Lato 2024, nr 2

Zamów

Istnieję, żeby patrzeć

Mężczyzna wędrujący w lesie. Fot. Ron Lach/Pexels

Kontemplacja nie pomija „historycznego Getsemani”, tajemnicy zła, winy i krwawego za nią zadośćuczynienia. Szczęście kontemplacji to „zachwycony lęk”.

Fragment książki  „Szczęście i kontemplacja” Josefa Piepera w tłumaczeniu Wiesława Szymony OP, Wydawnictwo W drodze, 2024. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Jednego z wybitnych Greków przed Sokratesem, Anaksagorasa, o którym Arystoteles mówi, że czuje się wśród jego towarzyszy jak trzeźwy w społecz­ności pijanych [1], zapytano: po co jesteś na świe­cie? Pytanie to stawiają także katechizmy chrze­ścijańskie. Anaksagoras tak na nie odpowiedział: eis theorian – żeby patrzeć – na słońce, księżyc i niebo [2].

Trudno byłoby przyjąć, że w tej odpo­wiedzi chodziło tylko o fizyczne ciała niebieskie, a nie raczej o całość świata i bytu. Tak więc filozofia wczesnej Grecji i nauka Nowego Testamentu o zba­wieniu, Platon i Arystoteles, Augustyn i Tomasz zgodni są co do tego, że doskonałość, dla której żyjemy, staje się naszym udziałem w widzeniu.

Wszystko jest jednocześnie

Starożytni byli całkowicie pewni tego, że w czło­wieku kontemplującym można znaleźć wszystko to, co człowieka szczęśliwego cechuje i odróżnia od innych, i w codziennym języku obydwom przy­pisywali te same cechy [3]. Tomasz mówi, że jest to oczywiste, manifeste apparet [4].

Jakie to miałyby być wspólne cechy? Na przykład: simplicitas – charakterystyczna dla kontemplacyjnego widzenia prostota. Cała moc widzącego skupia się w jednym spojrzeniu [5]. To po­siadanie wszystkiego w jednym cechuje, jak mówią, także szczęśliwość. Wydaje mi się, że znajduje to potwierdzenie w doświadczeniu wewnętrznym. Wszystko stało się całkowicie proste! – tak mówi człowiek szczęśliwy. […]

Szczęśli­wy przechodzi od chronologicznego dzielenia na­stępstw do spokojnego teraz, do nunc stans, w któ­rym wszystko jest jednocześnie. Ale znowu właśnie to łączy szczęśliwego z kontemplującym. Nie tylko proste spojrzenie intellectus ma się do dyskursyw­nego ruchu ratio tak, jak wieczność do czasu [6]; ra­czej w widzeniu, w kontemplacji człowiek może dłużej trwać bez zmęczenia i bez przerwy niż w jakiejkolwiek innej czynności [7]; czas mija bardzo szybko. Obydwaj wychodzą poza czas, szczęśliwy tak jak kontemplujący.

Także to, jak mówili Starożytni, łączy te dwie postaci: samo widzenie jest już uszczęśliwiają­ce! Widzenie przedkładamy nad wszystko – tak czytamy w pierwszym rozdziale „Metafizyki” Ary­stotelesa [8].

Kontemplowaniu stworzeń nic tak nie zagraża, jak nieustannie tworzony fikcyjny świat krzykliwych bodźców, których optyczny hałas zagłusza władze poznawcze duszy

Josef Pieper

Udostępnij tekst

Gdyby od dawna już nie wiedziano, że radość widzenia zaliczana jest do najbardziej ele­mentarnych, niepohamowanych i poszukiwanych radości człowieka, wtedy stałoby się to dla nas jasne na podstawie powszedniego zjawiska „po­żądliwości oczu”, hipertroficznej chęci widzenia i nałogowej żądzy patrzenia, jak również z roz­miarów tego wynaturzenia, które, jak się wydaje, zagraża władzom należącym do samego centrum naszej istoty [9]. Nasuwa to zresztą myśl, że kon­templowaniu stworzeń nic tak nie zagraża, jak nieustannie tworzony fikcyjny świat krzykliwych bodźców, których optyczny hałas zagłusza władze poznawcze duszy.[…]

Uwalniające wpatrywanie się

Do elementów szczęścia należą wy­tchnienie, odpoczynek i pokój. Trzeba być wolnym od szaleńczego pędu, pogoni, ciągłego ruchu i przy­musu troszczenia się o siebie. W przeciwnym razie nie jest się szczęśliwym. A kontemplacja? Ona nie tylko zakłada wolność od więzów codziennych nie­wolniczych czynności, ale sama – jako wpatrywanie się – dokonuje tego uwolnienia.

