Wszystko, co siejemy w naszym umyśle, prędzej czy później wyda swój owoc. Dobry lub zepsuty.
Znasz to? Pojawia się myśl, wraz z nią przychodzi emocja, która z czasem przeradza się w trwałe uczucie pod wpływem upływającego czasu. Na końcu prowokuje cię do działania wedle stanu, który przybrał konkretne kształty w twoim sercu i umyśle.
Kto z nas nie doświadczył takiej sytuacji? Zostajesz wezwany na rozmowę. Do szefa, przeora, przełożonej, wychowawczyni. Zaczynasz rozmyślać nad tym, co powiesz. Przygotowujesz plan rozmowy i argumenty. Powiesz to, to i to. A gdy on lub ona odpowiedzą ci to i to, ty na to odpowiesz to i to. Próbujesz zaprojektować wszystkie możliwe scenariusze.
Dochodzi do rozmowy i do pewnego momentu wszystko idzie po twojej myśli. Ale nagle słyszysz argumenty, których nie przewidziałeś. Rozmowa toczy się dalej. Po niej w swoim umyśle dokonujesz rekonstrukcji. Dochodzisz do momentu nieprzewidzianych argumentów i twojej intelektualnej bezradności w tamtej chwili. W twoim umyśle pojawiają się nowe argumenty. Myślisz sobie, że gdybyś powiedział to i to, na pewno byś zagiął i uciszył swego rozmówcę. Pomimo porażki w rzeczywistym dialogu pocieszasz się triumfem, który odniosłeś we własnym umyśle.
Ile takich i innych potoków myśli zalewa nas każdego dnia. Jaki hałas to powoduje i odbiera duszy spokój.
Ojcowie pustyni mówili, że myśli, które wchodzą do naszego umysłu, są niczym mrówki. Jeśli jednak pozostaną tam same, urosną do rangi lwa. Łatwiej wymiatać mrówki na bieżąco, a więc podjąć konsekwentną ascezę (higienę umysłu), aby nie poddawać się wewnętrznej wirówce, niż potem konfrontować się i walczyć z lwem, wobec którego nie mamy szans.
Ojcowie czuwanie nad własnym umysłem postrzegali jako fundamentalny akt chrześcijańskiej ascezy. Wiedzieli, że bez wychowania własnych procesów myślowych skazani jesteśmy na bezwład i dryfowanie bez celu.
Relacja między nami a myślami porównałbym do relacji jeźdźca i konia. Albo jeździec nie panuje nad koniem. Wtedy ten wierzga, nie słucha i galopuje w nieznane nam rejony. Albo to jeździec potrafi utrzymać konia w ryzach, aby ten poniósł go tam, gdzie jeździec zdecydował.
Św. Augustyn pisał, że stajemy się tym, na co patrzymy, czym się karmimy. Wszystko, co siejemy w naszym umyśle, prędzej czy później wyda swój owoc. Dobry, smaczny, witalny lub zwyczajnie podgoniły i zepsuty.
W dobie nadmiaru przeżyć, obrazów, myśli i dźwięków, jak bardzo potrzeba nam dobrej, zrównoważonej i harmonijnej higieny myśli. Troski o to, co się wydarza w naszym umyśle. Troski o wewnętrzną ciszę.
Przyszedł pewien brat do abby Pojmena i powiedział: „Mam wiele złych myśli i jestem przez to w niebezpieczeństwie”. Starzec wyprowadził go na dwór i nakazał: „Rozedmij pierś i pomieść w niej wichry”. On odrzekł: „Tego nie mogę uczynić”. Powiedział starzec: „Jeżeli tego uczynić nie możesz, to także i nie możesz zabronić myślom przychodzić. Do ciebie jednak należy stawiać im opór”.
Tekst ukazał się 21 sierpnia 2024 r. na Facebooku. Tytuł od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Brak pozostanie brakiem. Ale to nie wyklucza szczęścia