Lato 2024, nr 2

Zamów

Ks. Wierzbicki do premiera Tuska: Od arogancji władzy tylko krok do autorytaryzmu

Premier Donald Tusk w komendzie Straży Granicznej w Dubiczach Cerkiewnych, maj 2024. Fot. Krystian Maj / KPRM

Bulwersują mnie zwłaszcza dwie sprawy: stosunek Pańskiego rządu do praw uchodźców na granicy polsko-białoruskiej oraz tryb rozporządzenia Ministerstwa Edukacji Narodowej w sprawie organizacji lekcji religii w szkole.

Publikujemy tekst listu otwartego wysłanego dziś do premiera Donalda Tuska przez ks. prof. Alfreda M. Wierzbickiego z Katedry Etyki UMCS.

Szanowny Panie Premierze!

Jestem debiutantem, gdy chodzi o pisanie listów otwartych. Do działania skłania mnie moje różnorodne doświadczenie. Jestem duszpasterzem, pracownikiem naukowym i poetą, w jakiejś mierze param się również publicystyką.

W ciągu ostatniej dekady wielokrotnie zabierałem głos w sprawach publicznych, nie szczędziłem etycznej krytyki władzy państwowej, surowo oceniałem ponadto związki Kościoła ze sferą polityczną. Za lapidarne zdanie wypowiedziane w 2016 roku: „Kościół, popierając PiS, wyszedł sam na głupka” byłem aż dwukrotnie karany, najpierw upomnieniem arcybiskupa lubelskiego i rektora KUL, a potem, po latach, w 2021 r. ta moja ocena stała się jednym z zarzutów, na których podstawie rektor KUL wszczął wobec mnie postępowanie dyscyplinarne.

Pragnę wyrazić moje obywatelskie zaniepokojenie, ponieważ darzę Pana osobiście zaufaniem, a Pana rząd powołany w wyniku wyborów 15 października 2023 r. traktuję jako szansę na przywrócenie praworządności i dialogu społecznego w naszym kraju. Mam wyjątkowo wyczulony słuch na wszelkie przejawy autorytaryzmu, wobec którego nigdy nie powinniśmy przechodzić obojętnie, niszczy on bowiem dobro publiczne od wewnątrz.

Szkoda, że Pan i Pańscy ministrowie nie mówią na jednym oddechu: „murem za polskim mundurem” oraz „jedną duszą za polskim wolontariuszem”. Honor żołnierza niczego by nie stracił, gdyby premier uścisnął dłoń wolontariusza

Ks. Alfred M. Wierzbicki

Udostępnij tekst

Bulwersują mnie zwłaszcza dwie sprawy: stosunek Pańskiego rządu do praw uchodźców na granicy polsko-białoruskiej oraz tryb rozporządzenia Ministerstwa Edukacji Narodowej w sprawie organizacji lekcji religii w szkole.

Honor żołnierza, honor wolontariusza

Już kilka tygodni temu z konsternacją przyjąłem informację, że w trakcie obecności przy granicy spotykał się Pan z różnymi służbami, których zadaniem jest ochrona bezpieczeństwa Polski, ale nie doszło do spotkania z wolontariuszami starającymi się o przestrzeganie humanitarnego i zgodnego z prawem traktowania uchodźców. Wolontariusze ci, zrzeszeni m.in. w Grupie Granica, oraz liczni przedstawiciele społeczności lokalnej, są emanacją zdolności społeczeństwa polskiego do niekoniunkturalnych i wolnych od ideologii działań, wynikających z autentycznego pragnienia pomocy ludziom w najtrudniejszych sytuacjach życiowych. Smutno mi, że w kręgach rządowych zabrakło refleksji nad tym, jak wielki moralny kapitał wnoszą wolontariusze do życia naszej wspólnoty społecznej i państwowej.

Szkoda, że Pan i Pańscy ministrowie nie mówią na jednym oddechu: „murem za polskim mundurem” oraz „jedną duszą za polskim wolontariuszem”. Nie chodzi tu bynajmniej o sztuczną symetrię, lecz o fakt, że życie społeczne, któremu powinna służyć polityka, wyraża się w wielości niezbędnych funkcji, a honor żołnierza niczego by nie stracił, gdyby premier uścisnął dłoń wolontariusza.

Z informacji, jakie posiadam zarówno z mediów, jak i bezpośrednio od ludzi zaangażowanych w pomoc prawną i humanitarną dla uchodźców, wiem, że sytuacja migrantów – traktowanych przecież instrumentalnie przez reżim Aleksandra Łukaszenki – nadal jest po polskiej stronie dramatyczna. Zastanawiam się, dlaczego tak niewiele zrobiono w ciągu ostatnich miesięcy na rzecz humanitarnego traktowania uchodźców przez nasze służby na granicy.

Sceny przedstawione w filmie Agnieszki Holland „Zielona granica” – stwierdzam to z bólem – wciąż się rozgrywają. Są funkcjonariusze, którzy nie cofają się przed poniżaniem ludzi, a nawet stosowaniem tortur. Gest spotkania premiera z wolontariuszami mógłby stać się wyraźnym sygnałem dla służb, że w praworządnym państwie należy szanować bezwzględnie godność każdego człowieka. Co gorsza, ostatnie zmiany legislacyjne w zakresie użycia broni przez żołnierzy mogą jeszcze obniżyć ich morale.

Trudno w tym liście poruszyć wszystkie aspekty tak złożonego zagadnienia, jak pogodzenie polskiej racji stanu z wymogami etycznymi. Jedno jest pewne, że rząd polski nie powinien uciekać się do rozwiązań na skróty, a unikanie dialogu z wolontariuszami trzeba uznać za marnowanie moralnego potencjału społecznego. Nie dopuszczam myśli, że kieruje się Pan wyłącznie danymi sondażowymi, według których poziom lęku przed migrantami i wynikającej z niego niechęci utrzymuje się nadal na wysokim poziomie. Proszę mi wybaczyć śmiałość, ale należałoby zrobić wszystko, co możliwe, aby skruszyć tę nieszczęsną rafę mentalną, którą cynicznie utrwaliły w Polsce rządy PiS.

