytualny ulega zakłóceniu” (s. 201).

Jako przykład Montell przytacza hasła motywacyjne stosowane w SoulCycle: „Wdychamy intencję i wydychamy oczekiwanie. […] Rytm popycha nas mocniej, choć nie myśleliśmy, że to możliwe. Nasza siła za każdym razem nas zaskakuje. Uzależnieni, opętani, przyspawani do naszych rowerów”. W takim kontekście, pośród dziesiątek, a może i setek innych, którzy ćwiczą ze sobą, zwykła jazda na stacjonarnym rowerze, wraz z towarzyszącym jej wyrzutem endorfin, może doprowadzić do stanu niesamowitej euforii, która sprawi, że staniesz się nie tylko wyznawcą sekty treningowej, ale także jej misjonarzem. Stąd już naprawdę niedaleko do wspólnotowych religijnych uniesień.

„Rytuały językowe butikowych zajęć fitnessowych, nawet tych prowadzonych przez bardziej agnostycznych instruktorów, naśladują rytuały religijne. Niezależnie od tego, czy dotyczą Boga, czy odhaczają twoje cele, rytuały pomagają ludziom poczuć, że jesteś częścią czegoś większego” (s. 204) – diagnozuje Montell. „Fitness być może jest nową religią, bo instruktorzy to z pewnością nowi duchowni” (s. 207) – konkluduje autorka.

Oddanie swej wolności Algorytmowi

Konkluzja, z jaką zostawi nas autorka książki, jest dość ambiwalentna. Z jednej strony bowiem Montell przyznaje: „istoty ludzkie (na swoją korzyść i niekorzyść) są fizjologicznie predestynowane, by być bardziej mistyczne i wspólnotowe niż myślałam”, a w konsekwencji stwierdza, iż popularność sekt jedynie potwierdza, że „chęć wiary w coś, odczuwania czegoś razem z innymi ludźmi szukającymi tego samego, jest wpisana w nasze DNA” (s. 253–254).

Autorka jest też przekonana, że da się te potrzeby i pragnienia zrealizować „w zdrowy sposób”, nie dając się wciągnąć w tę czy inną sektę. Trzeba tylko „zachować czujny błysk w oku – mrowienie w mózgu”, które podpowiada, że tożsamość człowieka nie zależy od jednej ideologii, ale „pochodzi z ogromnego amalgamatu wpływów, doświadczeń i języka”. Co jest probierzem niezależności? Jeśli „pod koniec dnia, kiedy wracasz do domu lub zamykasz aplikację, zdejmujesz mundur językowy grupy i zaczynasz mówić po swojemu, […] jesteś sobą w całości” (s. 253).

Z drugiej strony – zwraca uwagę autorka – nowoczesne technologie informacyjne sprawiają, że popadnięcie w „sekciarstwo” jest łatwiejsze niż się wydaje. Dzięki mediom społecznościowym wszyscy, którzy w nich jesteśmy, mniej lub bardziej stajemy się wyznawcami globalnej sekty: „podczas gdy celebryci i konspirytyści tworzą w internecie własne sekty, ostatecznym pseudo-Kościołem, do którego należą miliardy z nas, […] są same media społecznościowe”. Jak zauważa, „żaden «przywódca sekty» nie wykorzystuje naszych popędów psychologicznych tak jak Algorytm”. I konkluduje: „W społeczeństwie skoncentrowanym na mediach społecznościowych wszyscy staliśmy się jednocześnie przywódcami i wyznawcami sekty” (s. 250).

Dzięki mediom społecznościowym wszyscy mniej lub bardziej stajemy się wyznawcami globalnej sekty. „Żaden «przywódca sekty» nie wykorzystuje naszych popędów psychologicznych tak jak Algorytm” – pisze Montell

Udostępnij tekst

Czy to stwierdzenie nie brzmi czasami zbyt radykalnie? Oddanie swej wolności Algorytmowi rzeczywiście może stanowić łatwiejszą – ponieważ bardziej ukrytą – pokusę niż zawierzenie siebie przywódcy jakiejkolwiek sekty: religijnej, ekonomicznej, treningowej czy ideologicznej. Co więcej, może się to wydawać bardziej racjonalne i możliwe do opanowania. Tak czy inaczej, w każdym z nas jest jakiś sekciarski potencjał, który się uaktywnia, gdy tracimy poczucie życiowej stabilności, gdy zdarzy się nam okres jakiejś duchowej pustki i utraty otaczającej nas dotychczas wspólnoty.

