Zima 2024, nr 4

Zamów

Cztery pszeniczne kłosy i wiele chwastów, czyli o odnajdywaniu nadziei

Ingres bp. Artura Ważnego do bazyliki katedralnej w Sosnowcu 22 czerwca 2024 r. Fot. Dominik Pyrek / Diecezja Sosnowiecka / EpiskopatNews

Codzienność podpowiada, że z pszenicy nic nie zostało – wszędzie rozrósł się chwast. Absurdy prawa kanonicznego, pozbawieni empatii urzędnicy, układy chroniące krzywdzicieli… Kiedy łapię się na takim myśleniu, wiem, że muszę uważnie rozejrzeć się dookoła.

Pszenica i kąkol. Od kiedy myślę o napisaniu tego tekstu, to skojarzenie wraca do mnie jak bumerang. W Jezusowej przypowieści obie rośliny mają rosnąć – jedna przy drugiej – aż do czasu żniw. Właściciel pola zabrania swoim sługom zrywać zasiany przez nieprzyjaciela chwast wcześniej, ponieważ byłoby to zbyt ryzykowne dla pszenicy.

Spędzam ostatnio sporo czasu z osobami z doświadczeniem wykorzystania seksualnego w Kościele. Mam zaszczyt dzielić z wieloma z nich radość i łzy, obserwować kolejne sukcesy, upadki, nowe początki. Zaangażowanie w pracę na rzecz polepszenia sytuacji pokrzywdzonych w Kościele często przypomina mi chodzenie w gęstych ciemnościach – bynajmniej nie ze względu na piękne serca zranionych, ale przez ogrom zła, z którym przychodzi tym sercom się mierzyć.

Codzienność naznaczona bólem i niesprawiedliwością podpowiada, że z pszenicy nic już nie zostało – gdzie nie spojrzeć, rozrósł się chwast. Absurdy prawa kanonicznego, pozbawieni empatii urzędnicy, kary niewspółmierne do winy, układy chroniące krzywdzicieli… Wydaje się, że próżno szukać w tej przestrzeni czegokolwiek życiodajnego. Właściciel pola pomylił się w swojej strategii. Chwastów jest za dużo. Nie rośnie tu już nic dobrego.

Kiedy tylko łapię się w pułapkę takiego myślenia, wiem, że muszę uważnie rozejrzeć się dookoła. Sprawdzić, czy na pewno mam rację. Nie tyle szukać nadziei sztucznie i na siłę, ile prawdziwie dostrzec i docenić kłosy pszenicy, które, choć ukryte wśród chwastów, nie pozwalają zmieść się z powierzchni ziemi. Te uparte promyki nadziei – choć nie mają mocy rozświetlenia otaczających nas ciemności – nie pozwalają tej ciemności ulec.

W czasie, w którym oskarżenia dotyczące kolejnych kapłanów przestały już dziwić, a wielu po pasterzach nie spodziewa się niczego dobrego, perspektywa pszenicy wydaje się jedną z ratujących nadzieję opcji. W ostatnich tygodniach, na przykład, znalazłam cztery pszeniczne kłosy.

Kłos pierwszy: DOTKNIĘCI

Drugie spotkanie osób skrzywdzonych w Kościele. Spotkanie, które podobno nie miało prawa się odbyć – tak przynajmniej powtarzano tym, którzy w przeszłości próbowali podobne wydarzenia organizować. Spotkanie, przed którym niektórych uczestników ostrzegali nawet delegaci diecezjalni, nazywając je „niepotrzebną celebracją własnych ran”. Spotkanie, na którym mimo wszystko pojawiło się, po raz kolejny, ponad 20 osób. Ludzi, którzy – na złość własnym historiom – oddychają, żyją, kochają.

Kiedy podczas jednej z Eucharystii słuchałam śpiewu pokrzywdzonych – pełnego nadziei na to, że Bóg odnowi ich połamane serca – przemknęła mi przez głowę myśl, że na całym świecie nie ma nic bardziej przepełnionego sensem niż TE słowa wyśpiewane przez TYCH ludzi w TYM czasie: „Przyjdź jak deszcz, Panie nasz / obmyj gorycz, żal i ból. / Pozwól dziś / niech nadzieja kwitnie w nas. / To, co złe zniknie gdzieś / nowy dzień nastaje już”.

Po spotkaniu w Żarach kilkunastu jego uczestników utworzyło na jednym z komunikatorów grupę o wymownej nazwie: Serce Kościoła. Mają rację. Jeśli nie bije ono w nich, to nie wiem już sama, gdzie indziej miałabym go szukać.

