Wakacje to doskonała okazja, by zobaczyć nowe miejsca w Polsce i odkryć to, co wciąż jest niewidzialne: planowane lub projektowane parki narodowe, które od dekad nie mogą powstać. Poznajmy kilka z nich.
Określenie „niewidzialny park narodowy” ukuła grupa, która kilka lat temu, dzięki współpracy z Fundacją Dziedzictwo Przyrodnicze, zakwitła w otulinie Turnickiego Parku Narodowego. To pojęcie pozyskujące naszą uwagę, choć nie do końca precyzyjne. Parki narodowe, które są niewidzialne, okazują się jednocześnie planowane – jak wspomniany Turnicki – bądź projektowane. Oto moja niewidzialna piątka, którą każdemu polecam.
Planowany Turnicki Park Narodowy
Poznałem go bardzo dobrze. Razem z Fundacją Dziedzictwo Przyrodnicze przemierzyłem ten obszar wzdłuż i wszerz. Przyroda jest tu piękna, krajobrazy wolne – jeszcze – od zabudowy, są też stare drzewa, które niestety za chwilę może ktoś wyciąć. Nie brakuje również wilków – zwierząt idealnie wpisujących się w logo Turnickiego Parku Narodowego, o ile ten kiedyś powstanie – oraz żbików, rysi, a czasami pojawiają się nawet niedźwiedzie.
Turnicki Park Narodowy jest planowany od kilku dekad. Na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku powstał projekt parku, który wtedy figurował pod inną nazwą, nawiązującą do doliny rzeki Wiar, która jest główną tętnicą przyszłego obszaru chronionego. Po upadku PRL, w latach dziewięćdziesiątych, było już bardzo blisko powołania Turnickiego Parku Narodowego. Dokumentacja czekała w teczce na podpis ministra ochrony środowiska.
Nie udało się. Być może za długo rozważano za i przeciw powstania parku, ale wieść niesie, że prominentni amatorzy polowań skutecznie zablokowali starania przyrodników. Zamiast siedziby parku w Arłamowie, który był centrum komunistycznego ośrodka polowań dla notabli, powstał ekskluzywny hotel. Pomysł na Turnicki wydawał się porzucony.
W obecnym stuleciu dzięki Radosławowi Michalskiemu i założonej przez niego Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze udało się reanimować, zdawało się, że przegrany projekt. To dość trudny przypadek i miejsce do obrony, Michalski i jego zespół działali w osamotnieniu. Daleko tu było z dużych miast, znacznie dalej niż do Białowieży, która do dziś jest oczkiem w głowie organizacji ekologicznych. Puszcza Karpacka na Pogórzu Przemyskim już takiej uwagi nie przyciągała. Jednak niechęć lokalnych decydentów czy zarządców miejscowych lasów nie zniechęciły Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. Dzięki jej pracy powstała nowa, aktualna dokumentacja dla parku narodowego. Przygotowano również plan rozwiązania alternatywnego wobec parku, czyli rezerwat Reliktowa Puszcza Karpacka.
Strona społeczna wyręczyła urzędników. Spotkała się jednak znów z decyzyjnym murem, o który już niejeden przyrodnik rozbił swoją głowę. Parku do dziś nie ma, ale coś ruszyło z miejsca. Na Pogórzu Przemyskim zaczęli pojawiać się przedstawiciele innych organizacji pozarządowych oraz aktywistki i aktywiści reprezentujący niezależną, oddolną inicjatywę. Wciąż nie mają łatwo, ale Turnicki nie zginął. Wrócił. Dobrze pamiętam rok 2017, kiedy ogłosiliśmy w siedzibie innego, istniejącego już parku narodowego – Kampinoskiego – na festiwalu Związku Polskich Fotografów Przyrody w Izabelinie symboliczne powstanie Społecznego Turnickiego Parku Narodowego. Oczywiście nie łudzę się, że park powstanie jutro. Obawiam się, że do jego założenia czeka nas jeszcze wyboista ścieżka.