Niedawno natknąłem się nieoczekiwanie na po­twierdzenie tych myśli – precyzyjne i w pełni „nowoczesne”, zasadzające się na bezpośrednim doświadczeniu ludzkiego serca.

Znalazłem je w pamiętnikach George’a Santayany, jednego z najbardziej godnych uwagi i szacunku filozofa naszych czasów. Opowiada on o swoim zwyczaju zwiedzania wielkich światowych muzeów malar­stwa w towarzystwie znającego się na sztuce przy­jaciela. I gdy zobaczył go, jak stoi całkowicie pochłonięty i zachwycony przed jakimś arcydziełem, wtedy – jak sam mówi z wielką powagą i z jasną intencją sformułowania tezy filozoficznej – „[…] pozbyłem się mojego własnego brzemienia i zro­zumiałem, że wszystkie wysiłki ludzi i cała historia zmierzają – jeśli w ogóle do czegoś – to jedynie do ukoronowania ich w widzeniu”[9].

Kto patrzy obiektywnie na nieszczęścia tego świata i myśli o nich z głębokim współodczuwaniem, ten przeglądając raz jeszcze poprzednie rozdziały tej książki, powie może: jak można wysławiać kontem­plowanie ziemskich stworzeń, mimo iż bieg czasów obecnych – a przypuszczalnie wszystkich czasów – pełen jest zamętu, krzyczącej niesprawiedliwości, głodu, śmierci, ucisku i wszelkiego rodzaju ludzkiej nędzy?

Ucieczka?

Czy można mieć przed oczyma rzeczywistą ludzką historię i jednocześnie mówić o szczęściu widzenia, o zaspokojeniu i szczęśliwości? Czy mó­wienie o tym może być czymś innym niż ucieczką od rzeczywistego świata, bagatelizowaniem, oszu­kiwaniem samego siebie, karmieniem się nierealną idyllą? Czy człowiek o szlachetnym umyśle, który chce przyjmować bez złudzeń to, co dzień w dzień dzieje się na świecie, nie powinien zrezygnować z „ucieczki” w szczęście?

To zastrzeżenie, którego poważny charakter od razu przekonuje, może mieć wiele znaczeń. Moż­liwe jest również takie znaczenie, które od samego początku wyklucza możliwość udzielenia odpo­wiedzi; mianowicie kiedy rezygnacja z „ucieczki w szczęście” wynika z przekonania, że świat osta­tecznie nie jest w porządku, a jego rozdwojenie sięga najgłębszych korzeni; kiedy ktoś nie zgadza się z rzeczywistością, odmawia jej akceptowania.

Jeśli tak się myśli, wtedy dyskusja jest niemożliwa; ściślej mówiąc, dyskusja ta musiałaby uwzględnić tak wiele stanowisk, że nie można jej tutaj przepro­wadzić. Nie mówię, że takie podejście – z którym zresztą nie tak rzadko się spotykamy – nie może iść w parze ze wspaniałomyślnością; może się ono nawet łączyć ze zdecydowaną gotowością świad­czenia czynnej pomocy (wtedy wyszłaby na jaw szczęśliwa niekonsekwencja).

„Szczęście i kontemplacja”, wydawnictw W Drodze, 2024 r., tłum. Wiesław Szymona OP, 128 s.

Jednak ten, kto uważa świat za pozbawiony najgłębszych podstaw, nigdy nie będzie mógł zaakceptować twierdzenia, że kon­templacja stanowi największe szczęście człowieka. Ani szczęście, ani kontemplacja inaczej nie są moż­liwe – tylko na gruncie akceptacji świata w całości. Akceptacja ta ma niewiele wspólnego z „optymi­zmem”. Może zaistnieć wśród łez i nawet w naj­straszniejszej sytuacji.

Jeśli więc wszystko, co napisano w tej książce, opiera się na wierze, że ze światem nie jest ostatecznie tak źle, że Bóg kocha wszystkie stworzenia, że ist­nieje życie wieczne oraz że szczęście jest aliquid divinissimum, „czymś najbardziej Bożym” [10], wtedy nie wolno ani na moment zapominać: nic na to nie poradzimy, że tak jest; to wszystko czysty dar; możliwość szczęścia to nie nasza zasługa; aż chcia­łoby się dodać: wręcz przeciwnie! Czy zresztą za­wstydzenie z tego powodu, że tak bardzo ponad miarę zostaliśmy obdarowani, nie stanowi być może ukrytego faktu wspomnianej wyżej odmowy? Jeste­śmy przecież nieraz zdecydowani nie przyjmować żadnych darów. W każdym razie nie można też zapomnieć, że w wielu przypadkach bodźcem do prowadzenia świętego życia było właśnie to zawsty­dzenie – wstydliwe przekonanie, że dar szczęścia trzeba sobie „wysłużyć”.

