Zima 2024, nr 4

Zamów

A jeśli odejście naszych psów czy kotów „za tęczowy most” to nie przenośnia?

Fragment obrazu „Tobiasz i anioł” Antonia Pollauiolego. Fot. Wikimedia Commons

Nie ma powodów, by nie przyjąć, że zbawienie, akt solidarności z cierpiącą naturą, obejmuje także zwierzęta.

Dyskusja o tym, czy zwierzęta umierają, czy zdychają, nie dotyczy języka. On jest tylko pretekstem, a nie istotą sporu, który rozpalił emocje do czerwoności. Jasne, że język się zmienia (a niekiedy jest zmieniany, także pod wpływem polityki), i że to, jakiego języka używamy, ma znaczenie w kwestii tego, jak myślimy i odczuwamy.

Pozostaje też jasne, bo to akurat widać, że zwierzęta (dalece nie wszystkie, ale te udomowione z pewnością) zmieniają swoje miejsce w przestrzeni społecznej, wchodzą głębiej w życie rodzinne, a czasem – w świecie samotności – stają się jedyną rodziną. I właśnie dlatego dyskusja na temat języka stała się tak gorąca i angażująca.

Istotą zmianą jest również większa wiedza na temat psychologii zwierząt, ich zachowań, cierpienia i bólu, a także tego, jak bardzo pozostajemy – my, ludzie – także zwierzętami, i jak niektóre ze zwierząt potrafią być podobne nam w swoich zachowaniach i instynktach. Nauki szczegółowe sprawiają, że coraz lepiej dostrzegamy, jak tożsame są pewne elementy empatii, opieki czy emocji u zwierząt i u ludzi, jak bliscy sobie jesteśmy. Ból i tęsknota, radość i zmęczenie – to wszystko zbliża nas do siebie. Kartezjanizm, który w zwierzętach widział po prostu mechanizmy, zamiera. Coraz częstsze staje się myślenie o tym, że zwierzęta też – to język symboliczny – mają „duszę”, co zresztą akceptowali choćby scholastycy (podkreślali tylko, że jest ona śmiertelna).

Jasno zarysowana przez myślenie judeochrześcijańskie różnica między zwierzętami a człowiekiem (który jako jedyny został stworzony na obraz i podobieństwo Boże) w świecie postchrześcijańskim zanika. Jeśli bowiem Boga nie ma, jeśli wypada On ze świata i jego uzasadniania, to stworzenie na Jego obraz nie ma znaczenia, a człowiek i inne, nieludzkie stworzenia są po prostu zwierzętami należącymi do różnych gatunków. Świadomość ma oczywiście znaczenie, ale ona nie różnicuje już tak mocno, jak związana z pochodzeniem od Boga godność, stworzenie na Jego obraz.

Widać bliskość, w jakiej funkcjonujemy ze zwierzętami. W wielu domach są one po prostu domownikami (nie, nie dziećmi, bo to jednak co innego, ale z pewnością członkami rodziny), którzy darowują nam (tak to odbieramy my, którzy mamy w domach zwierzaki) swoją radość, tęsknotę, przywiązanie, a kiedy trzeba – pociechę.

I niezależnie od tego, że to nie to samo, co miłość męża czy żony, to nie to samo, co miłość do dzieci i relacja z nimi, ale jest to także dla nas emocjonalnie ważne. Emocje towarzyszące śmierci zwierzęcia – biologicznie zresztą tożsamej ze śmiercią człowieka – są bardzo głębokie, a język z nimi związany ma oswajać nas z faktem rozstania i przeprowadzać przez cierpienie, ból, a niekiedy rozpacz z tym związane. I dlatego szukamy, zapewne nie wszyscy, języka, który nie zawierałby w sobie tego, co nasiąknięte pogardliwym podejściem do faktu śmierci zwierzęcia. A taki podtekst niesie ze sobą słowo „zdychać”.

Gdzieś na końcu tej drogi jest pytanie, które zadaje sobie wielu psiarzy i kociarzy, także księży: czy odejście – jak to niektórzy mówią – „za tęczowy most” czy „na drugą stronę tęczy” – to tylko przenośnia, czy jednak spotkamy kiedyś gdzieś swoich zwierzęcych przyjaciół? Nie jest to pytanie nowe. Zbigniew Herbert w wierszu „U wrót doliny” we wstrząsających słowach zawarł istotę tego pytania:

staruszka niesie
zwłoki kanarka
(wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)
był taki miły – mówi z płaczem –
wszystko rozumiał
kiedy powiedziałam

Aniołowie w tym utworze powtarzają nieustannie, że „będziemy zbawieni pojedynczo”. Ale to nieprawda. To fundamentalny fałsz. Zbawieni będziemy razem, ze sobą, we wspólnocie. Czy do tej wspólnoty należą zwierzęta? O. Wacław Hryniewicz, a za nim inni polscy teologowie, sugeruje, że przynajmniej te, które były dla nas ważne, będą z nami w niebie. Bo Bóg jest miłością i nie chce zabierać nam tego, co naprawdę kochaliśmy. W Nim odnajdziemy to wszystko, co było w nas i dla nas dobrego. On nie jest katem, który odbiera tych, których kochamy.

Wesprzyj Więź

Ostatecznie, i to może być nawet krok dalej, jeśli zwierzęta odczuwają ból i cierpienie (nawet bez świadomości ludzkiej), to nie ma powodów, by nie przyjąć, że zbawienie, akt solidarności z cierpiącą naturą, obejmuje także zwierzęta. Bóg stał się człowiekiem, to znaczy również, że Bóg stał się „zwierzęciem rozumnym”, wziął na siebie także zwierzęcość człowieka, przebóstwił i te elementy naszej natury, które są zwierzęce właśnie. To może być nadzieją nie tylko dla bliskich nam zwierząt, ale i dla całej przyrody ożywionej.

Tekst ukazał się na Facebooku. Tytuł od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: Katolicy i Boże zwierzęta. Jak wypełniamy zadanie bycia człowiekiem?

Podziel się

13
8
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.