Albertowi Einsteinowi przypisuje się słynne zdanie: „Najbardziej niezrozumiałą rzeczą jest to, że świat jest zrozumiały”. Czyż to nie zachwycające? Boskie DNA – miłość i racjonalność – stoi u podstaw całej rzeczywistości!
Filozofowie od wieków zadają sobie słynne pytanie: unde malum? – skąd zło? To jeden z kluczowych problemów refleksji nad naturą rzeczywistości, obecny we wszystkich tradycjach religijnych i kulturowych. Zajmowali się nim filozofowie starożytni Platon i Arystoteles, a w chrześcijaństwie Augustyn z Hippony i Tomasz z Akwinu. Temat ten jest również istotny we wschodnich systemach myślowych.
Dla mnie istnienie bólu w pozornie nieczułym i ewoluującym „na ślepo” kosmosie nie wydaje się czymś zaskakującym. Jeśli świat materialny miał się wyodrębnić z Boga w Jego akcie stworzenia, musiał być w jakiś sposób niedoskonałym (co nie znaczy, że nie dobrym!); w przeciwnym razie nadal byłby… Bogiem.
Gdy obserwujemy konkurencyjny z natury proces ewolucji – swego rodzaju biologiczny wyścig zbrojeń – nie zaskakuje fakt, że również w świecie opanowanym przez ludzkie EGO spotykamy cierpienie i przemoc. O wiele bardziej zaskakujące jest według mnie ujawnianie się w na pozór zimnym kosmosie racjonalności, dobra, piękna i miłości!
Unde bonum? Skąd dobro? – oto jest pytanie! Czyż to nie jest o wiele bardziej frapujące? Proces wynurzania się (objawiania) dobra we wszechświecie trwa od prawie 14 miliardów lat. Materia wciąż ewoluuje – od poziomu kwantowego do gigantycznych czarnych dziur. Materia od samej podstawy (hypostasis) wydaje się być od wewnątrz ukierunkowana na to, by tworzyć coraz bardziej złożone struktury, których zwieńczeniem jest pojawienie się świadomości.
Mam intuicję i wewnętrzne przekonanie, że procesy ewolucyjne, gdziekolwiek we wszechświecie by się odbywały, zawsze będą zmierzać w stronę zwiększającej się świadomości i ostatecznie… miłości
W „martwym” kosmosie powstaje życie, z chaosu wyłania się struktura, która zaczyna się komplikować, zachowując wszystkie prawa termodynamiki. Zaskakująco rozwija się w organizmy, które dzięki konkurencyjności stopniowo doskonalą swój układ nerwowy, a ten – przeobrażając się w coraz bardziej złożone struktury – staje się swego rodzaju osnową dla świadomości.
Z jakiegoś poziomu możemy zauważyć, że cały kosmos i jego materia są od początku żywe. To, co my określamy „życiem”, nie pojawia się nagle, w izolacji od reszty. Materia ewoluuje i jej życie po prostu w pewnym momencie zaczyna się manifestować. Jeśli się nad tym choć na chwilę zatrzymuję, natychmiast wpadam w zdumienie i zachwyt.
To, co tu napiszę, jest właściwie poglądem teologicznym, wynikającym z obserwacji natury oraz z mego doświadczenia kontemplacyjnego: mam intuicję i wewnętrzne przekonanie, że procesy ewolucyjne, gdziekolwiek we wszechświecie by się nie odbywały, zawsze będą zmierzać w stronę zwiększającej się świadomości i ostatecznie… miłości.
Znamy przykłady wielkich wymierań na planecie, które pokazują, że ile by razy nie następował swego rodzaju reset życia biologicznego na Ziemi, tylekroć konsekwentnie życie znów się odradza i rozwija, w dodatku za każdym razem ku coraz większej organizacji i większej świadomości. Nie można tego udowodnić, ale serce podpowiada mi, że cel, do którego dąży historia kosmiczna, to objawienie się miłości!