Dlaczego warto odwiedzić planowany Turnicki Park Narodowy? Przede wszystkim dla ciszy i spokoju, chyba, że nie będziemy mieli szczęścia i trafimy na wycinkę lasu. Jednak nadal jest to rozległy obszar, który wraz z otuliną, czyli obszarem, który znalazłby się poza granicami parku, pozostaje atrakcyjnym kąskiem na wakacje. Zamiast pokonywać kolejne kilometry i jechać w Bieszczady, lepiej zatrzymać się w planowanym Turnickim Parku Narodowym.
Nie dość, że mamy tu wciąż dziką i zachwycającą rzekę Wiar, to w lesie czekają na nas przygody i stare, pomnikowe drzewa. Kilka dobrych lat temu Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze naliczyła ich ponad sześć tysięcy – zabiegała o status pomnika przyrody dla każdego z nich. Niestety wnioski zostały odrzucone, a statusu pomnikowego drzewa doczekała się jak dotąd tylko jedna jodła. Nie byle jakie to drzewo, ma już parę wieków. Nazwaliśmy tę jodłą Celebrytką, bo każda osoba, którą oprowadzaliśmy po Turnickim, musiała zobaczyć to drzewo. Ostatecznie jest jeszcze jej drugie imię – Nadzieja – bo pozostaje ona nadzieją na to, że coś w końcu się zmieni.
Utarło się, że w poszukiwaniu najlepszego nocnego nieba trzeba jechać aż w Bieszczady. Nieprawda! Miłośnicy gapienia się w nocne niebo, letnie roje Perseidów, powinni pojechać do Puszczy Boreckiej
Jednak to nie tylko przyroda, ale i ślady, które zostawił po sobie człowiek, zasługują na naszą uwagę. Stara cerkiew obronna w Posadzie Rybotyckiej, kościół i klasztor w Kalwarii Pacławskiej i drzewa. Pojedyncze, parkowe, przydomowe. Znaczą ślady wysiedlonych wsi w ramach Akcji „Wisła”. Pogórze Przemyskie podobnie jak Bieszczady zostały wyludnione. W miejscu dawnych wsi powstał wspomniany już zamknięty ośrodek dla komunistycznych notabli, którzy chętnie zajmowali się łowiectwem. Jest w tym pewien paradoks. Dzięki uczynieniu z tego obszaru miejsca polowań, miał on szansę zdziczeć.
Dolina Orłów, którą polecam na rowerową przejażdżkę, znajduje się w cieniu arłamowskiego hotelu. Ten już do parku narodowego nie wejdzie, ale jest wciąż szansa, że włączona do niego zostanie wspomniana dolina, która nazwę zawdzięcza ptakom drapieżnym, w tym orłom przednim, które w planowanym Turnickim Parku Narodowym jeszcze trzymają się na gniazdach, zakładanych na starych, wiekowych drzewach.
Równie ciekawa, położona już poza planowanym parkiem, jest dolina Sopotnika. Miejscami wcina się w krajobraz głęboko, a wędrówka nad jej brzeg z Kalwarii Pacławskiej, na przełaj przez pobliski las, sama w sobie okazuje się przygodą.
Niedaleko znajdziemy też ślady obecności znanego rodu Fredrów. Fredropol z zamkiem Fredrów i wsie, które dość obraźliwie nazwał jeden z ich właścicieli, a dziś funkcjonują jako Nowe Sady i Huwniki.
Puszcza Bukowa
Z południowo-wschodniego krańca Polski czas ruszyć na kraniec przeciwległy. To Puszcza Bukowa pod Szczecinem. Przyznam, że uważam ten las za jeden z najpiękniejszych w naszym kraju. Jest w nim wszystko – stare drzewa, jeziora, wzgórza. I owo wszystko mieści się na krawędzi prawobrzeżnego Szczecina. Nie może zatem dziwić, że Puszcza Bukowa zrosła się z mieszkańcami stolicy Pomorza Zachodniego.
Niewiele osób kojarzy Szczecin z puszczą. Co najwyżej uznajemy to miasto za ważny port albo miejsce położone blisko morza. Jednak to nie Zamek Książąt Pomorskich czy inne zabytki są perłą w szczecińskiej koronie. To Puszcza Bukowa powinna być wybita grubą czcionką we wszelkich informatorach turystycznych poświęconych tej metropolii.