„Życie jest zbyt osobliwe, by mierzyć się z nim samotnie” – pisze Montell w ostatnim zdaniu książki, która jest przestrogą przed tym, by samotności nie zamienić w niewolę sekty. Trzeba się tylko dobrze wsłuchać w język tych, co nam proponują uproszczoną ścieżkę do szczęścia: „Wystarczy ta robotycznie rozćwierkana składnia, żeby się zdradzić”.

Prorocza egzotyka

Nie ulega wątpliwości, że dla polskiego czytelnika książka Amandy Montell może się okazać zbyt egzotyczna. Sama autorka przyznaje, że pisze przede wszystkim o zjawiskach obecnych w społeczeństwie amerykańskim, których geneza i popularność bardzo mocno są powiązane ze specyfiką tego kraju, jego genezą, historią oraz – co szczególnie ważne w odniesieniu do interpretacji sekt ekonomicznych – etyką protestancką hołdującą pracowitości i sukcesowi. Trudno mi powiedzieć, czy polscy fani CrossFitu odnaleźliby się w tej sekciarskiej interpretacji. Opisywane przez Montell zjawiska na pewno są zauważalne także w Polsce, ale nie w takim wymiarze i zakresie.

Pracę Montell trzeba jednak czytać, i to czytać uważnie. Może być ona – niestety! – opracowaniem w wielu kwestiach proroczym. Nie ma już nic ani odkrywczego, ani zaskakującego w stwierdzeniu, że także w Europie, a więc i w Polsce obserwujemy duże ruchy tektoniczne na obszarze religijno-duchowym. Klasyczne religie tracą popularność, a różnego rodzaju duchowości tę popularność zyskują.

Kształt tych nowych duchowości jest w dużej mierze uzależniony od tego, jak wygląda pierwotne środowisko religijne. W Ameryce będzie to mit ziemi obiecanej, etyka protestancka i ruchy przebudzeniowe. Myślenie sekciarskie znajduje tam swoją pożywkę. W Europie będzie to przede wszystkim katolicka christianitas i cywilizacja agrarna. Obie struktury na naszych oczach odchodzą jednak w przeszłość. Duchowość wiejską zastępuje postindustrialny model życia ze wszystkimi tego konsekwencjami[1].

Dlatego także w Polsce znajdujemy przykłady powiązania duchowości z fizycznością, sportem i rekreacją. Póki co, są to usportowione wersje klasycznej pobożności, jak Ekstremalna Droga Krzyżowa. Z drugiej strony jednak trzeba zauważyć, iż coraz częściej rekreacja wypełnia czas „uwolniony” od religii.

W tej książce brakuje mi jednego rozdziału – o sektach artystycznych. Od dawna już wiemy, że funkcje religijne bardzo dobrze może spełniać sztuka. Utrzymując się w metodologii zaproponowanej przez Montell, wydaje się, że koncepcję „świata sztuki” amerykańskiego (sic!) filozofa Arthura C. Danto można by zinterpretować w kategoriach sekciarskich, oczywiście toutes proportions gardées.

Tak czy inaczej, książka Montell – napisana z wielką swadą, z odwołaniem się do osobistych i rodzinnych doświadczeń – jest ciekawym spojrzeniem językoznawczyni (a właściwie socjolingwistki) w sekciarski świat, którego spoiwem jest język i jego performatywna właściwość. I co ciekawe, w jakimś sensie okazuje dla tego świata zrozumienie, wszak jest jakąś realizacją ludzkiej natury.

Wesprzyj Więź

Osobne zdanie podziękowania należy się tłumaczowi, Adamowi Pluszce, za jego niezwykłą kreatywność i pomysłowość językową, która sprawia, że książkę czyta się z nieukrywaną przyjemnością obcowania z tekstem. Słyszał ktoś kiedyś o „świecy w słabo oświetlonej bibliotece istnienia” albo o tym, by „łykać górnolotne sztance sprzedaży bezpośredniej”? Jeszcze jedno takie tłumaczenie i stanę się wyznawcą tej samej sekty.

Przeczytaj też: Niech żyje klęska?


[1] Zob. A. Draguła, „Pobożność ludowa in progres”, w: S. Jaromi (red.), „Kościół w dobie antropocenu”, Kraków-Kielce 2023, s. 125-144.

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.