Kłos drugi: BISKUP

Ważny, a jednak najzwyklejszy na świecie. Na ingresie w Sosnowcu zwróciły moją uwagę drobnostki: nikt z przybyłych nie wyjechał głodny, ordynariusz zdążył przez ostatnie sześć tygodni porozmawiać ze wszystkimi duchownymi w diecezji, w katedrze zaraz za biskupimi rodzicami siedzieli matka i ojciec zamordowanego diakona, którym zresztą hierarcha poświęcił część kazania. Na tym samym kazaniu mówił on o skrzywdzonych, z którymi chce odnawiać Kościół, ale też o sprawcach przebywających w więzieniach, na których Bóg nie przestał mieć nadziei.

Balonik, który niektórzy próbowali podczas ingresu na siłę pompować, pękł zupełnie, kiedy na prośbę biskupa Artura wszyscy zgromadzeni zwrócili się do siebie nawzajem, mówiąc: Witaj, Ekscelencjo! W końcu w najwyższej godności – tej wynikającej z daru chrztu – wszyscy w sosnowieckiej katedrze byli sobie równi. Jak dobrze, że dla gospodarza było to oczywiste.

Kłos trzeci: WITNICA

Ciągnąca się absurdalnie długo sprawa księdza Stanisława R., która sama w sobie zasługuje na oddzielny artykuł, znalazła dzięki niezłomności pokrzywdzonych sensowne zakończenie. Choć wyrok złagodzony po drugim rekursie przez Stolicę Apostolską jest niewspółmierny do winy sprawcy, osłodą w tej goryczy wydaje się fakt, iż w wyniku spotkania ze zranionymi biskup zielonogórsko-gorzowski zdecydował się na odprawienie w Witnicy – mieście, w którym przez wiele lat posługiwał ksiądz R. – specjalnej Eucharystii.

„W poczuciu bólu i wstydu staję tu dziś przed wami, jako człowiek wiary, jako kapłan, jako biskup, aby powiedzieć, że w naszej diecezjalnej łodzi, ten dramat wewnętrzny niewiary uderzył w miłość, uderzył w Boga. Jestem tu, by przeprosić i powiedzieć, że były sytuacje kiedy zawiedliśmy, kiedy w waszej diecezjalnej rodzinie triumfowała niewiara, pokusa i przestępcze działanie” – mówił biskup Tadeusz Lityński. Tydzień wcześniej w całym dekanacie podczas ogłoszeń parafialnych odczytana została informacja jasno nazywająca winę sprawcy.

Zdaję sobie sprawę, że tego typu działania powinny być w Kościele normą. Co więcej – nie wiem, czy ordynariusz zielonogórsko-gorzowski zdecydowałby się na nie gdyby nie działający w tej sprawie wytrwale i odważnie pokrzywdzeni. Kłosem pszenicy w kąkolu jest więc dla mnie nie tyle poprawne zachowanie ze strony Kościoła, ile raczej waleczne serca i sprawczość tych, którzy doznali ze strony ks. R. przemocy.

Kłos czwarty: LISTY

A skoro już o walecznych sercach mowa, nie sposób nie zauważyć 46 pokrzywdzonych piszących wspólny list do Rady Stałej KEP. Trudno również nie dostrzec, że odpowiedź biskupów różni się od poprzednich. To jeden z niewielu przypadków, kiedy hierarchowie wydają się nie tyle „pochylać nad owcami”, co decydować na partnerską rozmowę.

Propozycje rozwiązań dotyczących postulatów kierowanych w stronę KEP przez sygnatariuszy listu są, rzecz jasna, nieidealne i z pewnością staną się przedmiotem dalszych rozmów między stronami. Jeden symboliczny szczegół wydaje się jednak wart zauważenia już teraz: o ile w listopadzie zeszłego roku skrzywdzonym udało się na zebranie plenarne KEP przesłać jedynie talerz, o tyle za kilka miesięcy pojawią się na takim spotkaniu osobiście.

Wesprzyj Więź

Czy te kłosy pszenicy, które dostrzegam w ostatnich tygodniach, sprawiają, że przestaję widzieć chwast? Nie. Chwastu jest tak dużo, że, jak się zdaje, jeszcze bardzo długo w kontekście sytuacji osób pokrzywdzonych w Kościele plusy nie mają szansy przesłonić nam minusów. Kąkol i zboże rosną jednak obok siebie – zauważanie i docenienie tego drugiego bez cynizmu i narzekania na jego nikłość i marność (szczególnie w porównaniu do chwastów) dobrze robi zarówno mojej nadziei, jak i tym, którzy poświęcają temu polu dużą część swojego życia.

Może się bowiem okazać, że to właśnie dzięki pracy tych, którzy nie zwątpili, czas żniw okaże się radosny.

Zranieni w Kościele

Przeczytaj też: Bunt nastolatka czy decyzja dorosłego? Odpowiedź na list do Matki-Kościoła

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.