Przez wiele lat nie wiedziałem o istnieniu Puszczy Bukowej. Dopiero kilka lat temu dowiedziałem się o tym, że jest i szumi na prawym brzegu Odry. Stało się to dzięki zaproszeniu od miejscowego Klubu Kniejołaza. To organizacja skupiająca osoby, które bronią puszczę przed wycinką i szkodliwymi inwestycjami. Przez ostatnie lata prowadziła kampanię na rzecz wyłączenia jej najcenniejszych obszarów z prowadzonej tam gospodarki leśnej. Udało się. W tym roku zostało ogłoszone moratorium dla Puszczy Bukowej, a Lasy Państwowe w porozumieniu z przyrodnikami i Klubem Kniejołaza ogłosiły, że nie będą ciąć. Oczywiście moratorium nie zabezpiecza trwale tego lasu, ale jest krokiem w dobrą stronę. Oby takich kompromisów dla przyrody było w całej Polsce jak najwięcej .
Co mnie urzekło w Puszczy Bukowej? Już jej sama nazwa wskazuje, że tym czymś są buki. Potężne, pnące się w górę, pod których okapem w deszczowy letni dzień nie spadnie na nas ani kropla wody. Te szczecińskie buczyny nie mają sobie równych w Polsce. A w związku z tym, że las jest w wielu skrawkach sędziwy, badacze grzybów odkrywają wciąż bardzo rzadkie gatunki w tej Puszczy.
Osobą szczególnie zasłużoną dla poznania przyrody Puszczy Bukowej jest Grażyna Domian. Kiedy byłem po raz pierwszy w tym lesie, otrzymałem książkę z dedykacją od niej – słynną już dziś „Księgę Puszczy Bukowej”. To solidne kompendium wiedzy zaczyna się pięknymi słowami: „Puszcza Bukowa – raniona przez człowieka, ale ciągle żywa i posiadająca ogromną zdolność zapominania…”.
Nie wiem, czy w Puszczy Bukowej powstanie kiedyś park narodowy, ale z pewnością zasługuje ona na wyjątkowe potraktowanie. A może zamiast parku przydałaby się w polskim prawie nowa forma ochrony, która z jednej strony wyłączałaby taki las z prowadzonej w nim gospodarki, zabezpieczając tym samym jej przyrodnicze dziedzictwo i walory rekreacyjne?
Puszcza Borecka
Tylu osób, ile staje w obronie Puszczy Bukowej, nie znajdziemy wśród koneserów Puszczy Boreckiej. Wciśnięta na wschodnie rubieże Mazur, trochę na uboczu, jest wciąż omijana przez wielu poszukiwaczy dzikich przygód. A szkoda! Odkąd Andrzej Sulej, miejscowy przyrodnik, pokazał mi Borecką, wiem, że jest lasem wyjątkowym.
Ktoś powie, że to Puszcza niezwykła, bo są w niej żubry. Nie do końca. Pamiętajmy, że żubry w przeszłości preferowały obszary otwarte. Las okazał się ostatnim schronieniem przed napierającymi na nie ludźmi. Owszem, dobrze, że w boreckich lasach są majestatyczne ssaki, lecz nie tylko one w nich mieszkają. Żyją tam również wilki i rysie, występuje też szereg gatunków ptaków. Ale tym, co najbardziej mnie ujmuje w tym miejscu, jest różnorodność ukształtowania terenu i krajobrazu. Oprócz tego znajdziemy w tych lasach ślady dawnych kurhanów. Wymaga to sporego wysiłku, ale naprawdę warto. Puszcza Borecka kryje też w sobie jeziora i mokradła.
Bardzo ciekawie o puszczy napisał Andrzej Sulej, jej opiekun i miłośnik: „W Europie Zachodniej nie zachowały się właściwie żadne lasy podobne do Puszczy Boreckiej, to znaczy, że nie ma tam dużych kompleksów leśnych o charakterze naturalnym. Dlatego nieliczni pasjonaci z tych krajów, którym przydarzyło się odkryć puszczę, są pod jej ogromnym wrażeniem i najczęściej wracają do niej rokrocznie. Natomiast szersza wiedza o tym miejscu nie istnieje, głównie wobec braku promocji. Utworzenie parku narodowego otworzyłoby drogę dla znacznego zwiększenia turystyki przyrodniczej”.