Z jednej strony przypadkowość zdarzeń i walka zwierząt o przetrwanie przynoszą trud i cierpienie, z drugiej – w przedziwny sposób właśnie one przyczyniają się do rozwoju świadomości. Stopniowe pojawianie się miłości i racjonalności (które teologicznie możemy nazwać historią zbawienia) jest konsekwencją wcześniejszego „nieporządku”.
Wiemy na przykład, że zwierzęcy mózg (i układ nerwowy w ogóle) rozwijał się na skutek konkurencyjnej walki pomiędzy organizmami: wszystkie doskonaliły swe układy nerwowe po to, aby skuteczniej pożerać inne stworzenia lub chronić się przed byciem zjedzonym. Tymczasem nasza ludzka wrażliwość (zwłaszcza współczesna, „cywilizowana”) postrzega drapieżnictwo jako zło: jest ono wszak przemocą, bezlitosnym zabijaniem, wykorzystywaniem, niszczeniem drugiej żywej istoty, a wszystko to kojarzy nam się jednoznacznie negatywnie.
Słuchaj też na Soundcloud, Youtube i w popularnych aplikacjach podcastowych
Zadajemy sobie pytania: dlaczego życie musi karmić się życiem? Dlaczego życie przerywa życie? Ale być może nasza etyczna ocena tych procesów wynika ze zbytniego uproszczenia i projekcji moralności człowieka na świat przyrody. Czy naprawdę powinniśmy się tak gorszyć „okrucieństwem natury”, skoro właśnie konkurencyjność doprowadziła do tego, że na świecie pojawiła się świadomość zdolna do miłości, racjonalności, tworzenia i kontemplacji piękna?
W procesie ewolucji doskonali się układ nerwowy, aż następuje zaskakujący moment – u niektórych zwierząt powstaje coś na kształt „świadomości JA”. Możemy stwierdzić, że procesy ewolucyjne (od materii nieożywionej po człowieka), choć ślepe (przypadkowe), mają określony kierunek, a jest nim rozwój świadomości. Wirus ma większą świadomość niż kamień, bakteria większą niż wirus, mech większą niż bakteria, ślimak większą niż mech… A skoro na końcu w procesie ewolucji pojawia się „świadomość JA”, pojawia się także „świadomość TY”, zaś relacyjność pomiędzy JA i TY stwarza przestrzeń dla miłości.
Cały kosmiczny organizm – ciało wszechświata – wydaje się mieć u swych podstaw (hypostasis) niezwykłe „DNA LOGOSU”. Logos jest immanentnie obecny w naturze, między innymi jako prawa przyrody. Zauważmy, że wraz z rozwojem świadomości pojawia się także zdolność do racjonalnego myślenia i zachwytu nad racjonalnością świata. To zadziwiające, że świat jest racjonalny, daje się badać, wykazuje niezwykłą spójność i logiczność.
Albertowi Einsteinowi przypisuje się słynne zdanie: „najbardziej niezrozumiałą rzeczą jest to, że świat jest zrozumiały”. Czyż to nie zachwycające? Boskie DNA – miłość i racjonalność – stoi u podstaw całej rzeczywistości!
Wspominałem już, że EGO daje ludziom złudzenie oderwania od całości – od organizmu (wszechświata) i procesu (ewolucji). Tak jak nie rozpoznajemy siebie jako komórki większego organizmu, w podobny sposób nie widzimy, że życie jest procesem obejmującym wiele bytów roślinnych i zwierzęcych, których tak naprawdę nie można oddzielić od siebie nawzajem i nie można ich również oddzielić od tak zwanej materii nieożywionej. Podział na materię ożywioną i nieożywioną znika, gdy schodzimy zarówno na poziom kontemplacyjny, jak i na poziom atomowy.
Fragment książki „Boskie DNA”, wydanej przez wydawnictwo Pro Homine. Książka jest dostępna tutaj
Przeczytaj także: Błogosławiony czas kryzysu. Jesteśmy dziś jako Kościół do naga rozebrani przed światem