Marzę, aby w demokratycznym rządzie polskim było miejsce dla Ministerstwa ds. Migracji, pracującego na rzecz losu migrantów i uchodźców oraz efektywnie przemieniającego świadomość społeczną. Powinno ono nie tylko rozwiązywać doraźne problemy, ale też wypracować podstawy i ramy polityki migracyjnej, uwzględniającej globalną dynamikę procesu migracji. Nie wolno zawężać uwagi wyłącznie do „wojny hybrydowej” prowadzonej przez naszego wschodniego sąsiada. Doświadczenie polskich wolontariuszy w zakresie relacji z uchodźcami – humanitarnych, respektujących prawo międzynarodowe – uważam za niezmiernie cenne dla przezwyciężenia ksenofobicznej i antyemigracyjnej mentalności dużej części Polaków.

Zarządzanie emocjami przez zarządzenia ministerialne

Podzielam oburzenie środowisk kościelnych różnych wyznań w związku z rozporządzeniem minister Barbary Nowackiej, dotyczącym organizacji nauczania religii w szkole. Solidaryzuję się z protestem świeckich katechetów.

Rzutowanie prywatnych czy partyjnych emocji na zarządzenia ministerialne pozbawia je racjonalności i osłabia powagę rządu

Ks. Alfred M. Wierzbicki

Udostępnij tekst

Brak wytrwałości Ministerstwa Edukacji Narodowej w rozmowach z Kościołami na temat planowanych zmian jest przejawem zarówno nagannego obyczaju, jak i narusza obowiązujące normy prawne. Nie jest to najlepszy przykład dla uczniów, którzy powinni być wdrażani w kulturę społecznej rozmowy, a nawet prowadzenia sporu w ważnych sprawach.

Zainicjowane przez panią Nowacką rozmowy z uczniami traktuję jako właściwy krok, ale czy nie traci on na wiarygodności, gdy pani ministra arbitralnie wybiera sobie rozmówców? Chętnie rozmawia z uczniami, ale nawet nie myśli refleksyjnie rozważyć stanowiska Kościołów w sprawie będącej przedmiotem współpracy państwa i organizacji religijnych? Kościół rzymskokatolicki w wyjątkowy sposób przygotował się do tego typu rozmów i już wcześniej powołał zespół do ewentualnych negocjacji. Według ustawy o systemie oświaty zmiana rozporządzenia w sprawie warunków i sposobu organizacji nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach powinna nastąpić „w porozumieniu z władzami” Kościołów i związków wyznaniowych. Tak się nie stało.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że w tle decyzji Barbary Nowackiej znajdują się antyklerykalne i antykościelne emocje. Staram się je zresztą rozumieć. Istotnie w ostatnich latach, a zwłaszcza w czasach rządów PiS, dochodziło do gorszącego zblatowania Kościoła katolickiego z polityką. Zarówno Kościół wykorzystywał państwo, jak i państwo instrumentalnie traktowało religię. Wielokrotnie wypowiadałem się w tej sprawie, uznając fenomen politycznego katolicyzmu za szkodliwy dla chrześcijaństwa w Polsce. Niewątpliwie przyspieszył on sekularyzację, czego konsekwencją jest m.in. malejąca liczba uczniów uczęszczających na lekcje religii.

Ale czymś wyjątkowo cynicznym byłoby dobijanie religii w szkole przez przedstawicieli demokratycznie wybranego rządu. Rzutowanie prywatnych czy partyjnych emocji na zarządzenia ministerialne pozbawia je racjonalności i osłabia powagę rządu. Jest to dość krótkowzroczna polityka, gdy zamiast szukania dobra wspólnego, czasem na drodze trudnych sporów, preferuje się wyłącznie zarządzanie emocjami, a nawet wzniecanie nowych konfliktów.

Łączenie grup z różnych poziomów wiekowych jest czymś anachronicznym. Kłóci się to z powszechnymi zasadami dydaktyki. Wątpię, czy usprawni to organizację lekcji religii, obawiam się, że raczej spowoduje nowe problemy.

Dziwię się, że te argumenty są lekceważone przez ministerstwo. Jestem przekonany, że należy uporządkować relację państwo-Kościół (Kościoły!), zerwać z fatalnymi praktykami z przeszłości, ale wprowadzanie dziwoląga w organizacji lekcji religii w szkole nie stanowi dobrego początku, słusznie rodzi poczucie marginalizacji, a może nawet dyskryminacji religii i jej wyznawców.

*

Sądzę, że obydwie sprawy, o których postanowiłem do Pana Premiera napisać, mają wspólny mianownik.

Brak wrażliwości ze strony władzy na głosy i dorobek różnorodnych grup społecznych godzi w sprawiedliwość społeczną, tylko pozornie wzmacnia państwo. Pochopność czy arbitralność decyzji mają cechy arogancji władzy, a stąd tylko krok do autorytaryzmu, który sprawia, że wskutek oderwania się od realnego, pluralistycznego społeczeństwa, władza służy już tylko samej sobie.

Brzmi to bardzo moralistycznie, ale moje życiowe doświadczenie przekonuje mnie, że logika i etyka nie zawodzą.

Wesprzyj Więź

Z wyrazami szacunku

Ks. prof. dr hab. Alfred Marek Wierzbicki, Katedra Etyki UMCS

Przeczytaj także: Czuję się oszukana. List do rządzących

Podziel się

22
2
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.