Niewygodne szczęście

Dalej: nauczyciele zachodniego chrześcijaństwa ziemską, niedoskonałą kontemplację jednogło­śnie nazywali inchoatio vitae aeternae, zapo­czątkowaniem wiecznej szczęśliwości [11]. Słowa te mówią wprawdzie rzecz najistotniejszą, ale nie wyrażają wszystkiego. Uważanie vita contemplativa za nieprzerwane pasmo miłego życia, byłoby po prostu nieporozumieniem. Szczęście kontemplacji nie jest szczęściem wygodnym. Wielka hiszpań­ska mistyczka Teresa z Ávili twierdziła, że więk­szego męstwa wymaga prowadzenie życia kon­templacyjnego niż szybka decyzja męczeństwa [12]. A słowa o „ciemnej nocy” powracają w każdej nauce o vita contemplativa jako nieunikniony jego element.

Jak powiedzieliśmy, ziemska kontemplacja ozna­cza dla chrześcijan przede wszystkim świadomość, że za tym, co bezpośrednio spotykamy, widoczne staje się oblicze wcielonego Logosu. Nie należy tego rozumieć w jakimś gnostycko-mitycznym sensie. Jest to coś ponadhistorycznego i jednocześnie histo­rycznego. Historyczne jest to, że na tym wcielonym bosko-ludzkim Obliczu widnieją ślady haniebnego stracenia.

Kontemplacja nie pomija „historycznego Getsemani” [13], tajemnicy zła, winy i krwawego za nią zadośćuczynienia. Szczęście kontemplacji jest prawdziwym, największym nawet szczęściem, ale opartym na cierpieniu. „Zachwycony lęk”, mówi Gerard Manley Hopkins. „Z radością lękajcie się sądu ostatecznego” [14].

Ziemska kontemplacja jest niedoskonała. Jej spo­kój zawiera w sobie zaniepokojenie. Wynika ono z faktu, że w jednym momencie doświadcza się porażającej nieskończoności kontemplowanego przedmiotu i własnych granic. Do natury ziemskiej kontemplacji należy, iż dostrzega ona światło, któ­rego nieprawdopodobna jasność powoduje jedno i drugie: uszczęśliwienie i oślepnięcie. „Kontemplacja nie spocznie, dopóki nie znajdzie przedmiotu, który ją oślepia” [15].

Wesprzyj Więź

Przeczytaj również: Ewa Woydyłło: Szczęście, tak jak orchidea, nie może się rozwinąć na złej glebie


1. Arystoteles, Metafizyka, przeł. K. Leśniak, Warszawa 2013, ks. I, rozdz. 3, 984b.
2. Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów, przeł. I. Krońska i in., Warszawa 1988, ks. II, rozdz. 10.
3. W związku z tym zob.: J.M. Ramírez, De hominis beatitudine, t. III, s. 204 i nn.
4. św. Tomasz z Akwinu, Sententia libri Ethicorumn Ethic., lib. X, cap. 11 (nr 2103).

5. św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, II–II, q. 180, a. 3; In De ebd. prlog
6. św. Tomasz z Akwinu, Summa contra Gentiles, lib. II, cap. 96.
7. św. Tomasz z Akwinu, Sententia libri Ethicorum, lib. X, cap. 10 (nr 2028 i n.n.).
8. Arystoteles, Metafizyka, ks. I, rozdz. 1, s. 21. 
9. „(…) my own load was lifted, and I saw how instrumental were all the labour and history of man, to be crowned, if crowned at all, only in intuition” (G. Santayana, The Middle Span, New York 1945, s. 142). Można tu przypomnieć także słowa Novalisa: „Klucz życia jest w oglądzie intelektualnym” (Werke und Briefe, Insel-Ausgabe, red. R. Bach, Leipzig 1942. s. 331).
10. św. Tomasz z Akwinu, Sententia libri Ethicorum., lib. I, cap. 14 (nr 169).
11. św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, II–II, q. 180, a. 4.
12. św. Teresa z Ávili, Księga mojego życia, przeł. D. Wandzioch, W. Ciak, Poznań 2010, rozdz. 31, pkt 17.
13. Te nawiązujące do sformułowania Vincenta van Gogha słowa znajdują się w różnych wersjach w historyczno-teologicz­nych rozważaniach Konrada Weißa.
14. Końcowe słowa wiersza Elisabeth Langgässer Fürchte Gott, w: E. Langgässer, Der Torso, Hamburg 1947, s. 90.
15. To motto Konrada Weiβa znajduje się w niewydanym drukiem tekście z jego spuści­zny. Tytuł owego tekstu, który w przeciągu dziesięciu lat był nie mniej jak dziewięć razy redagowany na nowo, brzmi Über die Armut im Geiste [O ubóstwie w duchu].

Podziel się

1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.