Zanim ten park powstanie, należy pojechać do Puszczy Boreckiej. Odwiedzić miejsca, które wciąż są mało znane. Co jeszcze może nas przekonać do wizyty w tym lesie? Brak zanieczyszczenia światłem. Utarło się, że w poszukiwaniu najlepszego nocnego nieba trzeba jechać aż w Bieszczady. Nieprawda! Miłośnicy gapienia się w nocne niebo, letnie roje Perseidów, powinni pojechać do Puszczy Boreckiej.
Wiślański Park Narodowy
A co, jeśli mieszkamy w największym polskim mieście i w te wakacje nie możemy wyjechać na dłużej? Otóż w zasięgu Warszawy mógłby powstać jeszcze jeden park narodowy. Jest już Kampinoski – i bardzo dobrze, bo gdyby jego pomysłodawcy zwlekali z jego utworzeniem, mogłoby się zdarzyć, że Park Kampinowski nie istniałby. Natomiast parkiem, który znajduje się w fazie projektowania, jest Wiślański Park Narodowy.
Wisła zasługuje na szczególną uwagę. Chociaż na wielu odcinkach już obwałowana, wciąż pozostaje rzeką, której człowiek jeszcze w pełni nie ujarzmił. Ilekroć musiałem spędzać lato w Warszawie, wsiadałem na rower i po pracy gnałem nad Wisłę. I to nie bulwarową, ale tę zapuszczoną, pozostawioną często samej sobie na zakolach, łachach i w gęstych zaroślach. Jej dolinę doceniają duże ssaki – łosie, które dzięki moratorium i zakazowi polowań miały szansę nie wyginąć.
Każda rzeczna dolina jest bowiem autostradą w świecie przyrody. Dawniej korzystaliśmy z sąsiedztwa rzeki, nie ujarzmiając jej, nie budując kolejnych stopni i dróg wodnych. Dziś nie milkną echa kaskadyzacji Wisły, budowy nowych stopni i pomysłów rodem z Chińskiej Republiki Ludowej, która zniszczyła wielkie rzeki Państwa Środka.
Póki co królową polskich rzek jeszcze możemy się cieszyć. Marek Elas z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków tak odpowiedział na moje pytanie o to, co zachwyciło go w Wiśle: „Przyroda. Krajobraz. Przestrzeń. Woda. Obserwacja naturalnych procesów odbywających się w rzece. Podziwianie siły wody, jej możliwości tworzenia i burzenia. Siedliska na Wiśle cały czas ulegają zmianie, brzegi w jednym miejscu są podmywane, w innych odkłada się piasek. Roślinność dojrzewa, zakrzaczenia wiklinowe zamieniają się w dorosły las, by potem rozpaść się pod wpływem naporu zimowych czy letnich wezbrań. Ta niesamowita stabilność i trwałość w czasie pomimo ciągłej, nieustającej zmiany”.
Puszcza Knyszyńska
Zostawiłem tę puszczę na koniec. To mój ulubiony Las. Puszcza dzieciństwa. Poświęciłem jej już dwie moje książki. Projekt utworzenia parku narodowego na jej obszarze sięga lat osiemdziesiątych minionego wieku. Z racji tego, że Puszcza Knyszyńska jest rozległym obszarem, projekt parku nie obejmował jej całej powierzchni. Skupiał się na lasach rozrzuconych między rzekami Supraśl, Sokołda i Słoja. Etapem ku jego powstaniu był Park Krajobrazowy Puszczy Knyszyńskiej. Ten zdążył jeszcze powstać.
Krzysztof Wolfram, któremu Puszcza Knyszyńska zawdzięcza w dużej mierze istniejące i projektowane rezerwaty, park krajobrazowy i pomysł na park narodowy, w czasie jednego z naszych spotkań zadał dość prowokujące pytanie. Zapytał, jak zatytułuję rozdział poświęcony ochronie tej puszczy. Chciałem nadać mu tytuł: „Knyszyński Park Narodowy?”. Wolfram złożył inną propozycją. Nie pytajmy, czy taki park powinien powstać, ale kiedy powstanie. I tak w pierwszym tomie moich opowieści o Puszczy Knyszyńskiej jest rozdział ostatni opatrzony tytułem – „A kiedy park narodowy?”.
Buki – potężne, pnące się w górę, pod których okapem w deszczowy letni dzień nie spadnie na nas ani kropla wody. Te szczecińskie buczyny nie mają sobie równych w Polsce
Na tak postawione pytanie trudno dziś odpowiedzieć. Jak się okazuje, kolejka jest długa, a planowane w rządowych dokumentach i strategiach parki narodowe – Turnicki, Mazurski i Jurajski – wciąż nie powstały, chociaż szczególnie założenie pierwszego jest najpilniejsze, najlepiej uzasadnione i panuje ekspercki konsensus w środowisku przyrodników, że powinien zostać utworzony już teraz. Czy chciałbym, żeby i w Puszczy Knyszyńskiej powstał park narodowy? Na jej najcenniejszych przyrodniczo obszarach – jestem za. To rozległy las, w którym jest miejsce i na obszary chronione i na gospodarkę leśną.
Niezależnie od tego, jaki los czeka pomysł na powstanie parku narodowego, do Puszczy Knyszyńskiej naprawdę warto przyjechać. Znajdziemy tu wszystko, czego oczekuje łazik, odkrywca, poszukiwacz przygód, osoba żądna ciszy i spokoju. Każdy może w tym lesie wytyczyć swoją własną ścieżkę – najlepiej dać się ponieść nogom. Nie zważać na to, czy idziemy drogą, czy z niej zejdziemy.
Co więcej, Puszcza Knyszyńska to nie tylko lasy. To miejsce, gdzie człowiek i przyrody są ze sobą mocno spleceni od kilku dobrych wieków. Mamy zatem rzeczne doliny, puszczańskie wsie i miasteczka, z najlepiej rozpoznawanym Supraślem. Reklamę zrobił mu najpierw Jacek Bromski w swoich komediach, których tytuł zaczyna się od słów – „U Pana Boga”. Potem były kolejne produkcje filmowe i kariera tego miasta nabrała rozpędu.
Co innego z Królowym Mostem. Ten, owszem, istnieje, ale nie jest miasteczkiem. Nie ma w nim komendy policji. Nie znajdziemy tam praktycznie nic, co znamy z filmów Bromskiego, poza tablicą z nazwą miejscowości, pod którą stał znany policyjny patrol. Zmieniła się jednak sama droga. Dawniej brukowana, dziś zalana asfaltem. Są jednak wciąż tacy, którzy szukając Królowego Mostu, swoją drogą urokliwie położonej miejscowości, docierają i do niej.
Warto tutaj przyjechać i nie ulegać atmosferze zagrożenia, którą pompują media, opisując trudną sytuację na granicy z Białorusią. Wiele agroturystyk, pensjonatów, szczególnie tych we wschodniej części Puszczy Knyszyńskiej, czeka na Was. Odczuły już dotkliwie pandemię i kryzys graniczny. Podobnie jak sama puszcza, do której warto przyjeżdżać przez cały rok. Jest do Waszej dyspozycji!
Szukajcie niewidzialnych
Wybrałem te pięć miejsc, ale ich kolejność nie sugeruje ważności. Wszystkie zasługują na najwyższe miejsce na podium.
Nie oznacza to, że o pozostałych niewidzialnych parkach nie myślę dobrze. W części z nich miałem ochotę być, nawet jeśli była to jednorazowa wizyta. Puszcza Romincka, tajemnicza i pograniczna, Puszcza Śląska, która zachwyciła, czy Dolna Odra, która najszybciej może doczekać się parkowego statusu.
Do innych, wciąż niewidzialnych, ale planowanych i projektowanych parków narodowych, również dobrze się wybrać. Pomocą służy Fundacja Dziedzictwo Narodowe. Na jej stronach znajdziecie bardzo ciekawy przewodnik po projektowanych parkach narodowych.
Do zobaczenia na szlakach jednego z pięciu subiektywnie wybranych przeze mnie, wciąż niewidzialnych, ale znajdujących się w budowie obszarów chronionych. Łapcie światło, dopóki zdominowało naszą dobę. Łapcie lato, zanim znów będzie jesień.
Przeczytaj również: Dzika inicjatywa